Opowieść o powrocie, Michał Jagiełło, Nowe Książki, listopad 2008

Opowieść o powrocie, Michał Jagiełło, Nowe Książki, listopad 2008

Opowieść o powrocie

To ważna książka. Z czterech, co najmniej, powodów: z uwagi na jej autora, ze względu na imponujący dorobek „Pogranicza" (Ośrodka, Fundacji, Wydawnictwa), z racji tematu i wreszcie dzięki stylowi opowieści. To oryginalna, świetnie związana budowla, na którą składają się (oprócz wstępu Pawła Huelle Homo Yiator) następujące części: tekst programowy Linia powrotu.

O praktykowaniu pogranicza w dialogu z Czesławem Miłoszem, po czym idą rozdziały W poszukiwaniu Środka, Miejsca siły, Miejsca próby, Ludzie z innej strony, Ścieżka dobiega innego..., oraz czteroczęściowy Notatnik obrazów. Całość zamyka Nota bibliograficzna, jako że w tomie pomieszczono poprawioną i uzupełnioną wersję esejów już kiedyś publikowanych. Łącznie mamy tu 20 tekstów Krzysztofa Czyżewskiego i 93 fotografie „obudowane" krótkimi wprowadzeniami i podpisami. 

Posłuchajmy zatem autora, który wyznaje: "Tłem dla moich rozważań jest praktykowanie pogranicza. Czy można praktykować pogranicze? Jeśli rozumiem}' przez to pojęcie pewne terytorium, to mówić powinniśmy raczej o kultywowaniu lub eksplorowaniu. (...) Jednak na wielokulturowych obszarach należących ongiś do jagiellońskiej Rzeczypospolitej słowo »pogranicze« określa nie tylko miejsce, także pewien etos i tradycję". Bez wątpienia Małgorzata i Krzysztof Czyżewscy stali się Ludźmi Pogranicza w najlepszym sensie tego określenia. Z całą bolesną, bywa, świadomością, że te m o s t y - które z taką mądrością i talentami budują - mające służyć porozumieniu i próbom zrozumienia racji Innego, tego „po drugiej stronie", mogą być także zrywane przez fale resentymentów, narodowych megalomanii i nacjonalizmów. Krzysztof Czyżewski uważa się za „praktyka idei", a zatem unika teoretyzowania. "Jest to o tyle ważne - powiada - że w dziedzinie tak zwanego dialogu międzykulturowego mamy dzisiaj zdecydowany przerost refleksji teoretycznej, programów badawczych, tworzenia baz danych i monitoringu, połączonych z jednorazowymi wydarzeniami typu festiwal czy warsztat, nad realnym kultywowaniem dialogu w przestrzeni międzyludzkiej". Potrzebna jest - mówi swoją praktyką i swoją eseistyką autor - długofalowa praca organiczna. Oto refleksja z podróży z Tomasem Venclovą przez obwód kaliningradzki do Nidy na Litwie: „Ta ziemia oczekiwała powrotu.(...) Oczekiwała nadejścia tych, którzy zaczną tu żyć na stale, odbudują mim; zagospodarują to, co zarosło i zdziczało, odczytają ślady i uszanują pamięć. Ta ziemia oczekiwała pionierów nowego świata. Sam byłem jednym z nich i musiałem się uczyć życia nie na wygnaniu, lecz na linii powrotu". 

