12-20 grudnia 2001

Przyjazd do Polski Grigorija Kanowicza, pisarza. Odbywały się spotkania autorskie, których przebieg był następujący:

– 14 grudnia 2001 r. – Lublin. Spotkanie odbyło się w Akademickim Centrum Kultury "Chatka Żaka" przy w ramach III Międzynarodowych Dni Flmu Dokumentalnego "Rozstaj Europy". 
– 17 grudnia 2001 r. – Warszawa. Pierwsze spotkanie odbyło się w salonie PEN - Clubu, ul. Krakowskie Przedmieście 87/89; drugie w Żydowskim Instytucie Historycznym. 
– 18 grudnia 2001 r. – Kraków, Klezmer-Hoise. 
– 19 grudnia 2001 r. - Białystok, w Centrum Kultury Prawosławnej. 
– 20 grudnia 2001 r. – Sejny, Biała Synagoga, Ośrodek "Pogranicze - sztuk, kultur, narodów" 

Artykuły prasowe: 
Monika ŻmijewskaKanowicz w Białymstoku, "Gazeta Wyborcza" (Białystok) 20.12.2001 
Spotkanie z Kanowiczem, "Przegląd Sejneński" nr 12/2001

Kanowicz w Białymstoku 

Dziwili się wszyscy: dlaczego stary, mądry Żyd, pisarz, od półwiecza żyjący na Litwie, gdy ta odzyskuje niepodległość - wyjeżdża do Izraela? 

- Bo prawdziwy pisarz jest zawsze na emigracji - tak mówił o sobie wczoraj w białostockim Centrum Kultury Prawosławnej Grigorij Kanowicz, znakomity pisarz, poeta, autor słynnych "Świec na wietrze". Osiadły od sześciu lat w Izraelu, przyjechał na zaproszenie sejneńskiego Wydawnictwa Pogranicze z okazji wydania swej najnowszej książki pt. "Nie odwracaj twarzy od śmierci". 

Jednak o tej książce Kanowicz nie opowiadał. Mówił o sobie, o literaturze i o czasach, gdy mieszkał w Wilnie. Również o Polsce, którą odwiedza po raz piąty. 

- Kocham ten kraj. Przyjeżdżam tu z miłości. I nie są to puste słowa. Kilkadziesiąt lat temu Polska była dla mnie okienkiem do Europy. To, czego nie mogłem przeczytać po rosyjsku - bo wydanie czegoś nieprawomyślnego, jak choćby "Komu bije dzwon", było zabronione - czytałem po polsku. Potem już czytałem Mickiewicza w oryginale. Języka nauczyłem się sam - wstyd się teraz przyznać - ale na "Trybunie Ludu". Nie było innej gazety - mówił z humorem Kanowicz. 

Swoje książki napisał po rosyjsku. Bo w języku swoich ojców nie mógł - takich książek nikt wydawać nie chciał. 

- Rosłem w państwie, gdzie żydostwo autentyczne było zabronione. Stałem przed dylematem - pisać po litewsku? Rosyjsku? Czy do szuflady? - mówił wczoraj Kanowicz. Jego sagi o życiu Żydów, zamieszkujących kiedyś wsie i miasteczka Wielkiego Księstwa Litewskiego - pełne smutku, ale i pogody - krytykom przypominają twórczość Juliana Stryjkowskiego. Takie porównanie padło też wczoraj. 

- Podobny do Stryjkowskiego? To dla mnie wielki komplement - odparł Kanowicz. W jego książkach powracają wątki autobiograficzne. Jak choćby motyw krawca. 

- Mój ojciec był krawcem. Bardzo pięknym człowiekiem. Szył dla Polaków, Żydów, Litwinów. Całym światem była dla niego igła. Chciał, bym został adwokatem lub doktorem. O pisarzach miał kiepskie zdanie. Krzyczał: "pisanie to nie żydowskie zajęcie, pisarze w więzieniach siedzą". Ale ja zostałem pisarzem. 

Monika Żmijewska 
"Gazeta Wyborcza" Białystok" 20.12.2001