Kamień schron, Marcin Orliński, "marcinorlinski.pl", 15 czerwca 2008

Kamień schron, Marcin Orliński, "marcinorlinski.pl", 15 czerwca 2008

Kamień schron
Marcin Orliński

1.
Jak powiedział podobno kiedyś Benjamin Franklin, "dwie rzeczy są w życiu pewne – śmierć i podatki". A kiedy wypowiadał te słowa, na pewno nie przypuszczał, że recenzuje właśnie książkę Zima w małym mieście na granicy, którą w odległej przyszłości napisze pewien polski poeta. Bo słynna fraza amerykańskiego polityka i myśliciela nie tylko w lapidarny sposób zestawia ze sobą dziedziny, których dotyka w ostatnich wierszach Zbigniew Machej, ale także – poprzez swoiste zderzenie – oddaje groteskowy, ironiczny i żartobliwy charakter jego poezji.

Bo rzeczywiście, jest się z czego pośmiać. Nieustanne zabawy słowem, niekończące się wariacje na temat tradycyjnych form rytmicznych i rymowanych (choćby limeryku), czy przetwarzanie znanych motywów literackich i filozoficznych tworzą szalony teatrzyk, który zawdzięczamy nie tylko wielkiemu poczuciu humoru poety, ale i jego niezwykłemu warsztatowi. Uważny czytelnik dostrzeże jednak w tej poezji także drugie dno: rytm łamliwy i nutę melancholijną, niechybne oznaki ocierania się o otchłań.


Zima w małym mieście na granicy to zbiór wierszy bardzo zróżnicowanych tematycznie, a jednak łączących się w tajemnej komunii rymu i zgrywy. Nie chciałbym odczytywać Macheja biograficznie. Sam poeta wyznał zresztą kiedyś: "Ja nie chcę, aby wiersze były autobiograficzne. Ja nie chcę sprzedawać swojej biografii lub siebie w tym znaczeniu. Moje teksty nie mają swego źródła we mnie samym, lecz w styku pomiędzy mną, moim językiem, a otaczającą mnie rzeczywistością" (z rozmowy z Bartłomiejem Majzlem). Jednak w najnowszym tomiku, podobnie jak np. w Krainie wiecznych zer, można znaleźć kilka elementów biograficznych, m.in.: rodzinny Cieszyn i codzienną rzeczywistość "małego miasta na granicy". 

Ale miasto to u Macheja nie tylko przestrzeń niezbędna do przedstawiania i opisu konkretnych zdarzeń, lecz także system sztucznych, oderwanych od życia figur i relacji społecznych, a w szczególności relacji ekonomicznych i politycznych. Relacjom tym poeta przeciwstawia życie. Dla autora Zimy w małym mieście na granicy rymowanka, oprócz rozrywki, to także sposób maskowania rwącego potoku egzystencji i dystansowania się wobec niego. Dzięki rymowance, której skądinąd niedaleko do aforyzmu, poeta zwolniony jest z obowiązku głębszej analizy i szerszego opisu. Tragedia już się bowiem wydarzyła. Albo wydarzy się za chwilę. Aby ją odroczyć, należy upozorować karnawał, maskaradę. Rym zdaje się więc odgrywać w tych wierszach rolę ochronną – wyrzucone na zewnątrz wiersza życie pozostaje poza bezpośrednią siłą rażenia abstrakcji. 

Tłem rozmyślań i zarazem obrazowym ekwiwalentem problemów codzienności jest zima. Bohaterowi tych wierszy szczególnie zdają się doskwierać wspomniane podatki i brak pieniędzy: „Dlaczego nie wychodzę z domu? / Po pierwsze primo: bo jest zima. / Po drugie: bo piniendzy ni ma. / Po trzecie zaś: bo piszę wiersze / czyli właściwie to po pierwsze” (Trzeci powód). Małe miasteczko osacza swoją banalnością i brakiem perspektyw. Okazuje się, że "naprzeciw ZUS-u cmentarz / nie płacisz popamiętasz / a obok bank PKO / na życie wciąż za mało”. W takiej sytuacji nawet czytanie w czytelni okazuje się "gówno warte". 

To, co uniwersalne, manifestuje się w tym, co przyziemne. Przyziemność okazuje się zresztą nie tylko punktem wyjścia, ale także punktem dojścia tych wierszy, w których poeta co i rusz rozprawia się z filozoficznymi lub religijnymi mżonkami: „ciało więzi duszę / jak napisał Platon / i dlatego muszę / zmagać się z prostatą” (emeritus platonicus). 

