Krzysztof Czyżewski - Kuszenie poety

1

Cóż znaczy to nieobecne spojrzenie, rozmijające się z moim, ze spojrzeniem kochanka, który szuka wzajemności i jest niecierpliwy w zaspokojeniu swego pragnienia? Cóż znaczy spojrzenie, które ześlizguje się z kształtów tego świata, pozostaje w sobie, ucieka od poufałości, z daleka biegnie i nic nie pojmuje? I cóż w nim jest kuszącego dla tych, którzy kształt tego świata opiewają?

W klasztorze świętego Marka we Florencji już w pierwszej celi na piętrze po lewej byłem świadkiem dramatu spojrzeń, które nigdy się nie spotkają. Noli me tangere. Fresk Fra Angelica nasycony jest bujną naturą i rozpłomienioną czerwienią Marii Magdaleny, która jak pośród korzeni wytryskująca krew cała skłania się spojrzeniem i dłońmi ku Niemu. Nie dotykaj mnie, Mario, nie dotykaj. / Wciąż jeszcze jestem nasycony / Wonią nardu, unoszącą się ze śmiertelnego płótna. / Jeszcze nie powróciłem do mojego Ojca. (Roman Brandsteatter: Jezus mówi do Marii Magdaleny). On w drodze do Ojca nie spojrzy na nią, wypowie Noli me tangere i stanie się dla niej niedosiężną dalą. 

Przestrzeń w celi jest niewielka, wypełniona bielą ścian i światłem biegnącym z okna ku jedynemu freskowi doskonale wpisanemu górnym swym łukiem pod jednonawowe sklepienie. Tutaj Fra Angelico i jego dominikańscy braciszkowie modlitwą uwolnili farby od ciężaru i pstrokacizny, rozświetlając je od wewnątrz. Patrzący zatem spogląda pod światło, co zaiste jest wejrzeniem w inną postać istnienia. Taka przestrzeń i światło daje wielką siłę koncentracji na fresku, owym punto di fuga, jak zwykli mawiać mistrzowie Quattrocenta, w którym zbiegają się wszystkie linie widzenia. To sprawia, że uczestniczę w dramacie spojrzeń rozgrywającym się w celach tego klasztoru, które wodzą mnie na pokuszenie - podążam za nimi, odwracam się ku nim, przekraczam cały rozpłomieniony i pragnę. A one nie odwzajemniają się, pozostają nieobecne. Tak jakby nosiły śmierć w sobie, albo już inne życie. Na moment staję się świętym Dominikiem, który na fresku w trzeciej celi zza skrzydeł anioła Gabriela widzi Zwiastowanie. Czy to samo ujrzał Hermes w Hadesie, gdy Orfeusz odwrócił się i odsłonił twarz Eurydyki? Jakże dojmująca jest nieobecność spojrzenia Marii, jej niespodziewane przeze mnie - szukającego zbliżenia - oddalenie. A jednocześnie radość z darowanej chwili, w której mogę być spojrzeniem anioła ku Niej, spojrzeniem które widzi pod światło (w każdej innej chwili patrząc pod światło musiałbym zamknąć oczy). Maria nie patrzy na anioła, nigdy na niego nie spojrzała, choć cała zanurzona jest w jego obecności. Jak możliwa jest obecność i spotkanie bez udziału zmysłów? Jak człowiek może być nie dotykając, nie widząc, nie współ-czując?

W wierszu Rainera Marii Rilkego Zwiastowanie Marii anioł zbliża ku Niej swą młodzieńczą twarz, a ona odwzajemnia się. Ich spojrzenia zlały się ze sobą (...) wzrok — i widziane; oczy — i blask oczu. / Nic prócz tego miejsca i tej chwili. / To trwoży. I oboje się strwożyli. I zrozumiały jest dla nas fakt, że kolejny wiersz z cyklu Życie Marii nosi tytułPodejrzliwość Józefa. Tymczasem w dominikańskiej celi Zwiastowania oni oboje są inni, niepojęci. Wszystko tu brzmi inaczej niż namiętność (Cwietajewa w liście do Rilkego). Anioł po prostu jest; nawet nie mówi, nie przyklęka, nie gestykuluje, próbując przekazać wieść, jak to bywało na innych freskach Fra Angelico. Maria, cała w sobie, jakby stała się korzeniem samym. Patrzy niewidzącym wzrokiem. Tak zwykliśmy mówić o osobach, które stają się nam niedostępne. 

