L. Volovici O Mihaile Sebastianie

L. Volovici O Mihaile Sebastianie

O Mihailu Sebastianie: żydowski pisarz i jego antysemicki mentor

Opowiem Państwu w skrócie dzieje rękopisu “Dziennika” Mihaila Sebastiana: Otóż dziewięć zeszytów dziennika przebyło dość skomplikowaną drogę. Były one wywiezione nielegalnie z Rumunii na początku lat sześćdziesiątych przez kuzyna Sebastiana i złożone w Jerozolimie w Archiwum Yad Vashem. W latach siedemdziesiątych zeszyty te zostały przewiezione do Paryża, gdzie przechowywał je u siebie młodszy brat Mihaila, Beno Sebastian. W 50 lat po śmierci Sebastiana, reżyser amerykański pochodzący z Rumunii, Harry From uzyskał zgodę rodziny pisarza na publikację “Dziennika” w całości, i pracę nad rękopisem powierzył mnie, a także doświadczonej redaktorce Gabrieli Omat. “Dziennik” ukazał się w Rumunii dziesięć lat temu w wydawnictwie “Humanitas”

Żadna z książek, które ukazały się w Rumunii po upadku rządów Ceausescu, nie spowodowała podobnego rezonansu jak “Dziennik” pisarza Mihaila Sebastiana. Ukazanie się “Dziennika” również w języku francuskim, angielskim, hiszpańskim, czeskim, niemieckim, a także hebrajskim, nadało dodatkowo międzynarodowy wymiar niezwykłej reakcji w środowisku intelektualistów rumuńskich w kraju, także na emigracji, jak również wśród Izraelczyków pochodzących z Rumunii. W ciągu ostatnich lat ukazały się w Rumunii dwie książki, w których zebrano sporą część komentarzy i polemik dotyczących “Dziennika”. Chciałbym przede wszystkim zwrócić uwagę na tom “Teka Sebastiana”, przygotowany do druku i opatrzony przedmową zmarłego niedawno rumuńskiego pisarza Iordana Chimeta. Jest to bogaty wybór z prasy rumuńskiej i zagranicznej. Redaktor był bowiem przekonany, że “Dziennik” stał się swoistym testem społeczeństwa obywatelskiego znajdującego się w okresie konfrontacji z niedawną przeszłością, w okresie rewizji zastanych mitów narodowych. Dla większości czytelników, w pierwszym dziesięcioleciu po upadku komunizmu, był to - jak pisze Chimet - cytuję: “moralny szok odkrycia prawd bardzo niewygodnych, wręcz nie do wytrzymania, na których przyjęcie wiele osób nie było przygotowanych”. 

Gdy opracowywałem “Dziennik” do druku, byłem przekonany, że będzie on przyjęty z dużym zainteresowaniem. Zdawałem sobie sprawę, że jest to wyjątkowo ważne świadectwo tamtych lat, ale muszę przyznać, że byłem zdumiony rozmiarem reakcji i komentarzy bardzo różnych środowisk intelektualnych. Nadal dostaję artykuły z tym tematem związane i wydaje mi się, że ten prawdziwy “syndrom Sebastiana” jest sam w sobie interesującym tematem wartym analizy. Chciałbym zaproponować do dyskusji kilka aspektów tego syndromu. 

Przede wszystkim trzeba wspomnieć o fascynacji czytelników świadectwem człowieka o wyjątkowych zaletach moralnych, a ponadto człowieka, który brał w życiu intelektualnym tego okresu. Jest to również świadectwo dotyczące wyjątkowych postaci intelektualistów, którzy byli wtedy i dzisiaj charyzmatycznymi modelami postępowania. Zapiski Sebastiana o jego przyjaciołach tego samego pokolenia nie stanowią aktu oskarżenia, lecz opisują jego najbliższe środowisko. “Dziennik” przedstawia jego własny dramat, którego rozwój śledzimy dzień za dniem. Dzięki temu “Dziennik” staje się dla czytelnika niezwykłym intelektualnym i emocjonalnym przeżyciem. Nie wiem, czy w kulturze rumuńskiej można znaleźć podobny dokument, o tak wyjątkowym wewnętrznym napięciu, dotyczącym lat 1935-44, które były jednym z najbardziej dramatycznych okresów w historii Rumunii. 

