Barbara Toruńczyk - W poszukiwaniu „Rodzinnej Europy”

Barbara Toruńczyk - W poszukiwaniu „Rodzinnej Europy”

I. Miłosz był poetą obdarzonym niezwykle nasiloną świadomością własnego życia i własnej wizji artystycznej. Jedno jak gdyby żywiło drugie; dlatego plan twórczy dyktował najważniejsze jego rozstrzygnięcia życiowe. W tym sensie był — jak powiadał Aleksander Wat, cytując Hölderlina — poetą „w sposób decydujący o losie”. Należałoby się zgodzić z Gombrowiczem, który napisał o Miłoszu: „Cała jego literatura jest związana z jego osobistą sytuacją literata, czyli z osobistą jego historią, tudzież z historią jego czasów”. Diagnozę tę wolno odnieść do eseistycznych książek Miłosza o charakterze jawnie lub pośrednio autobiograficznym, takich jak Legendy nowoczesności, Zniewolony umysł, Objęcie władzy, aż po Rodzinną Europę.

Skończone wraz z jego życiem dzieło Miłosza, widziane z dzisiejszej perspektywy, ukazuje się nam jednak inaczej. Uderza swoją wielostronnością i niezwykle złożonym charakterem. Dwie cechy wydają się istotne: to, że wyobraźnia twórcza Miłosza miała naturę proteuszową, tzn. od początku, a w każdym razie od tomu Trzy zimy, rozpoznajemy w niej problemy, które Miłosz będzie eksplorował całe swoje życie; po drugie, na swój warsztat twórczy brał jak gdyby te problemy metodą kalejdoskopu, tzn. analizował i naświetlał, niekiedy latami, poszczególne zagadnienia, takie jak niszcząca natura czasu, jego rola w historii, jego wymiary, czyli niezreflektowany czas życia i „chwila wieczna” — „czas wyniesiony ponad czas przez czas”.

Inna cecha istotna jego talentu: Miłosz dążył i w poezji, i w eseistyce, także w Rodzinnej Europie, do ujęcia całościowego, uchwycenia wszelkich wymiarów rzeczywistości ludzkiej w momencie równowagi, ale był przy tym świadomy, jak potężne siły nim miotają, zakłócając moment jasnego widzenia. Z nich wszystkich najważniejszy był głód poznania. Chciał pochłonąć świat, przetrawić go i opisać, nazwać. Ten jego konkretny skrawek, dany mu w doświadczeniu. Te istnienia, z którymi zetknął go los. Te drzewa, które tu od urodzenia widział, te łąki, te trawy, to, a nie inne jezioro. Miało to się odbyć na drodze poetyckiej. Ale chciał tego dokonać, nie tłumiąc żadnego z wielkich temperamentów, które były mu dane. Uważał siebie za poetę pięciu zmysłów. W jego przypadku było ich jednak więcej. Należałoby te pięć zmysłów uzupełnić o dany mu zmysł religijny — odczucie sakralności świata i wszelkich zapełniających go istnień. Również o zmysł historyzmu. Jego wrażliwość na przyrodę (a przypomnę, że w jego wierszach była to z reguły przyroda miejsca urodzenia, czyli tych właśnie okolic w których się znajdujemy). I jego niechęć do Natury, czyli świata bezmyślnego trwania. Wiedział, że jego siłą, umiejętnością, jest czerpanie ze sprzeczności. Chciał w swojej twórczości dotknąć prawdy, jednocześnie stwierdzał, że prawdziwa twórczość to dla niego tylko poezja. Gdyż dla niego prawda oznaczała zgodność wyrazu poetyckiego z własnym jak najpełniejszym doświadczaniem świata — doświadczaniem zarazem zmysłowym, egzystencjalnym, duchowym, transcendentnym. I umysłowym: chciał dogłębnie zrozumieć to, co jemu się przydarzało, analizował każdy krok, przeżycie, stawiał pytanie o sens życia, uczynków — dociekał tego na każdym kroku. Traktował swój los filozoficznie, esencjalnie — jako rodzaj wtajemniczenia w zagadkowość świata. Podstawowe doświadczenie. W tym też sensie książka autobiograficzna, taka jak Rodzinna Europa, była rekapitulacją tych doświadczeń, odsłaniając ich sens, trochę na wzór powiastek filozoficznych. Potrafił wykorzystywać twórczo nawet swój gniew na świat, wywoływany przejawami zła czy nędzy. Czerpał z siły oburzenia moralnego, a miał sumienie skrupulatne.

