Dwa cudy i dwie tragedie – „Cud”, Josef Škvorecký

Dwa cudy i dwie tragedie – „Cud”, Josef Škvorecký

Dwa cudy i dwie tragedie – „Cud”, Josef Škvorecký; recenzja Anny Maślanko Literackie skarby świata całego; 9 maja 2020

„Odniosłem wrażenie, że oto oglądam jakiś dramat Szekspira w wykonaniu teatrzyku kukiełkowego. Możliwe jednak, że z bliska wszystkie dramaty historyczne tak właśnie wyglądają”.

Wydana w 1972 roku już na emigracji powieść Škvoreckiego to historia cudu, jakim była Praska Wiosna, oraz jej tragicznego zakończenia. Autor opisuje wszystkie te wydarzenia z właściwym sobie ironicznym dystansem, nic więc dziwnego, że wzbudziła spore oburzenie jego rodaków. Ale co się kryje pod maską cynizmu?

Kryminał polityczny – brzmi podtytuł Cudu, ale to podtytuł przewrotny. Intryga kryminalna schodzi bowiem na dalszy plan, a do tego pozostaje bez jasnego rozwiązania – jak w tej „kiepskiej powieści detektywistycznej zwanej życiem, w której sprawca nazywa się Prawda, ale detektyw nigdy go nie złapie”.

Zagadka zaś jest nietypowa, bo zainspirowana prawdziwymi wydarzeniami. Pierwowzorem powieściowego księdza Doufala, zakatowanego w 1950 roku przez czechosłowacką bezpiekę, jest ks. Josef Toufar, naprawdę oskarżony o zaaranżowanie „cudu” w trakcie mszy w kaplicy w Číhošti, a następnie poddany brutalnym przesłuchaniom, wskutek których zmarł. Tę tragiczną historię przybliża m.in. wydana dwa lata temu w polskim przekładzie książka Miloša Doležala Jakby nam już dzisiaj przyszło umrzeć. Dramat życia, kapłaństwa i męczeńskiej śmierci czyhoskiego proboszcza ks. Josefa Toufara.

|
Graffiti w Pradze upamiętniające Jana Palacha i ks. Josefa Toufara. Fot. Hawkwind / Wikimedia Commons |

Losy księdza Doufala vel. Toufara to jednak przede wszystkim pretekst do opowieści o „cudzie” Praskiej Wiosny oraz jej spektakularnej klęsce. O tej krótkiej chwili wolności, gdy w samym sercu opanowanej przez komunistów Europy Środkowej narodził się, jak pisał Milan Kundera, „system niemający precedensu”, łączący znacjonalizowaną gospodarkę, równość obywateli, swobodę wypowiedzi i otwarte granice [1].

Oba wydarzenia, oddalone od siebie w czasie o prawie 20 lat, w powieści łączy i postać głównego bohatera. Znany z Batalionu czołgówTchórzy czy Przypadków inżyniera ludzkich dusz Danny Smiřický był „naocznym” świadkiem obydwu. Tego pierwszego – jako młody nauczyciel w prowincjonalnej szkole pielęgniarskiej, drugiego – jako dojrzały już mężczyzna, praski pisarz i autor operetek.

Co więcej – wydaje się, że doświadczenie pierwszego cudu i jego konsekwencji narzuca bohaterowi sposób widzenia cudu numer dwa. Wspominane w 1968 roku losy księdza Doufala to dla Danny’ego zapowiedź smutnego końca Praskiej Wiosny. Opowiada więc o niej bez typowej dla tych czasów euforii, raczej z cynicznym dystansem i przeczuciem nadchodzącej katastrofy.

Wyzwiska w języku Lermontowa

„Cielęcym wzrokiem patrzyli na mnie młodzi, których jeszcze żadna zwycięska rewolucja nie zdążyła skurwić, a obie dziewczyny miały łzy w oczach (…). Nie mogłem im opowiadać, że ja – na Boga – nie jestem żadnym rewolucjonistą, jak inni, których też wysłuchiwali; że nigdy nim nie byłem i zawsze wierzyłem w drobne taktyczne uniki” – opowiada Danny. W tym samym akapicie określa przywódców Praskiej Wiosny jako „playboyów marksizmu-leninizmu”, którzy dwadzieścia lat wcześniej „bez ryzyka i świetnie się przy tym bawiąc, odpalili potworne fajerwerki dyktatury proletariatu”, a obecną sytuację gorzko kwituje stwierdzeniem, że „Dawid pokonał Goliata tylko w żydowskiej bajce”. Nie ma też złudzeń co do wsparcia Zachodu: „Od rzeczowej analizy [dramatopisarz] przeszedł do idealistycznego przeceniania starej kurwy, którą nazywał światem”.