Sądzę, że wyjątkowe zainteresowanie “Dziennikiem” wśród młodych Rumunów jest spowodowane bardzo złożonym obrazem tamtych lat, a także politycznym wyborem wybitnych postaci kultury rumuńskiej. Poza zapiskami z okresu wojny przynoszącymi świadectwa upokorzeń i codziennych niebezpieczeństw, które były udziałem Sebastiana i wszystkich Żydów w Rumunii, bardzo duże zainteresowanie spowodowały zapiski o “konwersji” na faszyzm jego kolegów i przyjaciół z tego samego pokolenia, pisarzy i filozofów. Niektórzy z nich, na przykład Mircea Eliade i Emil Cioran stali się po wojnie, na emigracji, światowymi sławami. Na ogół wszelkie dyskusje obracają się wokół tego problemu. Wydaje mi się oczywiste, że Emil Cioran, Mircea Eliade czy Noica stali się postaciami modelowymi w dziedzinie kulturalnej i intelektualnej dla dzisiejszego młodego pokolenia. Ale z drugiej strony jest niepokojące, gdy te postaci stają się również modelami postępowania politycznego, i to właśnie z okresu ich ekstremistycznego, faszystowskiego zaangażowania. Rozstanie się Sebastiana z jego faszyzującymi przyjaciółmi nie było spowodowane tylko ich zaangażowaniem w ideologię praktykującą extremalny antysemityzm, lecz także z powodu odrzucenia wartości, które dla Sebastiana czy Eugen Ionesco pozostały wartościami trwałymi, a mianowicie: zmysł krytyczny, prawo do stawiania każdej ideologii pod znak zapytania, wreszcie prawo do indywidualnej oceny. 

Sebastian był człowiekiem bardzo wrażliwym, sam był ze siebie niezadowolony z powodu własnych drobnych przejawów tchórzostwa czy też braku konsekwencji w postępowaniu. Nie mniej był on wyjątkowo konsekwentny jeśli chodzi o zachowanie się intelektualisty w niezwykle trudnych sytuacjach – gdy był opuszczony i zdradzony przez przyjaciół, dyskryminowany, znajdujący się w warunkach niebezpieczeństwa życia. Zawsze odmawiał zaangażowania się w jakąkolwiek ideologię, która mogłaby ograniczyć zachowanie jego indywidualnych wartości, jego osobistą wolność bądź prawo do krytyki, czy prawo do wyrażania wątpliwości. Sebastian należy do tej kategorii intelektualistów, którzy w krajach będących pod okupacją niemiecką, bądź w krajach będących sojusznikami nazistowskich Niemiec, tak jak Rumunia, czy też później, w czasach stalinowskich - w warunkach niebezpieczeństwa pozbawienia życia - byli oskarżani, poniżani, likwidowani. 

Spośród setek artykułów, które ukazały się w ostatnich latach w rumuńskiej prasie, wybrałem fragment, napisany przez jednego z najbardziej znanych i utalentowanych pisarzy pokolenia lat osiemdziesiątych, Mircea Cartarescu: 

“ Już kilka nocy z rzędu czytam dziennik Sebastiana, o którym nie mam siły pisać teraz, w otaczającej mnie próżni. Tylko tyle: dzięki niemu dowiedziałem się o świecie, o którym nikt nigdy mi nie opowiadał, o którym nie wiedziałem, że istniał. Lata czterdzieste u nas, wojna, zbrodnie przeciwko Żydom, nikczemni pisarze, zakurzone miasto, codzienne wojskowe obławy jak w Ameryce Południowej. Prymitywny szekspirowski tłum, gotowy uwielbiać i rozrywać na kawałki. W centrum tego świata, dla mnie zupełnie nierealnego – istnieje człowiek bardzo ludzki, samotny, tak bardzo podobny do Leopolda Bluma. Nie bohater, raczej skromny everyman , trzeźwo patrzący, umiarkowanie dobry, a także artysta”. 


