Krzysztof Czyżewski - Miłosz i Miejsce

Od pierwszego spotkania z Czesławem Miłoszem nasza rozmowa toczyła się o Miejscu. Jako tworzący się dopiero zespół „Pogranicze” szukaliśmy miejsca na życie i działalność. On powracał do miejsca istotnych przeżyć i swoich bliskich, do Krasnogrudy, a przy okazji do innych nawiedzanych niegdyś miejsc, jak Sejny, Suwałki, Wigry.

To był rok 1989. Potem podróżowaliśmy razem na Litwę, by kontynuować tą szczególną medytację miejsc: Szetejnie i Wilno, ale także Świętobrość, Opitołoki, Kiejdany, Bobty, Kałnoberże, Syrutyszki, Wędziagoła, Łabunowo, Serbiny, Użumiszki, a podczas ostatniej wizyty w Wilnie jeszcze Werki. Innym razem zajechaliśmy do miejsc pamięci rodzinnej: na cmentarz w Sejnach, do Żegar i zaprzyjaźnionej jeszcze przed wojną litewskiej rodziny Dopkiewiczów. Dopiero niedawno odwiedziłem cmentarz w Sopocie, miejsce spoczynku matki Weroniki z Kunatów i rodziny z Krasnogrudy, do którego on przyjeżdżał  wielokrotnie. Nie od razu znaleziono, czy też zgodzono się na jego miejsce spoczynku na krakowskiej Skałce.

Gdzie jest Miejsce Czesława Miłosza? W kilku miejscach w świecie są tablice upamiętniające z jego nazwiskiem. Na przykład na ulicy Bogusławskiego 6 w Krakowie, gdzie mieszkał u kresu życia; na kamienicy przy ulicy Hamerszmita  w Suwałkach, gdzie odwiedzał swoich rodziców i brata Andrzeja; w „Café Greco” na via Condotti w Rzymie, w której siadywał z Jerzym Turowiczem; w Wilnie na dziedzińcu uniwersytetu, w którym studiował prawo, a także na budynku byłego Gimnazjum im. Zygmunta Augusta, gdzie pobierał nauki, i w Zaułku Literackim, nieopodal tablicy Oskara Miłosza; w hallu merostwa w Bons-en-Chablais w Sabaudii, gdzie napisał jeden z najpiękniejszych swoich wierszy Notatnik: Brzegi Lemanu; w Drewnicy na Żuławach, gdzie zmarła jego matka Weronika; nie ma takiej tablicy na Grizzly Peak Boulevard 978 w Berkeley, gdzie najdłużej w swym życiu mieszkał. Nie ma też domu, w którym się urodził w Szetejniach.

Nazwy miejsc, imiona ludzi z nimi związanych, pamiątki i upamiętnienia, groby, napisane albo przeczytane w tych miejscach wiersze i książki, etapy podróży, spotkania, miłości i dramaty, przodkowie, dziedzictwo duchowe, akademie myśli, kuźnie rzemiosł, głęboka ekologia, sny, metafizyka, anioły, moce telluryczne, a przede wszystkim układane w wersy inkantacje zaklęć na Powrót – tak podpisane miseczki różnych kolorów, i jeszcze wiele innych, musiałby ustawić sobie kartograf pragnący naszkicować carta loci, Mapę Miejsca Miłosza. Centrum tej mapy, jej axis mundi stanowiłoby pisane z wielkiej litery Miejsce, a wokół niego, niby bazy wypadowe albo namioty rozbite dla przetrwania nocy, rozrzucone to bliżej to dalej różne miejsca. W każdym z nich rozniecał bunt przeciw wygnaniu, w każdym szukał zadomowienia i z każdego z nich wyruszał o świcie w dalszą podróż ku centrum – do Miejsca. Ten emigrant i podróżny świata, świadek deportacji, migracji i globalnej mobilności, świadom wykorzenienia człowieka współczesnego, względności rzeczy i erozji wyobraźni religijnej, ustanawia w centrum swoich poszukiwań i pracy duchowej Miejsce. Na przekór światu, w którym przyszło mu żyć, za to w imieniu dziecka w sobie i ludzi dawnych, dla których dosiężne było Miejsce.

Podczas naszej ostatniej rozmowy w jego krakowskim mieszkaniu już prawie nie widział, już prawie nie słyszał. Nie wstawał z łóżka, oparty o wielką poduszkę siedział jak starcy pod ścianą świątyni, z wyprostowanymi nogami. Właściwie zostaliśmy przez niego wezwani. „Przyjeżdżajcie!” Obecny z nami nasz architekt Rafał Winiewicz, rozkładał przed nim na pościeli rysunki projektów odbudowy założenia dworskiego w Krasnogrudzie. Dalej toczyła się nasza rozmowa o Miejscu. Brał pojedyncze kartki, oglądał je pod światło i zadawał całe mnóstwo drobiazgowych pytań. Jego głodna szczegółu wyobraźnia potrzebowała umiejscowienia nowych projektów w wiernie pamiętanej przestrzeni.

