Joanna Rawik "Wszystkie uroki pogranicza"

Joanna Rawik "Wszystkie uroki pogranicza"

W listach z Paryża Stanisław Wyspiański opisuje swoje wizyty w Luwrze, gdzie godzinami kontemplował dzieła mistrzów. Szkicował, rozmyślał, aby dojść do prostego wniosku, jak odległa jest droga od głowy do ręki.

Podobne uczucie ogarnia mnie, gdy zabieram się do pisania o podróżach, zwłaszcza niedawnych: Posejnele, Sejny, Krasnogruda, Hajnówka – ileż w tych nazwach poezji, egzotyki! Brzmią niczym muzyka z odległych krain. I ludzie tu całkiem odmienni, w niczym niepodobni do na przykład Mazowsza, o Warszawie nawet wspomnieć nie warto. To inny gatunek człowieka, tyle w nim ciepła, życzliwości i naturalności. W tych stronach ani razu nie usłyszałam brzydkich wyrazów, od jakich roi się na warszawskiej ulicy. W ludziach pogranicza nie ma za grosz agresji. Na czym to polega? Może obcowanie z przyrodą, bujną i wspaniałą, czyni ich takimi? Chyba miał rację marszałek Piłsudski, porównując Polskę do obwarzanka.

W środku puszczy, nad wielkim jeziorem Pomorze, w oderwanym od świata zakątku o nazwie Posejnele, przebywam w znakomitym towarzystwie, o którym będzie dalej mowa. Jedziemy do niezbyt odległej Krasnogrudy. Oddaję głos Miłoszowi:

„Czas jest jedną z największych tajemnic życia ludzkiego, a nawet rzec można, jego główna tajemnicą. Żyjemy w czasie, podlegamy bezustannie zmianom, przebywamy naszą drogę od dzieciństwa do śmierci, ale zarazem odbywają się dookoła nas zmiany od nas niezależne, zwane historią. Kiedy myślę o Krasnogrudzie, widzę siebie jako podlotka ze strzelbą. Widzę też dwór należący do moich kuzynek Elii Neli Kunat, dwór mający wszelkie cechy ery schyłkowej dla szlacheckich dworów, bo trudności ekonomiczne sprawiły, że nie dało się wiązać końca z końcem i trzeba było co roku zmieniać dom w letni pensjonat dla inteligencji z Warszawy” (Czesław Miłosz, Kraków, 14 lutego 2003 r. – fragment z tomu Miłosz – Dialog – Pogranicze, POGRANICZE, Sejny 2011).

Legendarny dwór w Krasnogrudzie stoi dumnie na szczycie łagodnego wzgórza, w otoczeniu nader malowniczej, romantycznej przyrody. Wśród starych drzew wiedzie Aleja Poetów. Od lat śledzę działania Krzysztofa Czyżewskiego, twórcy i prezesa Fundacji Pogranicze, wcześniej współtwórcy sławnego Teatru Gardzienice. Jego imponująca osobowość, energia, barwa intelektualna są pod każdym względem niezwykłe, a rzeczywistość przerasta wyobrażenia. Razem z żoną Małgorzatą stworzyli instytucję najwyższego formatu, znaną za granicami kraju, co tym bardziej godne podziwu. Myślę, że mało jest na świecie przedsięwzięć podobnej rangi. Fundacja Pogranicze to ewenement.

Krzysztof jest czarującym rozmówcą, słucha nadzwyczaj uważnie (umiejętność coraz rzadziej spotykana!). Zbliżyły nas dwie sprawy: znał moją profesor Irenę Byrską, którą spotkał na konferencji w wileńskiej celi Konrada w roku 1992. Zapamiętał, że mówiła bardzo pięknie o ważkości zjawisk pozornie małych. Druga sprawa to moje rodzinne miasto, które Krzysztof odwiedził kilkanaście lat temu i opisał w eseju Czerniowce – zapomniana metropolia na rubieżach monarchii habsburskiej, w tomie Linia powrotu. Zapiski z pogranicza (POGRANICZE, Sejny 2009). Tom ten wyszedł w znakomitej serii Meridian.