Postawił sobie zadanie, o którym wiedział, że jest niewykonalne: opisać „nieobjętą ziemię”. Chciał, ażeby poezja objęła jak największy obszar rzeczywistości. Unikał diagnoz ostatecznych, pragnął raczej pokazać współzależność wszelkich elementów świata, ich wzajemne głębokie powiązanie.

Kolejna cecha talentu Miłosza: Tomas Venclova wskazuje u Miłosza linię mickiewiczowską, tęsknotę za równowagą. Pełni, równowagi, zaspokojenia szukał stale, i jeśli się przyjmie, że to miał być właśnie możliwy, założony przez Miłosza stan świata opisany w jego poezji, można tę ambicję wytropić już w młodości, np. w tomie Trzy zimy w wierszu O książce marzy o książce mądrej, spokojnej, która byłaby ,,stopem elementów" ,,pogodzonych na wieki spojrzeniem artysty”. Co to znaczy? To znaczy, że świat — jak mówił, Rzeczywistość — należy poznać i nazwać na nowo, a elementy składające się na to universum, obiektywnie i niezależnie od nas istniejące, uporządkować w akcie poznawczym, ukazując obiektywnie istniejącą harmonię świata. Do tego chciał jakby uzdolnić swoją poezję — jej język, inkantację.

Trzydzieści lat później, kiedy kreśli Historię polskiej literatury, w swoim autoportrecie poetyckim podsumowuje wnioski wyciągnięte przez polskich poetów z katastrofy wojennej. I znowy pada słowo ,,równowaga". Pisze: ,,w Miłosza Ocaleniu pozostałości <<katastrofizmu>> przezwyciężone są świadomością, że nawroty chaosu, choć powtarzać się będą zawsze, nie są ostateczne" i stwierdza, że polemika z ponurą wizją Witkiewicza stała się obsesją u poetów walczących ,,o równowagę" w swojej wizji polskiej historii. Podkreśla jak ważna była wtedy ,,walka z rozpaczą" i że twórcy Drugiej Awangardy po wojnie zwrócili się ,,przeciw sobie samym, starając się zachować równowagę między świadomością tragedii i aprobatą życia". Takie cytaty można by mnożyć, chociaż w najpoważnieszych wyznaniach Miłosz był niezwykle powściągliwy. Do harmonii świata chciał dotrzeć w poezji, i tu mistrzem był niewątpliwie Mickiewicz.

Szukał jej także w formach ładu społecznego — i wtedy odrzucał zarówno wzory życia wytworzone na Zachodzie, np. kapitalizm, wyzysk, miasto-moloch, współczesną umysłowość spustoszoną płytko rozumianym szczęściem — pogonią za dobrobytem, konsumpcją. Krytykował też społeczeństwa wschodnioeuropejskie — za niedowład cywilizacyjny, brak energii, nieumiejętność pracy, uprzedzenie lub wręcz nienawiść do obcych, innych. W odniesieniu do Polski — piętnował nacjonalizm, niechęć do tego co nowe, obce, nieznane, szowinizm, bezkrytyczny obrzędowy katolicyzm, powierzchowność wiary, brak pogłębionego życia duchowego. W Rosji — ona tak bardzo go frapowała, bo swój temperament, te manichejskie rozdarcia i pasje, uznawał za częściowo „rosyjskie” — w Rosji piętnował wiernopoddaństwo, brak szacunku dla istnienia indywidualnego, kult władzy i potęgi państwa.

W tomie zebranych wypowiedzi Miłosza o Rosji (Rosja. Widzenia transoceaniczne. Tom I: Dostojewski nasz współczesny, Zeszyty Literackie 2010) myślenie Dostojewskiego o Rosji, analizowane przez Miłosza, ukazuje inną postać zniewolenia umysłu niż jego polska książka. To jakby jej kontynuacja w szerszej perspektywie czasu i obszaru geograficznego. Miłosz pisze o specyfice „rosyjskości” przejawiającej się w myśli religijnej, filozofii, literaturze, w dziele tworzenia ładu społecznego i politycznego, w stosunku jednostki do państwa, w niechęci do wolności indywidualnej i skłonności do wiary w fatum — konieczność historyczną. Jego bohaterami kieruje lęk o Rosję i chęć uchronienia jej przed chorobami ducha i umysłu cywilizacji nowoczesnej. A więc to spojrzenie na Rosję, głównie Dostojewskiego, ale nie tylko, ukazane jest przez Miłosza tak, że tym razem nie marksistowska dialektyka, ale szowinizm wielkorosyjski i uprzedzenie do obcych i Zachodu wytwarza wielkorosyjski automatyzm intelektualny. Jest on odmienny od zniewolenia umysłu ukazanego na przykładzie Polski. W obu przypadkach, trzeba zaznaczyć, Miłosz ogranicza swoje analizy do konkretnych osób — pisarzy, filozofów, ideologów, których można uznać za reprezentatywnych dla inteligencji tego czasu; wyciągane przez niego wnioski wolno traktować jako celne w odniesieniu do tych umysłowości. W tym też sensie są one wzorcowe dla danej połaci globu i konkretnych ideotwórczych środowisk.

