Jak dobyć poetę z głębi przeoczenia? , Ryszard Matuszewski, "Nowe Książki"

Jak dobyć poetę z głębi przeoczenia? , Ryszard Matuszewski, "Nowe Książki"

Jak dobyć poetę z głębi przeoczenia?
wiem kiedyś kiedyś
będę znaleziskiem
dobytym z głębi przeoczenia
pełnym bogactw cierpliwych
jak krypta Tutenchamona
nie tknięta łupiestwem

zbieram się w sobie
a nie śpieszy mi się

Najpierw umrzeć trzeba


Jerzy Ficowski, Definitivum

Czy za tym melancholijnym nawiązaniem do testamentowej tonacji Słowackiego stoi tylko - zrozumiały skądinąd u każdego świadomego swej wartości poety - kompleks niedocenienia? Czy też w nas, czytelnikach poety, patrzących na jego twórczość z zewnątrz, głos ten budzi solidarny odzew uczuciowy, wynikły z przekonania, że poeta został rzeczywiście w jakiś sposób "przeoczony" przez czynniki opiniotwórcze?

Zacytowałem na wstępie fragment wiersza otwierającego ostatni wybór poezji Ficowskiego Wszystko to czego nie wiem, wydany przez Fundację "Pogranicze" w Sejnach, placówkę, która dokonała pięknego czynu, starając się jak gdyby zrekompensować poecie to, że nie za bardzo zauważono go gdzie indziej. Inicjatywa była zresztą wyjątkowo celna. Przyznany Ficowskiemu tytuł Człowieka Pogranicza - pogranicza sztuk, kultur i narodów - należał mu się jak nikomu innemu. Jak trafnie zauważył twórca "Pogranicza", Krzysztof Czyżewski, został jakby specjalnie dla Ficowskiego wymyślony. Przy okazji Fundacja wznowiła w pięknej oprawie edytorskiej jego baśnie cygańskie Gałązka z Drzewa Słońca, wydała nieco wcześniej (1998) Bajędy z augustowskich lasów, zorganizowała w klasztorze wigierskim sesję poświęconą jego twórczości oraz - w Sejnach - wystawę "Gabinet Jerzego Ficowskiego", eksponującą ułamek zbiorów będących owocem pasji kolekcjonerskich poety, utrwaliła wreszcie pamięć o tej wystawie publikując estetycznie wydany zbiór szkiców Ficowskiego Dobrodziejstwo inwentarza.

Przede wszystkim jednak przypomniała wiersze Ficowskiego w wyborze, którego autorem jest Piotr Sommer, poeta o pokolenie od Ficowskiego młodszy. W przemyślanym i odkrywczym posłowiu, którym zamknął ów wybór, wyraża on pogląd, że na poezję Ficowskiego trzeba dziś spojrzeć inaczej, niż patrzono na ogół dotąd. W spojrzeniu dotychczasowym przeważało bowiem uznanie dla szlachetnej postawy poety broniącego określonych wartości moralnych, m.in. tych, które zadecydowały o wyróżnieniu go tytułem Człowieka pogranicza, uznanie, że tyle znakomitych wierszy poświęcił upamiętnieniu zagłady Żydów polskich. Że dawał dobitny wyraz protestowi przeciw umysłowemu zniewoleniu i zamykaniu ust niezależnej opinii w okresie agonii PRL (wiele wierszy z wydanych w drugim obiegu tomów Gryps i Errata). Skupiały też na sobie uwagę szczególne fascynacje kulturowe i artystyczne poety: polskimi Cyganami, twórczością Brunona Schulza, malarstwem Tadeusza Makowskiego i Witolda Wojtkiewicza. Oceniając poezję Ficowskiego, Sommer nie neguje bynajmniej wagi tej problematyki; klucz do oceny walorów artystycznych poezji Ficowskiego widzi jednak w czym innym: w dokonaniach poety w dziedzinie języka. Dopiero właściwa ocena tych dokonań może - zdaniem Sommera - zapewnić poezji Ficowskiego szerszy oddźwięk i tę poezję, jaka jej się od dawna w ogólnym obrazie literatury mijającego wieku należy. Pokłada nadzieję w przewartościowaniach, jakie w dziedzinie ocen literackich powinny w najbliższym czasie nastąpić.

Myślę, że zarówno literatura wierszy Ficowskiego włączonych do tego wyboru, jak i tezy posłowia dają bogaty materiał do refleksji nad tym, czy buńczuczna zaczepka Sommera pod adresem opiniodawców mijającej epoki ma podstawy. Faktycznie nie przypominam sobie, by nazwisko Ficowskiego wymieniano wraz z czołówką poetycką jego pokolenia: w jednym szeregu z Różewiczem, Szymborską, Herbertem czy Białoszewskim. Nie wydaje mi się również, by w okresie dość żywej w latach 60. dyskusji na temat kierunków wytyczających drogę rozwoju poezji polskiej, m.in. sporu poetów "lingwistów", stawiających sobie za cel przekształcenie języka poezji, z obrońcami jej tradycyjnego językowego wzorca, atutu poezji Ficowskiego był wygrywany przez tych pierwszych równie często, co znacznie bardziej skupiające na sobie uwagę utwory Białoszewskiego, a nawet niekiedy Tymoteusza Karpowicza, Czachorowskiego czy - nieco później - Barańczaka. Mam wrażenie, że na ówczesne niedocenienie pasji językowych Ficowskiego wpłynął fakt, że nie był on w swych eksploracjach lingwistycznych ekstremistą, takim jak Białoszewski, dla którego - jak pisze Sommer - punktem dojścia było coś, co można by nazwać "prywatnym kodem językowym", podczas gdy "Ficowski dostaje od polszczyzny to, co chce, nie schodząc w zasadzie z jej głównego traktu".

Sommer określa Ficowskiego jako poetę, którego twórczość należałoby analizować od dwu stron, akcentując zarazem ich nierozdzielność: od strony warsztatu, formułującego język poetycki, i od strony funkcji, jaką w poezji tej pełni czas, a zwłaszcza sięganie w czas dawny, w przeszłość. "Wynalazczość Ficowskiego w zakresie (...) myślenia o czasie - jak u jego mistrza, Brunona Schulza - jest niezmożona. Ficowski jest chronożerny. Jeśli nawet nie wyczerpał wszystkiego, co było w języku, to poszerzył chrono-frazeologię polszczyzny jak chyba nikt po wojnie". A w innym miejscu: "Nauki wyniesione od Leśmiana i Schulza (ale i, dla przykładu, od Baki), a także jak gdyby rzutowany wstecz niebywały słuch językowy, i ten zmysłowo-miłosny stosunek do języka: do słów, ich znaczeń i muzyki, do składni i frazeologii - wszystko to nadaje wierszowi Jerzego Ficowskiego smak mocny i nie do podrobienia". Dodałbym od siebie, że i Juliana Tuwima, wielkiego słowo- i mitotwórcę, zaliczał Ficowski - nie bez racji - do swoich mistrzów, co Sommer niesłusznie przemilcza. (...)

Ryszard Matuszewski, "Nowe Książki"

Jerzy Ficowski Wszystko to czego nie wiemSejny 1999, Fundacja Pogranicze