Wtedy w tej celi przeczułem po raz pierwszy kuszenie poety. Ukryty za skrzydłami anioła odwraca się ku Niej. Ze swym ciałem ze źrenic / pod mnóstwem powiek (Rilke: Elegia do Maryny Cwietajewej) czeka jej spojrzenia, by połączyć się z nią na wieki. Lecz ona oddala się. Przez moment widzi jej twarz i postać całą. Choć wydają się obce i nieznanemu prawu oddane, będzie tęsknił. Staje się kochankiem tej, która odchodzi. Nigdy jej nie posiądzie i nie będzie miał domu. Poeta nie może patrzeć niewidzącym wzrokiem. Lecz wiecznie zmierzając ku niepojętej i oddalającej się, będzie przekraczał siebie samego. Bowiem Idzie za głosem, wtedy, gdy przekracza (Rilke: Sonety do Orfeusza, V).

A gdy wyjdzie z celi na światło dzienne, to albo rozszarpią go kobiety, bo pozostanie wierny pamięci tej, której stał się kochankiem; albo popełni samobójstwo z rozpaczy, gdyż ją utracił; albo zginie od pioruna zesłanego od Boga za to, że wyjawił tajemnicę; albo śpiewem i słowem ustanowi misteria. 


2

Niech ogień myśli strawi twoje ciało; oderwij się od materii jak płomień oddziela się od drzewa przez siebie spalonego - tak mówił Orfeusz do swego ucznia w świątyni w Delfach w pouczeniu, które zachowało się do naszych dni. Słyszą to pouczenie swego kapłana poeci. Lecz czy mu sprostają? Mają swoje praktyki misteryjne. Pełne wskazówek o nich są listy Cwietajewej do Rilkego. Wielkie pole walki Psyche z Ewą. 

Ciało zawsze przekładałam na duszę (odcieleśniałam!), miłość "fizyczną" - aby móc ją pokochać - tak uduchowiłam, że nic z niej nie zostało. (...) Ale ja zawsze jestem zazdrosna o ciało: 
tak opiewane! (...) Duszy nikt tak nie kocha jak ciała, najwyżej - wychwala. 

Z całej duszy kocha się ciało. Kto kiedy zatracił się dla duszy?
 

Cwietajewa to prawdziwy Armageddon duszy i ciała. Psyche, choćby nie wiem, ile razy zwyciężała, nigdy nie unicestwi Ewy. Darem poety jest ciało, nieustannie w misteriach przekraczane. Twój poskromiony ciężar, który jest darem — napisze jej w liście Rilke. Nazywała go "niemieckim Orfeuszem". Poskromiony ciężar jest wielkim kuszeniem poety. To misterium, które śpiewem i słowem ustanawia. 

