Inny świat Jerzego Ficowskiego.

Inny świat Jerzego Ficowskiego.

Stał się przewodnikiem dla podróżujących na pogranicza, rzemieślników budowania mostów, nieufnych wobec stuprocentowych racji i szukających spotkania z innym 

Kiedy Jerzy Ficowski stawił się w Sejnach po odbiór tytułu "Człowieka pogranicza", bagaż jego żywota pełny był rozmaitych skarbów. Tak wyliczał wtedy jego zawartość: "motyle, szerszenie, ważki, głosy i barwy ptaków. Bruno Schulz - herezjarcha pokątny, Leśmian - piewca bezsilnej wszechmocy... Przewodnicy Mitu - wsiowe piastunki i leśni piastuni bajek... Moje rodzeństwo najbliższe: bracia Żydzi, bracia-Cyganie... Wioliny i wanilie - dźwięczne i wonne przewodniki pamięci, Witold Wojtkiewicz - mistrz cyrku w sierocińcu świata... I inni, i inne, i wszystko, z czym połączyło mnie życie..."

Próbując ów bagaż uczynić nieco lżejszym, porównywał siebie do niejakiego Stanisława Gilowskiego z Jarosławia, o którym w przedwojennej książce telefonicznej wyczytał, że jest właścicielem kina "Uciecha", łaźni rzymskiej, fabryki wody sodowej i zakładu pogrzebowego. Po czym dodawał: "Wyznam (z głębi przekonania), że [jestem] chyba tylko na pozór tak rozbieżny jak niedościgniony Gilowski, ale w istocie wszystkie te moje różności-mnogości z jednego wspólnego korzenia wyrastają i w końcu zbiegają się w jedno. Jak? A to już pytanie nie do mnie". Nie ma jednej odpowiedzi na to pytanie, ale warto jej szukać dociekając tajemnicy o nim. 

Opowiedział mi kiedyś o pewnym wydarzeniu z okresu, kiedy był małym chłopcem. W warszawskiej szkole, do której uczęszczał, uczniowie urządzili demonstrację antyżydowską wobec dwóch swoich kolegów. Powiedzieli im, że jeżeli nie wyjdą z klasy, to nikt nie usiądzie. Jerzy nie namyślając się wiele usiadł z żydowskimi uczniami w ławce, a ponieważ grono nauczycielskie stanowili wówczas porządni ludzie, sprawę zażegnano. 

Swoją tożsamość nabywamy poprzez przyjście na świat w takim czy innym miejscu, poprzez chrzest w takiej czy innej świątyni. Zdobywamy ją również sami dla siebie postępując tak a nie inaczej w obliczu próby, przed którą stawia nas życie. „To był elementarz wyniesiony z domu” - usłyszałem w odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak właśnie postąpił. Ale to była także jego osobista odwaga i własny wybór imienia na resztę życia. To ten sam Jerzy Ficowski, który będzie walczył w Powstaniu Warszawskim, który napisze Odczytanie popiołów i Gryps, przeciwstawi się zapomnieniu Schulza, nie odmówi przystąpienia do KOR-u, wystąpi w obronie niezależności literatury, bronić będzie Cyganów.... 

Arnold Słucki napisał wierszyk pt. Jerzy Ficowski, który trafia w sedno tej strony osobowości człowieka pogranicza: Nie jest Żydem / ani gojem, / ale przyjacielem moim. 

Zamieszkiwał krainę na obrzeżach, peryferiach i prowincjach świata. Ciągnęło go tam, bo wierzył, że świat prawdziwy znajduje się pod powierzchnią zjawisk i poza obrębem codzienności, którą zamieszkujemy jako ludzie dorośli, oddani swoim profesjom i wsłuchani w swoje racje. Podróżował w sferę Mitu, która była dla niego sferą wyższej realności. Prowadzili go tam jego mistrzowie: Schulz, Leśmian i Wojtkiewicz. Sam stał się przewodnikiem dla podróżujących na pogranicza, rzemieślników budowania mostów, nieufnych wobec stuprocentowych racji i szukających spotkania z innym. 

