Magris nocny i dzienny - Juliusz Kurkiewicz, "Gazeta Wyborcza", 19 maja 2009

Magris nocny i dzienny - Juliusz Kurkiewicz, "Gazeta Wyborcza", 19 maja 2009

Magris jako piewca Triestu i nostalgik monarchii habsburskiej? Przecież ck monarchia nie jest dla niego miejscem wyróżnionym przez lokalny koloryt, ale przez brak właściwości 

Magris (który dziś odbierze w Sejnach tytuł Człowieka Pogranicza) to jeden z najwybitniejszych współczesnych pisarzy europejskich, ale niełatwo dookreślić rodzaj uprawianej przez niego literatury. W esejach - "Dunaju" i "Mikrokosmosach" - ulegał pokusie fabularyzacji. W powieściach "Inne morze" i "Na oślep" nawiązywał do prawdziwych wydarzeń i osób (m.in. filozofa włosko-żydowskiego Carla Michelstaedtera i XIX-wiecznego awanturnika duńskiego Jorgena Jorgensena, samozwańczego króla Islandii).

W eseju z tomu "Itaka i dalej" Magris wygłasza pochwałę wczesnych książek wybitnego filozofa marksistowskiego György von Lukácsa, wykorzystując ją jako pretekst do wytłumaczenia się z własnej metody. Esej, aby "powiedzieć to, co istotne, obiera za pretekst coś innego, ponieważ do prawdziwego życia można jedynie czynić aluzje, nie zaś przedstawiać je bezpośrednio". W tym zdaniu zawierają się najważniejsze składniki pisarstwa Magrisa - tęsknota za "prawdziwym życiem" i przekonanie, że żyjemy w epoce eseistycznej, w której nie udaje nam się życia odnaleźć ani tym bardziej go przekazać, chyba że w postaci przypisów i sugestii. 

W pięknym tekście otwierającym "Podróż bez końca" Magris posługuje się pożyczonym od Ernesta Sábato rozróżnieniem na literaturę "nocną" i "dzienną". W pierwszej mierzy się z własnymi demonami, oddaje pole siłom, które uznaje za niebezpieczne. W drugiej jest rycerzem prawdy i wprost wyraża wyznawaną przez siebie wizję świata. 

Taniec atomów 

Na "Podróż bez końca" i "Itakę i dalej" składają się głównie eseje publikowane na łamach "Corriere della Sera". Magris mówi tu wprost o tym, co go fascynuje i drażni, jest bardziej przystępny. Mimo to trudno go posądzać o apodyktyczność czy łatwy optymizm. Magris dzienny i Magris nocny są syjamskimi braćmi. 

Bohaterami esejów Magrisa są filozofowie życia, m.in.: Schopenhauer, Nietzsche, Weininger, Stirner, Freud, Lukács, oraz ich literaccy bracia: Novalis, Leopardi, Svevo, Tomasz Mann, Joseph Roth, Broch, Musil, Doderer, Kafka, Robert Walser. Główni pisarze modernizmu i ich intelektualni patroni, którzy odczarowali metafizykę europejską i wyciągali z jej destrukcji coraz bardziej skrajne wnioski. Wyzwolicielskim skutkiem tej operacji miało być przekształcenie świata i społeczeństwa w taniec atomów - czasem radosny, a czasem niszczycielski. 

Świat przestał być wprawdzie ładem i porządkiem, ale "nie potrzebuje oparcia, bo ma w sobie samym, we własnym przebłysku, własny sens, niewytłumaczalny i kruchy, którego nie może uchwycić żaden obraz". Magris jest pisarzem metafizycznym, ostatnim spadkobiercą filozofii życia. Czy jest również jej epigonem, konserwatystą rozmijającym się ze współczesnością? 

Magris nocny docenia wyzwolicielski charakter współczesnej filozofii w stosunku do systemów usiłujących wtłoczyć życie w sztywne ramy, ale dostrzega też niebezpieczeństwo sytuacji, w której "krytyka jedynego modelu racjonalności przemienia się w rezygnację z rozumu, a podważenie tradycyjnych hierarchii dyskursu usprawiedliwia nieartykułowany bełkot". Nie tylko przypadek Lukácsa - najpierw zwolennika Kierkegaarda, potem Hegla, a na koniec Marksa i Lenina - pokazuje, że tylko krok dzieli całkowite wyzwolenie od jeszcze gorszej niewoli. Atonalność wyzwala demona totalności. 

Pochodzący z nieodległej od Triestu Gorycji Carlo Michelstaedter jest postacią co rusz wyłaniającą się zza kulis książek Magrisa, wcielającą sprzeczności jego pisarstwa. W rozprawie "Perswazja i retoryka" przeciwstawił życie autentyczne, bycie "tu i teraz", fałszującej je retoryce, szkolnej metafizyce. 23-letni Michelstaedter zastrzelił się natychmiast po ukończeniu rozprawy (w przededniu wybuchu I wojny), najwyraźniej w poczuciu, że osiągnął rezultat odwrotny do zamierzonego. Zamiast zacząć prawdziwe życie, oddał się czczej gadaninie, godnej słownika komunałów Bouvarda i Pécucheta. 