Wielu oskarżało i oskarża do dzisiaj Sebastiana za słabość: jak on mógł utrzymywać kontakty z ludźmi, którzy byli członkami Żelaznej Gwardii i stali się zaciekłymi antysemitami ? Sądzę, że Sebastian był w sposób fatalny od nich zależny. Było to środowisko, które po roku 1935 zaangażowało się w radykalny ruch polityczny, antyintelektualny i totalitarny, które odrzuciło również Sebastiana – Żyda, nie przyznając mu prawa do istnienia jako rumuńskiego pisarza. A nawet, do pewnego stopnia – odmawiało mu prawa do istnienia. A jednak było to środowisko, które przez dziesięć lat było jego duchową ostoją. Odseparowanie się od tego środowiska znaczyłoby całkowite zniszczenie tarczy złudzeń, którą Sebastian sam dla siebie stworzył w okresie procesu własnej formacji intelektualnej. 

Dla ilustracji tej dramatycznej sytuacji wybrałem przykład stosunków między Sebastianem a filozofem Nae Ionescu, jego duchowym nauczycielem i jego środowiskiem. Jest to, do pewnego stopnia, związek podobny do tego, jaki łączył Maurycego Gottlieba z Janem Matejko, o czym pisał Ezra Mendelsohn a także Dariusz Konstantynów. Stosunek Sebastiana do swojego mistrza jest jednak bardziej bolesna, a okoliczności historyczne nieporównanie bardziej dramatyczne: działo się to bowiem nie w wieku dziewiętnastym, lecz w połowie lat trzydziestych, w okresie gdy część rumuńskiego środowiska intelektualnego było zafascynowane faszyzmem. 

W odróżnieniu od Gottlieba, Sebastian był wyobcowany z żydowskiego świata kultury. Co prawda, nigdy nie chciał całkowicie zerwać z tradycją kultury żydowskiej ani ze swoją żydowską tożsamością, ale chciał być – i był – pisarzem rumuńskim. Jest on całkowicie “produktem” kultury rumuńskiej i europejskiej, o bardzo słabych związkach z kulturą żydowską, której nie odrzucał, ale którą uważał za należącą do przeszłości, spoglądał na nią z ironią i z pewną dozą nostalgii. 

Ciekawe jest, że Sebastiana - najbardziej “rumuńskiego” wśród żydowskich pisarzy swego pokolenia, który zdobył uznanie po pierwszej wojnie światowej i który był bardzo zintegrowany i zaakceptowany przez rumuńskie środowisko kulturalne – nurtował problem tożsamości żydowskiej. Jeśli chodzi o “treść” owej tożsamości, jego wyjaśnienia są bardzo nieprecyzyjne, raczej sentymentalne i metafizyczne. 

Sebastian był znanym pisarzem, uznanym zarówno przez krytykę literacką jak i przez czytelników. Był członkiem koła młodych intelektualistów, których duchowym przywódcą był Nae Ionescu, profesor filozofii na Uniwersytecie w Bukareszcie. Ionescu był także politykiem i publicystą. Redagował gazetę Cuvantul (Słowo) w której ogłaszali swoje artykuły również jego młodzi studenci. Dopiero w roku 1933 Nae Ionescu i jego adepci – Mircea Eliade, Emil Cioran, a później Constantin Noica, i inni – zaczęli popierać faszystowską Żelazną Gwardię. 

Bez znajomości politycznego kontekstu lat trzydziestych i atmosfery psychozy antysemickiej, która wówczas opanowała Rumunię, włącznie z obsesyjnym zajmowaniem się “kwestią żydowską”, trudno jest dzisiaj zrozumieć skandal i ostrą debatę wokół powieści “Od dwóch tysięcy lat” Mihaila Sebastiana. Ukazała się ona w roku 1934, poprzedzona skandaliczną przedmową Nae Ionescu. 

