Nie można tak po prostu..., czyli droga Jerzego Ficowskiego do odczytania popiołów.

Nie można tak po prostu..., czyli droga Jerzego Ficowskiego  do odczytania popiołów.

Jerzy Ficowski miał w 1943 roku – 19 lat, jeszcze nie dawał własnoręcznego świadectwa obecności w świecie gwałtu i zgrozy, ale już rodziło się własnoręczne pojednanie z cierpieniem […]. Nie pytam kiedy zaczęła się „sprawa żydowska” Jerzego Ficowskiego. Pytanie brzmi kiedy zaczęła się sprawa l u d z k a poety, która, z biegiem lat, przeistoczyła się w alegoryczne, duchowe, uczuciowe zespolenie z ludźmi skazanymi na okrutną śmierć tylko dlatego, że byli „innego pochodzenia”. Nie można tak po prostu wejść w czasie cudzej śmierci, by ją przyjąć jako własną: nie można tak po prostu przyjąć cudzego cierpienia, poniżenia, bezdomności za swoje, własne, prywatne, tak bardzo osobiste, aby o nim pisać wiersze. 
Stanisław Wygodzki 
[„Odczytanie popiołów”, „Wiadomości” (Londyn) 1979, nr 31]

Jerzy Ficowski długo nosił w sobie ból “ubezwłasnowolnionego widza”. Dziesiątki lat upłyną mu na poszukiwaniu języka i formy, które dałyby wyraz uczuciom czasu Zagłady. W wierszach z cyklu „Odczytanie popiołów”, o których pisać trudno – tak są nagie, esencjonalne, milczące – silnie obecna jest droga poety, cierpliwie napełniająca słowa niby dojrzałość owoce. Ona też interesuje mnie najbardziej - szereg faktów początek biorących w młodzieńczym współodczuciu cierpienia innych, współodczuciu, które niepostrzeżenie staje się zobowiązaniem na życie. Jak szedł ten chłopak od chwili, gdy pewnego dnia na ulicy Smolnej dostrzegł małą Rajzlę, wtuloną w kąt między budkę z papierosami a mur kamienicy, dygoczącą z zimna? Jak rodził się poeta po holokauście, w czasie kiedy poezji przepowiadano niemożliwość?

Pierwsze próby i przebłyski. Pierwszy wiersz poświęcony tragedii Żydów powstał jeszcze za okupacji i zachował się w archiwum autora. Sam mówi o nim: wiersz niedobry, ale wynikający z jakiejś potrzeby i z jakiejś niemożności, z nie pogodzenia się z tym, co się dzieje i bezsiły, żeby temu przeciwdziałać.

W 1947 roku w krakowskim “Naprzodzie” opublikował przejmujący artykuł pt. “Dzieci”. Opowiada w nim o uczuciach dwóch chłopców - swoich i przyjaciela, Zbyszka Manysia - którzy, chodząc tą samą trasą do szkoły (Marszałkowska, Aleje Jerozolimskie, Smolna), mijali żebrzące żydowskie dzieci. Płakała. Kto widział tylko dziecko płaczące po zgubionej lalce, ten nie może wiedzieć JAK płakała. Rozpacz przekraczała pojemność jej małego dziecięcego ciała. Zaciskała poranione rączki na przytulonej głowie braciszka, dzieląc się z nim bólem, którego nie mogła udźwignąć. Kiedy dostrzegła wśród przechodniów Niemca, zasłaniała braciszka i zakrywała twarz dłońmi. Za dygoczącą z zimna, wystawa owocarni piętrzyła się stosami jabłek, herbatników i cukierków, topniejącymi szybko na skutek przedświątecznych zakupów. Po raz pierwszy opisuje tu zapamiętaną na zawsze dziewczynkę, zamieszczając również jej fotografię. Po latach powstanie wiersz, który w “Odczytaniu popiołów” nosić będzie tytuł “Sześcioletnia z getta, żebrząca na Smolnej w 1942”.

W debiutanckim tomie “Ołowiani żołnierze” z 1948 roku zamieścił wiersz pt. “Exodus 1947”, dość niezwykły jak na tamte czasy, pionierski w swym współodczuwaniu tragicznego losu Żydów również po wojnie, ich bezdomnej tułaczki i osamotnienia, poszukiwania Ziemi Obiecanej na statkach błądzących po morzach: “Wzrok głodnych - ciężki od krzywdy. / A ona rośnie. Jest przypływ. / I bije falą oślepłą / w spokojne, nadbrzeżne sny / sytych miast.” Nie przemilczał także innego tragicznego exodusu Żydów polskich roku 1968, czemu daje świadectwo wiersz pt. „Dworzec Gdański 1968” (poświęcony pamięci Arnolda Słuckiego).

