Granica gdzie rodzi się poezja- "Corriere della Sera", 30 czerwca 2009

Granica gdzie rodzi się poezja- "Corriere della Sera", 30 czerwca 2009

Korzenie. Choć w Białej Synagodze już nie wznosi się modlitw, ponieważ Shoah zabrał prawie wszystkich, słychać starą żydowską muzykę. „Litwo Ojczyzno moja! ty jesteś jak zdrowie. Ile Cię trzeba cenić ten tylko się dowie, kto cię stracił. Dziś piękność twą w całej ozdobie widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie.” Granica polsko-litewska to swoiste laboratorium, w którym zachowuje się język. Tutaj przekazuje się następnym pokoleniom muzykę klezmerską i wspaniałą tradycję yiddish.

1. «Litwo! Ojczyzno moja». Tymi słowami zaczyna się “Pan Tadeusz”, poemat patriotyczny napisany przez wybitnego polskiego poetę-wieszcza, Adama Mickiewicza. Wersy te, napisane w 1834 odznaczają się niezwykłą spójnością ideologiczno-uczuciową; wyrażają uczucie w owych czasach wręcz oczywiste. Mickiewicz, poeta swej uciemiężonej i podzielonej Polski, urodził się na Litwie i tę ostatnią uważał za nieodłączną część Polski, ojczystego miejsca, w którym kochał właśnie jedność swego narodu, tak jak triesteński irredentysta w Trieście kochał jego włoskość. Litwa, jako integralna część Polski była w jego mniemaniu Wielkim Księstwem, którego władanie rozciągało się aż po Morze Czarne, owym przymierzem polsko-litewskim przypieczętowanym wstąpieniem władcy litewskiego, Jagiełły, na tron Polski. Przymierzem, które przetrwało 400 lat, i w którym Litwa, na początku dominująca, stawała się coraz bardziej podporządkowana Polsce, zwłaszcza po podpisaniu w 1569 w Lublinie Unii formalnej obu państw. Także szlachta litewska uległa polonizacji; przyswajała stopniowo język i obyczaje polskie, litewski zaś stał się językiem ubogich chłopów pańszczyźnianych. Litewskie knieje stanowiły dla Mickiewicza oblicze ukochanej, polskiej ojczyzny; podobny stosunek (choć z czasem dużo bardziej skomplikowany) charakteryzował kilku innych wybitnych polskich pisarzy, począwszy od klasyków a na współczesnych Miłoszu i Konwickim kończąc. Oczywiście słowa inwokacji do „Pana Tadeusza” nie mogłyby powstać w dwudziestoleciu międzywojennym, kiedy to Polska odzyskała niepodległość i odebrała Litwie, także już wtedy niepodległej jej stolicę- Wilno, gdzie podczas polskich rządów populacja litewska została zredukowana do zaledwie kilku procent, Litwini opuszczali bowiem Wilno nie chcąc żyć pod polską, jak to odczuwali, okupacją. Należy przy tym wspomnieć o istnieniu grup antynacjonalistów, jak choćby grupy Krajewskich, którzy nadal uważali Wilno za stolicę dawnego Wielkiego Księstwa. Stosunki polsko-litewskie skomplikowały się jeszcze bardziej podczas II wojny światowej: o ile Polacy byli prześladowani zarówno przez nazistów, jak i sowietów, o tyle przez wielu Litwinów okupowanych przez Stalina, który w już w 1940 rozpoczął masowe deportacje, wkroczenie nazistów było świętowane jako wyzwolenie. Nie istniały tu, w przeciwieństwie do Estonii i Łotwy, dywizje SS, istniała jednakowoż obok ruchu oporu, szeroko rozumiana kolaboracja i antysemityzm. W pewnym wywiadzie sprzed kilku lat, Miłosz, głęboko zakochany w swej Litwie, wspominał o trudnych stosunkach pomiędzy polskim ruchem oporu a antyniemieckimi organizacjami litewskimi. Ów zawiły konflikt miał, jak to zwykle bywało na pograniczu słowiańsko-niemiecko- łacińskim (romańskim), charakter totalnej wojny wszystkich ze wszystkimi. Nawet dzisiaj, w dobie wyjątkowo ciepłych stosunków polsko-litewskich, na pomniku poety w Wilnie widnieje napis «Adomas Mickewicius», brzmiący bardziej jak rewindykacja, niż jak hołd ojczystemu poecie. Granice ulegają zmianom, nie tylko w sensie materialnym, ale także duchowym; przesuwają się, znikają, powstają na nowo i zacierają się. Nie bez powodu, jak w czasie konferencji w Sejnach zauważył słusznie Keith Botsford, od średniowiecza mówi się o „znakach granicznych”. Wyładowuje się w ten sposób manię „znaczenia” terytorium i ryzykuje się upodobnienie do psów, jak mu powiedziałem, które bezustannie znaczą swoją własność podnosząc nogę. Kiedy uda się nam poczuć śmiertelność granic, jako względnych, niestałych i przemijających, tak jak ludzie, uda się nam nawiązać z nimi samymi i ze wszystkimi, którzy żyją wokół nich głęboką, ludzką więź. Jeśli zaś wierzymy w ich wieczność, świętość i czcimy je jak bożków stają się śmiertelne w innym sensie: wzywają, powodują i wymagają śmierci. 