Powieść, napisana w pierwszej osobie, zawiera pełne pasji dyskusje między protagonistą i jego przyjaciółmi z rumuńskiej intelektualnej elity, dotyczące rumuńskiego antysemityzmu i jego źródeł. Utwór Sebastiana dotyczy też apatii środowiska bohatera, w tym również jego rumuńskich przyjaciół, wobec antysemickiej propagandy i wszechobecnej wrogości. 
Sebastian zwrócił się do Nae Ionescu z prośbą o napisanie wstępu do swojej powieści jeszcze w roku 1931. Dwa lata później Nae Ionescu przyłączył się bez wahań, a nawet z entuzjazmem do “Żelaznej Gwardii”. Sebastian miał nadzieję, że ten fakt nie będzie miał wpływu na treść przedmowy, spodziewał się, że Profesor będzie lojalny wobec ich dawnej przyjaźni i wobec swoich dawnych, pozytywnych poglądów na temat judaizmu. Tymczasem przedmowa do powieści Sebastiana stała się zarzewiem skandalu, który wybuchnął w związku z publikacją książki, ponieważ zawierała teologiczną racjonalizację antysemityzmu. Sebastian znalazł się w ogniu krzyżowym ze wszystkich stron: jego powieść zawierająca szokujący wstęp, była atakowana zarówno przez prasę antysemicką, jak i przez prasę demokratyczną, a także przez nacjonalistyczną prasę żydowską. 

W roku 1935 Sebastian opublikował znakomity esej “Jak stałem się huliganem”, w którym odpowiedział na wszystkie ataki w prasie. Zanalizował burzliwe reakcje na swoją książkę, wypowiedział się na temat problemu podwójnej tożsamości, a także skomentował swój stosunek do Nae Ionescu. 

Mimo niewątpliwego sukcesu jako najbardziej “zintegrowany” żydowski autor w literaturze rumuńskiej, Sebastian odrzucał “komedię asymilacji” uważając ją za zdradę. Nie mniej jednak nadal uważał, że jest możliwa symbioza między tradycją żydowską a wartościami kultury rumuńskiej, która była jego kulturą. Wobec brutalnych antysemickich ataków, i mimo odmawiania mu prawa bycia pisarzem rumuńskim, Sebastian wierzył w możliwość “podwójnej” tożsamości: 

“Jesteś Żydem i Żydem pozostaniesz, ale będziesz próbował znaleźć sobie miejsce w rumuńskiej kulturze i społeczeństwie: twoje zobowiązania wobec nich są teraz jasne, mimo że już wiesz, że nie powinieneś mieć żadnych złudzeń.” 

Mniej zrozumiałą i trudniejszą sprawą jest stosunek Sebastiana do Nae Ionescu. Jest pewne, że ten filozof rumuński, który stał się adeptem integrystycznego i ksenofobicznego nacjonalizmu, był w okresie intelektualnego dojrzewania Sebastiana, jego literackim i intelektualnym mentorem. Sebastian był przywiązany do Ionescu w sposób, który zdeterminował wybór jego intelektualnej drogi. Złowrogi wstęp Ionescu do eseju “Jak stałem się huliganem” był dla Sebastiana swego rodzaju kataklizmem. “…. absolutne poczucie popiołów i śmierci”, pisze o tym Sebastian. 

“Jest to wstęp znamionujący zimne, metodyczne i obojętne okrucieństwo - komentuje Sebastian w rok później - Sam fakt, że nasz “duchowy przywódca”, jak on nazywał Ionesco, był zdolny do napisania takiego wstępu jest sprawą o wiele poważniejszą i nie do naprawienia, niż jego opublikowanie. “Przeciwko temu wstępowi” - dodał Sebastian – “mogłem mieć tylko jeden rodzaj zemsty, która równocześnie stała się moim obowiązkiem: opublikowanie go.” Sebastian, zanim otrzymał ten tekst, był naiwnie przekonany, że wstęp napisany przez Profesora nie będzie zawierał treści wskazujących na jego nowy radykalny wybór polityczny. “Dziś jednak muszę przyznać, że się pomyliłem” – napisał Sebastian. 

Czy jednak Sebastian nie pomylił się również w ocenie okresu poprzedzającego faszystowską “konwersję” Nae Ionescu ? Analizując polityczne i ideologiczne artykuły prasowe profesora, jest jasne, że przynajmniej niektóre z idei oburzającego wstępu były zauważalne nawet dziesięć lat wcześniej. Jak więc można wytłumaczyć złudzenia Sebastiana ? 

Dla dzisiejszych czytelników jest oczywiste, że Sebastian błędnie oceniał jakoby demokratyczne i liberalne poglądy, które przypisywał Ionescu. Nawet w eseju napisanym w roku 1935, w którym Sebastian błyskotliwie demontuje sofizmaty w przedmowie, nadal fałszywie ocenia dawne, rzekomo “demokratyczne” poglądy Ionescu. Ta sprzeczność istniała nawet przed rokiem 1933, ale Sebastian nie chciał, czy też nie mógł tego zauważyć. 

