Nowy Škvorecký - czeski "Ulisses" - Mirosław Spychalski, "Dziennik", 27 lutego 2009

Nowy Škvorecký - czeski "Ulisses" - Mirosław Spychalski, "Dziennik", 27 lutego 2009

Twórczość Josefa Škvoreckiego to taki rodzaj literatury, w której czytelnik zakochuje się od pierwszego wejrzenia. Oczywiście pod warunkiem, że nie został akurat przez autora sportretowany. Ukazała się właśnie jego najnowsza powieść, "Przypadki inżyniera ludzkich dusz". Porywająca! 

Škvorecký, obok Hrabala i Kundery najwybitniejszy czeski prozaik powojenny, przez całe życie pisze w zasadzie jedną książkę. Rzecz o sobie, swoich rówieśnikach, rodzinnym miasteczku, ojczystym kraju i emigracji. A że życie pisarz miał niebanalne, a na dodatek los obdarował go niezwykłym talentem i bezczelną odwagą, „Przypadki inżyniera ludzkich dusz” to dzieło porywające.

Na literackie salony pisarz wkroczył z wielkim hukiem – dzięki swojemu wydawniczemu debiutowi, powieści „Tchórze”, w której pojawia się też po raz pierwszy postać Danny’ego Smirzickiego – alter ego autora i stałego bohatera jego wielu kolejnych książek. „Tchórzy” opublikowano w 1958 roku i był to pierwszy z wielu literackich i politycznych skandali wywołanych przez Škvoreckiego. Ta autobiograficzna opowieść, zjadliwie ironiczna i – w epoce socrealistycznych gniotów – uderzająca szczerością, doprowadziła reżimową krytykę do białej gorączki. Ostatnie miesiące wojny są tu przedstawione z perspektywy grupki licealistów, których zajmują głównie miłostki oraz granie jazzu, w tle króluje zaś bierność i oportunizm. A przy tym w „Tchórzach” objawiają się wszystkie charakterystyczne cechy późniejszego pisarstwa Škvoreckiego: bezkompromisowość, zdystansowany sarkazm, a przede wszystkim skrajny autentyzm – twórca nie bawi się nawet w zmienianie nazwisk pierwowzorów swoich postaci. 

Škvorecký – pisarz mocno osadzony w tradycji literatury amerykańskiej, czujący nerw prozy Chandlera, Faulknera czy Twaina – w Polsce pozostaje niedoceniony. Owo niedocenienie wydaje się być, paradoksalnie, efektem jego pisarskiej maestrii, uchodzi on bowiem za twórcę niemal nieprzekładalnego. W powieściach autora „Batalionu czołgów” bohaterowie posługują się wszystkimi możliwymi odmianami języka czeskiego, a jest on w tym zakresie dużo bogatszy od polszczyzny. Z tego właśnie powodu – mimo że książek Škvoreckiego ukazało się u nas już kilka – dopiero teraz, po 32 latach od powstania, dostajemy „Przypadki inżyniera ludzkich dusz”, jego najważniejszą powieść, fenomenalnie przetłumaczoną przez Andrzeja S. Jagodzińskiego. 

To dzieło imponujące. Rzecz o podobnej objętości co „Ulisses” Joyce’a, napisana także zbliżoną metodą, za pomocą swoistego strumienia świadomości, w którym mieszają się prozatorskie style, postaci, czas i miejsca wydarzeń, wreszcie – powaga z humorem. To wielowątkowy montaż narracji o losach ludzi, których 50-letni Danny Smirzicky, pisarz emigrant i profesor na uniwersytecie w Toronto, spotkał na drodze swojego życia. Od znanych z „Tchórzy” przyjaciół z małego miasteczka przez czeskich emigrantów z ich lękami, śmiesznostkami i obsesjami po niemądrych kanadyjskich studentów. Całe środkowoeuropejskie nieszczęście zderza się tu z beztroską i naiwnością tych, którym udało się urodzić pod szczęśliwszą gwiazdą. Škvorecký jest jednak zbyt dobrym pisarzem, by poprzestać na autobiograficznych szkicach. 

„Przypadki inżyniera ludzkich dusz” to powieść totalna, próba zrozumienia nie tylko czeskiego losu, ale losu w ogóle, z jego szczególną skłonnością do łączenia przeciwieństw – głupoty i mądrości, tchórzostwa i heroizmu, okrucieństwa i szlachetności – w obrębie jednego ludzkiego życia. 

Mirosław Spychalski, "Dziennik", 27 lutego 2009

Josef Škvorecký Przypadki inżyniera ludzkich dusz, Sejny 2008, Fundacja Pogranicze.