"Początkiem jest wolność", Waldemar Kuligowski, "Czas Kultury" 2/2006

"Początkiem jest wolność", Waldemar Kuligowski, "Czas Kultury" 2/2006

Gdzie leżą Bałkany? Sztubacka retoryczność tego pytania jest pozorna. Przekonuje o tym słoweńska gwiazda współczesnej humanistyki Slavoj Zizek. Argumentuje on mianowicie, że dla każdego narodu byłej Jugosławii owe Bałkany obejmują ziemie i ludy znajdujące się na wschód od nich. Nieubłagana logika tego myślenia świetnie daje się prześledzić także w kierunku przeciwnym. Dla Włochów i Austriaków, wyjaśnia Zizek, Balkany zaczynają się w Słowenii, na zachodniej rubieży ziem zamieszkanych przez hordy słowiańskie; dla wielu Niemców sama Austria jest już skażona bałkańskimi chorobami w rodzaju korupcji i niezdyscyplinowania; Niemcom z północy nawet Bawaria jawi się jako przykład prowincjonalnego zepsucia i wstecznictwa... To dryfowanie granic pokazuje jednoznacznie, że w przypadku Bałkanów nie mamy do czynienia z przejrzystą i stałą kartografią, ale w grę wchodzi raczej geografia fantazmatyczna, na mocy której zły duch Europy ułożyskowiony jest właśnie w bałkańskim mateczniku.

Bałkany - powiada Zizek - mają status jakiegoś niezwykłego ducha, który nawiedza i straszy [Europę - przyp. W.K.]. Czyż [...] nie stanowią ścisłego przeciwieństwa - niemal fotograficznego negatywu - tolerancyjnego współistnienia wspólnot etnicznych, czyż nie są one multikulturalistycznym snem, który przeobraził się w koszmar?(1). Widmowy status tej europejskiej prowincji pozwala widzieć w Bałkanach i tkwiących tam ludach teraźniejszą wersję kulturowego i społecznego bestiarium, zbioru strachów oraz widm, jakie zmaterializowały się w czystkach etnicznych, obozach koncentracyjnych i masowych gwałtach ostatniej dekady XX wieku. Zupełnie osobne miejsce na tej imaginacyjnej mapie terytoriów uważanych za bałkańskie zajmuje Albania - endemit, izolat, urągowisko historii. 

Bałkańskie ciemności 

Jest Albania samym jądrem bałkańskiej ciemności. W planie kulturowym to częściowo muzułmańskie państwo stanowi najbliższy Europie fragment wielkiego świata orientu. Orient zaś - wedle wybitnego badacza jego zachodnich wyobrażeń, jakim jest bez wątpienia Edward Said - kojarzy się Europejczykom z ustalonym zestawem cech. Na czoło wybijają się skłonność do despotyzmu i przepychu zarazem, okrucieństwo i wystawność, a także nieuleczalny fatalizm. Albania nie była krajem często i ochoczo opisywanym przez obserwatorów z zewnatrz, kiedy jednak ci sięgali już po pióro, malowali obraz odpowiadający Saidowskiej charakterystyce. I tak dla Andrzeja Stasiuka, najbardziej wpływowego dziś w Polsce promotora albańskiego uniwersum, kraj ten jest żywym przypomnieniem, skąd się Europa wzięła. Albania to opowieść o Europie sprzed 200, a może i sprzed 500 lat, plemiennej, gwałtownej, pełnej przemocy.(2) 