Samotność tragedii Żydów podczas powstania w getcie warszawskim, przepaść dzieląca ją od żyjących w bezpośrednim sąsiedztwie mieszkańców aryjskiej strony miasta, przywołane zostają w wierszu pt. „Wielki Tydzień” z tomu „Zwierzenia” z 1952 roku: “Z dala się przyglądano - znikąd / lecącym chmurą żałobnikom...” Pobrzmiewa tutaj echo “Campo di Fiori” Czesława Miłosza, którego fragment o wietrze idącym od domów płonących i rozwiewającym suknie dziewczynom na karuzeli posłuży za motto wiersza “Opłakiwanie” z “Odczytania popiołów”. Jest tu także mowa o znamiennej ciągłości pomiędzy “bandą młodych”, która w przedwojennej Polsce dokonywała pogromów, przynosząc dary “jak Magowie: / kamienie - w okno, kij - po głowie”, a faszyzmem, który pojawił się w czasie wojny wraz z hitlerowcami: “Faszyści szli innojęzyczni / po tropach naszych Magów przeszli.” Wiersz został entuzjastycznie przyjęty przez Juliana Tuwima, któremu był dedykowany, i który w liście dziękował autorowi „w nie tylko swoim imieniu, ale i w smutnie-zapomnianym Imieniu jego bohaterów”. Sam Jerzy Ficowski ma o tym utworze surowe zdanie: To wiersz uczciwy z mojego punktu widzenia, ale taki trochę dęty, trochę z bębnami, z doboszami, taki... nie moim głosem.

Zasadniczą bowiem trudnością, z którą przyjdzie mu się zmierzyć, nie będzie kwestia tematu i jego uczciwości, ale kwestia samego głosu, który jeśli nie odnajdzie własnego tonu, w każdym temacie zabrzmi „nieuczciwie”. Przez wiele wiele lat nie mogłem znaleźć języka do wyrażenia tej tragedii i wszystkiego, co w związku z nią odczuwam. Czas płynął i ja nie wiedziałem, czy przyniesie mi kiedykolwiek słowa, które nie będą słowami obrażającymi sprawę której chciałyby służyć, które by coś w sobie zawarły najistotniejszego, a jednocześnie pamiętały o takiej prawdzie, że nad grobem należy milczeć, a więc słowa które niosłyby ze sobą walor milczenia, szanujące to, o czym milczą.

Zwiastuny języka poetyckiego, którego intuicyjnie poszukiwał, pojawiały się już u samych początków twórczości. Dostrzega to wyraźnie z dzisiejszej perpektywy: To były momenty, dosłownie przebłyski. W "Ołowianych żołnierzach" na przykład jest wiersz pod tytułem “Wiosna”. Kończy się on tak: “zbyt dużo boleśnie powietrza zostawionego przez zmarłych”. Otóż, jak na owe czasy mojego pisania, sformułowanie to - choć stylistycznie nie jest żadnym wybrykiem - jest pewnym wychyleniem się poza normę utartego pisania, śladem poszukiwania języka wyrazu, który odnajdę znacznie później. Coś się jednak tam zaczyna, już w “Ołowianych żołnierzach”, coś przebłyskuje, co zresztą gaśnie później i jeszcze przez dłuższy czas się nie przejawia w sposób bardziej obiecujący.

