Adam Bartosz - Cygan Bardziej Niż Honorowy, czyli Cygan Podejrzany. O Jerzym Ficowskim.

Adam Bartosz - Cygan Bardziej Niż Honorowy, czyli Cygan Podejrzany. O Jerzym Ficowskim.

Cyganów oskarża się - o czym powszechnie wiadomo - o wiele niegodziwości. Od porywania dzieci (to w średniowieczu i później) po szkodzenie narodowi polskiemu przez sam fakt istnienia pośród tego Narodu (to dziś, w kręgach wymawiających słowo naród drukowanymi literami - NARÓD, tak właśnie). Oskarżenie to jest tak mocne, że przechodzi z samych Cyganów na ich otoczenie, także na osoby w ich otoczeniu przebywające, zwłaszcza jeśli przebywają w tym otoczeniu dobrowolnie, czy - tym gorzej - kierując się zaciekawieniem lub sympatią (to najgorzej). Osobą, która tezę powyższą ilustruje niezwykle bogatymi przykładami ze swego żywota jest Jerzy Ficowski. Wrósłszy w kulturę Cyganów, stając się niemal jednym z nich, znalazł się w kręgu ludzi podejrzanych, oskarżonych o różne niegodziwości, niekoniecznie z tradycyjnym katalogiem niegodziwości cygańskich związanych. Jako renegatowi, poczęto przypisywać czyny i zachowania, na które prawdziwy Cygan nie potrafiłby się zdobyć.

Również Cyganie, poznawszy go bliżej, poczęli przypisywać mu skłonności i zamiary godne napiętnowania. Bowiem nie będąc Cyganem znał język ich i obyczaj, ponadto pisał o nich - co równoznaczne było ze zdradą, wypowiadał się o nich i w ich imieniu, co - zwłaszcza dziś, przez młodych liderów cygańskich - traktowane jest jako rzecz niedopuszczalna, zabroniona gadziom. Podwójnie Podejrzany, obustronnie Oskarżony. Niektórych oskarżeń byłem świadkiem, innych - współautorem, od innych jeszcze - próbowałem Go wybronić. 

Podejrzany Cyganolog. 
W końcu lat 60 moja ścieżka studenta-etnografa zawiodła mnie do Cyganów. Chcąc o nich nieco się dowiedzieć, bo pierwsze kontakty zafascynowały młodego ba-dacza–odkrywcę, sięgałem do Ficowskiego “Cyganów na polskich drogach” (1965). Jakże męczyły mnie, zwłaszcza pierwsze rozdziały tej wielkiej monografii, poświęcone ich genezie i historii. Ogromne mnóstwo szczegółów, dat, faktów, jakie usiłowałem sobie utrwalić, powodowały zupełny mętlik.

Bardziej interesujące były rozdziały traktujące o obyczajach. Podane były jednak odmiennie, niż w fachowej literaturze etnologicznej, którą syciły się studenckie umysły. Były to jakieś bardziej reportażowe opisy, niż próba syntetycznego przedsta-wiania obrazu kultury, jak to zwykli podawać rasowi badacze.

Pierwsza wątpliwość co do rzetelności tych faktów zrodziła się w trakcie ich konfrontacji z terenową rzeczywistością. Badani przeze mnie Cyganie z wiosek podtatrzańskich nie znali wielu terminów, zwyczajów, nazw, a rzeczy nazywali na ogół inaczej. Nie mogłem pojąć, że tak dokładnie opisane przez Ficowskiego skalania, instytucja magerdo, to u tych Cyganów tylko puste słowa. Zrozumiałe, ale nie tak znaczące. To pogłębiło moje podejrzenia co do prawdziwości opisów, a zwłaszcza aktualności zjawisk przez Ficowskiego opisanych. Domyslać się zacząłem, iż opis dotyczy zjawisk tak zaprzeszłych, że nie wartych uwagi badacza terenowego.

W wątpliwościach utwierdził mnie prof. Tadeusz Pobożniak, na którego wykłady zacząłem chodzić, a który o Ficowskim wyrażał się z wyraźnym lekceważeniem. A kiedy w maleńkiej książeczce Profesora (“Cyganie”, seria “Nauka dla wszystkich”, Kraków 1972) wyczytałem zdanie “Obecnie cyganologią zajmuje się literat J. Ficowski....” - pojąłem w czym rzecz. On był tylko literatem! Ten “literat” w zdaniu uczonego profesora był wyrazem najwyższego lekceważenia. A więc to literat, a nie naukowiec. Od tego czasu poczułem się lepiej i pewniej, jako badacz, który ma z “prawdziwymi” Cyganami do czynienia, a bada ich metodami “naukowymi”, wśród których “obserwacja uczestnicząca” należała do najefektywniejszych i najprzyjemniejszych.

