Szkoła Romów nie chce

Nie znają polskiego, więc uznaje się ich za niepełnosprawnych. Co piąty uczeń w Polsce pochodzenia romskiego chodzi do szkoły specjalnej. - To praktyki rodem z totalitaryzmu - oburza się prezes Stowarzyszenia Romów w Polsce

11-letni Lorenco jest Romem. Cztery lata temu z rodzicami przyjechał z Niemiec do Poznania. Pierwszą klasę skończył bez problemu. Schody zaczęły się w drugiej. - Syn wracał zdenerwowany, rzucał pilotem od telewizora, krzyczał, że nie chce chodzić do szkoły - opowiada Żaneta Beherowska, mama Lorenca.

Zaniepokojona poszła do wychowawczyni. Ta zapewniła, że wszystko w porządku, że Lorenco już umie czytać i pisać. - Wróciłam do domu, podsunęłam synowi podręcznik i mówię: 'czytaj', a on, że nie umie - opowiada pani Żaneta.

W końcu podstawówka wysłała chłopca na komisję, by sprawdzić, czy nie jest opóźniony w rozwoju. - Wyszło, że jest inteligentny, po prostu nie rozumie polskiego - mówi pani Żaneta. Dopiero wtedy dyrekcja zaproponowała Lorencowi dodatkowe zajęcia, ale jak mówi Beherowska, było już za późno. Od czwartej klasy chłopak ma nauczanie indywidualne. - Codziennie przychodzą do niego nauczyciele. Ale co z tego, jak syn ich nie rozumie? - pyta matka chłopca.

- To nie pierwsze romskie dziecko w naszej szkole, naprawdę z nimi pracujemy. Lorenco to inteligentny chłopak, miał zajęcia wyrównawcze, spotkania z pedagogiem, wydawało się, że sobie poradzi. Dlatego przechodził z klasy do klasy - mówi Lidia Raczak, wicedyrektorka szkoły.

Dlaczego więc szkoła wysłała chłopca na badania? Jak tłumaczy wicedyrektorka, w czwartej klasie chłopiec przestał chodzić do szkoły i nie mógł dogonić rówieśników. Zaproponowano nauczanie indywidualne, ale do tego potrzebna jest opinia poradni.

Jak to możliwe, że dzieci romskie nie znają polskiego? Roman Kwiatkowski, prezes Stowarzyszenia Romów w Polsce: - Romowie w większości są bardzo ortodoksyjni, w domu rozmawiają tylko po romsku, nie posyłają dzieci do przedszkoli, gdzie dziecko najlepiej uczy się języka. Wśród społeczności romskiej panuje przekonanie, że to szkoła powinna nauczyć dzieci polskiego. Oni zaś muszą kultywować romskie tradycje.

Według poznańskiej fundacji Bahtałe Roma (Szczęśliwi Cyganie) w Poznaniu do szkół chodzi ok. 150 romskich dzieci. Co najmniej połowa z nich nie rozumie, co mówią nauczyciele. - Osobiście znam ok. 30 takich dzieciaków. Rodzice chcą, by dzieci się dobrze uczyły, ale są bezradni, bo szkoła ma niewiele do zaoferowania - mówi Anna Markowska, prezes fundacji.

Tadeusz Paleczny z Uniwersytetu Jagiellońskiego, socjolog badający społeczność romską, uważa wręcz, że to problem w całym kraju. - Około 80 proc. romskich dzieci jest wykluczonych, bo nie zna polskiego. Szkoły nie organizują dla nich dodatkowych lekcji językowych ani zajęć wyrównawczych. By pozbyć się problemu, kierują do poradni psychologicznych, które wysyłają je do szkół specjalnych.

- Nie rozumiem, jak to możliwe, by zdrowe dziecko wysłać do szkoły specjalnej? Ale dane pokazują, że w niektórych regionach faktycznie tak się może dziać - mówi Małgorzata Rybarczyk z Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej nr 4 w Poznaniu.

