Izraelski Nobel dla Krzysztofa Czyżewskiego z Ośrodka Pogranicze

Izraelski Nobel dla Krzysztofa Czyżewskiego z Ośrodka Pogranicze

Za swoją pracę nad polską pamięcią szef Ośrodka Pogranicze w Sejnach został uhonorowany godnie, w zacnym gronie, na Uniwersytecie w Tel Awiwie. W niedzielę wieczorem (18.05) Krzysztof Czyżewski odebrał tam prestiżową Nagrodę Fundacji Dana Davida. To drugi - po Adamie Michniku - Polak uhonorowany tym wyróżnieniem, zwanym, nie bez kozery, "izraelskim Noblem".

Rozmowa z Krzysztofem Czyżewskim

Monika Żmijewska: Czym dla Ciebie jest ta nagroda?

Krzysztof Czyżewski: Ja reprezentuję cały nasz zespół, wydaje mi się, że to nagroda dla całego Pogranicza, uznanie dla naszej wieloletniej pracy. Świadomość, że poza Adamem Michnikiem jestem jedynym człowiekiem z tej części Europy uhonorowanym nagrodą Davida, jest oczywiście bardzo nobilitująca. Ale tak naprawdę czuję, że jestem cząstką całej rzeszy ludzi - w której jest zespół warszawskiej Karty, olsztyńskiej Borussii, Krzyżowej z pogranicza polsko-niemieckiego, Bramy Grodzkiej w Lublinie i wielu innych, w tym anonimowi nauczyciele - którzy po 1989 roku wykonali ogromną robotę nad pamięcią. Bardzo bym chciał, aby twórcy tej nagrody tak właśnie to postrzegali, by świat tak to właśnie rozumiał. Czuję się częścią wielkiego ruchu ludzi, starających się mądrze pamiętać, rozumiejących, że pamięć nie powinna dzielić, lecz łączyć. To bardzo trudne. Nie da się tego jednak robić z centrum, można to robić, pracując w małych wspólnotach.

Czy kiedy z centrum Polski przyjechaliście do Sejn ćwierć wieku temu, zdawałeś sobie sprawę, jakie są przed wami wyzwania?

- Kompletnie nie miałem świadomości, co nas czeka, ani tym bardziej nie miałem wiedzy o rzeczywistości pogranicza. Nabywałem ją dopiero na miejscu, przez wiele lat. Ale wtedy, po 1989 roku, to wszystko było dopiero przed nami. Przyjechałem z wielkiego miasta, taki inteligencik. Miałem określone wyobrażenia o nacjonalizmach, łatwo etykietowałem ludzi. Dopiero potem powoli przychodziła wiedza, jakie to wszystko na pograniczu jest skomplikowane, jak wycierpiane. Okazało się, że zamiast etykietować, trzeba rozmawiać, do bólu, uczyć się, jak z ludzi pogranicza wydobyć to, o czym na początku nie chcą mówić, jak znaleźć ujście dla tego, co boli, co jest zadrą. Byliśmy takimi akuszerami. To, co wiem po tych dwudziestu paru latach, z wiedzą z pierwszych lat jest kompletnie nieporównywalne.

Dziś jeździsz po świecie, uczysz, jak budować mosty, mieć szacunek dla inności, dbać o pamięć. A czego Ty się nauczyłeś w Sejnach i w innych miejscach?

- Nauczyłem się mądrości ludzi pogranicza, którzy nie spieszą się z oceną, mają pewien rodzaj empatii. Łatwo jest powiedzieć, że ktoś jest antysemitą, anty-Polakiem i tak dalej. Tymczasem ja nauczyłem się, że nie ma do głębi np. stuprocentowego antysemityzmu. Że gdzieś tam, bardzo głęboko, czasem na samym dnie - może być i dobra pamięć. Jedyne, co nam pozostało, to uczyć się docierać do innych, nie przestawać, nie rezygnować. Przy okazji uczymy się wiele sami o sobie. Gdybym zdecydował się teraz na jakąś terapię, szybko okazałoby się, że nie jestem żadnym aniołkiem, że są tam w głębi różne cienie, trudne rzeczy. Jeśli jednak człowiek zaczyna z tego wszystkiego sobie zdawać sprawę, zaczyna bardziej rozumieć życie. I ludzie pogranicza tego właśnie nas cierpliwie uczyli. Im też było z nami trudno. Ale znaleźliśmy wspólne punkty. Pojęliśmy, że drugi człowiek może, ma prawo, pewne kwestie rozumieć inaczej. Tego, czego dowiedzieliśmy się na miejscu, nie można nauczyć się na żadnym uniwersytecie.

Z czego jesteś najbardziej dumny, gdy patrzysz z perspektywy ostatniego ćwierćwiecza na to, co udało się Wam zrobić?

- Bardzo się cieszę, że zbudowaliśmy i Sejny, i Krasnogrudę jako miejsca, które mają swój etos, mit, prawdę, energię. Oczywiście nie stworzyliśmy tego od nowa, nie przywieźliśmy ze sobą, to wszystko tu było, tylko trzeba było to odkryć.

A porażka?

- Hm... To pewien paradoks. Końcówka minionego roku była chyba dla nas najciemniejsza od wielu lat. Siedzieliśmy z Małgosią ze smutkiem, bojąc się myśleć, co dalej. Wypłaciliśmy wszystkie oszczędności, by zamknąć budżet Krasnogrudy [Międzynarodowe Centrum Dialogu prowadzone przez Fundację Pogranicze - red.], i dalej znikąd nadziei. By wziąć kredyt na Krasnogrudę, zastawiliśmy nasz prywatny dom. Zastanawialiśmy się, co robić dalej, czy przyjdzie nam oddać dom, byle tylko Krasnogruda została. I nagle dostaję telefon z informacją o nagrodzie. Cóż to była za ulga i niezwykła wiadomość. Tak że z tym, na co wydać swoją nagrodę, na pewno nie będę miał problemu (śmiech). 10 procent nagrody przeznaczę też na stypendium dla wybranego przeze mnie młodego naukowca. Taka jest - wspierająca młodych badaczy - tradycja tego wyróżnienia.

Rozmawiała Monika Żmijewska

Cały tekst: http://bialystok.gazeta.pl/bialystok/1,35235,15985882.html#ixzz329qPWBzV