Borges z kuflem piwa, Maciej Kaczyński, "Nowe Książki" 11/2005

Borges z kuflem piwa, Maciej Kaczyński, "Nowe Książki" 11/2005

„Czeski Borges”. Wiadomo, że niezręcznie powtarzać tego rodzaju hasłowe etykietki, ale jak tu nie nazywać Michala Ajvaza „czeskim Borgesem”, kiedy określenie to pasuje do niego jak ulał? Tyleż w tym pisarstwie „czeskości”, co „Borgesa”, i to nakładanie się na siebie dwóch zgoła odmiennych żywiołów – nie tylko literackich – decyduje o specyfice uprawianej przez Ajvaza literatury. Specyfika ta odznacza się pewną ambiwalencją: ma w sobie niewątpliwą wartość i silne moce uwodzicielskie, z drugiej strony – niekiedy potrafi czytelnika znudzić czy wręcz zirytować.

Piszę: „literatury”, bo w zbiorze prezentowanym przez wydawnictwo „Pogranicze” zmieściły się wiersze (nimi Ajvaz oficjalnie debiutował), opowiadania oraz pierwsza powieść; utwory te ukazywały się w ojczyźnie autora w latach 1989–93. Później Ajvaz (urodzony w 1949) publikował – i publikuje nadal – teksty eseistyczne, krytycznoliterackie, filozoficzne, a także przekłady. Nie mówiąc o kolejnych opowiadaniach i powieściach.

Jak zauważa Leszek Engelking w dołączonym do książki posłowiu, wiersze Ajvaza to poezja prozaika; istotnie, oprócz graficznej odmienności niewiele je odróżnia od krótkich opowiadań. Z kolei powieść, Inne miasto, składa się poniekąd z takich właśnie krótkich opowiadań, połączonych wątkiem fabularnym i kilkoma postaciami, z narratorem na czele. Utwory zamieszczone w książce tworzą więc w miarę spójną całość, i można je traktować jako realizację pewnego określonego pomysłu na literaturę.

Pomysł ten, jak już wiemy, polega w skrócie na połączeniu „czeskości” z taką grą literackiej wyobraźni, która na dobre już zrosła się z nazwiskiem Borgesa. Jeśli chodzi o pierwszą część tego złączenia, to bliżej Ajvazowi do, powiedzmy, Oty Pavela niż Milana Kundery; proza ta nasycona jest łagodnym ciepłem i dobrodusznym humorem, prowadzi nas wąskimi uliczkami Pragi i pozwala zajrzeć do tamtejszych piwiarni – choć, trzeba od razu dodać, nie są to bynajmniej zwyczajne piwiarnie. Znaleźć w nich bowiem można ślady jakichś pradawnych tajemnic, drzwi do ukrytego świata, chwiejną granicę, która oddziela naszą rzeczywistość od tej innej, ledwo przez nas przeczuwanej. Ta granica najbardziej Ajvaza fascynuje, szukanie jej, opisywanie i przechodzenie przez nią to główne tematy jego pisarstwa. I tu pokrewny staje się Borgesowi: tajemne pismo, biblioteka, labirynt – te motywy ich łączą, podobnie jak erudycyjne odniesienia i ogólnie – chęć penetracji tej „drugiej strony”, tego, czym podszyta jest nasza codzienność, a co wstrząsa jej zastałym sensem. Jeśli jednak pisarstwo Borgesa podporządkowane było intelektualnym rygorom i precyzyjnym konstrukcjom myślowym, Ajvaz luźno puszcza wodze wyobraźni, jak sam pisze – nie mogąc odmówić wejścia do swojej prozy rozmaitym stworzeniom, które chcą się w niej znaleźć. Ta, chciałoby się powiedzieć, czeska dobrotliwość popycha Ajvazowy surrealizm w stronę nadmierności – i właśnie ona niektórym przynajmniej czytelnikom może podobać się już nieco mniej.

Ktoś powiedział, że dobra poezja obywa się bez zbyt wielu przymiotników. Z tego punktu widzenia poezja Ajvaza – poezja Ajvazowej prozy – jest poezją złą. Krótki przykład: „(...) o bitwie nie mówi się ani słowa w słynnej »Lwiej kronice«, odkrytej, jak państwo dobrze wiedzą, deszczową nocą w plastykowym opakowaniu na ławce nieoświetlonego przedziału, w chwili, gdy pociąg zatrzymał się przed semaforem, a przedział znalazł się na wysokości secesyjnej willi we Vszenorach, przed rozświetlonym oknem, którego blask lśnił na mokrym listowiu w mrocznym ogrodzie”. Takie zdania nie są dla prozy Ajvaza czymś wyjątkowym, przeciwnie, składa się ona głównie z tego rodzaju nadmiernych fraz. Można, z jednej strony, zachwycać się surrealistycznym wdziękiem écriture automatique i nieskrępowaną wyobraźnią pisarza, można jednakowoż doradzić mu powściągnięcie stylistyczno–semantycznej wybujałości i tendencji do dookreślania każdego niemal słowa; w końcu w ten sposób traci się całą poezję niedopowiedzenia, nic przy tym nie pozostawiając wyobraźni czytelnika – ma on każdy obraz podany na tacy, ze wszystkimi szczegółami.

I tak to z Ajvazem jest: albo mu się poddamy, wejdziemy w narzucony przez niego rytm zmieniających się arbitralnie obrazów i sytuacji i będziemy się tymi zmianami cieszyć, albo staną się one dla nas męczące i pozbawione głębszego znaczenia. Dlatego najbardziej sugestywny jest Ajvaz w opowiadaniach: tu jego wyobraźnia ma właściwe pole do popisu, tu może sobie pozwolić na najwięcej. Bo powieści, która mówi wiele o fantazji jej twórcy, natomiast nic o ludziach zapełniających jej strony – a Inne miasto jest taką właśnie powieścią – nie można uznać za udaną, nawet jeśli wiele jej fragmentów czyta się z zachwytem.

Można tę literaturę podziwiać, może się ona nie podobać, pozazdrościć jednak trzeba Czechom, że tego rodzaju prozę mogą sobie spokojnie pisać, że jest ona dobrze przyjmowana, nagradzana, omawiana. A przecież ani w niej słowa o bezrobociu, rozliczeniu z przeszłością, o aktualnych konfliktach społecznych, nie mówi też o trudnej sytuacji międzynarodowej ani nie opisuje smutku blokowisk... Z jakichś względów Czesi mogą pisać o latających kangurach, waranach, które grają na skrzypcach, wielkich skorupiakach pełznących nocą ulicami Pragi, mogą zgłębiać zakamarki wyobrażonych labiryntów, tworzyć i realizować skomplikowane literackie teorie – podczas gdy nam, Polakom, jakoś to wszystko nie uchodzi.

Maciej Kaczyński, "Nowe Książki" 11/2005

Michal Ajvaz, Inne miastotłumaczenie Leszek Engelking, Sejny 2005, Fundacja Pogranicze.