Nie dający się przewyciężyć, nieznośny i wszechogarniający fatalizm jest cechą, która pojawia się w opisach Albanii bodaj najczęściej. Dlaczego? Źródłem fatalizmu w Albanii jest nade wszystko, jak sądzę, Kanun, zbiór praw zwyczajowych, przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Okrzepły w średniowieczu, dziś dostępny w formie kserokopii na bazarach, Kanun reguluje to, co w życiu najważniejsze: narodziny, małżeństwo, dziedziczenie. A także kwestie honoru, tak ważne dla albańskich górali. Najbardziej spektakularnym prawem jest nakaz krwawej zemsty; w jej imię rody, biorąc odwet za wcześniejsze zabójstwo, zabijają mężczyzn z rodu sprawców, a wzajemna wymiana ciosów może trwać przez dziesięciolecia, do ostatecznej anihilacji wrogiej grupy. I dzisiaj Kanun usprawiedliwia rozlew krwi, i dzisiaj tysiące mężczyzn ukrywają się w swoich domach w obawie przed zemstą. Prawo Kanunu to instancja, od której nie ma odwołania. Jest to o tyle dramatyczne, że z dawnych praw gościnności i honoru obecnie pozostała niemal wyłącznie gjakmarrja, krwawa zemsta (wendeta w idiomie międzynarodowej publicystyki). W ten sposób przesądzone już i zważone życie staje się właśnie życiem fatalnym. Idziemy więc tym samym tropem. W relacji dziennikarki Miłady Jędrysik: Ilira, 21-letnia studentka germanistyki ze Szkodry: - Gdy czasami rozmawiam z moimi kolegami o wendecie, mówią mi: To jest w tobie, w środku. Wezwanie, głuchy krzyk, który pcha do czynu. Do zemsty.(3) Jeszcze dobitniej u Ismaila Kadaré, międzynarodowego symbolu albańskiej literatury: I ciężar wszechobecnej groźby, i tragiczne pętle przeznaczenia, które nagle się zaciskają, i wyrzuty sumienia, że za późny był gest, który mógłby zapobiec fatalnemu ciosowi [...] wszystko to wyczuwało się w postawie ukształtowanej przepisami Kanunu(4) - pisze w "Aktach sprawy H.". Kanun był jeszcze potężniejszy niż się zdawało. Jego władza rozciągała się wszędzie, na pola, na kamienie graniczne, przenikała fundamenty domów, groby, kościoły, drogi, jarmarki, wesela, wspinała się na górskie pastwiska, a nawet wyżej, sięgała aż do nieba(5) - dodaje w powieści "Krew za krew". 

Do szerszego spojrzenia na fenomen historii i kultury Albanii namawia Fatos Lubonja, autor opublikowanego przez Fundację Pogranicze obszernego zbioru tekstów "Albania - wolność zagrożona"(6). Od razu trzeba zaznaczyć, że jego spojrzenie jest nie tylko autorskie, lecz także głęboko osobiste i krytyczne. Lubonja pyta wprost, czy Albańczycy będą w stanie kiedykolwiek wydostać się z obłąkańczego koła dyktatura-rebelia-zniszczenie-dyktatura (s. 292)? Wątpliwość o tyle uzasadniona, że demokratycznie wybrany prezydent Berisha, jąwszy się reform rynkowych na gruzach komunistycznego ostańca, pozwolił na wykwit niesławnych piramid finansowych, w wyniku czego wybuchła wojna domowa. Północ kraju wystąpiła zbrojnie wobec współmieszkańców z południa. Jak to możliwe - notuje Lubonja - że pod koniec XX wieku europejskie państwo unicestwia się do tego stopnia, że otwiera więzienia i magazyny z bronią, pozwala na uzbrojenie się całego narodu i pozostawia kraj w rękach band kryminalistów? (s. 273). Jedną z ważkich przyczyn ziszczenia się tego dramatycznego scenariusza była z całą pewnością struktura społeczna, oparta na więziach dalece tradycyjnych. A jeśli tradycja w Albanii, to znowu mowa o Kanunie. 

W tym pierszym ateistycznym państwie na świecie - co ogłoszono 40 lat temu - głos duchownych nadal nie rozbrzmiewa nazbyt głośno. W parze z brakiem autorytetów religijnych idzie słabość państwa, jego administracji, sądownictwa, przedstawicieli lokalnych. Dlatego zamiast o społeczeństwie obywatelskim czy nowoczesnym patriotyzmie wciąż mówić trzeba o patriarchalnych strukturach klanowych (co z dezynwolturą sprowadzane zostaje przez obserwatorów do poziomu plemienności, jakże niemiłej dla zachodnich demokracji liberalnych). Zamiast pełnych szacunku badań nad Kanunem pozostaje walka z negatywnymi skutkami jego trwania. Lubonja formułuje wymowne równanie, mające być kluczem do zrozumienia albańskiej duszy zbiorowej: to patriarchalizm-nacjonalizm-komunizm (s. 112). Triada owa ma bez reszty determinować, jego zdaniem, teraźniejsze życie społeczne w Albanii; wynika z niej powszechna nieumiejętność korzystania z daru wolności i fatalne pozostawanie pod wpływem dominujących akurat ideologii. Zdaniem Lubonji: Kultura nasza[czyli albańska - przyp. W.K.]jest wypełniona po brzegi skostniałymi moralnymi i ideologicnymi prawdami, którym niewielu z nas ma odwagę się sprzeciwić, patriarchalnymi normami moralnymi [...] które przetrwały aż do dziś niemal bez zmian (s. 111-112) 