Religia w ujęciu Macheja to sfera, której daleko do wzniosłości, a jej pretensje eschatologiczne i społeczne zdają się rozbijać o codzienny banał. I choć bohater tych wierszy wciąż rozmyśla, jakby tu "się bardziej / Z zaświatami zbratać”, to do kościoła go "nic nie woła". Wprost przeciwnie. Podejmowanym przez Macheja próbom krytyki religii zdają się patronować Nietzsche i Marks. Z jednej bowiem strony autor Zimy w małym mieście na granicy skupia się na życiu i pokazuje religię jako instytucję zupełnie od życia oderwaną. Z drugiej zaś – główną siłą napędową egzystencji wydają się wspomniane stosunki społeczne, a w szczególności stosunki polityczne i ekonomiczne. Za przykład niech posłuży taki oto wyrazisty fragment: "Otworzyć wszystkie teczki potrzeba, / żeby się łatwiej dostać do nieba. / Przed zawartością otwartej teczki / nie ma ratunku, nie ma ucieczki.” (Teczki). Oprócz teczek mamy też bazar: "Kacper Melchior i Baltazar / złoto mirra i kadzidło / rynek targowisko bazar / życie nam od tego zbrzydło” (KMB 2005). Krytyczna postawa Macheja ma jednak głębszy sens. Poeta wadzi się z religią i jej współczesnymi przejawami, wyraźnie podkreślając nieobecność sacrum we współczesnej kulturze: „Kupować baranka / z czekolady i jajko / z niespodzianką” (Jajko z niespodzianką). 

Na pytanie o życie Machej próbuje z kolei udzielić odpowiedzi w wierszu płyniemy, który nawiązuje do słynnej frazy z Rimbauda (i Kundery). Cytuję: „życie nie jest gdzie indziej / bo jest tu razem z nami / płyniemy w nim jak w windzie / pędzonej przez tsunami”. Znamienne, że w takich wierszach, jak ten, Machej staje się zupełnie poważny. Również w wierszu * * * [oddech nie wraca] cichną salwy śmiechu, między wierszami zaczyna trzeszczeć sroga zima, a powtórzone wielokrotnie słowo "już" sugeruje, że tym razem niebezpieczeństwo jest naprawdę blisko: 

„oddech nie wraca 
woda odpływa 
już nie pamiętasz 
jak się nazywasz 

już krew się ścina 
już puls zanika 
i już nie będziesz 
jadł pił i sikał 

i już nie będziesz 
robił pod siebie 
bo już w niebytu 
będziesz potrzebie” 
(* * *) 

Zima w małym mieście na granicy to tomik, w którym Machej po raz kolejny udowadnia, że jego specjalizacją jest humor i przewrotność. Ale słowo, do którego podchodzi z taką lekkością, ma w sobie tyle humoru, co powagi, a jego sens wydaje się mocno osadzony w tradycji, o czym może świadczyć następujące credo: „słowo do słowa: droga krzyżowa / zdanie do zdania: cień zmartwychwstania” (cień). Wiara w sensobójczą i sensotwórczą moc rymu objawia się w sposobie, w jaki Machej używa języka. Obrazowym przykładem tej dwoistości może być utwór Kamień schron, w którym za sprawą rymu "schron" zostaje oblężony między innymi przez "szron" i "dzwon": 

„Kamień? Szron? 
Kamień schron! 
Dla poetów 
i ich żon. 

Nad kamieniem 
stado wron 
i w pobliżu 
dzwoni dzwon” 


2. 

"Oto zarobki, oto koszt życia, / Znikoma między nimi różnica / W tym tajemnica". Tym razem frazę Macheja uprzedził Josif Brodski, którego wiersz Pieśń na powitanie przypomniał mi się, kiedy sięgnąłem po drugą wydaną ostatnio książkę Macheja Przygody przyrody, czyli swawole i niedole zwierząt w świecie ludzi i dalej. Bo u Macheja, na przekór rachunkowi ekonomicznemu, zysk zwykle wiąże się ze stratą. 

Trudno rozstrzygnąć, czy Przygody przyrody to zbiór wierszy dla dzieci czy tylko stylizowanych na wiersze dla dzieci. Machej obsadza tradycyjnych bajkowych bohaterów (zwierzęta) we współczesnych realiach, w których muszą się zmagać z rozmaitymi artefaktami kultury i popkultury. Jak sam niedawno przyznał, "Adresatem Przygód są przede wszystkim dzieci, ale równie ważnym adresatem są ich rodzice, którzy traktują swoje dzieci poważnie, przyjaźnie, odpowiedzialnie, bez zakłamania, przesądów i uprzedzeń. Rodzice, którzy chcą je uchronić przed złem świata i racjonalnie, z czułością i humorem przygotowują je na wszystko, co je może później w życiu spotkać, nawet na najgorsze" (biuroliterackie.pl). 