|
Inwazja wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację.
Fot. The Central Intelligence Agency / Wikimedia Commons |

Ale mimo tego właściwego sobie ironicznego dystansu, Škvorecký tworzy też w Cudzie bardzo przejmujące obrazy. 21 sierpnia 1968 Danny budzi się w nocy i słyszy upiorny turkot nadjeżdżających czołgów, a następnie przedziera się przez miasto do siedziby wydawnictwa, w którym znajduje się maszynopis jego niepoprawnej politycznie powieści. I widzi całą tę rozpacz.

Rozpacz zapłakanych młodych dziewczyn. Tłumaczki z rosyjskiego Boženy Pokornej, która tak bardzo starała się pozostać apolityczna, bo chciała jedynie móc poświęcać się pracy, którą kocha, ale teraz coś w niej pękło. I wreszcie rozpacz radzieckich żołnierzy, którzy spodziewali się walki z uzbrojonym po zęby kontrrewolucjonistą, a przywitały ich łzy i wyzwiska nieuzbrojonego tłumu. Opis na jednym wdechu tego tragicznego dnia to jedne z najmocniejszych i najbardziej dramatycznych scen, z jakimi spotkałam się w czeskiej literaturze. Nie powstrzymam się od cytatu:

„Była ledwie czwarta rano, ale na ulicach już kłębił się tłum. Płaczące, rozczochrane kobiety, nieogoleni mężczyźni, wykrzykujący wulgarne, właściwe w takich sytuacjach słowa, młodzi chłopcy w kolorowych koszulach, unoszący zaciśnięte pięści w bardzo starym ludzkim geście. Wzdłuż turkocących czołgów biegły dziewczynki w wieku szkolnym, krzycząc płaczliwymi głosikami po rosyjsku:

– Poczemu? Poczemu wy prijechali sjuda? (...)

Nagle jednak ich krzyki, turkot toczących się maszyn i ryk silników niczym syrena zagłuszył kobiecy krzyk. Także po rosyjsku, ale wypowiedziany pięknym językiem Lermontowa, ze wszystkimi akcentami na właściwych miejscach:

– Iditie domoj, russkije faszisty!

Politruk automatycznie uniósł rękę z pistoletem w pozycji bojowej. Młodzieńcowi z automatem w dłoni siedzącemu u jego nóg trysnęły łzy z oczu jak panienkom w mini. Załkał. Politruk zmarszczył krzaczaste brwi i odwrócił się w stronę okrzyku. Wysoko nad tłumem widniała tam siwa głowa Boženy Pokornej, dwumetrowej tłumaczki rosyjskich klasyków”.

Nie wierzę, by autor pisał te słowa bez wzruszenia. A jednak jego narrator kwituje wszystkie te akty protestu zdaniem: „Było to ładne i całkiem beznadziejne”.

|
Tłumy protestujących gromadzą się w Pradze wokół radzieckich czołgów w sierpniu 1968 roku.
Fot. Engramma.it / Wikimedia Commons |

Cyniczny nadwrażliwiec

Być może dochodzimy tu do sedna. Cynizm, który widać i w innych utworach Škvoreckiego, jak choćby wydanym niedawno zbiorze opowiadań Gorzki świat, wyrósł prawdopodobnie z nadwrażliwości. Był murem, którym pisarz odgrodził się od okrutnej XX-wiecznej rzeczywistości Europy Środkowej, tak jak Bohumil Hrabal odgrodził się od niej desperackim zachwytem i zdaniem „Ten świat jest piękny do obłędu”. W rozmowie z Antonínem Liehmem Škvorecký mówi: „Do dziś uważam, że obojętność zapewne jest w życiu konieczna (…). Gdybyśmy nie byli choć trochę obojętni, to musielibyśmy wciąż myśleć o milionach głodnych i biednych” [2].

