"Z Jaas do Jerozolimy" - recenzja spotkania wokół książki Leona Volovici

"Z  Jaas do Jerozolimy" - recenzja spotkania wokół książki Leona Volovici

Recenzja Marty Kowerko-Urbańczyk ze spotkania z Hanną Volovici w księgarni Bookowski w Poznaniu wokół książki Leona Volovici "Z  Jaas do Jerozolimy" .

W poniedziałek, 16 marca w księgarni Bookowski w Centrum Kultury Zamek w Poznaniu odbyło się spotkanie autorskie poświęcone książce Leona Volovici, Jaas do Jerozolimy, z udziałem wdowy po autorze, Hanny Volovici i tłumaczki Marty Tórz. Wieczór odbył się przy współpracy Rumuńskiego Instytutu Kultury i sejneńskiego Pogranicza, a został poprowadzony przez Joannę Roszak, literaturoznawczynię z Instytutu Slawistyki PAN.

Spotkanie odbyło się przy udziale żywo reagującej, włączającej się w dyskusję publiczności, która z uwagą wysłuchiwała bardzo ciekawej i osobistej opowieści pani Hanny Volovici, polskiej językoznawczyni, lektorki i tłumaczki. Wywiad rzeka ze zmarłym przed 4 laty Leonem Volovici, wzbogacony wybranymi esejami stał się pretekstem do rozmowy o wielkich tematach dotyczących antysemityzmu, postpamięci, trudnej historii Rumunii oraz ciekawym życiu polsko-rumuńskiego małżeństwa w czasach przełomów.

Z niezwykle barwnej opowieści pani Hanny wyłonił się obraz intelektualisty i badacza uwikłanego w trzy kultury: żydowską, rumuńską i polską. Leon Volovici jako trzyletnie dziecko przeżył pogrom w Jassach, w wyniku którego zginęło blisko 14 tys rumuńskich Żydów. Dorastał w zasymilowanej rodzinie, jego ojciec był kowalem i niespecjalnie pochłaniały go kwestie dotyczące tożsamości. W 1971 roku, w wieku 33 lat jako pracownik naukowy Leon Volovici po raz pierwszy wyjechał za granicę, do Polski, gdzie nie tylko poznał przyszłą żonę, ale i rozpoczął badanie własnych żydowskich korzeni. Odtąd kwestie dotyczące antysemityzmu i rumuńskiej postpamięci towarzyszyły mu przez całe życie. Pani Hanna wskazywała przy tej okazji m.in. na silnie zakorzenione w rumuńskiej narracji mity o krwi i specyfikę rumuńskiego dyskursu, w którym stosunkowo niedawno zaprzestano wypierać kwestie dotyczące Holocaustu i żydowskich pogromów i rozpoczęto badania, uwzględniające rumuński współudział w Zagładzie.

W drugiej połowie lat siedemdziesiątych małżeństwo Voloviców zamieszkało w Jassach i pozostało tam do emigracji do Jerozolimy w 1984 roku. Okres ten przypadał na panowanie Causescu, towarzyszyła mu pogłębiająca się bieda i deficyt, które mimo grozy i uciążliwości stały się przedmiotem barwnych anegdot pani Hanny. Emigracja do Jerozolimy z kolei wiązała się z totalną zmianą i adaptowaniem się w nowych warunkach. Mimo tęsknoty za ojczyzną, inaczej jednak niż można sobie było wyobrazić, autorowi udało się przezwyciężyć wyobcowanie i zadomowić się w nowej ojczyźnie. Z odczytanych przez panią Hannę fragmentów i z opowiedzianych przez nią opowieści można było odnieść wrażenie, że to pogoda ducha autora i jego dystans wobec ortodoksji pozwolił na taką dobrą adaptację. Bardzo ciekawie wybrzmiewały na tym tle przywoływane przez Joannę Roszak konteksty innych żydowskich twórców środkowoeuropejskich, które ilustrowały różne biograficzne strategie pomagające uporać się z wysiedleniem i konsekwencjami Zagłady.

Pani Hanna wraz z tłumaczką zwróciły uwagę na tłumaczenie tytułu książki, inne niż w oryginale. Całość tekstu koncentruje się wokół wyjazdów i powrotów, także metaforycznych do rodzinnej Rumunii, bo po emigracji do Izraela twórczość Leona Volovici była skazana na banicję i mogła powrócić do kanonu dopiero po 1990 roku. Jego prace teoretyczno- i krytycznoliterackie zyskały rozgłos nie tylko w rodzinnej Rumunii, ale i w akademickim świecie poza Rumunią.

Spotkanie, co warto jeszcze raz podkreślić, odbyło się przy żywej reakcji, zaangażowanej i kompetentnej publiczności, która zauroczona opowieściami i osobowością pani Hanny, zasugerowała, że czas na jej własną książkę.

Marta Kowerko-Urbańczyk