Inną postacią takiego automatyzmu intelektualnego byłby nihilizm europejski. Miłosz wywodził go od Nietzschego. Politycznie ucieleśniony w ideologiach totalitarnych rozwiniętych na Zachodzie, tzn. w nazizmie i faszyzmie, zniszczył ziarno zaufania do człowieka i wartości absolutnych. Przeczuł to Witkacy, wieszcząc triumf nihilizmu. Po II wojnie rozprzestrzenił się on na Zachodzie, szerząc ducha relatywizmu i zwątpienia. Miłosz nie napisał książki o zagrożeniu, jakie wiązało się ze zwycięstwem mentalności rosyjskiej. Nie poświęcił też książki zachodniemu nihilizmowi. Swoją twórczość oparł na fundamencie wiary i zaufania. Nauczyła go tego wojna. Chciał być poetą nadziei, jasności. Nie chciał ,,zasmucać brata swego". Wiarę negatywną opisał tylko w Zniewolonym umyśle. Pod tym względem ta książka była poszukiwaniem korzeni zła. Odpowiadała na pytanie ,,unde malum". Odpowiedzi szukała w katastrofach historycznych i mechanizmach ideologii. Przedtem, podczas okupacji, to samo pytanie przyświecało esejom zebranym w Legendach nowoczesności. W Rodzinnej Europie Miłosz powraca do tego pytania w rozdziale Tygrys i wtedy, kiedy opisuje Rosję.

Najbliższy byłby mu może ideał życia w Wielkim Księstwie Litewskim, z jego rytmem wyznaczonym przez sezony rolniczego roku, wielokulturowością wynikłą ze współżycia na jednym terenie wielu religii, wiar, obyczajów, narodowości. Ale Miłosz nie lubił utopii i wiedział, że musimy rozwiązywać swoje problemy na własny sposób, ważne jest, żeby respektować pewne nadrzędne kryteria. Było to poszanowanie życia indywidualnego, dobroć, litość i zrozumienie dla „ludzi prostych”, „małego człowieczeństwa”. Miłosz całe życie szukał na swój sposób możliwości udoskonalenia ładu politycznego, zharmonizowania go z potrzebami, które określiłby mianem ,,ludzkich". Objawiała się w tym cecha umysłu, którą pewien wielki rosyjski pisarz przypisywał swoim rodakom, mówiąc, że wystarczy, ażeby Rosjanin pierwszy raz w życiu postawił stopę w jakimś kraju Zachodu, a już bierze się do udoskonalenia go. Miłosza skłaniał zapewne do takich reform jego absolutyzm moralny i maksymalizm. Skłonność ta była jednak miarkowana tym zadziwiającym, przy wybuchowym temperamencie Miłosza, dążeniem do równowagi; dostrzegał to Jerzy Giedroyc i Jerzy Turowicz. W każdym razie Rodzinna Europa, ukazując peregrynację autora od lat dziecinnych przez Litwę, Rosję, Polskę, Francję, naświetla w kolejnych rozdziałach najistotniejsze cechy rozmaitych cywilizacji po to, ażeby wskazać w nich źródła ,,wody żywej", jak mówi autor. Ozdrowienie przynosi kontakt z kulturą Zachodu.

II. Do rozważań takich Miłosz powrócił w latach osiemdziesiątych. Słuchano go wtedy uważnie. Był laureatem Nagrody Nobla. Zmiany zachodzące w Polsce a wkrótce w całym rejonie politycznie podporządkowanym Związkowi Radzieckiemu rozbudziły wyobraźnię.

