Donatas Puslys, K. Czyżewski: Ważne jest nie zacieranie granic, lecz budowanie mostów ponad nimi.

Donatas Puslys, K. Czyżewski: Ważne jest nie zacieranie granic, lecz budowanie mostów ponad nimi.

Rozmowa Donatasa Puslysa z Krzysztofem Czyżewskim " Ważne jest nie zacieranie granic, lecz budowanie mostów ponad nimi" cz. II dla portalu internetowego Bernardinai.lt / 6 czerwca 2016 r.

Kiedy latem odwiedziłem Krasnogrudę, znajdująca się niedaleko granicy polsko-litewskiej Fundacja Pogranicze zgromadziła istną wioskę budowniczych mostów. Mieszkańcy okolic wraz z gośćmi z innych regionów Polski, z Litwy, z Izraela, a nawet z Erytrei krzątali się na różnych warsztatach, żeby na koniec przygotować wspólny spektakl. Obserwując efekt całego tego trudu – imponujące Misterium Mostu, oplecione wierszami Czesława Miłosza – pomyślałem jednak, że ważny jest nie tylko efekt, lecz również droga, która do niego prowadziła. A drogę tę wytyczyła wspólna praca, która stała się mostem łączącym narody, kultury, pokolenia.

Ze współzałożycielem Fundacji Pogranicze, Krzysztofem Czyżewskim, rozmawialiśmy o niewidzialnych barierach, dzielących nasz region, Europę, świat, o mostach, które trzeba budować ponad tymi barierami po to, żeby ludzie mogli się spotkać, poznać się wzajemnie, oraz o wspólnej pracy, która jest w stanie jednoczyć bardziej niż natchnione przemowy i deklaracje.

Często mówi pan o niewidzialnych mostach, które połączyłyby różne narody, różne kultury, religie. Skoro jednak mówimy o niewidzialnych mostach, możemy mówić także o niewidzialnych barierach, które dzielą ludzi i ponad którym należy budować te mosty. Mury wyrastają między pokoleniami, między narodami, między tymi, którzy żyją tu i teraz a przeszłością miejsca, która nierzadko jest zapominana. Które z niewidzialnych barier najtrudniej pokonać, ponad którymi najtrudniej wybudować mosty?

Budując mosty, należy wziąć pod uwagę wszystkie mury, które wyrastają między ludźmi. W takiej pracy niczego i nikogo nie można zlekceważyć. Co różni budowniczego mostu od dyrygenta orkiestry czy reżysera teatralnego? Ci ostatni dobierają ludzi do zespołu, poza tym istnieją specjalne szkoły kształcące muzyków i aktorów. Ludzi tych można oceniać, stwierdzać, że jeden lepiej opanował grę na instrumencie lub lepiej wciela się w postać. Tymczasem budowniczy mostu nie może sobie na to pozwolić. Nie może powiedzieć, że jakiś człowiek jest mile widziany na budowie, a inny nie. Trzeba włączyć wszystkich. Jeśli pozwolimy, żeby ktoś został wykluczony, obojętnie w jakiej formie to wykluczenie się przejawia, mostu nie zbudujemy.

Oczywiście, można powiedzieć, że dążenie do zaangażowania wszystkich jest utopią, nawet mrzonką. Można powiedzieć, że ludzi zawsze będą dzielić jakieś mury. Z biegiem czasu odkryjemy mury, które pojawiły się niedawno, albo takie, na które wcześniej nie zwracaliśmy uwagi. Jednak dążenie do zaangażowania czy włączenia wszystkich jest w naszej pracy kluczowe. Budujemy mosty nie po to, żeby poprzestać na zastanych podziałach, jesteśmy po to, żeby próbować przedostać się na drugi brzeg – a także żeby powrócić do siebie.