Jak tłumaczy, zespół orzekający o nauce w szkole specjalnej bada dziecko pod wieloma aspektami: mówienie, rozumienie, liczenie, spostrzegawczość. - Jeżeli ktoś nie mówi, to rozwiązuje inny test, dla niemówiących, a jeśli poradnie kierują kogoś do szkoły specjalnej tylko dlatego, że nie zna języka, łamią kodeks etyki zawodowej - dodaje Rybarczyk.

Mimo to romskie dzieci od lat masowo kierowane są do szkół specjalnych. W 2008 r. pod naciskiem mediów przebadano 30 uczniów romskich ze szkoły specjalnej w Nowym Sączu. Tylko troje było opóźnionych w rozwoju.

Jak podaje Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji, w 2010 r. do szkół chodziło 2829 dzieci romskich. Z tego 580 - ok. 20 proc - do specjalnych. W województwie opolskim na 202 uczniów pochodzenia romskiego aż 75 uczy się w szkołach specjalnych (ok. 37 proc.). W Małopolsce - 32 proc. Dla porównania - dla wszystkich polskich uczniów wskaźnik wynosi 2,8 proc.

- To skazuje kolejne pokolenia Romów na niebyt i nieedukację. To praktyki, które przeszły z systemu totalitarnego. Niedługo będziemy mieli sytuację, jaka jest teraz w Czechach czy na Słowacji, gdzie 80 proc. romskich dzieci chodzi do szkół specjalnych - oburza się prezes Kwiatkowski.

Stowarzyszenie skończyło właśnie badania na ten temat. Razem z naukowcami Uniwersytetu Jagiellońskiego przebadali grupę dzieci romskich ze szkół specjalnych. Projekt sfinansowała Fundacja Batorego. - Posługiwaliśmy się testami obrazkowymi, a nie językowymi, jak to zwykle robią poradnie. Opracowujemy wyniki, ale już możemy powiedzieć, że część przebadanych dzieci nie wykazała żadnej niepełnosprawności intelektualnej - mówi Małgorzata Kołaczek, która pracuje przy projekcie.

Co na to urzędnicy? Twierdzą, że to rodzice wysyłają dzieci do szkół specjalnych. - Wolą, by szybciej przeszły przez etapy edukacji i miały jak najmniej problemów - mówi Andrzej Popiołek, pełnomocnik opolskiego kuratora oświaty ds. mniejszości narodowych i etnicznych.

- Są rodzice, którzy nie do końca zdają sobie sprawę, co to szkoła specjalna. Widzą natomiast pieniądze, które dostaje dziecko z orzeczeniem o niepełnosprawności. Państwo jednak jest od tego, by takie praktyki ukrócić - uważa Kwiatkowski.

Jego zdaniem romskie dzieci powinny chodzić do normalnych klas i mieć dodatkowe zajęcia.

Ich organizacja to zadanie dla szkół i samorządów. Po pieniądze mogą zwrócić się do MSWiA, które co roku wydaje na Romów kilkanaście milionów złotych. - Ale pieniądze z programu rządowego często nie dochodzą tam, gdzie powinny. Zatrzymują się na poziomie samorządów lub liderów romskich - tłumaczy Tadeusz Paleczny z UJ.

Z kolei Marek Miller z Wielkopolskiego Stowarzyszenia Romów twierdzi, że samorządom po prostu nie chce się pisać wniosków. - Chodzę po gminach, przekonuję urzędników, że warto, ale zwykle kończy się na słowach.

Paleczny: - W innych krajach, np. w Szwecji, przez pierwsze kilka lat dzieciom romskim pomagają nauczyciele, którzy mówią po romsku. Uczą ich przyrody, matematyki. Dzieci powoli uczą się też szwedzkiego. Nasz system wymaga reform i pieniędzy.

Ludmiła Anannikova, Poznań. 14.087.2011, Źródło: Gazeta Wyborcza