„List do Marc Chagalla”. Przełomem okaże się praca nad „Listem do Marca Chagalla”. A poematu tego być może nie byłoby w dzisiejszym kształcie, gdyby nie książka pt. „Dzieci oskarżają”. Mowa tutaj o wyborze zapisów stenograficznych, różnych relacji dzieci ocalałych z holocaustu, zebranych i opracowanych przez Marię Hochberg-Mariańską i Noe Grüssa, wydanych nakładem Głównej Komisji Historycznej Żydów w Polsce w 1947 roku. Niektóre z relacji tych dzieci znalazły się w niezmienionej formie w moim poemacie, jako przerywniki prozą, ponieważ to było coś niedoścignionego żadnym słowem wyszukanym; to były bezradne słowa naiwnego dziecka, które coś widziało i o tym opowiedziało, podczas gdy każde inne gardło ścisnęłoby się milczeniem. Uznałem, że tych relacji dzieci nic nie zastąpi, i do pewnych fragmentów, które pisałem, zwłaszcza w nawiązaniu do malarstwa Chagalla, dołączone zostały wypisy z owej książki... “Mamusiu, czy śmierć bardzo boli?... Nie, tylko chwileczkę.” Tak więc to wtedy, w 47 roku, zacząłem się przymierzać do tego, co wydaje się niewyrażalne, i pisać pierwsze wersy, i wyrzucać je do kosza, aż wreszcie w latach pięćdziesiątych to skończyłem i wydrukowałem u redaktora Jana Józefa Lipskiego.

Poemat ukazał się w tygodniku “Po prostu” w 1957 roku, a zaraz potem w tomie “Moje strony świata” z tegoż roku. Poeta zamieści go w “Odczytaniu popiołów” w niezmienionej postaci, dodając jedynie na początku trzeciej, ostatniej części fragment suchej relacji: “ Na terenach byłych obozów zagłady grasują bandy rabunkowe, szukające złota w pokładach popiołu pozostałego po spalonych więźniach”.

W 1960 roku Jerzy Ficowski wysłał Marc Chagallowi w maszynopisie francuski przekład poematu, autorstwa Suzanne Arlet, wraz z przekładem w języku jidisz dokonanym przez Jakuba Zonszajna. Główną inspiracją dla poety nie było, tak jak wcześniej zdarzało się to w przypadku Makowskiego czy Wojtkiewicza, malarstwo wielkiego artysty, lecz tragiczny los dzieci żydowskich podczas Zagłady. Niemniej można doszukać się w “Liście” odniesień do niektórych obrazów mistrza, takich jak “Zielony muzykant” czy “Zakochani w kiści bzu”. W tym samym roku otrzymał w odpowiedzi list z Vence – alpejskiej rezydencji artysty - pisany w języku rosyjskim. Dwa lata później Chagall przystąpił do tworzenia pierwszych ilustracji do poematu. Po kolejnych dwóch latach, niezadowolony ze swego dzieła, tworzy nową ich wersję. “Zachwycające są nie tylko oryginalne akwaforty Chagalla, - pisała Anna Kamieńska [“List do Marc Chagalla”. “Twórczość” 1971, nr 1] – ale także czcionka, jaką odbity został poemat na tym samym welinowym papierze. Akwaforty nie są dowolnymi kompozycjami, lecz dosłownymi ilustracjami do poematu, operują realiami, o których mówi poeta. Ta skromność i zależność od tekstu poetyckiego jest szczególnie wzruszająca, gdy się pomyśli, jak często nasi plastycy w podobnej sytuacji podkreślają raczej autonomię swojej wyobraźni niż wysiłek współpracy z tekstem poety.”

Pierwodruk akwafort ukazał się wraz z francuskim przekładem “Listu” w Paryżu w 1969 roku (190 egzemplarzy z oryginałami pięciu akwafort: 1-25 z podpisami Chagalla pod akwafortami, 26-175 z podpisami obu autorów na karcie tytułowej i I-XV sygnowane egzemplarze autorskie). Londyńskie wydanie “Odczytania popiołów” nie zawierało chagallowskich ilustracji. Zamieściła je dopiero Niezależna Oficyna Wydawnicza w podziemnym wydaniu z roku 1980. Wcześniej poeta zwrócił się z taką propozycją do “Czytelnika”, ale publikację uniemożliwił całkowity zakaz druku jakim był objęty w kraju. Pierwsza polska publikacja oddająca w pełni walor ilustracji Chagalla ukazała się w 1988 roku – numerowana edycja wydawnictwa Interpress z reprodukcjami grafik wykonanymi przez Marka Holzmana.