Mój wizerunek “literata” Ficowskiego nieco burzył jeden z moich “informatorów”, którym był stary kowal cygański z Jurgowa - Walenty Gil. Kiedy mu wspomniałem o Ficowskim, odezwał się z dumą “chodził tu do nas ten Fitoski, a nawet do książki dał moją fotografię z medalem, co mi go Cyrankiewicz przypiął”. Wtedy dowiedziałem się o pierwszym wydaniu książki (“Cyganie polscy” 1953), gdzie między stronami 192 a 193 Walek Gil dumnie patrzy w obiektyw, prężąc pierś ze Srebrnym Krzyżem Zasługi.

Mimo wszystko jednak, z powodu braku rzetelnych przypisów i zbyt osobistego traktowania tematu, Ficowski nie wydawał mi się autorytetem. Ale jednak swoją wielką pracę dyplomową o Cyganach wysłałem mu z prośbą o zrecenzowanie. Byłem z niej niezwykle dumny a mój promotor, który wraz ze mną (on z oddali) “odkrywał” Cyganów, w tej dumie mnie upewniał. Wysłanie 100 stron opisów mojej ciężkiej harówki terenowej, miało na celu zyskanie potwierdzenia wartości tego dzieła, przez bądź co bądź autorytet. Kiedy przesyłka nie wracała po kilku tygodniach z entuzjastyczną oceną (oczekiwałem jej na piśmie, a jakże!), zaniepokojony promotor, już mój przyjaciel, uświadomił mi, jak niebezpieczny to był krok i nierozważny: “On gotów materiał wykorzystać i opublikować!” - ogłosił. Czym prędzej, w formie dość zdecydowanej poprosiłem o zwrot mojej pracy. Wróciła. Bez słowa. Bez recenzji. Jakiejkolwiek.

Kiedy później przyszło mi czytać dziesiątki takich prac, zrozumiałem, że Ficowski pewnie w ogóle nie przekartkował mojej solidnie zrobionej pracy dyplomowej. Bo i po co? A w miarę pogłębiania studiów nad Cyganami, coraz częściej do Jego monografii sięgałem i coraz częściej, z coraz większym zadziwieniem i szacunkiem konstatowałem (a zgodni z tym byli i są moi koledzy po fachu), że czegokolwiek dotknąć w tej materii, zawsze coś na ten temat u Ficowskiego już było wspomniane. On to wiedział przed nami. Tak rósł jego autorytet i trzeba było lat, przeczytanych książek, wypraw badaw-czych - by się upewnić do końca - On był tam przed nami. 

Podejrzany Politycznie. 
W 1979 r. w tarnowskim Muzeum zorganizowałem ogromną wystawę “Cyganie w kulturze polskiej”. To były czasy, kiedy zgodę na otwarcie wystawy, nawet archeologicznej, numizmatycznej, filatelistycznej, starych obrazów, lalek itp. - wydawały Urzędy Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk - czyli Cenzura. Fantazji mojego ówczesnego szefa oraz stępiałej czujności miejscowego komitetu PZPR zawdzięczam, że w ogóle wydano zgodę na zorganizowanie wystawy. Przed jej otwarciem pani Bożenka z Cenzury przeszła się po salach i jak zwykle dotąd, zgodę podpisała.