2. Fundacja „Pogranicze”, której siedziba znajduje się w Sejnach, blisko granicy z Litwą, to niezwykła, twórcza inicjatywa dialogu, który ma na celu przekształcenie żywotnych, ale potencjalnie niebezpiecznych fermentów typowych dla terenów przygranicznych w spotkanie i we wzajemne ubogacenie. Kierowana z niezwykłą inwencją i oryginalnością przez Krzysztofa i Małgorzatę Czyżewskich, Fundacja organizuje międzynarodowe zjazdy naukowe, tłumaczenia literackie, przyznaje nagrodę „Człowiek Pogranicza” stanowiącej wyróżnienie dla artystów z różnych, także dalekich krajów, którzy wnieśli wkład w promowanie kultury pogranicza, przyznaje stypendia, prowadzi własne, niezwykle aktywne wydawnictwo. To tutaj, na granicy polsko litewskiej, Kresach, żyła i żyje wybitna polska literatura, którą charakteryzuje szczególne otwarcie i która zdobyła światowe uznanie: w przeszłości tworzył tu Mickiewicz, w epokach bliższych nam Miłosz i Konwicki. Sympozjum odbyło się w Białej Synagodze w Sejnach, gdzie nie odprawia się już modłów, ponieważ Shoah praktycznie zupełnie wyniszczył społeczność żydowską w Sejnach, której członkowie w większości zostali wywiezieni do Obozu Zagłady w Majdanku. Przed II wojną społeczność żydowska była tu niezwykle znacząca i teraz, kiedy natrafiam na ślady Morisa Rozenfelda, autora „Pieśni Getta”, o którym napisałem kiedyś krótki artykuł i który wyjechał do Stanów Zjednoczonych, wydaje mi się, jakbym wracał do źródła mojej żywej, choć w sposób nieunikniony powierzchownej, miłości dla wschodniej kultury żydowskiej. Kultura żydowska została wymazana z Sejn tylko pozornie. Wieczorem w Białej Synagodze, Orkiestra Klezmerska z Sejn zagrała niesamowity koncert muzyki żydowskiej, a Małgorzata Czyżewska zaśpiewała wzruszające, tułacze pieśni yiddish i „hiszpańskie” w ladino Żydów z Hiszpanii.Muzyka klezmerska pozwala odżyć na nowo sejneńskiej kulturze żydowskiej, zniszczonej przez shoah i przeszczepionej do Ameryki, przede wszystkim do Nowego Jorku. Fundacja w pewnym sensie zakorzenia ją tu na nowo. Muzykami są w ogromnej większości chłopcy i dziewczęta z Sejn, urodzeni długo po Zagładzie, wielu z nich, aby zarobić na życie, zajmuje się innymi rzeczami. Otrzymali jednak świetną szkołę, głównie dzięki niezwykłej i zaraźliwej energii Krzysztofa Czyżewskiego, który oślim wręcz uporem może równać się z wieloma postaciami literatury żydowskiej, i który przekonał wielu wybitnych nowojorskich artystów, jak choćby klarnecistę Davida Krakauera-gwiazdę muzyki klezmerskiej porywającej East Village i Brighton Beach- do przyjazdów do Sejn i do przekazania młodym ludziom swej wiedzy, dzięki której mogli stworzyć orkiestrę na profesjonalnym poziomie. 