Mówiąc o Europie Środkowej, Miłosz podkreślał: „higienicznym, by tak rzec, powodem do wybrania tego terminu jest to, że pozwala on szukać specyficzności tej kultury i chroni nas od mylnych analogii”. Początkowo, gdy była mowa o Europie Środkowej, stosowano jednak szczególną konstrukcję gramatyczną. Mówiło się o niej w trybie hipotetycznym. „Zakładam, że istnieje coś takiego, jak Europa Środkowa” — stwierdzał Miłosz, doprecyzowując: „Jakkolwiek w tych dziesięcioleciach XX wieku Europa Środkowa zdaje się istnieć tylko w umysłach niektórych jej intelektualistów”. Od gramatyki nie sposób uciec. Język starał się oddać mglistość pojęcia. Gdzie rozpościerał się teren Europy Środkowej? Jaki rodzaj istnienia jej przysługiwał? Jej kształt i cechy zależne były od tego, kto o niej mówił. Wyodrębniono Europę Środkową ukształtowaną w cieniu tradycji Habsburgów, Wiednia, Freuda. I odmienną Europę Środkową na zachodnich kresach ZSRR, opromienioną tradycją Polski jagiellońskiej, powstań wyzwoleńczych, pragnieniem wolności. O ile jej rysy polityczne były w miarę wyraźne: demokracja liberalna, prawa człowieka, społeczeństwo obywatelskie, to już kontur historyczny i tradycja duchowa ginęły we mgle. Sporne były granice, skład narodowościowy, rola i prawa Kościołów w państwie, zakres wolności wyznania. Rozgorzał spór o to, jakie wątki historii mają być traktowane jako reprezentatywne.

„Rodzinna Europa była zarówno kazaniem misjonarza wśród dzikich, jak próbą odpowiedzi na pytanie, kim jestem” — wspominał wówczas Miłosz. ,,Chciałem zamanifestować swoją wschodniość i obcość” i ,,jeszcze silniej niż w poprzednich książkach [a był już autorem Zniewolonego umysłu, Zdobycia władzy i Doliny Issy] chciałem zaznaczyć mój sprzeciw wobec ich [tzn. Zachodu] kręgu kulturalnego. Dlaczego przecinali Europę na dwie części [...]? Dlaczego nasze nieszczęścia nic nie ważyły na ich szali i nic ich nie obchodziły Katynie, deportacje, zburzona Warszawa, więzienia i cenzura? Byłem im obcy, ale czyż nie wyrosłem w mieście baroku, czyż nie uczyłem się w szkole, tak jak oni, łaciny? Rzym był stolicą mojego wyznania [...], mój uniwersytet powstał jako dalszy ciąg jezuickiej akademii. [...] Byłem dumny z mojego pochodzenia i nie miałem potrzeby udawać, że wypadłem sroce spod ogona. Z domu wyniosłem rodzaj patriotyzmu Wielkiego Księstwa, i to mnie łączyło z ludźmi pochodzącymi ze wschodniego obszaru, takimi jak Jerzy Giedroyc, Jerzy Stempowski i Stanisław Vincenz [...]”. Dla których Ukraina i Karpaty przechowywały pamięć najstarszej, jeszcze homeryckiej Europy i plemiennych wędrówek. Przeszłość i przyszłość mówiły do nich o Europie zjednoczonej, jednej, niepodzielnej. Tę wiarę w odnotował Miłosz w RE. Ta wiara go uzdrowiła, wyzwoliła z historycyzmu, szantażu moralnego obowiązkami wobec historii i jej jakoby żelaznych praw.

W wykładzie O naszej Europie (również w latach 80.) zauważył: „niechęć do zrozumienia, że utrata metafizycznego fundamentu jest wielką tragedią, cechuje ludzi dzisiaj dokładnie tak, jak przepowiedział Nietzsche”. Konstatował: wiek XX przeprowadził do końca eksperyment całkowitej relatywizacji pojęć dobra i zła. Zostały one uzależnione od społecznych kryteriów danego momentu historycznego. Zwiastowany przez Nietzschego „nihilizm europejski” stał się naturalną filozofią Zachodu w bieżącym stuleciu, atmosferą życia człowieka, jego powszednim światopoglądem. Dla Miłosza oznaczało to katastrofę kulturalną ludzkości, o rozmiarach iście apokaliptycznych, tym groźniejszą, że niezauważoną. Wobec cechującego Zachód wyzbycia się pojęć dobra i zła, prawdy i kłamstwa istnieje jedno otrzeźwiające doświadczenie: zetknięcie z totalitaryzmem. Pisze Miłosz: „Człowiek jednak nie jest już w stanie używać swoich wybiegów, które pozwalały mu na ucieczkę od problemu, z chwilą, kiedy napotyka totalitarne państwo. Przedmiot pogardy ze strony rządzących, nie chroniony już przez dziesięcioro przykazań, ofiara, jeden z milionów do zdobycia, odkrywa, by tak rzec, empirycznie niewątpliwą linię oddzielającą dobro od zła”.