Odbyło się piękne otwarcie, z cygańską muzyką, notablami - a bohaterem dnia był Jerzy Ficowski wraz ze swą piękną małżonką Elżbietą. Wtedy to po raz pierwszy się zobaczyliśmy. Cyganie zgromadzeni na wernisażu witali Go z wielkim szacunkiem. A On poproszony przez dyrektora Muzeum - przemówił do zebranych. Przemówił po cygańsku kilka zdań, skierowanych wprost do Braci-Cyganów. Było uroczyście, wzruszająco i tajemniczo. Bo nikt (poza Cyganami) nie rozumiał. Zaraz po mowach, zanim udaliśmy się na obiad do jedynej wówczas tarnowskiej Piwnicy (teraz jest ich kilka) - zostałem poproszony do gabinetu dyrektora. A tam, jeden z sympatycznych przyjaciół Cyganów, pochylony nad małym taśmowym magnetofonem - słuchał. Miał nagrane wystąpienie Ficowskiego. Kiedy dziś o tym wspominam, jestem pełen zdumienia i podziwu dla tajniaków. Wtedy nagrać z ukrycia mówiącego na wernisażu, to była nie lada sztuka. Nie było wszak mikro-kasetowych dyktafonów! Pan uprzejmie zapytał: “Czy może nam pan przetłumaczyć co Pan Ficowski mówił?” Spróbowałem zrozumieć. Były to zwykłe pozdrowienia. Życzenia szczęścia i zdrowia dla wszystkich, dla rodzin etc. Powiedziałem, że to są życzenia, choć nie wszystko wtedy zrozumiałem. Takie ogólne wyjaśnienie jednak panu tajniakowi nie wystarczało. Do gabinetu został poproszony miejscowy Cygan, aktywny działacz Stowarzyszenia Cygańskiego. Poproszono go, by przetłumaczył każde słowo Ficowskiego. “Wie pan, chcemy wiedzieć, czy Pan Ficowski czegoś złego nie mówił, może by się ktoś obraził...” itp. Stary Cygan tłumaczył z wysiłkiem, bo taki zabieg zawsze kosztuje wiele wysiłku, zwłaszcza, jak ktoś dopytuje o każde słowo. Zaczął się plątać, poprawiać, tłumaczyć, że to tak, albo inaczej, ale właściwie to są pozdrowienia dla Cyganów... W końcu dali mu spokój.

Nic wtedy nie wiedziałem, jak mocno Ficowskiego osaczała milicja, że jego przyjazd do Muzeum był śledzony, że każdy jego krok znany był milicji. Nawet wtedy tego nie kojarzyłem, kiedy przesłuchiwano jego wypowiedzi cygańskie. Ot, zwyczajna milicyjna dociekliwość - myślałem. Tak się wtedy o tych sprawach myślało - jeśli się nie siedziało w Konspirze. A tych była przecież garstka.

A kiedy już mi było wiadomym, że Ficowski, to nie tylko literat, któremu nie wolno publikować, poeta, który nie może publicznie czytać swych wierszy, ale że to cyganolog konspirator, wróg ustroju, wtedy dostałem od Jerzego Ficowskiego powielaczowe wydanie zbiorku poezji (wyd. podziemne Aneks) gdzie pośród innych wierszy, był i ten o Cyganie. Dedykacja na pierwszej stronie tomiku była bardzo wzruszająca. Długo ten zeszycik znajdowałem na półce z najmniejszymi formatem książkami, aż teraz, szukając go w trakcie pisania tego eseju – nie znalazłem. Czyżbym go włożył gdzie indziej? Przecież niedawno pokazywałem go Magdzie i Michałowi – moim dzieciom, z dumą pokazując podziemne wydanie z czasów, kiedy oni byli niemowlętami. A był to czas, kiedy Ficowski był najbardziej Politycznie Podejrzany .

Dla Muzeum tarnowskiego ta sytuacja miała niespodziewanie pozytywny efekt. Otóż mający zakaz publikacji pisarz, a więc pozbawiony jakichkolwiek środków utrzymania, zdecydował się odsprzedać nam swój wóz cygański, który od czasu Wielkiego Postoju po 1964 r. stał na Jego podwarszawskiej działce. I jeszcze przez kilka lat po ustawieniu tego wozu na muzealnym podwórzu w załomach sfatygowanej papy, którą wóz był kryty, widzieć się dało uschnięte szpilki sosnowe z ostatniego lasu, w którym wóz się na stałe zatrzymał, a skąd przywleczono go do Tarnowa. 