Tak było również w Rzymie w 1904 roku, gdy Rilke pisał wiersz Orfeusz, Eurydyka, Hermes. Relief w marmurze z V w.p.n.e. greckiego rzeźbiarza Kallimacha przedstawiający ich troje zaginął. Zachowały się jego trzy rzymskie kopie z I lub II w.n.e. Rilke pierwszą z nich z pewnością widział kilka lat temu w paryskim Luwrze, gdy pracował u swego mistrza Rodina, który też przecież rzeźbił Orfeusza. Najdłużej jednak studiował tę w rzymskiej Villa Albani, a potem jeszcze w Museo Nationale w Neapolu, gdzie zatrzymał się latem tego samego roku, podróżując do Niemiec. Zobaczył wtedy ją, Eurydykę, w momencie, gdy Orfeusz odwrócił się ku niej i odsłonił zasłonę z jej twarzy. Jedną dłoń podawała Hermesowi, drugą złożyła na ramię męża. Choć jest tak blisko, że lekko przechylając głowę mogłaby się napić z jego ust, wymyka mu się nieobecnym spojrzeniem. Nie należy do niego. Ten moment staje się również punto di fuga wiersza Rilkego. Spotkanie skuszonego poety z tą Tak-Ukochaną, dla której wytężył całą swą moc twórczą, dla której świat cały ze skargi powstał i niebo-skarga z odmienionymi gwiazdami. Bowiem Rilke nie napisał wiersza o cudownej mocy śpiewu Orfeusza, zrodzonej z bólu po śmierci żony; ani o podróży w zaświaty i przezwyciężeniu śmierci; ani o słabości naszej natury, znajdującej się we władaniu żądz, nad którymi nie potrafimy zapanować; ani o odwróceniu, które jest sercem rozgrywającego się dramatu, złamaniem ślubu i zgubą — tak jak w przypadku zamienionej w słup soli żony Lota, która odwróciła się, uciekając z Sodomy. Wszystko to są tropy, które jedynie zbliżają nas do spotkania ich dwojga już po odwróceniu i zdjęciu zasłony. Doprowadził ich tutaj Hermes, bóg ciągle przekraczający granice światów, psychopompos, prowadzący dusze ku przeznaczeniu. Czym było to kuszenie, które sprowadziło poetę przed jej oblicze? Kobietą pełną swej wielkiej śmierciw nowym dziewictwie nietykalną, której płeć była zamknięta / jak młody kwiat o zmroku. Nie rozpoznawała go. Nie była już tą jasnowłosą kobietą, / której imię czasem pojawiało się w pieśniach poety. Ale to on, Orfeusz — ten, który uzdrawia światłem (zrozum tylko — pisała Cwietajewa do Rilkego — inny świat, inne światło, rzeczy odmiennie oświetlone) - swoją pieśnią miłości zawezwał ją na tę ścieżkę, na której oswoiła śmierć. I poszła, zostawiając go samego w płomieniach krwi, tęsknoty i mocy twórczej. Poszła brzmiąc inaczej niż namiętność, patrząc z ciemności pod światło, pod niebo-skargę z odmienionymi gwiazdami.

On natomiast poznał tę, która się oddala i zamieszkuje na drugim brzegu. Jemu samemu nie będzie dane tam zamieszkać. Nigdy dzieło poety nie stanie się jego domem. Pozostanie jednak kuszenie kochanki z nieobecnym spojrzeniem, która odchodzi. Będzie przekraczał ku niej.


3

Nie koniec to jednak opowieści o dwojgu kochankach. Czyż nie zastanawiające jest bowiem to, że zawsze, nawet w największym oddaleniu, pozostają razem. I czyż można ich sobie wyobrazić osobno? Czy zatem ich oddalenie nie zawiera się w pewnej jedności? 

Byłoby to zgodne z przesłaniem misteriów orfickich. Pozostańmy zatem przy ich ustanawianiu przez Rainera Marię Rilkego w roku 1904. W liście do Lou Andreas-Salomé z 15 stycznia opisał swe wrażenia po obejrzeniu rzymskiego malowidła ściennego z okresu pompejańskiego odkrytego w ruinach starożytnej willi pod Boscoreale i wystawionego na sprzedaż w Paryżu: Przedstawiał on kobietę, siedzącą w milczeniu, z twarzą pełną powagi, wsłuchaną w słowa mężczyzny... (...) był to jakiś podróżny, który przybył w progi domu tej spokojnej, pełnej godności kobiety, cudzoziemiec w gościnie u wielkiej pani w jej rodzinnym kraju (...) jeszcze wciąż jakby czujnie nasłuchiwał, jakby czekał na coś niespodziewanego, co wszystko odmieni, jeszcze wciąż nogi jego podrywały się do marszu, nie znajdując spoczynku, bardziej niespokojne niż ręce.

Tak więc obraz ten przedstawiał jednocześnie ruch i spokój, nie jako kontrast, raczej jako podobieństwo, jako skończoną jedność, która się powoli zamykała niczym zabliźniająca się rana...