István Kovács z tomu „Dwa prastare dęby – z dziejów przyjaźni polsko-węgierskiej”

Portret Krzysztofa Czyżewskiego, wyróżnionego nagrodą Gábora Bethlena. Działalność Ośrodka „Pogranicze” w Sejnach (z tomu „Dwa prastare dęby – z dziejów przyjaźni polsko-węgierskiej”).

W marcu 1991 w Ambasadzie Węgier w Warszawie, gdzie pracowałem jako attache kulturalny, odwiedziło mnie młode małżeństwo, Krzysztof Czyżewski wraz z żoną Małgorzatą. Zaraz na wstępie naszej rozmowy dowiedziałem się, że Krzysztof Czyżewski został właśnie mianowany dyrektorem utworzonego w Sejnach, małym miasteczku przy granicy polsko-litewskiej, Centrum i Ośrodka „Pogranicze - sztuk, kultur i narodów”. Sam pomysł utworzenia centrum kulturalnego tuż przy granicy, na styku kultur i narodów wyszedł od młodych ludzi – w większości wywodzących się z kręgu słynnego Teatru Gardzienice. Wsparcia udzieliły mu także nowe władze województwa Suwalskiego, działające w duchu polityki kulturowej i międzynarodowej rządu Mazowieckiego. Bez wątpienia w uzyskaniu takiego wsparcia pomógł Czyżewskiemu i jego współpracownikom fakt, że duchowego i moralnego poparcia inicjatywie udzieliło dwóch wielkich synów tej „małej ojczyzny”: Czesław Miłosz i Andrzej Wajda. Zainteresowanie kwestiami pogranicza zaczęło się u Krzysztofa Czyżewskiego – który swoją drogą wywodzi się z Poznania, a polonistykę kończył w Warszawie – od wędrówek po wschodniej Polsce z Teatrem Gardzienice. Zdarzało się im występować dla staroobrzędowców oraz po ukraińskich, białoruskich i tatarskich wioskach. Aktorzy ze zdumieniem odkryli, że Polska po 1945 nie stała się – na skutek tych wszystkich prze- i wysiedleń – tak „czysta” etnicznie, jak to z dumą głosiła komunistyczna propaganda. Czyżewski wraz z przyjaciółmi mógł się przekonać, że obecność mniejszości narodowych czyni ich ojczyznę ciekawszą, duchowo i kulturalnie bogatszą, że ta obecność jest inspirująca, o wiele bardziej niż gdyby kraj zamieszkiwał jedyny „swój” naród.

Dla Krzysztofa Czyżewskiego niedorzecznością były antagonizmy etniczne, religijne, i językowe tak częste na pograniczu „kultur, sztuk, narodów”. Szczególnie absurdalna wydała mu się niechęć litewsko-polska – szczególnie jeśli wziąć pod uwagę historyczne korzenie obu narodów oraz ich obecną sytuację. Właśnie dlatego na teren swoich działań wybrał – topograficznie rzecz biorąc – okolice litewskiej granicy. A dokładnie, zamieszkałe w jednej trzeciej przez Litwinów, przygraniczne miasteczko Sejny.

Tak więc, kiedy Krzysztof i Małgorzata pełni planów i marzeń zjawili się u mnie tamtego wiosennego poranka, wyglądali zupełnie jakby zeszli ze świętego obrazka. Zwrócili uwagę na Węgry pod wpływem swojej przyjaciółki z Teatru Gardzienice, Izy Szyszkowskiej, która skończyła hungarystykę. Niemałą rolę odegrała też twórczość wilnianina Mariana Zdziechowskiego, a przede wszystkim związanego z Galicją Wschodnią Stanisława Vincenza. Ten największy polski eseista XX wieku schronił się w czasie wojny na Węgrzech. Zamieszkał w Nógrádverőce i tylko Dunaj dzielił go od letniego domku Lajosa Áprilyego w Klastrompuszta. Poza duchowym pokrewieństwem połączyło ich faktyczne sąsiedztwo. Węgierskie eseje Vincenza – Wrota Dunaju, Hódmező, Dar przyjaźni – pokazują, że chyba żaden inny obcokrajowiec nie był w stanie tak wnikliwie i rzeczowo opisać węgierskiego społeczeństwa, historii i kultury. Z kolei Marian Zdziechowski jest znakomitym znawcą historii Węgier XIX w. Potrafi tak opowiadać o Széchenyim jakby sam odbywał z nim podróże po Europie i towarzyszył w codziennej pracy na Węgrzech. Vincenz, Zdziechowski, Czesław Miłosz… i Krzysztof Czyżewski są strażnikami tolerancji, regionalizmu i „małych ojczyzn”.