Wiersz “Postscriptum listu do Marc Chagalla” ukazał się w tomie “Ptak poza ptakiem” z 1968 roku, poprzedzającym i w dużej mierze zapowiadającym już pojawienie się “Odczytania popiołów”, choć na ich postać książkową trzeba było czekać aż do 1979 roku. W tomie tym bowiem, obok “Postscriptum”, pojawiają się również inne utwory włączone później do “Odczytania popiołów”: “Egzekucja pamięci”, “Diagnozy” oraz “*** Muranów góruje...”, jeden z tych wierszy istotnych, które nadały ton całemu cyklowi i z pewnością jeden z najważniejszych w całej twórczości poety. Jeśli dodamy do tego jeszcze wiersz „Milczenie ziemi”, zamieszczony w tomie „Moje strony świata” z 1957 roku, także włączony do „Odczytania popiołów”, to okaże się, że znaczna część utworów składających się na tom wydany w całości w 1979 roku, powstała znacznie wcześniej. Można zatem zaryzykować twierdzenie, że już w końcu lat pięćdziesiątych i w latach sześćdziesiątych język poetycki Jerzego Ficowskiego dojrzał na tyle, by zasłużyć na słowa Zbigniewa Herberta o autorze “Odczytania popiołów”: “dokonał rzeczy zdawałoby się niemożliwej - nadał artystycznie przekonywający kształt temu, czego nie można ogarnąć słowem, przywrócił bezimiennym ludzką twarz, ludzkie indywidualne cierpienie, a zatem godność.”

Bieta. W tomie “Ptak poza ptakiem” znajduje się jeszcze jeden, ważny dla przebiegu drogi poety wiersz. Nosi on tytuł “Wiedza i bezwiedność oczu”, powstał w 1966 roku i jest związany z losem jego przyszłej żony. Elżbieta Bussold jako niemowlę, ukryta w skrzyneczce z dopływem powietrza oraz srebrną łyżeczką z wygrawerowanym imieniem i datą urodzenia, została przekazana przez matkę z getta warszawskiego na aryjską stronę, gdzie zaopiekowała się nią jej druga, przybrana matka. Niezwykła historia życia ukochanej osoby ocalałej z Zagłady, którą odkrywa i stara się zgłębić poprzez rozmowy z ludźmi i penetrowanie archiwów, z nową mocą przywołuje tragedję Żydów pozostającą w “schronach niepamięci”: “Ich łza ledwie starta tak wiele pomija / prawiedzy stratowanej bez dat i bez imion”. “Odczytanie popiołów” kończy pamiętny wiersz dedykowanym Biecie pt. “Twoje matki obie”, w którym odczytuje z niepamięci los tej, której “prawie nie było, żeby mogła być”, ocalałej, by ostatnim słowem tej księgi śmierci mogło być “J e s t e m”. Musiało upłynąć kilkadziesiąt lat. W tym okresie wczesnym, tuż po wojnie, napisałem szereg wersów, które odkładałem albo wyrzucałem. Napisałem wtedy: “Pod Torą nadaremną / pod uwięzioną gwiazdą...” Musiało upłynąć trzydzieści lat, żebym do tych słów powrócił i napisał wiersz o mojej żonie, o jej ocaleniu, który tak właśnie się zaczyna. A co to miało być wtedy? Pamiętam, że to miał być wiersz o tych podziemnych kryjówkach z dopływem powietrza i wody, które skazani Żydzi, zwłaszcza ci zamożniejsi, budowali sobie, kryjówkach z wentylacją, z dopływem prądu, gdzieś pod domem, gdzie mieli przeczekać najgorsze i wyjść, kiedy już będzie można. Ja sobie wtedy pomyślałem, że pod tym rumowiskiem wielkim, na którym już miało się stawiać nową dzielnicę Muranów, istnieje taka kryjówka, taka podziemna izba, w której zostali ludzie, do której się nawet Niemcy nigdy nie dokopali, i która gdzieś pod żyjącym miastem trwa do dzisiaj, jak grobowiec nie odkryty w piramidach egipskich.. Uznałem wtedy, że nie będę opowieści z dreszczykiem pisał na takie tematy, i dałem temu spokój. Ale mi się te kilka słów przydało po wielu latach…

W “Odczytaniu popiołów” przywołane są także inne rzeczywiste postacie: Bronisława Anlena, któremu dedykowany jest wiersz o Treblince pt. “Zbiegowisko kamieni”, bo tam - ten jeden z ostatnich więźniów ewakuowanego Pawiaka, meloman i dentysta, zawdzięczający życie m.in. leczeniu zębów esesmanom - stracił całą swoją rodzinę; oraz Racheli Auerbach - działającej podczas okupacji w getcie warszawskim w oświacie i pomocy społecznej, publicystki i tłumaczki, przyjaźniącej się z Deborą Vogel, przyjaciółką Brunona Schulza jeszcze z czasów lwowskich; Jerzy Ficowski korespondował z Auerbach pod koniec jej życia, gdy mieszkała w Izraelu.

