Pavel Vilikovský, "Ostatni koń Pompei", Leszek Engelking, "Tygodnik Powszechny" 14.09.2006

Pavel Vilikovský, "Ostatni koń Pompei", Leszek Engelking, "Tygodnik Powszechny" 14.09.2006

Tomáš Janovic, słowacki satyryk, poeta i dramaturg, tak oto podsumował wydaną właśnie po polsku powieść Pavla Vilikovskiego "Ostatni koń Pompei" (2001): "Młody Słowak znalazł się w Londynie, przebywał tam przez kilkanaście miesięcy i w końcu wrócił do domu". To raczej żart niż poważna charakterystyka sporządzona przez kogoś, kto dobrze zna autora. Na tym zdaniu można by poprzestać, gdyby – jak powiada narrator "Śmiechu w ciemności" Nabokova – "ze snucia opowieści nie płynęła korzyść i przyjemność".

Na Słowacji Vilikovský cieszy się zasłużoną sławą jednego z najlepszych prozaików tego kraju, u nas jest niemal nieznany. W 2004 r. ukazała się w polskim przekładzie (Józefa Waczkówa) mikropowieść "Wiecznie zielony" (1989), przeszła jednak bez echa. Autor "Ostatniego konia Pompei", syn czeskiego historyka literatury (głównie średniowiecznej) Jana Vilikovskiego, działającego również na Słowacji, urodził się 27 kwietnia 1941 r. w miejscowości Paludzka (dziś część Liptowskiego Mikulasza). Do miast jego dzieciństwa należały też Bańska Szczawnica i Bratysława. Opuścił tę ostatnią w 1958 r., by studiować reżyserię filmową w Pradze, studiów jednak nie dokończył. Został natomiast absolwentem anglistyki i słowacystyki na bratysławskim uniwersytecie. 

Już podczas studiów zaczął pracować w miesięczniku "Slovenské pohľady". Po wydaniu w 1970 r. czeskiego numeru pisma, w którym znalazły się teksty pisarzy w Czechach już wówczas zakazanych, musiał odejść. Do roku 1976 był redaktorem wydawnictwa Tatran, w latach 1976-96 – redaktorem i redaktorem naczelnym pisma "Romboid", potem krótko pracował w słowackiej redakcji "Reader's Digest". 

Jak wielu pisarzy swego pokolenia debiutował w czasopiśmie młodych "Mladá tvorba" (1961). Jego debiut książkowy to tom opowiadań pod nawiązującym do Flauberta tytułem "Szkoła uczuć w marcu" (1965). Znany krytyk słowacki Milan Hamada pisał wtedy: "W prozach Vilikovskiego zderzają się ze sobą dwie tendencje: dążność do wielu kątów widzenia i dążność do precyzyjnego określenia znaczeń. Dążności do wielu kątów widzenia odpowiada liryczna skojarzeniowość, ale zarazem znaczeniowe rozmycie, dążności do określenia znaczeń zaś koncentracja na kształcie i konstrukcji fabuły". 

W 1983 r. ukazała się powieść "Pierwsze zdanie snu", poza tym w dobie tzw. "normalizacji" po agresji armii państw Układu Warszawskiego na Czechosłowację Vilikovský nie publikował (choć nie przestał pisać) własnych próz, a jedynie przekłady z literatur języka angielskiego, zyskując opinię jednego z najwybitniejszych translatorów słowackich (tłumaczył m.in. Conrada, Faulknera, Lowry'ego, Virginię Woolf i Vonneguta). 

Nic więc dziwnego, że w roku 1989 mogły się ukazać aż trzy dzieła Vilikovskiego: wspomniany "Wiecznie zielony" oraz tomy opowiadań "Eskalacja uczucia" i opowieści "Koń na piętrze, ślepiec we Vrablach". Kolejna książka nosiła tytuł "Słowacki Casanova" (1991) i obok tekstu Vilikovskiego zawierała prozy słowackiego Węgra Lajosa Grendela. Zawarty w tym tomie utwór Vilikovskiego to krótka powieść złożona z pełnych intymnej erotyki listów miłosnych funkcjonariusza partyjnego. Mikropowieść "Piesza historia" (1992) jest rozrachunkiem z absurdami lat po 1968 r. "Okrutny maszynista" (1996) zawiera opowiadania z różnych okresów; w kolejnym tomie, zatytułowanym "Cudowna papuga i inne kicze" (2004), znalazły się m.in. historie z życia trzeciorzędnego literata usiłującego za wszelką cenę wybić się w okresie "normalizacji". 