W odróżnieniu od innych uczniów profesora Ionescu, Sebastiana nigdy nie pociągały niedemokratyczne poglądy Profesora, ani też kult dyktatorów komunistycznych czy faszystowskich (Ionescu, początkowo był również admiratorem Stalina). Mimo tego wydaje się, że Sebastian nigdy nie zauważył totalitarnych wyborów swojego mistrza. Do roku 1933, polityczne poglądy Ionescu, w percepcji Sebastiana podlegają swoistemu przefiltrowaniu, który neutralizuje elementy antyliberalne, antydemokratyczne, a także antysemickie. 

Chociaż to może wydawać się dziwne, ale jednak wpływ Nae Ionescu na poglądy Mihaila Sebastiana dotyczące miejsca Żydów w rumuńskim społeczeństwie są wyraźne. Zostały one przedstawione w eseju “Jak stałem się huliganem”. Zarówno Nae Ionescu jak i Sebastian byli przeciwni “asymilacji” Żydów – “komedii asymilacji” – ja to nazywa Ionescu. Tego sformułowania używa również Sebastian. Nie mniej uczeń całkowicie ignoruje ksenofobiczne jądro poglądów Profesora, który wyraźnie stwierdza w roku 1933, że “Żydzi nie mają prawa ani przymiotów pozwalających na ich wpływ na życie publiczne kraju.” Posłanie Sebastiana jest zupełnie inne: w wolnym społeczeństwie Żyd powinien zaakceptować swoją tożsamość. 

Nae Ionesco nie wyjaśnia we “wstępie” cierpień Żydów przez wewnętrze sprzeczności w judaizmie, ani napięciem między religią i etnicznościa, między mistycyzmem i racjonalizmem, jak to tłumaczył dekadę wcześniej. W roku 1935 daje nowe, przerażające wyjaśnienie: źródłem cierpień Żydów jest ich grzech nie uznania Jezusa jako Mesjasza. 

W jaki sposób można więc wytłumaczyć tak idealny, nie przystający do rzeczywistości wizerunek profesora Ionescu i jego politycznych poglądów ? Po pierwsze, młodzieńczym zafascynowaniem Sebastiana swoim Profesorem, a po drugie przywiązaniem do kogoś, kto otworzył przed nim drogę do wspaniałego świata idei. 

“Dziennik”, który Sebastian zaczął pisać w roku 1935, wkrótce po skandalu w związku z powieścią “Od dwóch tysięcy lat”, przynosi uderzające świadectwo: ani głęboki kryzys spowodowany “wstępem” Ionescu, ani nawet przystąpienie Profesora do Żelaznej Gwardii nie spowodowało przerwania kontaktów między nimi. Na podstawie “Dziennika” widać wyraźnie, że nie mają oni już ze sobą nic wspólnego, jeśli chodzi o poglądy polityczne. Jednak ani Nae Ionescu, ani przyjaciele Sebastiana, którzy przystąpili do Żelaznej Gwardii, nie zerwali z nim kontaktów. Podtrzymując nadal przyjacielskie spotkania stwarzali sobie samym iluzję, a może nawet potrzebne im pozory, że ich ekstremistyczne zaangażowanie polityczne nie jest czymś niemoralnym, ani też nie prowadzi do wyparcia się starych przyjaciół. Sebastian, chcąc nie chcąc, dawał im tym samym rodzaj gwarancji, że zmiany poglądów nie musiały równocześnie znaczyć ich dyskredatacji w oczach intelektualisty, który nie dzielił ich poglądów. 

Zadziwiające podtrzymywanie kontaktów między Sebastianem a jego “przemienionymi” przyjaciółmi, zwłaszcza z Eliadem, oraz z ich duchowym przywódcą było możliwe nie tylko z powodu bardzo długotrwałego przywiązania, ale także z powodu upartej, desperackiej wiary Sebastiana, że przepaść, która między nimi powstała, nie będzie ich dzieliła w otwartym, pluralistycznym społeczeństwie, które za parę lat znowu nadejdzie. 