Szczególnemu napięciu życia duchowego, narzucającego bezwzględnie pionowy kierunek poszukiwań — nakierowanie ku wartościom i wieczny ich głód — towarzyszy, co naturalne, uważny, wartościujący stosunek do kultury. Swoista „wybredność”, arystokratyzm jako jedynie dopuszczalna postawa wobec sztuki i intelektu jest wątkiem stale obecnym w pisarstwie Miłosza. Już w Zniewolonym umyśle podkreśla wartościujący stosunek do kultury jako szczególną cechę intelektualisty wschodnioeuropejskiego. Przejawia się w tym, zdaniem Miłosza, poczucie odpowiedzialności: doświadczony wojną i niwelującym działaniem historii i polityki, intelektualista wschodnioeuropejski ma z reguły sceptyczny stosunek do wytworów kultury; nadto boleśnie przekonał się o jej bezsile i kruchości. Jeśli już akceptuje pewne dzieła sztuki, pewne książki czy wiersze, czyni to z rozwagą, wybrednie. Aprobuje tylko to, co dobre i wybitne, odrzuca miernotę i ekstrawagancję. Sztuka nie jest luksusem, nie jest terenem narcyzmu. Jest największym wysiłkiem ducha. Ludzkim serio, najbardziej serio pojętym. Tylko niektóre dzieła noszą piętno takiego rozumienia sztuki i tylko one mogą być traktowane poważnie. Obowiązek rozróżniania — distinguo — jest przykazaniem pierwszym.

Czy Rodzinna Europa, wydana po polsku w Instytucie Literackim Jerzego Giedroycia w roku 1959, została zrozumiana przez swoich zachodnich czytelników? Czy czegoś ich nauczyła? Publikowana w licznych językach, nęciła wieloma tytułami. Oryginalny był widać mało przekonujący, a w każdym razie nie oddawał wszystkich znaczeń. Książka nosiła więc tytuły ,,przybliżone”. W USA — Native Realm. A Search for Self-Definition [Ojczysta ziemia. W poszukiwaniu tożsamości]. W Niemczech w roku 1961 ukazała się pod tytułem Zachód i kraje wschodnie. W latach 80. pojawiła się cała seria tłumaczeń, ale tytuł książki oddalał się na ogół od oryginału. Szwedzki brzmiał — Mitt Europa, co rozumiem jako Moja Europa, flamandzki — Geboortegrond, czyli Kraj urodzenia, duński — Wschodnioeuropejskie historie, fiński — Euroopan lapsi czyli Dziecko Europy. Po polskiej edycji pierwsi wydali książkę Włosi w roku 1960 pt. Europa familiare, tzn. Europa rodzinna lub najbliższa, potem ukazała się w innym tłumaczeniu w roku 1985 jako La mia Europa tzn. Moja Europa, w wydawnictwie Adelphi. Tytuł Une Autre Europe, czyli Inna Europa, przyjęty we Francji w roku 1964 zastosowano też po hiszpańsku w 1981 i serbo-chorwacku w przekładzie zasłużonego dla Polski tłumacza Petera Vujicica.