W niektórych utworach pisarza pojawia się zagadka kryminalna, ale jej rozwiązanie okazuje się nie w pełni satysfakcjonujące, co każe pytać nie tyle o sprawcę przestępstwa i prawdziwy przebieg wydarzeń, co o możliwość dotarcia do prawdy o świecie i o sposób jego istnienia. Vilikovský chętnie sięga do ironii, absurdu, groteski. Interesuje go cielesność i erotyka. Nacisk często pada u niego nie tyle na opowiadaną historię, co na proces jej opowiadania. 

Bohater "Ostatniego konia Pompei" inaczej niż jego stwórca ukończył studia filmowe. Jest autorem kilku filmów dokumentalnych, chce widzieć "rzeczy prawdziwe". Jeden z jego filmów, w którym pojawiły się radzieckie czołgi okupujące Czechosłowację, ściągnął nań niełaskę rządzących. Jako że jednak narrator ma mocno partyjnego teścia, udaje mu się wyjechać na kurs językowy do Londynu, a potem przedłużyć pobyt dzięki dziesięciomiesięcznemu stypendium na napisanie pracy o pierwiastkach uczuciowości słowiańskiej w twórczości było nie było Słowianina, Josepha Conrada. 

Bohatera i zarazem narratora określa więc przynależność do określonego pokolenia (generacji autora), określa go też przynależność do narodu (niektóre z jego rozważań odwołują się do kultury słowackiej, nieznającemu jej czytelnikowi pomogą cenne objaśnienia tłumacza) i sytuacja polityczna w jego kraju. To wszystko określa go jednak dosyć powierzchownie. Poza tym jest "człowiekiem bez właściwości", poszukującym swych cech indywidualnych, właściwych tylko jemu. 

W jednym z wywiadów Vilikovský spytany o to, czy starał się poznać pochodzenie swego nazwiska, odpowiada: "Nazwisko jest przypadkowe, tak jak przypadkowy jestem ja sam". Także bohater "Ostatniego konia Pompei", bohater, którego nazwiska nawet nie poznajemy, wydaje się przypadkowy. Chyba dla Vilikovskiego ludzie w ogóle są przypadkowi, przypadkowo wrzuceni w świat. 

Bohater jest przede wszystkim obserwatorem rzeczywistości, w którą się nie angażuje. Oczywiście jest to rzeczywistość nie jego, obca, ze wspomnień wynika jednak, że podobny stosunek do świata miał też w ojczyźnie. Właściwa mu jest nie żadna słowiańska uczuciowość, której istnienie zresztą neguje, tylko raczej angielska powściągliwość. Ale czy rzeczywiście jest mu właściwa? Bohater czasem odkrywa jakiś zarys swojej tożsamości dopiero w oczach innych. O profesorze mówi: "widzi we mnie Słowianina!". I wtedy też nagle zaczyna owego Słowianina w sobie dostrzegać: "Toć jestem nim! Jakbym goląc się spostrzegł w lustrze na mym ciele znamiona drugiej, przeciwnej płci". 

Będąc chłopcem, bohater został pomylony przez swą zgrzybiałą babkę z jej synem Lajošem, który prawdopodobnie zginął podczas I wojny światowej. Kiedy babka umiera, chłopiec zaczyna czuć, że żyje "za kogoś innego". Opowiadając o tym w Londynie tajemniczemu Macowi, mówi: "chciałbym przekonać się, czy przeżywam swoje własne życie, czy też wszystko jest z góry ustalone i kopiuję jedynie cudzą kreskę. Kto istnieje naprawdę: ja czy on?". Charakterystyczne, że bohater szuka jakiejś prawdy o sobie u "ulicznego Boga", którego pokazał mu Mac: starszego człowieka zagadującego niejako w Boskim imieniu przechodniów na Leicester Square. Zwracając się do nich, każdego skrótowo charakteryzuje. Bohater prosi więc: "niech pan spojrzy na mnie i powie pierwsze, co przyjdzie panu do głowy, cokolwiek". Bóg nie spełnia jednak jego prośby. Narrator pozostaje dla siebie, a więc i dla czytelnika, zagadką. Czy szansą na samookreślenie może być miłość do koleżanki z kursu językowego, Żydówki Esther? Tego się nie dowiemy, bo niezdecydowanie bohatera i splot okoliczności nie pozwalają się tej miłości spełnić i rozwinąć. 

