Dyktatura nie jest wieczna, Dorota Jovanka Ćirlić, "Gazeta Wyborcza"

Dyktatura nie jest wieczna, Dorota Jovanka Ćirlić, "Gazeta Wyborcza"

V.P. to w języku byłej Jugosławii, Vojna Poszta, poczta polowa. W języku Izeta Sarajlicia skrót ten znaczy volim puno, czyli kocham bardzo. Książka Kocham bardzo to wyznanie miłości poety do żony, która umarła po zakończeniu wojny w Sarajewie. Niemal każda minuta jego życia nasycona jest obecnością tej, którą nazywa Mikicą. Jej postać zostanie w literaturze obok takich kobiet jak Laura, Felicja, Lili Brik.

Książka jest wspomnieniowa, niemalże dokumentalna i choć pisana prozą, to przecież zdradza poetycką wrażliwość autora. Łączy to, co osobiste, najbardziej intymne, z całą resztą świata. Znajdziemy w niej portret nie tylko poety i jego żony, ale też pokolenia urodzonego tuż przed drugą wojną i systemu, w którym przyszło mu żyć potem. A były to czasy, kiedy za udział w wieczorze ku czci Jasienina można było po 1948 r. trafić nawet do obozu na Nagiej Wyspie, gdzie reedukowano domniemanych i rzeczywistych przeciwników Tity. I choć w Polsce nie było takiej wyspy, jak to brzmi znajomo.

Rodzina żony Sarajlicia należała w 1945 r. do pokonanych. Ona sama była pół Austriaczką, pól Dalmatynką, katoliczką, i wyszła za mąż za wnuka beja, Muzułmanina, zdradzającego emocjonalną słabość do socjalizmu, poetę, który wyznawał: "Moim światem był wprawdzie socjalizm, ale wziął się on z kuli, która przeszyła serce mojego brata Eszo." Ona słuchała walców Straussa i czytała Sommerseta Maughama, on - powieści rosyjskie. Kiedy z kolegami przejechał kabrioletem nieokreślonej marki ulicą Tity, na zebraniu komitetu uniwersyteckiego uznano przejażdżkę za demonstrację antysocjalistycznych uczuć. Cóż. "Socjalizm naszych młodych lat był w ogóle wesołym ustrojem".

Izet Sarajlić jest największym współczesnym poetą Bośni. Wydał kilkanaście tomów poezji (i kilka tomów prozy) oraz przekłady, głownie z literatury rosyjskiej. Nazywany bywa bośniackim Gałczyńskim, bo jak on ma łatwość pisania regularnych rymów i w każdym szczególe potrafi dostrzec zalążek wiersza. Gdy poznałam go, mając piętnaście lat, na Wieczorach Poetyckich w Strudze, napisał na serwetce: "A co z nami będzie, gdy śnieg wszystko zabieli i nie będzie już Dorotei?". W wiele lat później dowiem się, że inny sarajewski poeta, który wtedy nie odstępował Sarajlicia na krok, będzie "wyśpiewywał" serbskie hurra-patriotyczne pieśni, a Radovan Karadżić, lekarz i wierszokleta, który czuł się zaszczycony, mogąc podwieźć Sarajlicia samochodem, każe ostrzeliwać ich wspólne miasto Sarajewo.

W książce Sarajlicia znajdujemy wiek XX widziany oczami zakochanego poety. On sam przeżył w tym wieku wszystko. Do wieku XXI odwraca się plecami. Nie zgadza się na sztuczne morza, sztuczne palmy i... samotność. Nie interesują go loty na Księżyc, bo księżyc oglądał przecież oczami Mikicy.

Dlaczego poeta składa swoje wyznanie miłości prozą? Może - powtórzmy za Nadieżdą Mandelsztam słowa Hercena - po śmierci żony "ubywa mu duszy"? A on nie potrafi poddać się rutynie składania wierszy. Unika patosu. Jest przecież w tej książce coś, co nie poddaje się streszczeniu. To poezja schowana pod jednoznacznością opisu drobnych zdarzeń. Takich jak uścisk ręki ukochanej kobiety. 
Sarajlić przeżył dwie wojny, rewolucję, dyktaturę. Ale wojnie, nacjonalizmowi i śmierci w jego świecie towarzyszą miłość, księżyc, walc i wiersz. Ludzie się starzeją. Umierają i giną, a niemal każda ofiara ma tyle lat, co jakiś znany poeta. Nie ma nienawiści, tylko radość Sarajlicia stała się smutna. Udało mu się jednak zachować to, co jak jego ulubiony Gałczyński chciał ocalić od zapomnienia. I dwie litery na grobie: V.P. 

"...Wieczna jest tylko miłość". 

Dorota Jovanka Ćirlić, "Gazeta Wyborcza", 9.01.2001

Izet Sarajlić, Kocham bardzo, Sejny 2003, Pogranicze.