Dzieci z Putino, Michał Olszewski, 22.11.2004

Dzieci z Putino, Michał Olszewski, 22.11.2004

Dzieci z Putino, zbiór reportaży z Rosji, można porównać do pracy architekta, który na jednej planszy przedstawia przekroje tej samej bryły. Ana Uzelac z chaosu dawnego imperium zgrabnie wycina pokolenie dzisiejszych dwudziestokilkulatków, pierwsze, które dorastało bez krępującego gorsetu komunizmu. I tworzy niepokojący obraz.

W sześciu tekstach paradują sfrustrowane dziewczyny z pustoszejącej wioski przy magistrali transsyberyjskiej, młodzi weterani wojny czeczeńskiej, chorzy na AIDS, rozwódki, wzięci muzycy i przyszła elita Rosji - studenci ekskluzywnego instytutu MGIMO, jak pisze Uzelac - "niegdyś edukującego uprzywilejowaną partyjną nomenklaturę, dziś zaś kształcącego dzieci władców nowej, rynkowej Rosji".

Co wyłania się z tych zestawień? Probieżem przydatnym do zrozumienia Dzieci z Putino są reportaże Ryszarda Kapuścińskiego. Różnica wydaje się oczywista: w Imperium Kapuściński wspomina, że osobnik, który wypytuje lub robi notatki, traktowany jest jak szpieg, zaś Ana Uzelac tych kłopotów nie ma. Nowa Rosja opowiada bez strachu. Postać narratora usuwa się w książce Uzelac na drugi plan, mniejsza jest też jej wartość literacka - autorka przede wszystkim notuje, traktując szlif artystyczny jak sprawę poboczną. To przede wszystkim rzetelny, dziennikarski zapis rzeczywistości.

Te pozbawione literackiej otoczki świadectwa w doskonały sposób pokazują zmianę, jaka zaszła w rosyjskiej mentalności. Zamiast sloganów o komunizmie słyszymy opowieści o pieniądzach, karierze, życiu w dużym mieście.

Rosja z książki Any Uzelac to kraj, który mimo wszystko normalnieje i przypomina Polskę. To ważny szczegół, bo od kilkunastu lat postrzegamy Rosję jak planetę oddaloną o lata świetlne. Tymczasem poza wojną w Czeczenii Uzelac pokazuje zestaw problemów dobrze znanych. Narkomania, bezrobocie, rozpad więzi rodzinnych, internet, migracja do dużych miast. Inne natomiast, imperialne - chciałoby się rzec, są tych problemów rozmiary, bo trudno wyobrazić sobie, by polski barman mógł dostawać za trzy dni pracy w tygodniu tysiąc dolarów, a student w przerwie między zajęciami kazał wieźć się swojemu szoferowi do restauracji.

Jest jednak w tym krajobrazie niepokojący szczegół: poraża wiara w pieniądz wpajana przez tych samych profesorów, którzy wcześniej budowali komunizm ("Związek Radziecki, to znaczy Rosja, przepraszam, kontroluje tylko półtora procent światowego rynku surowców" - myli się jeden z wykładowców). "Teraz już rozumiem, że prawdziwych decyzji nie podejmują ani politolodzy, ani spece od politycznego PR, ani polit-technolodzy. Wszystko jest w rękach dużych kompanii naftowych, gazowych i innych. Tam są pieniądze, tam jest prawdziwa władza w państwie" - opowiada studentka MGIMO. To zaskakująco dojrzała wiedza i ciekawe, w jaki sposób zostanie wykorzystana przez młodych Rosjan.

Dzieci z Putino to książka bez zakończenia. Na ostatniej stronie majaczy bowiem olbrzymi znak zapytania dopisany przez tragedie na Dubrowce i w Biesłanie. Jak wyglądałyby te reportaże, gdyby autorka rozpoczęła gromadzenie materiałów nieco później? Co mówiliby pewni siebie, zadowoleni z życia studenci i sfrustrowane rozwódki? Istnieje pewna wskazówka. Kiedy Ana Uzelac kończy rozmowę z weteranem wojny w Czeczenii, rozpoczyna się właśnie dramat zakładników w moskiewskim teatrze. Weteran na informację nie reaguje - jest za bardzo zajęty własnymi kłopotami.

Ana Uzelac, Dzieci z Putino, Sejny 2004, Pogranicze.