Po powrocie z Krasnogrudy zachłannie czytałam esej o moich Czerniowcach. Teraz również, przystępując do pisania, czytam go na nowo. Talent Krzysztofa jest zniewalający. Nie tylko odnajduję klimat miasta, olbrzymi ładunek informacji historycznych, obyczajowych, społecznych itp. W tekście Krzysztofa ujmuje emocjonalne widzenie ludzi i zjawisk oraz niespotykana delikatność ducha autora. Po kolejnej lekturze Czerniowiec... czytam Linię powrotu ponownie, Krzysztof Czyżewski odkrywając wzruszające teksty przy ilustracjach fotograficznych na końcu tomu. Na przykład: „Stary Most umierał jak człowiek. Burzony, opłakiwany był jak najbliższa osoba. Odbudowano już jego skorupę. Nie wystarczy jednak włożyć do nowej konstrukcji cząstki starego ciała, by odrodził się most – człowiek”.

Most ten opisał w latach 60. późniejszy laureat literackiej Nagrody Nobla Ivo Andrič w powieści pod tytułem Most na Drinie. Wdzięczni rodacy postawili pisarzowi pomnik Z Krzysztofem Czyżewskim i Anatolem Borowikiem w Krasnogrudzie przy legendarnym moście. Gdy tylko rozpoczęły się krwawe walki, które doprowadziły do rozpadu Jugosławii, jedną z pierwszych ofiar był pomnik Andriča, co świadczy dobitnie o bezbrzeżnej głupocie ludzkiej, bo pomnik zwalili tubylcy.

Krasnogruda to głębokie przeżycie duchowe i estetyczne. W ostatnich latach prezes Czyżewski zmodernizował i rozbudował piękny zabytek w sposób elegancki i funkcjonalny. Zachwycam się urodą szaf bibliotecznych, okazuje się, że to praca tutejszego stolarza. Okolice słyną od dawna z utalentowanych rzemieślników – stolarzy, kamieniarzy, murarzy i innych specjalistów. Malownicze są rozbudowane piwnice, gdzie salka z estradą, obok inna ze stolikami, barek. Wszystko tutaj urządzone z ogromnym smakiem. To znak firmowy Małgorzaty i Krzysztofa. Ich córka Weronika pisała pracę magisterską o teatrze Byrskich. Teraz doktoratem na temat roli inteligencji i kultury zaangażowanej społecznie w transformacji ustrojowej Europy Środkowej 1989 kontynuuje ambitną działalność rodziców.

Czesław Miłosz nie oglądał rodzinnych miejsc w tak kwitnącym stanie, ale bywał w Sejnach i Krasnogrudzie począwszy od roku 1989 wielokrotnie, to ważne momenty jego ostatnich lat, uwiecznione w poezji i publikacjach. W Krasnogrudzie mieści się Międzynarodowe Centrum Dialogu im. Czesława Miłosza, który spędzał tu wakacje w latach szkolnych i studenckich, w latach 90. zapisał dwór Fundacji Pogranicze.

Krzysztof Czyżewski obdarował mnie kilkoma tomami, z których wyłania się bogaty świat bliskiego mi Pogranicza.

– Bo ty jesteś urodzonym człowiekiem pogranicza! – powiedział mi na samym początku naszych rozmów.

Jesienią tego roku przysłał mi tekst wystąpienia, które wygłosił podczas uroczystości wręczenia mu nagrody im. Zygmunta Glogera w Łomży 14 października 2016 roku. Oto jego fragmenty.

„MAŁE CENTRUM ŚWIATA. Nie byłoby świata, tego zaułka w galaktyce gdzie możliwa jest miłość, bez małych centrów świata.

Wielkie centrum kiedyś było, jedno, przed czasem. Pamięć o nim śpi w wygnaniu człowieka, w śmierci zwierząt i w milczeniu roślin, w skorupach rozbitego naczynia, w iskrach światła skrytych w ciemnej materii, w cierpieniu istnienia. Nasz kosmos stał się pyłem mikrokosmosów i tylko dzięki temu jego rozbicie nie unicestwiło go ostatecznie. Świat przetrwał w tym, co najmniejsze. Świat jest śmiertelnie spragniony małych centrów świata.

Wielkiego Centrum nie ma. Jeśli powstaje, jest zaledwie pokusą Historii, szkiełkiem iluzji w oku żądnych panowania. Wtedy rości sobie prawa, potrzebuje ideologii i władzy, wtedy chce być wyłącznie jedno. Niszczy i pożera małe, aż samo popadnie w ruinę. Zawsze się tak kończy: rośnie zadając śmierć, do czasu aż sam padnie jej ofiarą”.

Tekst opublikowano w książce Joanna Rawik "Po co nam to było", Wydawnictwie Studio Emka, Warszawa 2017

http://www.studioemka.com.pl/index.php?page=index2