Kiedy Krzysztof i Małgorzata nakreślili mi pokrótce, czym ma się zajmować ich centrum i poprosili o pomoc, zaraz przeszło mi na myśl, że trzeba by ich zanurzyć w Jordanie klasycznej siedmiogrodzkiej duchowości. Kilka miesięcy później, dzięki bezinteresownej pomocy dyrektora Wydawnictwa i Fundacji Kriterion, Gyuli Szabó, etnografa Lajosa Balázsa oraz wielu innych, udało się zorganizować dla dziewiątki pracowników Ośrodka „Pogranicze” dziesięciodniowe seminarium w Csíkszerda, w całości poświęcone problematyce kultur i religii mniejszości narodowych. Uczestnicy wyjazdu mogli także odwiedzić polskie wioski w okolicach Klużu i w Kalotaszeg, a szczególnie na Ziemi Szeklerskiej i w Bukowinie.

Osobiste spotkanie „Pogranicza” z siedmiogrodzką mentalnością i tamtejszą kulturą wpłynęło na ostateczny kształt programu ośrodka. W lutym 1992 Krzysztof Czyżewski po raz kolejny udał się do Siedmiogrodu. Tym razem już samodzielnie budował dalsze kontakty. Dokładnie tak jak my w latach ’70 – wędrował od adresu do adresu, przekazywany z rąk do rąk. Gdy wrócił do Polski, położył na stole gotowy program wystawy prezentującej węgierską mniejszość w basenie Karpat.

Na jesieni 1992 Centrum „Pogranicze” zorganizowało wystawę Pamięć starowieku, inicjującą cykl imprez prezentujących poszczególne regiony i kulturę narodów Europy Wschodniej i Środkowej. Na wstępie pokazano przeszłość i dzień dzisiejszy pogranicza polsko-litewsko-białoruskiego, oraz jego kultury i narodowości. Na trwające okrągły tydzień Forum zjechali się nie tylko przedstawiciele lokalnych mniejszości Litewskiej i Białoruskiej, tutejsi Staroobrzędowcy i Cyganie, ale również goście z zagranicy, w tym także mieszkający na obczyźnie Polacy. Na miejsce spotkań wybrano Białą Synagogę – symboliczny kurhan wymordowanych Żydów z tych okolic. Atmosfera spotkań przywodziła na myśl klimat greckiej agory, gdzie spokojnie można wymieniać poglądy, nie koniecznie trzeba się zaraz z mini zgadzać, ale wypada wysłuchać i spróbować zrozumieć racje drugiego. Ta cierpliwość i wzajemna życzliwość wynikała stąd, że „Pogranicze” – na przekór pełnej napięć atmosferze w polityce między Polską a Litwą – potrafiło nawiązać dobre kontakty z litewską inteligencją i z ministerstwem kultury w Wilnie. Udało im się także uzyskać poparcie sporej części ukraińskiej elity intelektualnej i życzliwość w Rosji. Przede wszystkim jednak kierowane przez Czyżewskiego Centrum „Pogranicze” stało się głosicielem tolerancji i europejskości w Polsce, na co rząd chętnie się powoływał – choćby w relacjach z lokalnymi mniejszościami. Nic więc dziwnego, że Krzysztof znalazł się w ścisłym kręgu doradców do spraw kultury przy kancelarii Lecha Wałęsy; i że – budząc i wcielając w życie ducha jagiellońskiej tolerancji – stał się ochotniczym, objazdowym ambasadorem Polski od Bałtyku po Adriatyk, nie wyłączając także Bośni, gdzie przecież grzmiały już groźnie działa.