Piramidy złudzeń 

Jak widać Lubonja nie szczędzi swojemu narodowi i państwu gorzkich słów. Przyznać wszelako wypada, że ma ku temu najlepsze prawo, jego życiorys jest tu najbardziej dobitnym argumentem. Urodził się w 1951 roku w rodzinie ideowo związanej z komunizmem. Jego ojciec należał do partyjnego establishmentu, kierował nawet Albańskim Radiem i Telewizją. To własnie za rządów Todi Lubonji odbył się w 1972 roku XI Festiwal Piosenki. Cykliczna impreza nie przypominała jednak swoich poprzedniczek: po raz pierwszy pojawiły się minispódniczki, po raz pierwszy śpiewano o miłości, której adresatem nie był Wódz, po raz pierwszy wreszcie grano rocka, w dodatku na tle kolorowego horyzontu, a nie obligatoryjnych sierpa, młota oraz gwiazdy. Czyż potrzeba jaśniejszych dowodów na zdradę ojczyzny i ideologii? Dla Envera Hodży i zwołanego naprędce IV Plenum nie było potrzeba. Ojciec Lubonji został wykluczony z KC, pozbawiony wszelkich funkcji i skazany na 15 lat. Ten epizod rozpoczął w Albanii wielką czystkę, która wyjątkowo boleśnie doświadczyła całą rodzinę Lubonjów: matkę z małymi dziećmi zesłano na głuchą prowincję (15 lat), młodszego brata powołano do wojska (5 lat), samego zaś Fatosa potraktowano jeszcze inaczej. 

Tajna policja Sigurimi skonfiskowała pamiętniki Fatosa Lubonji: ich całkowicie prywatny charakter nie miał znaczenia. Za znalezione w nich treści antypaństwowe autor został aresztowany. Było to 25 lipca 1974 roku, Lubonja miał wówczas dwadzieścia trzy lata. Wolność odzyskał 17 marca 1991 roku. W tę niedzielę miał lat czterdzieści. Najpierw skazano go na 7 lat więzienia. Kiedy jednak jego koledzy odważyli się na napisanie listu do Hodży - domagali się w nim utrzymania kontaktów ze Związkiem Radzieckim, gdzie pozostały ich żony - Lubonja, niejako "przy okazji", dostał kolejnych szesnaście lat. Jako cynicznego, z przejawami zawziętej wrogości, zmuszono go do pracy w kopalni. Sygnatariusze listu zostali rozstrzelani. 

Ten wyrok oddalał datę wyjścia z więzienia do roku 2000. Mierząc się z nim (w grę wchodziło jeszcze często stosowane przedłużanie wyroków), Lubonja sięga po jedyne chyba dostępne dla siebie antidotum - zaczyna pisać. Zdobytym gdzieś kawałkiem ołówka, na bibule z papierosów, które przysyłała mu rodzina. Pisał maksymalnie drobnym maczkiem, cenne bibułki chowając potem w grzbiet słownika, gdyż co 2 tygodnie dokładnie przeszukiwano cele. Więzienny pamiętnik pełen jest odwołań do europejskiej literatury, co nie powinno dziwić. Dzieła Sartre'a i Camusa znajdował Lubonja w domu swego ojca, którego uważano - był wszak wysokim funkcjonariuszem partyjnym - za zaimpregnowanego na ich zgubne idee. 