Miłosz zawsze sięgał do najgłębszych elementów swojej tożsamości. W okresie wileńskim pisał, i podzielał to przekonanie z kolegami żagarystami, że są przede wszystkim ludźmi pogranicza, ani Polakami, ani Litwinami. Że chcieliby kultywować tę wielką wartość etnograficznej złożoności swoich ziem, zrozumienie dla tamtejszych obyczajów, poszanowanie dla innych wiar, narodowości. Miłosz cierpiał, gdy widział niesłychanie brutalny sposób traktowania „tamtejszych” w okolicznych polskich dworach, lub wywoływane przez ONR-owców burdy uliczne i pastwienie się nad ludźmi tylko dlatego, że byli Żydami. Odstręczali go też komuniści i nigdy do ich organizacji nie przystąpił. Uciekł wpierw do Wilna, potem do Warszawy, nie znosił ani bestialstwa panów wobec służby, którą traktowano jak niewolników, ani zajadłości politycznej wyprowadzanej z abstrakcyjnych idei. W mieście z kolei nie podobała mu się hipokryzja i konformizm salonów mieszczańskich, inteligenckich, literackich. Na pewno była to ze strony Miłosza odmowa asymilacji do przyjętych ówcześnie wzorów współżycia narodowego czy społecznego. A więc jakiś rodzaj buntu i dumy zarazem — domaganie się uznania za równoprawną odmiennej i autentycznej, bardzo ich własnej, wrażliwości cechującej krąg przyjaciół, tych polskich poètes maudites. Miłosz sięga do samych źródeł tożsamości, kiedy mówi o „Innej Europie”. Chce wskazać ludziom Zachodu racje jej istnienia jako niezależnego, samodzielnego bytu, po to, aby któregoś dnia przywrócić jej obecność na mapie świata. I w tym celu opracowuje osobistą strategię poetycką. Jest wytrwanym i niestrudzonym zapaśnikiem w obronie tej wizji świata, człowieka, kultury. Jak jednak celnie zauważa Tomas Venclova, ton tęsknoty zabarwiający rozważania Miłosza nie jest nostalgią uchodźcy za krajem, jakiego został pozbawiony. Jeżeli już, to jest to raczej tęsknota, mówiąc słowami Venclovy, „za utraconą skalą wartości, za samą kategorią wartości, za kulturą”.

Miłosz usiłując określić czym było Wilno, pisał: „ni to Polska, ni to nie Polska, ni to Litwa, ni to nie Litwa, ni to prowincja, ni to stolica [...], miasto pomieszanych, zachodzących na siebie stref, jak Triest, albo Czerniowce”. Rzeczywistość powstała z wysiłków wschodnioeuropejskich środowisk niezależnych była w latach 80. najbardziej może tym, czym było Wilno dla Miłosza i Venclovy. Enklawą. Zarodkiem „innego świata”. Podobnie uwarstwiony, organiczny, wielobarwny, konkretny był to świat pogranicza wielu rzeczywistości, o konturach zamazanych, niejasnych; świat powstający na naszych oczach, zagarniający coraz szersze terytoria. Polityka była tylko jednym z jego imion. I nie najważniejszym. Na wschodnim pograniczu Europy wyłoniła się konstelacja nowej rzeczywistości, lecz te powstające światy były wtedy w stadium narodzin, jak w kosmicznym ruchu mgławicy wytrącającym kryształy planet.     Mam szczególny tytuł, ażeby o tym mówić.

W 1983 pod patronatem Miłosza powstało pismo ,,Zeszyty Literackie". Począwszy od numeru pierwszego istniał w nim dział ,,Europa Środka". Przetoczyła się na jego łamach, w każdym numerze, najważniejsza intelektualna dyskusja tego czasu. Była to dyskusja o Innej Europie, jej duchowych, filozoficznych horyzontach. Odbyła się tam znamienna dyskusja Brodskiego z Kunderą, drukowane były artykuły Timothy Gartona Asha, Havla, licznych Czechów, głosy słynne w tym czasie Eliadego, Ciorana. Członkami redakcji byli od początku Litwin Tomas Venclova, Rosjanin z Manhattanu Josif Brodski, Czech Petr Kral.

Miłosz wspierał nas od początku, podobnie jak Leszek Kołakowski, Konstanty A. Jeleński. Swoją pracę kontynuujemy: Claudio Magris, człowiek Pogranicza, jest obecny w kadym numerze. Rownież Tomas Venclova, członek redakcji.

W latach 80. w szkicu O królach i duchach. Z opowieści wschodnioeuropejskich charakteryzowałam specyficzną duchowość i umyslowość, które, moim zdaniem, patronowały naszemu wspólnemu dziełu wznoszenia nowej rzeczywistości ludzkiej w rejonie zwanym Europa Wschodnia, Europa Środka lub Inna Europa. Esej kończyl sie slowami: ,,Ten nowy kosmos powstał ze snu o Europie. Sen trwa". Nastał rok 1989, skończył się sen. Przystąpiliśmy w naszym rejonie do wznoszenia nowego świata. Jeden z jego przyczułków znajduje się tutaj, w Krasnogrudzie. Wzniósł go wraz z zespołem olbrzymim trudem i energią Krzysztof Czyżewski. Ten nowy świat nie został należycie opisany. Gdyby powrócić dzisiaj do tamtych dyskusji, należaloby zacytować Tony Judta: „Strach przed myśleniem na własny rachunek — te słowa Miłosza —  są dziś bardziej aktualne niż kiedykolwiek wcześniej”.