Właśnie dlatego, mówiąc o naszej fundacji, używamy pojęcia „pogranicze”, „krainy pogranicza” (borderland), a nie „granica” (borderline). Czasami trudno jest objaśnić tę różnicę naszym anglojęzycznym przyjaciołom: polega ona na tym, że chodzi nie o granicę - barierę, która dzieli dwie społeczności, lecz o społeczność z granicami przebiegającymi wewnątrz. Powiedziałbym, że na pograniczu nie ma granic zewnętrznych. Granice są w nas. Dlatego trzeba budować nad nimi mosty. Właśnie: budować mosty, a nie: zacierać granice. Granic nie można zatrzeć. Nie wierzymy w utopijną ideę, że możliwe jest ujednolicenie całego świata. uważamy, że musimy żyć ze swoimi granicami, z tym, co nas różni, nawet ze swoimi konfliktami, ale powinniśmy budować mosty, żebyśmy nauczyli rozumieć się nawzajem, żebyśmy mogli się porozumieć, żebyśmy potrafili zaakceptować siebie nawzajem takimi, jacy jesteśmy, żebyśmy posiedli sztukę życia razem.

Co do granic najtrudniejszych do pokonania, chciałabym podkreślić, że nie chodzi tu już o granice między państwami, niezależnie od tego, jak to wyglądało na początku naszej pracy, lecz o granice kulturowe, które stają się coraz bardziej wyraźne. Coraz rzadziej mamy do czynienia z konfliktami na tle narodowościowym, za to obserwujemy coraz więcej antagonizmów i konfliktów o podłożu kulturowym. Myślę, że wojny kultur są bardziej niebezpieczne niż wojny państw. Mogą wybuchnąć na twoim własnym podwórku, w twojej rodzinie, w twoim sąsiedztwie. Widzimy dziś wciąż pogłębiające się podziały wśród nas samych – wśród Polaków, wśród Litwinów, w rodzinach. Zaostrzają się także relacje między państwami narodowymi.

Dla nas, podobnie jak dla budowniczych mostów, podstawowym wyzwaniem nie jest zajęcie pozycji po którejś stronie frontu, utożsamienie się z którąś ze zwaśnionych stron czy uznanie innych za idiotów albo drani. Nasze zadanie to szukanie „tkanki łącznej”, tworzenie społeczeństwa, przestrzeni dialogu, przestrzeni wymiany, przestrzeni wspólnej. Nasz cel to szukanie alternatywy dla cienkich linii frontów ideologicznych, które dziś tak często pętają ludzi. Wie pan, jak to jest: jeśli radykalna prawica urośnie w siłę, to jest niemal pewne, że wkrótce pojawi się radykalna reakcja na radykalną prawicę. Jednak pytanie jest takie: czy ta nowa frakcja będzie kierowała się empatią, czy będzie dążyła do podkreślenia harmonii, czy będzie dążyła do konsensusu, czy też stanie się po prostu kolejną ideologią, określającą siebie poprzez wskazanie wroga.

Oto nasz cel: nie dopuścić do tego, żeby granice dzielące ludzi stały się granicami ostatecznymi i nienaruszalnymi. Kierujemy się przekonaniem, że mimo wszystko możliwe jest przekroczenie tych granic, że możliwe jest spotkanie w imię wspólnego celu. To nie jest przekonanie, że od razu rozwiążemy wszystkie problemy. Uważamy, że problemy można rozwiązać tylko poprzez wspólne działanie, w dalekiej perspektywie. Wszystko wymaga czasu.

Naszym fundamentem jest kultura solidarności, nieograniczająca się tylko do niepodległości i wolności jednostki. Działałem w podziemiu. Rozpoczynałem wtedy swoją działalność w dziedzinie kultury i sztuki. Walczyliśmy o wolność. Wydaje mi się, że we współczesnym świecie nadal silne jest przekonanie, że kultura jest związana z wolnością – z wolnością państw narodowych, wolnością jednostki, wolnością wyznania. Wszystko to tworzyło naszą kulturę. Jednak po 1989 roku to już nie wystarcza. Myślę, że teraz najważniejszym celem nie jest już dążenie do powiększania wolności osobistej i walka z przeróżnymi tabu. Owszem, to jest wciąż ważne, ale za to, co najważniejsze, uważam życie we wspólnocie, kulturę, która tworzy społeczność. Ważna jest dla mnie ta wolność, która staje twarzą w twarz z Innym i poszukuje wspólnoty, a nie zamyka się tylko we własnym ego.