Przekłady z jidisz. Na drodze odczytywania popiołów znajdowała się też praca translatorska z języka jidisz, w którym tworzona była literatura żydowska na naszych ziemiach, i którym zapisano poetyckie świadectwa Zagłady. Duże znacznie dla przeniknięcia w świat tego języka miała niewątpliwie przyjaźń z żydowskimi poetami, których wiersze tłumaczył na język polski: Izraelem Emiotem (powrócił do Warszawy z zesłania w Związku Radzieckim w 1958 roku, a w 1960 wyemigrował do Stanów Zjednoczonych) i Jakubem Zonszajnem (wybór jego poezji ukazał się w Warszawie w 1963 roku, roku śmierci poety). To przy ich pomocy rozpoczął pracę nad przekładami ludowej poezji żydowskiej. Przekłady filologiczne z jidisz przygotowywała także Róża Siemiarczuk. Ostatecznie bliska współpraca z nią i Salomonem Łastikiem doprowadziła do powstania antologii poezji ludowej Żydów polskich pt. “Rodzynki z migdałami”, wydanej po raz pierwszy przez Ossolineum w 1964 roku. W 1988 roku książka została wznowiona w nie zmienionej wersji translatorskiej, spełniono natomiast postulat Jana Józefa Lipskiego z jego pierwszej recenzji książki [Poezja ludowa Żydów polskich. “Twórczość” 1966, nr 3], aby ustalić nazwiska autorów tych utworów, które nie są anonimowe. “Ficowski potrafił stworzyć – pisał Lipski – jakąś jednolitość stylu poetyckiego swych przekładów, dzięki czemu utwory […] mimo swej różnorodności zdają się współprzynależeć do jakiejś wspólnoty języka poetyckiego i kultury. […] Znalezienie takiej oryginalnej formuły stylu poetyckiego jest w tego rodzaju antologii najwyższym chyba osiągnięciem artystycznym.”

W posłowiu do “Rodzynek z migdałami” przyznawał, że świadomie nie włączył do antologii pieśni getta i obozów zagłady. Nie chciałem – pisał – […] aby straszliwy cień krematoriów padał na liryczne kołysanki, na zalotną śpiewkę czy na pełne specyficznego uroku, rzekłbym “chagallowskie” motywy pieśni o rebem cudotwórcy. Wspominał wtedy o osobnej, temu tylko poświęconej książce. Okazała się nią być “Pieśń o zamordowanym żydowskim narodzie” Icchaka Kacenelsona, wydana po raz pierwszy w “Czytelniku” dopiero w 1982 roku. Dopiero, bowiem przekład poematu, dokonany na podstawie tłumaczenia filologicznego Jana Leńskiego, gotowy był już w 1971 roku. Przez wielu uznawany za kongenialny, przekład utworu Kacenelsona, najwybitniejszego świadectwa Zagłady autorstwa żydowskiego poety, doczekał się uznania w świecie i wznowienia w 1986 roku w wersji dwujęzycznej.

[Jerzy Ficowski przełożył także „Pieśni” Mordechaja Gebirtiga (Fundacja „Shalom” 1992) oraz wiersze takich poetów jidisz jak Icyk Manger, Moris Rozenfeld, Abraham Rajzen, Lejb Najdus, Debora Vogel, Binem Heler, Israel Emiot i Jakub Zonszajn (“Antologii poezji żydowskiej” pod redakcją Salomona Łastika i Arnolda Słuckiego, PIW 1983 oraz “Archiwum Ringelbluma – getto warszawskie” w opracowaniu R. Sakowskiej, 1980)].

Odczytując popioły świadczył nie tylko tragedii Żydów. Jak nikt pamiętał przecież, że ofiarami Zagłady byli także Cyganie. Świadectwem tego jest już pierwszy tom poety “Ołowiani żołnierze”, w którym znajdziemy “Śpiewkę o cygańskiej śmierci”: “Gwiazdy kute ze zmiażdżonym srebrem, / Amulety, zausznice ciepłe / znalazł powiew w popiele ukryte: / dusze dziewcząt spalonych przed świtem.” Znacznie później powstał wstrząsający wiersz “Modlitwa do świętej wszy” z tomu “Śmierć jednorożca” (1981), o “Cygance w łaźni birkenau / odartej z kolorów”.