W maju 1992 w ramach cyklu Pamięć starowieku centrum „Pogranicze” zaprezentowało obszar i kultury, tak blisko związanego z historią Polski, Siedmiogrodu. Wystawa zatytułowana Siedmiogrod – Transsylvania – Erdély – Siebenbürgen miała na celu przede wszystkim pokazanie codziennego życia oraz dziedzictwa kulturowego siedmiogrodzkich mniejszości: Węgrów, Sasów, Rumunów oraz Żydów. Ufam, że ten plan się w pełni powiódł.

Zdziwiłem się ile udało się zmieścić w programie forum, trwającego od 30 kwietnia do 9 maja 1992. „Pogranicze” zaprosiło ponad 70 osób z Rumuni i Węgier: w tym z Klużu, Marosvásárhely, Sepsiszentgyörgy, Bukaresztu i Budapesztu. Niemałą część kosztów organizacji forum wzięła na siebie węgierska Fundacja Illysa, większość jednak, t.j. trzy czwarte, sumy pokryły polskie fundacje.

Trwająca dziesięć dni i obejmująca piętnaście polskich miast impreza zrobiła na wszystkich ogromne wrażenie. A przecież nie zdarzyło się nic nadzwyczajnego – zabrała się, bagatela, setka mieszkańców dziesięciu państw, mówiących pewno piętnastoma językami. I świetnie się razem czuli. Pokazy śpiewów i tańców w Białej Synagodze trwały do białego rana, publiczność podrywała się z miejsc i sama ruszała w tan. Marek Cichy z Gazety Wyborczej w długim, entuzjastycznym tekście tak podsumował Pamięć starowieku: „Spotkanie z Siedmiogrodem to wielkie wydarzenie. W dużym mieście nie udało by się wyczarować takiej atmosfery.”

Za scenografie do występów posłużyły grafiki Sándora Plugora, obrazy Márii Miklós oraz cykl fotografii Marka Skorupskiego, przygotowany latem 1991 roku, podczas wspomnianego wcześniej seminarium w Csíkszerda w Siedmiogrodzie. Na scenie wystąpiła grupa Ökrös i András Berecz, Sándor Fodor „Netti” i Márton Menaszes, Zóltán Kalós i József Birinyi. Wykłady poprowadził m.in. filozof Elek Szokoly, redaktor naczelny pisma Művelődés Zsold Szabó i historyk Mihály Spielmann, pracownik Teleki Téka, dyrektor instytutu Europy Środkowej Csaba Gy. Kiss oraz ambasador Węgier a Warszawie, Ákos Engelmayer. Największy entuzjazm wywołała grupa Bogáncs – Dom Tańca przy liceum w Klużu – żywa i charakterystyczna dla młodzieży na Węgrzech inicjatywa, dotąd niemal nieznana w Polsce. Szczególnie wzruszające było spotkanie grupy z dziećmi z gimnazjum nauczającego w języku litewskim w Puńsku. Oto mniejszość narodowa jednego kraju spotkała się z mniejszością innego, i razem mogły poczuć się jak większość. Przy rozstaniu dzieci biegły parę kilometrów za autobusem, machając na pożegnanie. Spektakularne przyjęcie grupy Bogáncs, zainspirowało Krzysztofa do próby zaszczepienia w Polsce idei Domów Tańca, które z powodzeniem funkcjonują na Węgrzech już od ćwierć wieku.

Relacje z dziesięciodniowego pobytu Siedmiogrodzian w Północno-Wschodniej Polsce wyemitowała Węgierska TV1, pojawiły się także reportaże radiowe i telewizyjne w regionalnych węgierskojęzycznych ośrodkach w Klużu i Bukareszcie. Centrum „Pogranicze” przygotowało do swojego archiwum 25 godzin relacji z najciekawszych imprez spotkania.

Odtąd, od maja 1992 roku, kiedy sobie pomyślę ile potrafi zdziałać jeden człowiek, zawsze staje mi przed oczami postać Krzysztofa Czyżewskiego, który mimo że – jako wykładowca i moderator spotkań – prowadzi życie na walizkach, jest ucieleśnieniem spokoju. Co robił zanim skończył trzydziestkę? Prawie nic o tym nie wiemy. Co najwyżej, tyle że pracował. A czym miałby się trapić człowiek, który czyni dobro? Wewnętrzny spokój płynie z dobrze wykonanej pracy, z dobrych czynów. Nic więcej nie trzeba.