Co innego Flaubert. On posiadał styl, dzięki któremu "odnalazł życie, jego przejmujący sens i tajemnicę i uchwycił je w jego przepływie i znikaniu", czyniąc ze znikania jedyny temat swoich książek. Nie inny jest zamiar Magrisa zniecierpliwionego "folklorystycznymi aspektami mody na świat naddunajski". 

Traktowanie Magrisa jako piewcy Triestu i nostalgika monarchii habsburskiej jest mylące. Triest i c-k monarchia nie są dla niego miejscem wyróżnionym przez lokalny koloryt, ale przez brak właściwości. Terenem pustym, na którym tożsamość powstaje jako rezultat odejmowania (Austriak to Austro-Węgier minus Węgier). 

Podróż nie kształci i nie wzbogaca 

Magris nie jest również - w tradycyjnym sensie - podróżnikiem. Nie bez ironii przedstawia "Ulissesa" jako "zataczający koło epos, ojcowski i macierzyński, który ocala i przekazuje z konserwatywną wiernością ciągłość porządku". Podróż Magrisa, inaczej niż podróż Joyce'a, nigdy się kończy. Przypomina bardziej podróż Musila - "jednokierunkową odyseję bez powrotu, w ciągłej niepewności i eksperymentowaniu ze światem". 

Podróż po włoskich mikrokosmosach, na Wyspy Kanaryjskie albo do Hiszpanii nie różni się niczym od przechadzki po mieście. Miejski przechodzień - jak Baudelaire albo Walter Benjamin - jest ideałem podróżnika. "Ma uszy i oczy szeroko otwarte, jego spojrzenie przenika miejską scenerię i burzy ją niczym wybuch powstania". Poczucie rozproszenia, "bycia nikim" jest szczepionką przeciwko przerostom ego, obsesyjnemu zainteresowaniu własną tożsamością. Marisa Madieri, żona Magrisa i autorka wydanej u nas "Wodnej zieleni", jako Włoszka wypędzona po wojnie z Fiume, właśnie w tym momencie odkryła swoje słowiańskie korzenie, przynależność do świata, który jej zagroził. "Podróżować nie znaczy tylko znaleźć się po drugiej stronie granicy, ale odkryć, że jest się zawsze także po tamtej stronie". 

Magris określa siebie jako "anarchicznego konserwatystę". Jego strona anarchiczna, nocna, każe podejrzewać, że gdyby był filozofem, poszedłby jeszcze dalej. Nihilistyczna myśl jest solą ziemi, niezbędną, choć o monotonnym smaku. Literatura jest nam potrzebna właśnie dlatego, że jest z natury konserwatywna. Albo - uciekając się do metafory Magrisa - jest sztuką odwlekania zmierzchu. 

Podczas gdy filozofia gasi światło, ogłasza nadejście nocy, które sama przyspieszyła, literatura "ostrzega, że czas już odejść, lecz zachęca do pozostania jeszcze trochę". Choć Magris wychwala Baudelaire'a, Flauberta czy Kafkę, którzy "nawet jeśli zrezygnowali z poczucia wiary, wiedzieli, czym jest wiara", myślę, że to wcale nie filozoficzna "chudość" czyni ich w jego oczach tak atrakcyjnymi. Przeciwnie, właśnie dlatego, że wszyscy byli znakomitymi pisarzami, mogli pozostać niejednoznaczni i zaoferować nam wystawny posiłek, w którym deziluzji towarzyszyły miraże szczęścia. 

Książki i kiełbasy 

Magris podważa rozdział ról między Don Kichotem i Sancho Pansą. Pierwszy nie jest wcale oderwanym od rzeczywistości retorykiem szczęścia i wieczności, a drugi - ściągającym go na ziemię nihilistą. Książki pierwszego bez serów i kiełbas drugiego zasługiwałyby jedynie na wrzucenie do kosza. Stapiają się ze sobą, są od siebie nieodróżnialni. "Szaleństwo Don Kichota jest zawsze w jakimś sensie realistyczne i jasnowidzące". 

Chudy Don Kichot może być marnym filozofem tak samo jak gruby Sancho Pansa. Zaufać możemy tylko takiemu pisarzowi, który, jak Magris, jest jednocześnie jednym i drugim. Nie ma literatury bez czułości, choćby zawiedzionej. Eseje Magrisa potwierdzają opinię Tomasza Manna, który uważał, że "każda dobra książka napisana przeciw życiu jest jednocześnie zachętą do jego przeżycia". 

Juliusz Kurkiewicz, "Gazeta Wyborcza", 19 maja 2009