Nie do pomyślenia po polsku, Jarosław Mikołajewski, "Gazeta Wyborcza" 3.01.2006 r.

Nie do pomyślenia po polsku, Jarosław Mikołajewski, "Gazeta Wyborcza" 3.01.2006 r.

Czytanie poetów o niesłyszanych przedtem nazwiskach, którzy przyszli z języka o nieznanym brzmieniu, jest jak kąpiel w jeziorze o nieznanym dnie, poruszanym nieodgadnionymi prądami, pełnym niepojętych stworzeń. Ta sama niby-radość, te same pułapki - ta sama miłość, śmierć i samotność - ale nazwane na nowo, od innej strony, poprzez nieoczekiwane braterstwa i zagrożenia. Nie chodzi tylko o to, że świat tej nieznanej poezji zamiast wieży kościoła zawiera - jak w „Albańskiej chwili" Vorei Ujko - bizantyńską dzwonnicę / pośrodku błękitnego nieba, / która gdy wieczór nabiera fiołkowych barw pochyla się wprost ku naszym duszom. Bo nie chodzi tylko o rodzinnych, ojczystych i patronalnych sprzymierzeńców losu. Także o źródła niewygody, o materię życiowej przygody, jak u Xhevahira Spahiu w wierszu „Moje długi": Umrę, / umrę pogrążony w długach, / wobec takiej śmierci niczym jest utopić się w rzece / lub udusić w komorze gazowej. Jestem dłużny matce, bo na jej mogile nie postawiłem nagrobka, / jestem dłużny dębowi, bo nie posadziłem młodego pędu...

Wystarczy przeczytać początek tego wiersza, żeby zdać sobie sprawę, że pewne porównania (nie tylko to do śmierci w komorze gazowej) byłyby dla polskiego poety nie do pomyślenia, a jeśli nawet, to może nie do napisania - czy dlatego, że dalsza jest nam natura rzeki, a bliższa natura historii, na to ciekawie jest odpowiedzieć sobie samemu. Wystarczy doczytać ten jeden wiersz do końca, żeby zrozumieć, jak nieprzewidywalna jest skala wyobraźni poety znad innych rzek i mórz, który pisze: Jestem dłużny żywym, / jestem dłużny martwym; / nagrobek sprzedam / a długi spłacę. // Tyle z mojej strony. / Teraz kolej na was / powiedzcie czym wy jesteście dłużni mnie.

A przecież wierszy jest w antologii bardzo wiele, a poetów, które prezentuje Saneja (sam będący ciekawym autorem), jest trzydziestu, i trudno znaleźć dla wszystkich miejsce wspólne. Jeżeli już, to prostotę, którą odbiera się z wdzięczności, bo nie ujmuje nic mocy słowa, a ułatwia wejście do nieznanego świata i rozumienie jego reguł. Trzydziestu poetów - wielka nieobliczalność tematów (jak przeżyty w pierwszej osobie problem uchodźców), zastosowań, skojarzeń, wyrazu. Nawet sarkazmu, z którym Bardhyl Londo żałuje bogów, bo w przeciwieństwie do ludzi nie potrafią zabijać się nawzajem.

Czytając tę antologię, przypomniałem sobie zbiór, który głęboko mnie kiedyś naznaczył, "Miodopój", wybór średniowiecznej poezji irlandzkiej w opracowaniu i przekładach Ernesta Brylla oraz Małgorzaty Goraj. Równa bezpośredniość i dal, perspektywa zrozumiała od pierwszej lektury, ukazująca inny ład życia i świata.

Jarosław Mikołajewski, "Gazeta Wyborcza" 3.01.2006

Antologia poezji albańskiej XX wieku red. Mazllum Saneja, Sejny 2005, Fundacja Pogranicze