Warto nadmienić, że zanim Przygody przyrody ukazały się w Biurze Literackim, ich druku odmówiły takie wydawnictwa, jak Nasza Księgarnia, Muchomor, Ezop, Stentor, Zielona Sowa czy Wydawnictwo Literackie. Czy zatem współczesnemu odbiorcy poezji dla dzieci wystarcza tradycyjna wersja czerwonego kapturka? Czy kotu wciąż wolno palić jedynie fajkę? Czy porównanie żłobu do obozu jest nie na miejscu? Słowem – czy liberalny, postkomunistyczny rodzic wciąż nie dorósł do współczesnych metod wychowawczych, które nakłaniają do oswajania dziecka ze światem dorosłych? 

Bo tym wierszom często bliżej do baśni niż do bajki. Flądrę, która "chciała pójść po rozum do głowy" i popłynęła w górę rzeki, aby spotkać się z sową, lecz niestety zginęła w słodkiej wodzie, Machej poucza w następujący sposób: „O Święta Naiwności, / oto czym się może / skończyć Twoje Dążenie / do Mądrości”. W innym utworze „Dwa ślimaki, przysmaki francuskie” urządziły sobie wyścigi. Z kolei w wierszu o krowie możemy przeczytać takie oto poruszające wyznanie zwierzęcia: "Ja się boję! Ja się boję! / Ludzie grożą mi ubojem!". 

W książce Przygody przyrody możemy znaleźć wiele ciekawych odniesień literackich. Na przykład w Pszczelinach bzyknienia (tytuł nawiązuje do "szczelin istnienia") poeta konstruuje liczne neologizmy i przeprowadza zabawne gry słowne („Słój, bo pszczelam”). To opowieść o „abstronautach”, którzy mieli „mamuaże” i „siedmiogilowe gluty”, a zdraził ich „odśnięty wytrzeszcz moszczu”. Machej podejmuje nawet całe motywy i przetwarza je według własnego uznania. Najbardziej wyrazista pod tym względem wydaje się mowa obrończa o Wilku i przeciwko Czerwonemu Kapturkowi, który Wilka sprowokował. Odwróceniu tradycyjnego toposu towarzyszy nawet argument psychologiczny, trochę w duchu Junga: „Hałas bardzo jest szkodliwy. / Czerwień bardzo razi w oczy. / Nikt normalny się nie dziwi, / że wilk na kapturka skoczył”. 

Najzabawniejszym utworem w całym tomie wydaje się z kolei wiersz Na opak: „nos użądlił osę / trawa ścięła kosę / gwóźdź się wbił do młotka / wilczur zląkł się kotka”. Ten symetrycznie odwrócony świat znamy już choćby z Tuwima (Cudy i dziwy), którego fragment przytaczam: „Spadł kiedyś w lipcu / Śnieżek niebieski, / Szczekały ptaszki, / Ćwierkały pieski. // Fruwały krówki / Nad modrą łąką, / Śpiewało z nieba / Zielone słonko”. Frazom zainspirowanym twórczością Mickiewicza, Krasickiego czy La Fontaine'a towarzyszy też, jak przekonuje nas zresztą sam autor, poezja dydaktyczna Heinricha Hoffmana i Jarosława Jachowicza. 

Słowem, bajkowy postmodernizm. Prawdziwa, perwersyjnie skrojona antysielanka. O ile jednak Zima... jest dosyć osobistą książką, osadzoną w realiach "małego miasteczka na granicy", o tyle Przygody przyrody wydają się skupiać na ogólnych i uniwersalnych obszarach języka. Z drugiej strony ironia i humor, obecne w obu tomikach, zdradzają niesłychanie spójną strategię poetycką Macheja, którą znamy już z poprzednich tomów. Zakłada ona absolutny dystans i nieustanny ruch krytyczno-syntetyczny, który z zastanego materiału (z jednej strony – kultura, z drugiej – popkultura) pozwala budować zupełnie nowe światy. Najbardziej przewrotnym jej elementem wydaje się jednoczesne umiłowanie życia codziennego i abstrakcji, które w wierszach Macheja nieustannie się znoszą. 

A znieść się przecież nie mogą. 


3. 