Podejrzany Moralnie. 
Swą pierwszą książkę o Cyganach (“Cyganie polscy”) pisał Ficowski w latach Wielkiej Budowy Nowego Społeczeństwa Socjalistycznego. W tym czasie legitymacją dającą pisarzowi przystęp do wydawnictwa była lojalność Linii Partii. Jeśli ktoś nie pamięta, niechaj zajrzy do monografii starożytności, historii sztuki, do podręczników architektury, czy medycyny, a znajdzie tam odpowiednie ustępy ideologicznie uzasadniające fakt napisania książki i jej treści. Niemal każdy, kto wtedy publikował miał świadomość daniny spłacanej na rzecz Ideologii. Choć dodać należy, iż niejednego rewolucyjne zmiany tego czasu fascynowały i wielu (a myślę o postaciach największej miary) uległo złudnym - z dzisiejszej perspektywy - hasłom o wolności, wyrównywaniu krzywd, awansie społecznym, sprawiedliwości dziejowej itp.

W swej książce Ficowski zawarł rozdział o wspaniałej drodze Cyganów do Nowego Życia w Polsce Ludowej. W późniejszych publikacjach szczerze przyznał, iż był to zwyczajowy okup, dla cenzora, dla wydawcy. Ze względów merytorycznych zresztą treści te w żadnej mierze nie umniejszają wartości książki, a już wydanie z 1965 r. zupełnie je pomija.

To jednak wystarczyło, by Ficowski stał się w Czasach Gdy Odwaga Staniała - Moralnie Podejrzanym. Aby oskarżyć Go o to, iż cała Jego działalność wśród Cyganów w latach tuż po wojnie, Jego z nim wędrówki, wymierzone były w cygańską wolność, skierowane przeciwko ich kulturze, swobodzie, motywowane wyłącznie chęcią ich zniewolenia. A dramat Papuszy, zaszczutej przez swych pobratymców, to efekt perfidnej działalności politycznej Ficowskiego, który uczynił z nieświadomej kobiety cygańskiej narzędzie politycznego zniewolenia jej narodu. Takie posłanie niesie z sobą film Grega Kowalskiego (“Historia Cyganki”) - młodego (wówczas-1991) filmowca amerykańskiego, polskiego pochodzenia, który zafascynowany poezją Cyganki, chciał dojść istoty jej tragedii. Udało mu się nakręcić kilka godzin opowieści Ficowskiego, które potem zmontował wielce tendencyjnie, a miejscami nieuczciwie (np. nakładając na obrazy z początku lat 50. teksty poufnych zarządzeń milicyjnych z 1964 r.), kreując swego rozmówcę na głównego winowajcę tragicznego losu Papuszy, który dokonał się ze względów politycznych.

Ze swoich win względem Poetki Ficowski wyspowiadał się w rozdziale zatytułowanym “Falorykta” zamieszczonym w książce “Demony cudzego strachu” (Warszawa 1986), a ona dała mu już wcześniej rozgrzeszenie, czego dowody znaleźć można w licznych jej listach do Braciszka-Sownakuno (Złotego), pisane wówczas, gdy ją swoi wyklęli, odsunęli, gdy została sama, ze swym bólem i obłędem.

Papusza, jej poezja, jej dramat, przyjaźń z Ficowskim, dziś są wątkami historycznymi, a z czasem stają się coraz bardziej legendowymi. Tak przetworzone wątki stały się dziś jednym z elementów wzmocnienia tożsamości Cyganów, jako narodu. Dziś spotykam wielu, którzy z Papuszą wędrowali. Którzy Ficowskiego gościli w taborze. Legenda się utrwala, rozrasta o następne wątki. Jedni opowiadają, jak to młody Ficowski uwiódł młodziutką dziewczynę cygańską i współczują jej. Inni (to głównie starzy Cyganie) spluwają, gdy słyszą jej imię, wyrażając się o niej jako zdrajczyni. Wielu jednak szczyci się dziś cygańską poetką, a rzesze tych, których była ciotką rosną wraz z upływającym czasem. I jak powiedział jeden z poetów zielonogórskich (Zdzisław Morawski), gdyby nie było Ficowskiego, nie byłoby Papuszy! 

Podejrzany o Rasizm. 
Wraz ze wzrostem narodowej świadomości wśród Cyganów, rośnie warstwa cygańskiej inteligencji, grupa liderów romskich się powiększa, a postawy nacjonalistyczne niektórych z nich znacznie się zradykalizowały. Nie jest to bynajmniej wła-ściwość, która dotknęła jedynie Cyganów. Ruchy nacjonalistyczne czy szowinistyczne dochodzą do głosu w każdej społeczności. A zwłaszcza w społeczności zdezintegrowanej, osaczonej, budującej dopiero zręby narodowej - politycznej tożsamości.