Maleńkie i nikomu nieznane Sejny stają ramię w ramię z Nowym Jorkiem kultywując wspaniałą tradycję yiddish, która z każdego shtetla, każdego wschodniego, żydowskiego miasteczka mogła uczynić centrum świata, tak jak pisał o tym Singer w swoich opowiadaniach. Ofiarowując wysoką sztukę mieszkańcom małego miasteczka na prowincji, muzycy dają przykład bardziej autentycznej, kreatywnej i wyższej sztuki, niż tak zwane „wielkie wydarzenia artystyczne”, które być może są widowiskowe, ale na pewno nie tak płodne. W Białej Synagodze zniszczona kultura, żyje, tak jak w pewnej chasydzkim opowiadaniu, w którym tradycja ginie w ciągu pokoleń, ale zostaje po niej opowiadanie, które opowiada jej historię i historię jej końca i właśnie to opowiadanie, te słowa mają moc niemniejszą niż tradycja i modlitwa, o której mówią. Świat wschodnio-żydowski, zniszczony materialnie, żyje jeszcze mocniej, jest czystym słowem życia, które wkracza do serc i umysłów wszystkich, bez względu na to, czy są Żydami, czy nie. Żałośni nazistowscy idioci łudzili się, że mogą go zniszczyć. 

3. Dzisiaj granica zawiera w sobie inne granice, być może takie, z których istnienia nie zdajemy sobie sprawy, ale które prędzej czy później poczujemy; będą nas piec jak blizny, albo cofać się wraz z horyzontem. Mieszkańcy Wilamowic (Wilmesau po niemiecku, Wyimysau w lokalnym dialekcie) mówili i do dziś mówią w wymysoer, dialekcie będącym mieszanką elementów niemieckich, polskich i flamandzkich, niezrozumiałym ani dla Niemców, ani dla Polaków, którzy na posługujących się nim patrzyli niechętnym okiem. Wśród owych mieszkańców, opowiada Łukasz Galusek, znalazł się pewien Florian Biesik, obywatel Cesarstwa Habsburskiego, który został wysłany do Triestu, gdzie, jako dyrektor poczty żył aż do śmierci, czyli do lat dwudziestych ubiegłego wieku. Mieszkał na przedmieściach Aurisiny, być może dlatego, że mieszkało tam wielu Słoweńców, z którymi lubił się spotykać. Napisał w wymysoer kilka wierszy i poemat, „Of jer Welt” („Spoza świata”) - dzieło, które w dzisiejszych czasach mogłoby przeczytać najwyżej siedemdziesięciu czytelników ( a i w jego czasach pewnie niewielu więcej), którym jednak zasłużył sobie na miano „Dantego z Wymysau”. Nie miał o sobie wielkiego mniemania jako poeta, nie chciał osiągnąć nieśmiertelności; chciał jedynie ocalić od zapomnienia siebie i swój język, a więc swój świat. To oddanie, dzięki niewielkim rozmiarom mikrokosmosu, z którego pochodził i do którego się odnosił, jest wolne od „gorączki tożsamości” tak częstej w przypadku mniejszości oraz od fałszywej retoryki typu „małe jest piękne”. Jest małym kwiatem, który ,choć niechętnie, zdaje sobie sprawę z tego, że zniknie, ale nie przestaje przez to, jak każde stworzenie, kochać, czuć i śpiewać aż do ostatniego tchu. Ta skromna poezja prawie niszczy barierę dzielącą ją od codziennego życia. Kto wie, czy poznał i spotykał Igo Grudena, słoweńskiego poetę- choć zupełnie innego kalibru- który także mieszkał wtedy w Aurisinie i ze względu na swą narodowość, w owych czasach tak ciemiężoną, był aktywnie zaangażowany w konflikt światowy. W każdym razie Triest, zdefiniowany przez niejednego podróżnika jako „nie-miejsce”, był idealna sceną dla życia dyrektora Poczty Floriana Biesika, Dantego dialektu dla siedemdziesięciu czytelników. 