Po napisaniu “Odczytania popiołów” jeszcze wielokrotnie będzie sięgał po pióro, by podjąć kolejną próbę “odczytania”. Ślady tego odnajdziemy choćby w wierszach z tomu “Errata” z 1981 roku: “Kolejka” (wiersz poświęcony Rafaelowi Scharfowi) i “Archiwum Ringelbluma”.

Rezonans “Odczytania popiołów”. Tom pt. “Odczytanie popiołów. Wiersze” ukazał się po raz pierwszy w Londynie nakładem Stowarzyszenia Żydów pochodzenia polskiego w 1979 roku. Pierwsze krajowe wydanie opublikowała w następnym roku Niezależna Oficyna Wydawnicza. Książka doczekała się wielu przekładów na inne języki. Pierwszym był przekład angielski, który ukazał się w Londynie z przedmową Zbigniewa Herberta już w 1981 roku. Było to zasługą Rafaela Scharfa, który odwiedziwszy autora w Warszawie zachwycił się wierszami przeczytanymi w maszynopisie i powziął postanowienie wydania ich drukiem. Przekładu podjęli się Keith Bosley i Krystyna Wandycz. W tym samym czasie ukazało się wydanie francuskie w przekładzie i z posłowiem Lucienne Rey. W 1985 roku ukazał się w Izraelu przekład na język hebrajski autorstwa Shaloma Lindenbauma i ze wstępem Natana Grossa. Potem przyszły wydania niemieckie (w przekładzie i ze wstępem Karin Wolff, 1986) i szwedzkie (w przekładzie Rity i Erika Tornborgów, 1987). Najbardziej jednak oczekiwaną przez poetę publikacją był przekład na język żydowski, “język, którym mówili i w którym milczą” bohaterowie tych wierszy. We wstępie do dwujęzycznego wydania z 1992 roku pisał: Tak moje polskie epitafia nagrobne zostają zapisane na cmentarzach, których nie ma, na macewach z powietrza, a Requiem przemienia się w Kadysz. Słowa polskiego “niespalonego Ich brata”dopuszczone zostają do najściślejszej wspólnoty bólu i sieroctwa, braterstwa i pamięci. Autorem przekładu był Binem Heller, poeta, którego wiersze Jerzy Ficowski tłumaczył na język polski.

“Odczytanie popiołów” nie spotkało się w Polsce z przyjęciem i zrozumieniem adekwatnym do wagi i znaczenia tych wierszy. Z pewnością przyczyniły się do tego okoliczności czasu, perypetie autora z reżimem , wieloletni zakaz druku, rok polskiego wydania – 1980, który kierował uwagę ku innym historycznym wydarzeniom. A jednak nie sposób przemilczeć tak istotnego przeoczenia naszej krytyki literackiej, a w konsekwencji częstego pomijania „Odczytania popiołów” i całej twórczości poetyckiej Jerzego Ficowskiego w kształtowaniu obrazu powojennej literatury polskiej.

Natomiast z niezwykle gorącym przyjęciem spotkało się dzieło Jerzego Ficowskiego poza granicami Polski, zwłaszcza wśród ocalałych z holocaustu. Wielu uznaje te wiersze za najgłębsze i najbardziej autentyczne świadectwo tragedii Zagłady, które wyszło spod pióra nieżydowskiego poety. Henryk Grynberg, nazywając autora „najdonioślejszym głosem pamięci w polskiej poezji”, pisał o „Odczytaniu poezji” jako o „najwybitniejszym zbiorze poezji holokaustowej”. ["Poeta pamięci". Tekst nadeslany na seminarium "Jerzy Ficowski - Człowiek Pogranicza", Sejny 1999] Stanisław Wygodzki - sam autor wstrząsającego poetyckiego świadectwa o Zagładzie pt. “Pamiętnik miłości” - kończąc swój artykuł w londyńskich “Wiadomościach”[“Odczytanie popiołów”. “Wiadomości” (Londyn) nr 31, 1979] pisał: “Nie zacytowałem z tego tomu ani linijki – nie pisałem recenzji: te wiersze nie istnieją poza mną”. Mieczysław Jastrun pisał w liście do autora: „Nie czytałem równie wielkiej poezji naszych czasów. Nikt z taką siłą i prawdą nie pisał o