O samej kategorii „powrót" można by długo dyskutować i Linia powrotu daje do tego dobrą sposobność, a szczególnie wyraziste i wiele mówiące fotografie i towarzyszące im teksty; świetna proza zbliżająca się czasem do poezji. Wczytajmy się na przykład w Opowieść o świecie po końcu świata: „Napotkasz ślady. Nowy barbarzyńca. Nieczytelne i nieznane odbiera ci orientację. Świat, który zamieszkujesz i przemierzasz, ma drugie dno. (...) Z całości ocalały okruchy. Pozostaje ci schylić się po nie i ułożyć w notesie jak kamyki na parapecie okna, w nadziei, że z czasem wyłoni się z nich opowieść. Spotkasz wysłanników starej cywilizacji, ale nie wszystko rozumiesz z ich przekazu i wiele lat strawisz na odczytywaniu znaków przez nich pozostawionych". Nie trzeba koniecznie przekraczać granic własnej cywilizacji, kultury, dziejów, religii - by mieć dojmującą świadomość , że „dalej nie przekroczę żadnego progu w głąb ". Wystarczą choćby Sejny z polsko-litewskim i litewsko-polskim powikłaniem historii... Przecież tak ważne dla autora niektóre aspekty jagiellońskiej wielo- narodowej, językowej, kulturowej, religijnej Rzeczypospolitej mogą się komuś kojarzyć z „ideą jagiellońską", różnie, jak wiadomo, przyjmowaną przez Litwinów, Białorusinów i Ukraińców. Wolno też zapytać, czy aby tak bliscy autorowi Stanisław Vincenz i Jerzy Stempowski nie idealizowali w swych ważnych skądinąd tekstach sytuacji na styku polskości z narodami, które chciały wyzwolić się z tych wielowiekowych polskich wpływów. 

Zostawmy ten wątek. Nie ma potrzeby jego rozwijania akurat przy omawianiu tej mądrej i jakże potrzebnej książki. Wprost mówiąc: byłoby to niestosowne „w obecności" takiego znawcy skomplikowanych spraw dziejących się na pograniczach... Zauważmy przy okazji, że Krzysztof Czyżewski i jako kierujący „Pograniczem", i jako pisarz zajmuje się różnymi europejskimi pograniczami. Wiele za tym przemawia, że był to trafny wybór programowy i że jest to skuteczna strategia działania: zakorzenić się w Sejnach, ale nie pozwolić się zamknąć tylko w zagadnieniach polsko-litewskich czy szerzej: „mniejszościowych" i „polonijnych". Strategia przyjęta przez „Pogranicze" ma wiele walorów: daje rozległą perspektywę nie tylko terytorialną, ale także intelektualną, umożliwia pracę formacyjną adresowaną do młodych, a więc skierowaną ku teraźniejszości wychylonej w przyszłość, i chroni przed uwikłaniem się w lokalne spory i konflikty. 

Jednym ze słów, którymi można otwierać ten spójny zbiór esejów, jest „prowincja", zgodnie z marzeniem autora: "Chciałbym, aby Polska stała się prowincją. Chciałbym, aby odkrywane w różnych regionach i zakamarkach Polski »nowe prowincje« zwyciężyły w niej ducha prowincjonalizmu". Innym ważnym kluczem jest wiara w dialog. Krzysztof Czyżewski poszukuje śladów dialogu kultur w przeszłości (czego piękną ilustracją jest proza Czerniowce - zapomniana metropolia na rubieżach monarchii habsburskiej) i w dzisiejszej codzienności. Przy czym ten wytrawny antropolog „starej cywilizacji" (według określenia J. Stempowskiego) ogląda okruchy przeszłości z trzeźwego dystansu, bez „chorobliwej nostalgii habsburskiej i jagiellońskiej". Przy całym tak wyczuwalnym zafascynowaniu fenomenem Czerniowiec i Bukowiny („jedenaście różnej wielkości grup etnicznych, deklarujących przynależność do dziewięciu wyznań "), przyznaje, że i tam zaczynały buzować różnice narodowościowe i wyznaniowe. Nie ma też złudzeń co do niszczącej siły tkwiącej w niektórych ideologiach. Jak na ironię, to przecież z bukowińskiej rodziny pochodził rumuński skrajny nacjonalista Corneliu Zelea Codreanu. z matki Niemki i ojca - zrumunizowanego Polaka. Na zakończenie gorzkiego eseju Sacrum, faszyzm, Eliade. Na marginesie dziennika Mihaila Sebastiana - pyta z najwyższą powagą: „Dlaczego myśl wolnego człowieka tak łatwo i niepostrzeżenie przeistacza się w ideologię zniewolonego społeczeństwa, a wola przemiany duchowej w przemoc wobec obcych? Dlaczego traktując poważnie wartości chrześcijańskie, odstępujemy od nich w imię wartości wyższych, jak dobro narodu czy silne państwo?". 