Upłynęło wiele lat odkąd rozważaliśmy możliwość zagospodarowania Krasnogrudy. Z początku wyglądało to mało realistycznie. Natrafialiśmy na przeszkody zdawało się nie do przezwyciężenia. Czesław i Andrzej Miłoszowie pisali pisma, listy, wspierali jak mogli. Razem fantazjowaliśmy czemu to miejsce mogłoby służyć w przyszłości. Nie podobał nam się pomysł muzeum, choć bracia Miłoszowie, a także my, wychowani na „Rodzinnej Europie”, poemacie „Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada” i „Szukaniu ojczyzny”, przywiązywaliśmy ogromną wagę do pamięci o tych, którzy kiedyś tu gospodarzyli. Mówiliśmy o nowym życiu, które trzeba tchnąć w to miejsce, o młodych ludziach uczących się tu warsztatu pogranicza, o okolicznych wioskach i sąsiadach, dla których ten dwór na nowo mógłby zacząć scalać rozerwaną przez Historię tkankę małej ojczyzny. Podczas któregoś spotkania w Krakowie, kiedy biedziliśmy się nad brakiem funduszy na odbudowę Krasnogrudy, pan Czesław rzucił pomysł stworzenia fundacji „Biednego Łosia”, mając świadomość, że w trudnej sytuacji trzeba umieć żartować i zachować pogodę ducha, ale także i tego, że na ekologię jest dużo więcej funduszy niż na kulturę. Przede wszystkim jednak widział to miejsce jako zanurzone w naturze, wprawdzie z zarośniętym, prawie zdziczałym parkiem, ale nie skażone, w odróżnieniu na przykład od rodzinnych Szetejń, gdzie kołchozy zniszczyły kulturę wsi, a kiejdańskie zakłady chemiczne zanieczyściły wody Niewiaży. Więc rozmawialiśmy także o ekologii. I o stosunkach polsko-litewskich, o budowaniu „tkanki łącznej” na środkowoeuropejskich pograniczach. Powoli w naszych projektach kierowanych do funduszy europejskich zaczął się pojawiać koncept Międzynarodowego Centrum Dialogu w Krasnogrudzie, którego Czesław Miłosz zgodził się być patronem.

Wtedy, późną wiosną 2004 roku, kiedy dopytywał się precyzyjnie jak będą wyglądały budynki i co będzie się w nich działo, a także czy posadzimy lipy by tak jak kiedyś rosły przed dworem, perspektywa odbudowania Krasnogrudy była już całkiem realna. Im był starszy, tym bardziej żył tym przedsięwzięciem ludzi „Pogranicza”, wyrosłych w tradycji polskiego teatru awangardowego, których spotkał w przełomowym 1989 roku na linii powrotu. Widziałem radość na jego twarzy , a także łobuzerski uśmieszek skierowany do złowrogiej bogini Historii, z którą – jak św. Jerzy ze smokiem – mierzył się przez cały straszny wiek dwudziesty, i której wyroki, skazujące takie miejsca jak Krasnogruda na ruinę, zapomnienie i niebyt, okazały się jeszcze za jego życia nie być ostatecznymi.

Tymczasem mnie niepokoiły już wtedy pytania o to, co dalej. Bo przecież nasza rozmowa o Miejscu nie dotyczyła tylko odrestaurowania budynków i parku. Sama idea akademii i warsztatu dla zgłębiania rzemiosła „budowniczych mostów”, którą doprowadziliśmy do realizacji otwierając 30 czerwca 2011 roku Międzynarodowe Centrum Dialogu, też nie wyczerpywała tematu. Podobnie częścią tylko całości był zainicjowany przez nas jeszcze za jego życia projekt „Trakt krasnogrudzki”, dedykowany eksplorowaniu pamięci o dworze i ludziach w nim żyjących, angażujący mieszkańców okolicznych wiosek i owocujący warsztatami młodzieży z Polski, Litwy i Białorusi, wystawą, filmem i spektaklem „Dolina Issy”. Co znaczy tak naprawdę  o d r o d z i ć  Miejsce w Miłoszowym sensie?