Po śmierci Hodży w 1985 roku rządy w Albanii objął Ramiz Alia. Ogłoszono amnestię, władze łagodziły kurs, w roku 1990 wrzenie było już niemal powszechne. Tłumy szturmowały porty, by wyrwać się jak najdalej z tego fatalnego kraju, inni okupowali zachodnie ambasady, w lutym 1991 studenci z Tirany obalili pomnik dyktatora stojący na centralnym placu stolicy. W Albanii rozpoczęła się nowa epoka. Lubonja wyszedł na wolność. 

Początkowo cała rodzina gnieździła się w budynku przedszkola. Dopiero w 1997 roku Fatos Lubonja przeprowadził się do samodzielnego mieszkania. Stało się to możliwe dzięki odszkodowaniu za lata strawione w więzieniach i obozach pracy. Oszacowano, że rok wart był niecałe 800 dolarów. Ważniejsze zapewne było jednak to, że niemal natychmiast po opuszczeniu więzienia Lubonja zaczął redagować miesięcznik "Përpjekja" (Wysiłek), pierwsze w Albanii pismo niezależne, otwarte na debaty intelektualne i oddane duchowi krytycyzmu, a przy tym ferujące odważne wyroki, dokładnie patrzące na ruch wszystkich pionów z politycznej szachownicy. Od tego momentu Lubonja staje się zaangażowanym komentatorem wszystkich istotnych wydarzeń w Albanii i Albanii dotyczących: łaje, wytyka błędy i populizm, nie oszczędzając nikogo. Dostaje się nawet cytowanemu wcześniej Kadaré, "stałemu" kandydatowi do literackiego Nobla. Mieszkający we Francji pisarz namaścił się na głównego dysydenta albańskiego, wyraziciela woli narodu, "cierpiącego za milijony" (około 3, na tyle demografowie szacują populację Albanii). Tymczasem Lubonja wyjawia opinii publicznej jego jawnie serwilistyczną poezję, w której Hodża jest geniuszem, cudotwórcą i ojcem narodu pospołu. Wytyka ponadto Kadaré powtarzanie antyserbskich sloganów i naiwny nacjonalizm. Postawa moralizatora i człowieka oddanego bez reszty ideałom, nie przysparza Lubonji - co łatwe do przewidzenia - popularności. Jego publicystykę czyta wielu, ale coraz mniej jest redakcji, które przyjmują jego teksty. Z tym większą satysfakcją należy ocenić wydanie jego tekstów po polsku, jakkolwiek przeleżały one w wydawnictwie zapewne zbyt długo (eseje kończą się na roku 2002). 

Europejskie marzenia 

Na wstępie poznańskiego spotkania promującego zbiór "Albania - wolność zagrożona" Fatos Lubonja wyjaśnił, że jego zadaniem jest walka z negatywnym stereotypem (dodam, że przemawiał po albańsku, o co go poproszono: a ta potrzeba orientalnego egzotyzmu jest tu w istocie najbardziej wymownym komentarzem do jego słów). Gdy spotyka się z zagranicznymi odbiorcami, dla których statystyczny Albańczyk to przestępca, szmugler, a w najlepszym wypadku nielegalny robotnik, stawia sobie za cel wyjaśnienie źródeł tego negatywnego stereotypu. A tkwią one w przeszłości, tej bliskiej, jak i nieco odleglejszej. Transformacja Albanii bez komunizmu jest nie do zrozumienia, stwierdził; trudno nie przyznać mu racji, zważywszy na fakt, że niemal dwie trzecie samodzielności państwowej Albanii przypada na ten okres. To historyczne uwarunkowanie wiele spraw problematyzuje - ucieczki Albańczyków ze swojego kraju w 1991 roku nie rozumieli nie tylko obserwatorzy z zewnątrz, ale nawet Kosowarzy, ich pobratymcy z Kosowa. Ten spektakularny exodus nie jest jednak li tylko paroksyzmem szaleńców. Dlaczego? Krótki epizod niezawisłości państwowej przed II wojną światową zdominowały dyktatorskie rządy króla Zogu. Po wojnie nastał komunizm, w wydaniu Hodży oznaczający totalną izolację i totalną kolektywizację. Jego zmierzch nie wywołał fali obywatelskich działań; ludzie woleli wziąć swoje życia w swoje ręce i wybierali ucieczkę. Brak utożsamienia się ze swoim jakże krótko istniejącym państwem oraz mizerniutki kapitał zaufania wobec władzy w pewien sposób przyznały uciekinierom rację - w Albanii bowiem bardzo szybko powstała "demokratura". Tym terminem określa Lubonja rządy z lat 90., podczas których państwo zostało przechwycone przez mafię, a Albania stała się niezwykle ważnym mostem przerzutu narkotyków, broni, kobiet i brudnych pieniędzy. 