A jednak w “Dzienniku” wszystkie zapiski o Nae Ionescu, zawsze pisane z sympatią, są już krytyczne. Gorzka ironia Sebastiana nie omija sofizmatów Profesora, jego politycznego oportunizmu, patetycznego zaangażowania w Ruch Legionowy, a także popierania faszyzmu. Sebastian wyśmiewa także liczne nielogiczne stwierdzenia spowodowane politycznymi kalkulacjami, megalomanią albo po prostu niepohamowanym pędem do zadziwiania i szokowania innych ludzi. 

Gdy Profesor został zaaresztowany po kolejnym zamachu politycznym Sebastian był mocno poruszony, śnił o nim, tęsknił za nim i był uszczęśliwiony, gdy Profesora wypuszczono z więzienia. 

Nae Ionescu zmarł nagle w marcu 1940 roku. Oto lakoniczna notatka Sebastiana: 

Sobota, 16 marca 1940 roku 
Wczoraj rano, kiedy wchodziłem do domu Nae Ionescu, w dwie godziny po jego zgonie, nie mogłem opanować nerwowego szlochu. Odchodzi z nim razem cały okres mojego życia, dopiero teraz definitywnie zamknięty. Jakiż dziwny los był udziałem tego wyjątkowego człowieka, który umiera niespełniony, pokonany i – z wielkim trudem przychodzi mi to powiedzieć – wykolejony.
 

W trzy lata po śmierci Profesora, Sebastian nadal go wspomina i śni o nim. Jeden ze snów, zapisany przez Sebastiana pod data 29 grudnia 1943, jest szczególnie przejrzysty: 

Jestem na Uniwersytecie. Spotykam się w audytorium z Onicescu. Wyjeżdża do Berlina i powiada, że ja również mam tam jechać. Za chwilę jestem w niewielkiej sali na seminarium prowadzonym przez Nae Ionescu, który właśnie wchodzi i pyta mnie, która jest teraz godzina. Odpowiadam mu, a on notuje moją odpowiedź na kawałku papieru. Następnie zadaje po kolei to samo pytanie pozostałym słuchaczom, odnotowując odpowiedź w specjalnej rubryce. Podawane są różne godziny. Wówczas Nae zwraca się do każdego z nas, abyśmy ustalili to dokładnie, i podaje kartkę do podpisu. Zwracając się do mnie, stwierdza, że mam żydowski akcent. Zaraz potem kładzie swoją rękę na mojej i dodaje: w sobotę wieczorem wyjeżdżasz do Berlina. 

Jest oczywiste, że w tym śnie o Nae Ionescu, elementem utrudniającym ich normalny kontakt jest “żydowski accent” jak to Ionescu nazywa we śnie. W tym okresie “żydowski accent” sprawiał, że relacje między Sebastianem i jego przyjaciółmi, między Sebastianem i nowym porządkiem ustanowionym przez Nae Ionescu, stały się niemożliwe. Sen z 1943 roku ma szczególną wymowę: wysłać Sebastiana do Berlina w grudniu 1943 roku – “położywszy swoją rękę na mojej” – było delikatnym sposobem wysłania go na śmierć. 

Polityczne tło lat trzydziestych, a także wojna, zmusiły Sebastiana, tak jak i wielu innych żydowskich intelektualistów w Europie, do bolesnego przemyślenia swoich wyborów. W latach wojny, przerażony niebezpieczeństwem pogromu, a także widmem deportacji, Sebastian powrócił, wbrew własnej woli, do środowiska żydowskiego, jako nauczyciel literatury w szkole żydowskiej. Sebastian pogodził się, na swój własny sposób, z kondycją bycia Żydem i bycia skazanym. W najbardziej krytycznym okresie medytuje w samotności na kartach swego dziennika, nie tylko nad własnym losem, lecz także nad losem narodu, do którego należy. 

Z ironią można zauważyć, że pisarze – tacy jak Mihail Sebastian – którzy przeżywali tyle wahań i mieli tak bolesne dylematy, rozdarci między dwiema tożsamościami, które wówczas fatalnie ze sobą kolidowały, że to właśnie oni stworzyli najbardziej autentyczne utwory literackie. I to jest ich jedyna “zemsta”. 

Przełożyła z rumuńskiego Hanna Volovici

Mihail Sebastian, Dziennik 1935-1944, Sejny 2006, Pogranicze.