Czy – odwołajmy się do różnicy, którą Isaiah Berlin wskazał między pojęciami wolności negatywnej i pozytywnej - można byłoby twierdzić, że dziś brakuje właśnie elementu wolności pozytywnej?

Zgadzam się z tym. W praktyce oznacza to, że będąc wolnym człowiekiem, musisz poświęcić własną wolność. Jako wolny człowiek decydujesz, w imię czego ją poświęcisz. Jedyną możliwością zachowania otrzymanej wolności jest tworzenie solidarności, empatii, braterstwa. Wszystko to się łączy. Bez solidarności nie ma wolności. Uświadomił nam to papież Jan Paweł II, który w Polsce działaczom „Solidarności” powiedział: „Nie ma wolności bez solidarności”. A my wywalczyliśmy sobie wolność, ale utraciliśmy solidarność. Dziś jest to główny problem Polski. Można długo mówić o wzroście gospodarczym, o podniesieniu stopy życiowej, ale jest wielu ludzi, którzy doświadczają odrzucenia, zostają pominięci, tej solidarności nie mogą się doczekać. A przecież to oni głosują podczas wyborów. Nasz niepokój budzi to, na kogo głosują. Musimy zrozumieć, że to są ci sami ludzie, którzy walczyli za wolność Polski i Litwy. Oni będą obok nas, nigdzie nie znikną, więc musimy z nimi rozmawiać.

Mosty, które łączyły nas z tymi ludźmi, dziś mogą wydawać się ruinami. A przecież tylko my możemy je odbudować. Myślę, że najlepsi budowniczowie mostów to nie ci, którzy nie doświadczyli zawalenia się mostu, którzy żyją w doskonałym, tolerancyjnym społeczeństwie. Najlepszymi budowniczymi mostów są ci, którzy doświadczyli najgorszego, ci, którzy wiedzą, co oznaczają mosty wysadzone. Wierzę w odbudowę mostów.

Obecnie przeważa u nas myślenie ekonomiczne, które przesącza się we wszystkie dziedziny życia. Kiedy zatem mowa o budowaniu mostów, zaczynamy myśleć według kryteriów efektywności, konkurencyjności, najmniejszych kosztów własnych. Inaczej mówiąc, punktem odniesienia stają się nie ludzie, lecz pieniądze. Niektórzy ludzie zostają w pewnym sensie odrzuceni, bo nie są profesonalistami, być może po raz pierwszy trzymają w ręce narzędzie, nie wiedzą, jak się z nim obchodzić. Poza tym, odnoszę wrażenie, że obecnie zbyt wiele uwagi poświęca się słowom – pięknym pogawędkom, deklaracjom, dźwięcznym hasłom. A przecież wspólna praca w imię wspólnego celu to coś o wiele ważniejszego niż po prostu słowa.

Myślę, że trzeba rozmawiać o jeszcze jednej wartości, którą utraciliśmy we wspólnocie europejskiej - o zaufaniu. Zaufanie jest fundamentem naszej pracy. Wróćmy do samych początków Fundacji Pogranicze – intelektualistom, którzy przybywają do Sejn i okolic, najłatwiej byłoby zajmować się tutejszymi nacjonalistami i antysemitami. Nic prostszego – jeśli jesteś socjologiem, prowadzisz badania, jeśli jesteś dziennikarzem, rozpoznajesz konflikty, kierujesz na nie uwagę społeczeństwa. Ale wtedy traktujesz ludzi jak gdyby z góry – pokazujesz im, że są barbarzyńcami - a oni nie mają żadnej możliwości odpowiedzi. Nie ma przestrzeni, w której mogliby powiedzieć: jesteśmy nie tylko tacy, drzemie w nas także pozytywny potencjał, tak, może obnażyliście naszą słabość, ale to nie jest cała nasza historia. A przecież każdy z nas ma w sobie jakąś słabość, więc zanim rzucimy kamieniem, warto zastanowić się nad sobą, nad tym, jak my zachowalibyśmy się w danej sytuacji.