Miał szczególny stosunek do rzeczy skrywających pradawność, kwarcytów i różnych skamielin, które rozłupywał wierząc, że są w nich odciśnięte na podobieństwo kopalnych paproci znaki prowadzące nas w głąb do samych „pierwieści”, tam, gdzie sięgają „czułki snów”. Oddawał się pasjom entomologa, bo czytając motyle poznawał symetrie istot lotnych i „kaligraficzny alfabet nocy”. Chwytał się każdej sposobności (co w jego przypadku znaczyło doskonalić narzędzia, zmysły, wiedzę) wyjścia poza ramy rzeczywistości zdegradowanej, w inną przestrzeń. W wierszu Z linii papilarnych notował: Wyostrzyć pamięć / aż do ukłucia. Stał się archeologiem pamięci, odczytywał z popiołów, świadczył przeciwko zacieraniu i zakłamywaniu przeszłości, przeciwko Było nie było jest jak jest. Również w ten sposób, pamiętając, przedostawał się na drugą stronę, w obszary „podpamięci”. „Bo przecież u początku każdego życia - mówił podczas jednej z naszych rozmów - leżą odłogiem oddalone jakby o tysiące mil czasu te dawne obszary, na których odbywała się niegdyś nasza inicjacja, poczęcie barw, kształtów, kiełkowanie sensów, najpierwsze wtajemniczenie w dookolność, jakieś przyswajanie sobie świata, magia dzieciństwa. Są to obszary podpamięci, śladów dostępnych jedynie poprzez właśnie wygasającą pamięć zmysłów, to są strefy wobec których pamięć zdarzeń jest bezradna i kronikarstwo bezsilne. Ta właśnie wczesna, spontaniczna niejako postać interpretacji świata, jej psi węch, mitologiczna nieomylność, bywa w szczątkowej, zubożałej formie, tym szóstym zmysłem poetów”. 

Był przekonany, że wyrazić ten świat można tylko „szczególna mową”, słowami, które idą „z podedna”. Ciągle ich szukał. Stąd między innymi jego fascynacja kulturą ludową. Odnajdywał w niej bliskość źródła, pierwszego wzruszenia, dzieciństwo wyobraźni, sąsiedztwo Mitu, które są nie do podrobienia, nie do wymyślenia przy pomocy kunsztu i łamigłówek wyobraźni. Z tych samych powodów interesował się żywiołem mowy dziecka, jej odkrywczą siłą i świeżością wyrazu. Gdy pisał List do Marc Chagalla, zastąpił niektóre fragmenty poematu cytatami wypowiedzi dzieci, które przeżyły czas zagłady, gdyż - jak pisał mi w liście - żaden kunszt i wirtuozeria profesjonalnego wyrazu nie ma tej mocy, co niepojętość strasznego świata wyrażona słowem dziecka, słowem na jego miarę. 

Gdzie zatem w tym człowieku rozlicznym jest sam Jerzy Ficowski? To wszystko ja. Ja, jak da się być sobą najbardziej. Był amatorem w najczystszej, najwyższej postaci. Nie dowierzał skończonym i profesjonalnie kunsztownym dziełom tworzonym przez człowieka, tak jak stronił od ludzi jednej i absolutnej racji. Wiedział, że prawda jest inna od tej, którą znamy, więc w tym życiu zawsze pozostawał w drodze („Człowiek nie dobiega, człowiek biegnie tylko” - pisał w jednym z listów). Szedł za głosem dzieci, Cyganów, miłości do żony, poezji ludowej, szaleńców, elementarza z domu, snów, natury, innych, buntowników przeciw tyranii, zapomnianych, przyjaciół dozgonnych - aby przedostać się dalej niż pozwalają na to ustanowione prawa, bo te ograniczają nawet geniuszy z laurem twórców dzieł doskonałych. Doprowadzając do mistrzostwa różne kunszty, którymi władał, dostąpił podróży po najdalsze krańce, by otrzeć się o inny świat i przekazać nam o nim świadectwo. 

Krzysztof Czyżewski 
"Gazeta Wyborcza" 14.05.2006