4. Wszędzie, ale na Litwie z wyjątkową siłą, krajobraz – synteza uroku natury i biegu historii rodzi poezję. „To architektura Wilna- mówi Tomas Venclova, świetny poeta, piszący eseje w różnych językach, wiersze zaś tylko po litewsku- nauczyła mnie tworzyć poezję”. Architektura, która jak we wszystkich krajach bałtyckich jest symbiozą różnych kultur i religii. Owe kraje są we Włoszech postrzegane jako mało znane peryferia i to pomimo dzieł Mariny Jarre – jednej z naszych największych autorek (a właściwie autorów tout court), autorki „Un leggero accento straniero” (1972) („Lekki obcy akcent”), czy „Ritorno in Lettonia” (2003) („Powrót na Łotwę”). Pomijając włoski barok i neobarok widoczny w kilku kościołach, wyjątkową rolę odegrała kultura niemiecka, która odcisnęła na tych krajach silny ślad. Aż do XX wieku przemierzający je podróżnik mógłby odnieść wrażenie, że znajduje się w Niemczech, do tego bowiem stopnia szlachta niemiecka w Estonii, na Litwie, czy Liga Hanzeatycka w Rydze nadawały ton w krajach nadbaltyckich. Obecność niemiecka była na tych ziemiach agresywna, jak w przypadku Zakonu Krzyżackiego, czy według nazistowskiego mitu bałtyckiego autorstwa Rosenberga- teoretyka rasizmu niemieckiego urodzonego w Tallinie i powieszonego w Norymberdze. Istniała jednak wspaniała niemiecka kultura z Lessingiem, Herderem i innymi, którzy odkrywali i doceniali litewska poezję, od Daïnos, pieśni ludowych mających ogromny wpływ na sztukę wysoką, aż po pierwszych klasyków literatury litewskiej jak Kristijonas Donelaitis . W Nidzie leżącej niedaleko Kłajpedy (dawnego niemieckiego Memel) znajduje się dom, w którym zakochany w Morzy Bałtyckim Tomasz Mann spędzał zwykle lato. Dom został jeszcze za czasów sowieckich zamieniony w muzeum, w którym odbywa się festiwal poświęcony Mannowi. To właśnie wybitny poeta i pisarz niemiecki, Bobrowski, opiewał w swych wierszach ten wszechświat, który wieki temu rozciągał się aż po Morze Czarne i jego “sarmacki wiek” porównywalny tylko z upadkiem jego własnego mitu. Także współczesność stworzyła swój surowy mit, Bałtyk oddzielał wolne kraje od tych pod dominacją sowiecką, był jak Styks, rzeka oddzielająca życie od śmierci, dzieląca pokolenia, synów dysydentów od ojców poddanych reżimowi, lub zrezygnowanych. Z Litwy pochodził bursztyn, „złoto Bałtyku’, którego kwitnący szlak przecinał nawet Adriatyk, biegł przez Osor (Ossero), gdzie Jazon i Medea uciekając ze złotym runem zabili Absyrtosa, brata Medei, który ich ścigał. 

Claudio Magris 

Pagina 030/031 
(28 giugno 2009) - Corriere della Sera