Miejsce ma swoją tajemnicę. Jak Atlantyda jest zapieczętowane dla przybyszów, którzy zjawiają się w nim po kataklizmie. Przeznaczone im zamieszkiwać obrzeża, bez kluczy dostępu do środka. Ich szczęście jeśli dane im będzie spotkać Powracającego. Jego świadectwo ma dla nich wagę ogniwa w zerwanym łańcuchu. Miłosz wykonał wielką pracę aby kruszec tego ogniwa był najwyższej próby, a więc możliwie wykluczający zakłamanie, tanią emocjonalność, zniewolenie ideologią, partykularny horyzont, ignorancję, lekceważenie szczegółu i losu pojedynczego człowieka. W naszych rozmowach o Miejscu nie padało wiele słów, natomiast pojawiały się bardzo często odniesienia do książek, które pisał, wręczane przy kolejnych spotkaniach z zapytaniem „Czy dobrze wywiązałem się z zadania?”, jak to zdarzyło się w przypadku „Szukania ojczyzny”. Bo to książki były prawdziwą kontynuacją tej rozmowy, często zamilkającej albo urywającej się w pół słowa, kiedy wzbraniał się w odpowiedzi wypowiedzieć słowa, które jeszcze nie zostały ułożone w wersy wiersza. Te książki Miłosza pełne są znaków pozostawionych w drodze innym podróżnym Miejsca. Także tym zmierzającym do Krasnogrudy. Dzieli się okruchami pamięci o tym miejscu w „Rodzinnej Europie” i „Abecadle”, w rozmowach z Aleksandrem Fiutem, Ewą Czarnecką czy też młodzieżą sejneńską, w wierszach dedykowanych matce i ciotkom Kunatównom (m.in. „Pieśń”, „Grób matki”, „Elegia dla N.N.”, „Pan Anusewicz”), we fragmentach „Osobnego zeszytu” i „Nieobjętej ziemi”, w napisanym po pobycie w Krasnogrudzie w 1989 roku wierszu „Powrót”.

Sam Powracający i książki, bezcenne dla podążających ścieżką pamiętania, nie wyczerpują jednak wszystkiego. Równie ważne jest sąsiedztwo, ludzie żyjący w otulinie Miejsca, którzy przetrwali historyczne zawieruchy i zachowali ciągłość pamięci, i którzy stanowią żywą tkankę rzeczywistości dziejącej się tu i teraz, a także tej wychylonej w przyszłość.  W liście do zespołu „Pogranicza” Czesław Miłosz napisał: Odczuwam radość mogąc w myśli powiedzieć tym, z którymi chodziłem tutaj, w Krasnogrudzie i w Sejnach: „Jesteście w dobrych rękach, nie wzgardliwie zapomniani, ale obecni. Mogłaby przecie trwać jedynie „obrzydliwość spustoszenia”, a że stało się inaczej, jest to zwycięstwo ludzkiego rozumu i woli. Jak na obrzędzie dziadów mówi do zmarłych, ale tak naprawdę zwraca się do żywych mieszkańców Krasnogrudy i okolic, pośród których  o b e c n i  są dawni gospodarze tego miejsca. Jak to możliwe, że są obecni? Przecież nie tylko przez upamiętnienie, muzealną gablotę i świeczkę zapaloną w czas Zaduszek. Także poprzez  p a m i ę t a n i e, które jest aktem czynnym i codziennym, ustanawiającym praktykowanie pamięci. Może się to dokonać tylko przez kultywowanie ciągłości. Powracamy tu do źródłosłowu pojęcia „kultura”, greckiego a potem łacińskiego cultivare. To kultura bowiem, w swoim pierwotnym sensie, stoi na straży Miejsca. O jego odrodzeniu decyduje więc zawiązywanie na nowo tego, co Historia – za którą stoi ruch horyzontalny, czas liniowy i pustka nieskończonej przestrzeni – rozrywa na osobne włókna: zawiązywanie ciągłości kulturowej, przekazu pokoleniowego, dialogu żywych i umarłych, tkanki łącznej spajającej całość, bez pominięcia czy wykluczenia najmniejszej cząstki.

W naszej rozmowie o Miejscu przewijała się nieustannie kwestia Czasu. Kiedy spotkaliśmy Czesława Miłosza po raz pierwszy, byliśmy artystami, którzy w takich miejscach jak Sejny zwykli przebywać kilka dni, a potem jechać ze spektaklami dalej. Od początku zasadnicze znaczenie miało dla niego czy pozostaniemy w tym miejscu  n a  ż y c i e. Chodziło nie tylko o to, czy będziemy mieli taką wolę, bo to można było sobie wyobrazić, ale czy zdobędziemy takie narzędzia, środki, warunki życiowe aby nie wyjechać, co było o wiele trudniejsze, bo zarówno w historii, jak i w kulturze współczesnej wszystko sprzyja  n i e  p o z o s t a w a n i u  w  m i e j s c u. On tymczasem kontestował taki stan rzeczy i podkreślał, że być może jesteśmy pierwszym od kilku stuleci pokoleniem, któremu dana jest szansa uwolnienia w życiu i pracy twórczej strumienia longue durée. Długie trwanie stało się w istocie jednym z filarów naszego warsztatu pogranicza, który budujemy na odejściu od nowoczesnego event ku nowym formom cultivare, na usiłowaniu odzyskania dla kultury Czasu. Krasnogruda staje się obecnie miejscem, w którym ten warsztat będzie miał zasadnicze znaczenie, jeśli chcemy mówić o odrodzeniu Miejsca w sensie, jakim nadawał temu słowu Czesław Miłosz, pisząc je, za przykładem Williama Blake’a, z wielkiej litery.