Jednym z elementów budowy tej tożsamości jest lansowany przez liderów cygańskich etnonim Rom, który starają się wprowadzić do języków narodowych. Proces ten napotyka na rozmaite opory natury językowej i obyczajowej. Nie obce te opory są i w środowisku samych Cyganów. Przywykliśmy już, iż media mówią o Romach, którzy się gdzieś spotkali, o Romach, którzy kogoś napadli, o romskich problemach, ale jeszcze trudno oswoić się z terminem Romka w odniesieniu do Cyganki, choć tak ją gramatyczna reguła nazywać nakazuje.

Mają z tym terminem problemy Cyganie niemieccy z grupy Sinti, którzy Cyganów mianujących się Roma mają za coś gorszego, stąd w publicznym użyciu występu-je tam zbitka Sinti i Romowie (w tej właśnie kolejności). W Wielkiej Brytanii Romami zaczęto nazywać wszystkich, których dotąd zwano Gypsy, a więc wszelkich koczowników. I oto okazało się, że ten politycznie poprawny termin nie należy się wszystkim. Bo pośród rozmaitych Gypsies są prawdziwi Cyganie, prawdziwi Romowie, pure Roma. Mimo tych wszystkich komplikacji, politycal correctnees nakazuje aby zapomnieć o Cyganach, mówić zaś o Romach.

Tymczasem niewątpliwy autorytet i przyjaciel Cyganów - Jerzy Ficowski bez zająknięcia wszędzie publicznie mówi - co prawda wielce pozytywnie i serdecznie – ale o Cyganach. Wielu to irytuje. Zwłaszcza młodych działaczy, którzy jeszcze przed kilkunastu laty nawet nie pomyśleli, że w języku polskim, niemieckim, czy innym można użyć cygańskiego terminu. Dziś to traktują jako oczywistość i nakaz dla wszystkich. Warto jednak dodać, że starsi Cyganie z trudnością się przełamują, traktując takie wyrażenia za dziwoląg i nie widząc niczego obraźliwego w słowie Cygan, z którym urodzili się i wychowali. Nb. najusilniej lansowali początkowo takie nazywanie Cyganów (Romami) rozmaici cyganofile i działacze zbliżeni do środowisk cygańskich (ja w tym także mam niemałe zasługi).

Niejednokrotnie Cyganie zżymali się na Ficowskiego o tych Cyganów. Do publicznego zakwestionowania tej formy doszło w Gorzowie w czasie spotkania autorskiego Mistrza w 1997 r. Młodzi działacze cygańscy z Niemiec (polskiego pochodzenia) dość mocno się obruszyli na Ficowskiego, pytając dlaczego konsekwentnie mówi o Cyganach, skoro oni są Romami. Tylko sława cyganologa i pisarza powstrzymywała ich przed ostrzejszym wystąpieniem, co widać było po ich cichych komentarzach.

I mimo, iż Ficowski zbył ich krótkim wyjaśnieniem, mówiąc, że z Cyganami zawierał przyjaźnie, Cyganów nadal ma za przyjaciół i mówiąc o Cyganach ani na moment nie traktuje tej nazwy za obraźliwą, działacze nie poczuli się usatysfakcjonowani. Dla nich takie traktowanie Cyganów, to przejaw rasizmu, albo co najmniej etnicznej niechęci. 

Podejrzany Poeta. 
Kiedy Julian Tuwim i inni znawcy poezji zachwycili się wierszami Papuszy, tłumaczonymi przez Ficowskiego, zrodziły się tu i ówdzie wątpliwości co do ich autorstwa. Ponoć, kiedy ukazały się te wiersze w przekładach na języki zachodnie, powątpiewano by Cyganka z wewnętrznej potrzeby pisała wiersze, w których doszukiwać się można patriotyzmu, a w każdym razie przywiązania do ziemi ojczystej.

Wątpliwości te od czasu do czasu odżywały. Wszak jedynym posiadaczem rękopisów Papuszy był sam autor przekładów. Co prawda w monografii z 1964 r. opublikował faksimile jednej stroniczki jej rękopisu, ale fachowcom-sceptykom to było za mało. Chodziły słuchy, że sam poeta jest autorem tych “cygańskich” wierszy. A najpewniej ostateczny kształt tekstom Cyganki, które dzięki temu stały się prawdziwą poezją, nadał drogą tłumaczenia na polski. Podejrzenia te zdecydowanie odrzucili, zarówno lingwista polski Andrzej Lewkowicz, jak też poeta-lingwista rosyjski Leksa Manuš (obaj pochodzenia cygańskiego). Studiując dostępne fragmenty tekstów Papuszy i porównując je z ich przekładami, stwierdzili ich absolutną wierność. Nigdy też nie powątpiewali w autentyczność samych rękopisów Cyganki.

