Nie żyje Człowiek Pogranicza

Nie żyje Człowiek Pogranicza

Ataman współpracy Polski i Ukrainy. Człowiek Pogranicza. Środkowoeuropejczyk. Animator pojednania i zjednoczenia. Hetman koronny dziedzictwa paryskiej "Kultury". Wszystkie te określenia i tak nie określają w pełni niezwykłej postaci prof. Bohdana Osadczuka. 91-letni wybitny ukraiński publicysta zmarł pod Myślenicami, w domu swojej opiekunki.

Dobrze pamiętamy, gdy pięć lat temu w żydowskiej synagodze w Sejnach splotła się historia Polski i Ukrainy, a główny bohater uroczystości sypał anegdotami i z prostotą opowiadał o potrzebie dialogu. Wielki przyjaciel naszego kraju, otrzymał wtedy tytuł Człowieka Pogranicza, przyznawany przez sejneński Ośrodek Pogranicza. Uczestnicy uroczystości, naukowcy z Polski, Ukrainy i Izraela żartowali wtedy w kuluarach: - Człowiekiem pogranicza był przez całe swoje życie, teraz może używać tytułu oficjalnie.

- W osobie Bohdana Osadczuka honorujemy współpracownika Jerzego Giedroycia, jednego z tych, którzy mieli swój udział w obaleniu muru berlińskiego i upadku imperium sowieckiego - mówił Krzysztof Czyżewski, szef Ośrodka Pogranicze.

To był fascynujący wieczór - spotkanie z legendą publicystyki, niezwykle ciekawym człowiekiem. O kryzysie europejskim, choć wszyscy się tego spodziewali, mówić wtedy nie chciał ("bo to nudne"). Przeniósł słuchaczy za to w czasy minione, gdy w 1940 roku w Chełmie pisał korespondencje do gazety ukraińskiej redagowanej w Krakowie; gdy w czasie wojny pracował w Berlinie w monopolu zapałczanym, ale nadal przesyłał korespondencję do Polski - "Po jednym bombardowaniu uciekałem przez morze płomieni. Doszedłem do palącego się zoo, przechodziłem przez martwe krokodyle, które zastygły na ulicach. To było tak niesłychane wrażenie, że od razu musiałem je z siebie wyrzucić. Na poczcie napisałem tekst: Berlin się pali. W Krakowie niemiecki cenzor, kompletnie pijany - to puścił".

- Odeszła jedna z najważniejszych postaci działających na rzecz dialogu polsko-ukraińskiego. Dla strony ukraińskiej, czy ukraińskiej emigracji, to z całą pewnością postać numer jeden - mówi Bogumiła Berdychowska z Narodowego Centrum Kultury w Warszawie

Od lat 60. był jednym z najbardziej znanych w Niemczech komentatorów wydarzeń w krajach bloku radzieckiego, był też korespondentem szwajcarskiego "Neue Zuercher Zeitung". Wykładał historię najnowszą Europy Wschodniej na Wolnym Uniwersytecie w Berlinie. Za zasługi dla pojednania polsko-ukraińskiego otrzymał Order Orła Białego.

Był wieloletnim - od 1950 roku aż do śmierci Jerzego Giedroycia - współpracownikiem paryskiej "Kultury". Pisał o sprawach ukraińskich i o sprawach niemieckich, pod pseudonimem Alexander Korab. Zaangażowany był w dialog polsko-ukraiński, po odzyskaniu przez nasze kraje niepodległości, blisko współpracował z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim i z całym szeregiem polityków.

- Osadczuk nie tylko pisał w paryskiej "Kulturze", ale przecież miał też bliskie kontakty z polską opozycją, wielokrotnie - jako dziennikarz "Neue Zuercher Zeitung" publikował teksty interwencyjne, w obronie prześladowanych polskich opozycjonistów. To odgrywało wielką rolę, bo wówczas była to jedna z głównych europejskich gazet - dodaje Berdychowska.

19.10.2011, moż, pap
Źródło: Gazeta Wyborcza Białystok