Tu nie ma oczywistych odpowiedzi, ale przynajmniej można pokładać umiarkowane nadzieje w upartej pracy nad sobą - dla siebie i dla innych. Próbować „zbliżyć się do rzeczywistości w perspektywie długiego trwania" - co stało się dewizą „Pogranicza" i jego twórcy. Ma więc prawo powiedzieć, że „takie przedarcie się do pasma długiego , choćby było zaczątkiem jedynie, bez żadnych gwarancji na daleką przyszłość, jest już czymś niezwykłym". 

Odbieram tę książkę bardzo osobiście, szczególnie w partiach dotykających Suwalszczyzny i budowania nowych relacji polsko-litewskich czy szerzej - nowej polityki narodowościowej RP, w co byłem mocno zaangażowany jako wiceminister kultury od jesieni 1989 do jesieni 1997 r. Z oczywistych, administracyjnych powodów moimi głównymi partnerami byli liderzy najważniejszych organizacji mniejszości narodowych i moi ministerialni odpowied-nicy w sąsiedzkich krajach. Trzeba było zajmować się konkretnymi sprawami (dotacje na działalność kulturalną mniejszości, w tym na wydawanie czasopism w językach narodowych), wygaszać zarzewia konfliktów, przekonywać władze lokalne do wyrażenia zgody na postawienie pomnika biskupa Antanasa Baranauskasa w Sejnach czy na Festiwal Kultury Ukraińskiej w Przemyślu. Zazdrościłem nieraz Krzysztofowi Czyżewskiemu, że zajmuje się wielokulturowością daleko wykraczającą poza Sejnenszczyznę. Zresztą, w ministerstwie kultury szybko zorientowaliśmy się, że szkoda byłoby uwikłać „Pogranicze" w bieżącą politykę narodowościową. Zajmowanie się w imieniu Najjaśniejszej Rzeczypospolitej wspieraniem organizacji mniejszości narodowych to był dla mnie i zaszczyt, i trudne zadanie. Zdawałem sobie sprawę, że wspierając finansowo i moralnie daną mniejszość, nie mogę wykluczać, że tym samym wspieram jakieś jednostkowe postawy dalekie od tolerancji... Ale przecież trzeba było wspierać! 

Skoro o tolerancji, to przytoczę na zakończenie opowieść autora Linii powrotu o Polaku i Litwinie, którzy postrzegali się jako osoby tolerancyjne na sto procent pewności."Tylko że gdy spotkali się na obszarze pogranicza, doszło między nimi do sporu, którego rachunek przedstawia się następująco: tolerancja plus sto procent racji plus tolerancja i sto procent racji równa się brak tolerancji i konflikt racji". Mocno powiedziane! Ale szkoda, że autor poszedł tu na „sto procent", wymieniając obu mężczyzn po nazwisku... Da się to chyba wytłumaczyć krytycznym nastawieniem Krzysztofa Czyżewskiego do „przerośniętych" form miłości danego narodu, i w ogóle do wszelkiego rodzaju fundamentalizmów. Powiedzmy w tym kontekście, że odpowiedzialne zajmowanie się relacjami „większość" - "mniejszość" wymaga od każdego z uczestników wypracowania indywidualnego, prawdziwie osobistego modelu "otwartego patriotyzmu" . 

Książka Krzysztofa Czyżewskiego może być przydatna tym wszystkim, którzy szukają tego, co łączy ludzi różnych narodowości i kultur. Być sobą otwartym na Innego. To jasne, że każdy z nas ma swoje granice otwarcia, ale nie mówmy teraz o tym. Czas podziękować autorowi za jegoLinię powrotu

Michał Jagiełło, Nowe Książki, Listopad 2008

Krzysztof Czyżewski, Linia powrotu, Pogranicze, Sejny 2008