„W nic się nie mieszać, ani tu, ani tam. Bo i tak niczego nie zmienię. To nie jest moja sprawa, tylko ich. Zresztą co mógłbym zrobić – ja, autor głupich operetek?” – powtarza sobie jego bohater. Czasem jednak na krótką chwilę to wypracowane znieczulenie jawi mu się jako kalectwo. Pod koniec swojej opowieści Danny – być może wyrażając również odczucia autora – mówi: „Pomyślałem o zamęczonym księdzu i prawie poczułem łzy w oczach. Chyba się starzeję i robię sentymentalny, powiedziałem sobie w duchu. Ale to nie z powodu starości. Chodziło o to, że tego nie rozumiem. Że nie wierzę. Że w nic nie wierzę. Że chcę wierzyć, a nie mogę”.

Schematy świństw

Choć historie opisane przez Škvoreckiego w Cudzie pochodzą z zupełnie innego, nieistniejącego już świata, w jakiś sposób wydają się niepokojąco aktualne. Czasy i ustroje się zmieniają, a jednak mechanizmy manipulacji są wciąż takie same. Autor pisze: „Przez dwadzieścia lat mówiono o wszystkim w taki sposób, jakby partia nie zrobiła niczego złego, a kiedy potem – diabli wiedzą dlaczego – publicznie wyprała swoje brudne gacie, to znów można było tylko wiwatować, że je uprała. Jeśli ktoś chciał powiedzieć, jak bardzo były obsrane i że prócz prania trzeba czasem zmienić bieliznę, to zakładano mu knebel”.

„Świat się zmienia, a jednak trwa bez zmian” – czytamy w Cudzie. Sprawdza się więc w odniesieniu do tej powieści również to, co tłumacz Andrzej S. Jagodziński pisał o Przypadkach inżyniera ludzkich dusz: „Gdyby ukazała się jeszcze w podziemiu, byłaby pewnie «bestsellerem», a dziś raczej trudno marzyć o takim sukcesie. Ale może to i lepiej, bo z drugiej strony odpadły aktualne aluzje i dzięki temu widać (mam nadzieję) jej uniwersalne i (niestety) wciąż aktualne przesłanie, «albowiem tyle jest rzeczy między niebem a ziemią […] Świństwa przecież powtarzają się w wariantach, których schematy są do siebie zawstydzająco podobne»” [3].


Chaotycznie o chaotycznym świecie

Cud jest dosyć trudny w lekturze, ponieważ autor praktykuje w nim znany również z późniejszych Przypadków inżyniera ludzkich dusz literacki montaż oraz, jak pisze sam Škvorecký, „technikę, którą Joseph Conrad nazwał deliberate confusion, czyli «przemyślany chaos»”. Wszystko to miało oddać chaotyczność opisywanych czasów. Dlatego w obrębie jednego rozdziału przeskakujemy z jednej historii do drugiej, zostawiamy na chwilę bohaterów zastygłych w pół słowa, a gdy już zdążymy o nich zapomnieć, nagle autor rzuca nas z powrotem w sam środek sceny.

Dla wszystkich zainteresowanych XX-wieczną czeską historią i kulturą jest to jednak literatura obowiązkowa. Bo, jak pisał Milan Kundera w przedmowie do francuskiego wydania powieści w roku 1978: „Powieść Škvoreckiego to dotychczas jedyne dzieło przedstawiające całościowy ogląd nieprawdopodobnej historii Praskiej Wiosny, przesiąknięte w sposób jak najbardziej autentyczny sceptycznym duchem oporu, największym atutem czeskiego narodu” [4].


***

Škvorecký J., Cud, przeł. Jagodziński A., wyd. Pogranicze, Sejny 2018.


***

Przypisy:

[1] Kundera M., Przedmowa do francuskiego wydania powieści Mirákl Josefa Škvoreckiego, przeł. Bieńczyk M., „Literatura na Świecie”, nr 3-4/2007, s. 336.

[2] Jazz w małym mieście [z Josefem Škvoreckim rozmawia Antonín J. Liehm], „Literatura na Świecie”, nr 3-4/2007, s. 322.

[3] Jagodziński A., Przypadki tłumacza marnotrawnego, „Literatura na Świecie”, nr 3-4/2007, s. 247.

[4] Kundera M., dz. cyt., s. 340.

Pozostałe cytaty pochodzą z Cudu Josefa Škvoreckiego w tłumaczeniu Andrzeja S. Jagodzińskiego.