Zagadką są i pozostają także inne postaci. Przede wszystkim pojawiający się już na początku powieści Mac, który okazuje bohaterowi wiele życzliwości. Kim właściwie jest, jakie są motywy jego postępowania? Narrator stawia różne hipotezy (homoseksualista, sekciarz starający się pozyskać go dla swej wiary), te jednak okazują się błędne. Czy to możliwe, by Mac był – jak sam twierdzi – w jednym z poprzednich wcieleń koniem, ostatnim koniem Pompei, który uratował się z katastrofy zrzucając swego jeźdźca, za co wciąż pokutuje? Bohater, sceptyk i racjonalista, odrzuca taką możliwość, ale bez wielkiego przekonania. Zresztą tożsamość nawet w jednym życiu pozostaje płynna, czas ją radykalnie zmienia, nie potrzeba wcale umierać, by mówić o reinkarnacji. Lajoš, gdyby jednak przeżył wojnę, byłby kimś innym niż Lajoš ze wspomnień matki. 

Pod koniec powieści otrzymujemy rozwiązanie zagadki motywów Maca. Narrator je przyjmuje, ale też bez przekonania, w końcu opiera się ono na domysłach jednej osoby. Śledztwo i w tym przypadku nie dochodzi do zadowalającego końca. Zagadką pozostaje też na przykład problem winy Jamesa Hanratty'ego, którego powieszono za zabójstwo i o którego niewinności co niedziela przekonuje przygodnych słuchaczy jego ojciec w Narożniku Mówców w Hyde Parku. Zagadką pozostaje Ramon Mercadér, zabójca Lwa Trockiego... 

Oczywiście narrator znajduje się w sytuacji szczególnej – na obczyźnie, niepewny przyszłości, zastanawiający się, czy emigrować, czy wracać do kraju. Powiada: "Długo byłem sam. Nie żebym się uskarżał, przeciwnie. Podobało mi się to. Nie byłem otoczony przedmiotami ni ludźmi, wszędzie natykałem się na siebie. Tyle tylko, że będąc wszędzie, właściwie nie byłem nigdzie; jakbym wcale nie istniał". 

To sugestia, że rozwiązaniem problemów z tożsamością mógłby być powrót na Słowację. Sugestię tę pozornie potwierdzają początek i zakończenie powieści, cudze teksty nazwane "Zamiast prologu" i "Zamiast epilogu". Oba mówią o niebezpieczeństwach życia na obczyźnie, przez swą naiwność jednak same się kompromitują. "Opowiadanie przysłane w 1973 r. przez I. S. (lat 14) na konkurs młodych talentów »Kieżmark literacki«" to głupawa bajeczka o złym kapitalizmie i ciężkiej doli Słowaka, który uciekł z socjalistycznego raju. Tekst drugi pochodzi z roku 1877 z pisma "Orol" i jest opowieścią o młodym słowackim druciarzu, który znalazł się z dala od domu i rzewnie wspomina strony rodzinne. Nie, tożsamość nie zostanie odzyskana, jest bowiem z natury płynna. Wszystko jest płynne. Wszystko płynie. 

Na tę płynność Vilikovský narzuca jednak coś twardego i pewnego – formę, strukturę artystyczną. Wszystkie rozdziały mają motta z "Listów moralnych do Lucyliusza" Seneki. Wszystkie oprócz pierwszego zaczynają się apostrofą do samotności i fragmentami listów od przyjaciół. Powracają rozmaite motywy: motyw protestujących przed hotelem, motyw konia, motyw końca cywilizacji, motyw "ulicznego Boga", motyw Esther, motyw teścia narratora, motyw Mercadéra, motyw Hyde Parku, motyw toalety przy Marble Arch, motyw uczuciowości słowiańskiej, powracają cytaty z "Szaleństwa Almayera"... Przemyślana, żelazna konstrukcja. A jednak niekiedy mamy wrażenie pewnego nieumotywowania – i to też świadomy zabieg. Płynność podmywa konstrukcję i rdzą wżera się w żelazo. Przypadkowość wkrada się w formę, domenę nieprzypadkowości. 

Leszek Engelking, "Tygodnik Powszechny" 14.09.2006

Pavel Vilikovsky Ostatni koń Pompei  przeł. Piotr Godlewski, Pogranicze, Sejny 2006