A w 1996 r. całość spuścizny po Poetce trafiła do Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Gorzowie Wielkopolskim. Dziś wszystkie rękopisy Bogusławy Wajs są dostępne badaczom, można je weryfikować na wszelkie sposoby. A znajomość cygań-skiego, którą posiadło wielu nie-Cyganów, pozwala na dokładną weryfikację tłumaczeń.

Ostatnim, który takiej weryfikacji dokonał, jest wybitny znawca języka romani, znający też doskonale język polski - Marcel Courthiade (Kortiade) - pochodzący z Prowansji, którego ojciec był Cyganem kastylijskim. Marcel tłumaczy poezję Papuszy na różne języki, zachwycając się jej wartościami literackimi, a przekłady Ficowskiego uważa za szczególnie interesujące . Może dość tych podejrzeń i oskarżeń? Było ich wszak więcej. Posądzano Ficowskiego, że jest Cyganem. Cyganie podejrzewali Go (i nadal podejrzewają) o romans z Papuszą, a kiedy nie chciał sfałszować książki konia (taki koński dowód osobisty) podejrzewali, iż łże mówiąc, że jest pisarzem. O co Go podejrzewali i oskarżali funkcjonariusze SB – oni tylko sami wiedzą. 
A ja podejrzewam, że jako Poeta, całe swoje życie po prostu wymyślił. 
A więc - ad multos annos Sownakuno

Opinia M. Courthiade wydała mi się godna przytoczenia w całości. Zachowałem oryginalną pisownię jego listu, którego język – jak zawsze gdy Marcel pisze w pośpiechu (e-mailem) – jest nieco odległy od poprawnej polszczyzny, ale właśnie przez ów “smaczek” lingwistyczny, wart publikacji: ”à propos Ficowskiego, sadze, ze moglbym napisac, cos w tym rodzaju: Nie mozna powiedzic, ze Ficowski "przetlumaczyl" Papusze na polski, lecz raczej zrobil przepiew (nie wiem czy takie slowo w polszczyznie istnieje, ale ja je wzialem ze serbochorwatskiego). On potrafil przemawiac do polskiego czytelnika w sposob najbardziej przystosowanym dla tego czytelnika, biorac pod uwage bardzo wysokie wymagania formalne. Rozni sie npr. od tlumaczen Saimira Milego, ktory jest bardziej wierny ale jednak bez wdzieku. Dobre tlumaczenie, jak mowiono, to napisac w jezyku X to, co autor z jezyka Y by sam napisal, gdyby byl z jezyka X. Prawdopodobnie, gdyby Papusza byla tylko z jezyka X (polskiego) i pozbawiona wszystkich zbiegow okolicznosci, co doprowadzily do jej spotkania z Ficowskim, pewnie nic by nie napisala, wiec pod tym wzgledem, tlumaczenie wierne bylo by po prostu "NIC". Natomiast Ficowskiemu sie udalo przekazac, do czytelnika zupelnie odmiennego pod wzgledem kultury tekst ulozony w glowie Papuszy, ani go przekladajac doslownie, ani przystosowywujac do nowego jezykowego srodka przekazu, lecz chodzac po linii najbardziej przekonywujacego kompromisu, i to w sferze polskiej kultury. To nalezalo przetlumaczyc w sposób bardziej papuszowski, korzystajac z ubostwa jezykowego autorki, jako srodka poetyckiego. To trzeba zmierzyc starannie, nie tylko zaleznie od jezyka do ktorego sie przeklada, lecz rowniez zaleznie od publiki, do kogo sie ma zamiar przekazac teksty. Polacy sa niemalze jednolito cwiczeni do wymaganych standardow literackich i w zwiazku z tym nietolerantni, i Ficowski do tego sie przystosowywal”. 

Tekst przygotowany na Uroczystości przyznania Jerzemu Ficowskiemu tytułu "Człowieka Pogranicza"