Bez zaufania nasza praca jest niemożliwa. Bo co to znaczy: zaufanie? To znaczy, że dajesz ludziom, z którymi pracujesz, przestrzeń, w której pokażą się od najlepszej strony. Nie jesteś gospodarzem, który narzuca im miejsca przy stole. Nie, oni określają się sami. Ty z kolei uczysz się słuchając tych ludzi, dając im przestrzeń, w której mogliby się otworzyć. Niedawno obejrzałem film „Złota dama”, film o słynnym obrazie Klimta, który stał się ikoną kultury autriackiej. Okazało się, że prawowitą właścicielką tego obrazu jest mieszkająca w USA kobieta pochodzenia żydowskiego, która uzyskuje możliwość odzyskania swojej własności. Dla mnie w całej tej historii najbardziej interesująca jest rola młodego prawnika, który stara się pomóc kobiecie w odzyskaniu obrazu. On także ma żydowskie korzenie, ale nie wie nic o Holokauście, nie wie nic o historii Austrii. Przyjeżdża do Wiednia i zderza się z dyskryminacją, neosemityzmem, uprzedzeniami. Kontakty z ministerstwem kultury, społeczeństwem austriackim, dziennikarzami stają się dla niego ciężką próbą. Kiedy jest bliski wygrania sprawy, kiedy ma w ręku wszystkie atuty, kiedy może światu pokazać, jacy z tych Austriaków nacjonaliści i niewolnicy uprzedzeń, dokonuje zadziwiającego wyboru. Postanawia nie zwracać się do sądu najwyższej instancji, lecz rozstrzygnąć sprawę przez arbitraż, w którym decyzję podejmą trzej eksperci. Wyobraźmy to sobie: będzie dwóch ekspertów z Austrii, a ty wyznaczysz jednego - czyli już na starcie jesteś na przegranej pozycji. Wszystko jednak opiera się na publicznej debacie, decydują nie prawnicy, lecz naród austriacki. To Austriacy muszą podjąć decyzję. Właśnie to mam na myśli podkreślając rolę zaufania. Tamten prawnik dał ludziom szansę, żeby stali się lepsi. Dał tym ludziom okazję, żeby się otworzyli, podjęli decyzję, wydobyli się ze swojej izolacji, przezwyciężyli swoje uprzedzenia. I ostatecznie – ci ludzie wybrali sprawiedliwość. W naszych kulturach takie sytuacje obecnie zdarzają się bardzo rzadko. Nie tworzymy przestrzeni dla takich wyzwań. Nie ufamy innym.

Martwię się o Unię Europejską, która nie opiera się na zaufaniu. Opiera się na biurokracji, której przekazem jest podejrzliwość: masz obowiązek zrobić to czy tamto, bo my ci nie ufamy. Nawet jeśli realizujesz z sukcesem jakiś projekt, stajesz się wiarygodną instytucją, to inicjując kolejny projekt rozpoczynasz od zera. Nie ma zaufania. Z kolei jeśli nadużyłeś zaufania, w Europie nie stanowi to problemu, bo z jednego projektu przechodzisz do kolejnego, i nikt cię nie obserwuje. To jest tylko przykład tego, co uważam za poważne wyzwanie dla Europy. Nie można narzucać zasady zaufania. Można do niego zbliżać się tylko poprzez pracę u podstaw. Właśnie dlatego tak bardzo podkreślamy rolę małych ojczyzn, powrót do najbliższego otoczenia człowieka. To tu zaczyna się tworzenie zaufania, to tu odbywa się tworzenie centrum świata. Budowanie mostów opiera się przede wszystkim na zaufaniu.

Z języka litewskiego przełożyła Agnieszka Rembiałkowska

 Artykuł w jezyku litewskim na stronie Bernardinai.lt