Zbigniew Machej jest poetą wyrazistym nie tylko ze względu na oryginalność frazy i umiejętnie przetwarzaną tradycję literacką. Jego twórczość stoi bowiem w wyraźnej opozycji do form poważnych i wzniosłych. Machej otwarcie występuje przeciwko metafizyce pozytywnej i – podobnie, jak wielu innych poetów współczesnych – próbuje przywrócić język życiu codziennemu, zakładając, że to, co najważniejsze, spotyka nas na ulicy. Na uwagę zasługują na przykład jego liczne wypowiedzi przeciwko wykorzystywaniu poezji do celów ideologicznych i robieniu z niej produktu. Poezja Macheja od początku była bowiem poezją dialogu. I to dialogu w szerokim sensie tego słowa. Z jednej strony Machej w swoich książkach żywo reaguje na zmieniający się świat, angażuje się w bieżące wydarzenia polityczne, przedrzeźnia spoty reklamowe, piosenki, z drugiej – stara się odpowiadać głosom, które słyszy. 

Styl Macheja zdradza sporą fascynację zarówno poezją starszą (Kochanowski, Mickiewicz, Norwid, moderniści), jak i nowszą (Różewicz, Karpowicz), a niektórzy krytycy (w tym także sam Machej) podkreślają inspirację poezją ks. Józefa Baki. Ale pytanie o wpływ pozostaje w przypadku Macheja niepełne, dopóki nie ujawni się również jego antywpływów. I choć Machej wielokrotnie powtarza, że "nie pisze przeciwko komukolwiek", to udzielane przezeń wywiady świadczą o dosyć wyrazistych preferencjach literackich, a także o zadziornym, ba, nawet trochę chuligańskim usposobieniu. 

W rozmowie z Bartłomiejem Majzlem wyznał na przykład: "Można pisać nowe teksty, lecz nie zawierać w nich niczego nowego. Więc jeżeli tak jest przykładowo z wierszami Adama Zagajewskiego, że ja w nich nie znajduję żadnej specjalnej nowości, niczego szczególnego, no to po prostu czuję się rozczarowany". Z kolei w słynnym wywiadzie, którego w 2002 roku udzielił Kartkom (2 (27) 2002), możemy przeczytać: "Mniej więcej rok temu ukazała się fundamentalna książka Tymoteusza Karpowicza «Słoje zadrzewne». Jak dotąd nie znalazłem na ten temat jakiejś rzetelniejszej recenzji czy analizy. Za to trwa niekończący się festiwal Miłosza (...). «To», jak również opublikowany ostatnio «Traktat teologiczny» to są rzeczy żenujące (...). Jest to stary, odgrzewany bigos starego niedźwiedzia, który jest teraz emerytowanym cyrkowym niedźwiedziem i bezustannie zawraca nam głowę swoimi pseudopoczciwymi myślami o swoim życiu i swoim Bogu. Chce nas za wszelką cenę wzruszyć swoimi złudzeniami i rozpaczami, żałosnymi wspomnieniami erotycznymi i teologią emerytowanego niedźwiedzia cyrkowego". 

Myślę, że ironiczny Machej, zarówno Machej-poeta, jak i Machej-krytyk, uosabia postawę krytyczną, do której nawoływał Nietzsche: "Nie gniewem, lecz śmiechem się zabija. Naprzód, zabijmyż ducha ciężkości!". Żeby jednak nie przyklejać Machejowi etykietki nieprzejednanego wojownika, zrównoważmy powyższe słowa cytatem z Bergsona: „Śmieszna jest każda rzecz, wobec której umysł czuje się zmuszonym twierdzić i przeczyć jednocześnie” (H. Bergson, Śmiech. Esej o komizmie, przeł. S. Cichowicz, Warszawa 2000, s. 85). 

Kto bowiem poznał się na śmiechu, kto zna jego bolesne dna i siłę, która tkwi we wszelkiej perwersji, ten wie, o ile bardziej metafizyczny jest śmiech niżeli martwa, napuszona fraza, zatrzymująca się na mieliznach prozy. Bo Machej jest metafizykiem – metafizykiem współczesnym, który gardzi wzniosłością, jednocześnie nie rezygnując z poszukiwania tego, co dla niego najistotniejsze, czyli życia codziennego. 

Na koniec, nawiązując trochę do ostatnich wierszy, a trochę do jego Kwestionariusza Karpowiczowskiego z 2002 roku, należałoby zadać pytanie najbardziej fundamentalne: jakim zwierzęciem jest Machej i jakie niedole lub swawole spotykają go w świecie ludzi i dalej? A może przede wszystkim: dalej. 


(Zbigniew Machej, Zima w małym mieście na granicy, Fundacja Pogranicze, Sejny 2008; Zbigniew Machej, Przygody przyrody, Biuro Literackie, Wrocław 2008) 
 

Marcin Orliński, http://strony.aster.pl/marcinorlinski/, 15 czerwca 2008