Mafia - a więc połączenie przestępczości zorganizowanej, polityki i sądownictwa - jest przez autora "Albanii - zagrożonej wolności" łączona z patriarchalną struktura rodową, o której już wspomniałem. Lubonja jest świadomy faktu, że ta kultura sama się reprodukuje, że kolejni synowie chcą zajmować miejsca swoich ojców. Figura "patriarchy-dyktatora" ma w tym przypadku rozległe manifestacje: od głowy rodziny, poprzez przywódcę rodu, aż po wodza całego narodu. Pytany o możliwości wyjścia poza ów samonapędzający i samouzasadniający się system, Lubonja długo myśli. Po czym najpierw wskazuje na konieczność otwarcia się na kultury, które to zapętlenie już przezwyciężyły. Słusznie stwierdza, że bez wolnych kobiet nie ma wolnych mężczyzn, a albański patriarchalizm paraliżuje zarówno jednych, jak i drugich. Początkiem jest wolność, mówi. Potem wskazuje ma pozytywny potencjał buntu młodych, czego wyrazem może być choćby decyzja wyjazdu na studia do dużego miasta. Tyle tylko, że ucieczka od rodziny - bezsprzecznego źródła konformizmu - jest ledwie ominięciem przeszkody, odroczeniem walki. Ta zaś wydaje się nieunikniona. 

Na Bałkanach wytwarza się więcej historii, niż ludzie mogą jej sobie przyswoić, padają znane słowa Churchilla. Lubonja wypowiada je w kontekscie pytań o albańską teraźniejszość. Znów bywa gorzki. Twierdzi, że albański naród, doświadczony najgorszą odmianą komunizmu, przeżywa obecnie najgorszą odmianę kapitalizmu. Fetyszyzacja dóbr konsumpcji, wszędobylskie mercedesy, zafiksowanie na punkcie telewizji, głównie włoskiej. Triumf Berlusconiego, klęska Eco. Obok tego aspiracje Kosowarów do zamieszkania w swoim państwie, co jest,wedle niego, częścią europejskiego marzenia o samostanowieniu każdego narodu. A skoro Kosowarzy, to i Serbowie. Serbowie uzależnieni od poczucia, że są ofiarą Europy, ciągle zrzucający winę na innych, ale jednocześnie wciąż niezdolni do przyjęcia zła, jakie wyrządzili. Lubonja oznajmia, że w Serbii nie było żadnego katharsis, co potwierdza obecność tysięcy ludzi na pogrzebie Milosevicia. Odwołanie do tezy o banalności zła jest w tym przypadku nieuchronne, tym bardziej, że dla albańskiego filozofa Milosević to po prostu serbski Hodża

Fatos Lubonja często nazywany jest albańskim Havlem. Jak rozumiem, porównanie to odnosi się nade wszystko do właściwego obu postaciom imperatywu myślenia krytycznego, do potrzeby twórczego wątpienia, będącego jedynym fundamentem wiedzy, do otwartego identyfikowania się z dziedzictwem europejskiego myślenia, które za słuszne uważa podważanie swoich założeń. Poza tym podobieństwem między prezydentem Havlem a publicystą Lubonją istnieje wyraźna różnica: albański filozof konsekwentnie stroni od polityki, na zaproszenia od różnych ugrupowań wciąż odpowiada przecząco. Dzieje się tak nie bez istotnego powodu. Sam tłumaczy swoją postawę tak: Po to, by zawsze mówić prawdę - to znaczy taką prawdę, jak ja ją rozumiem - wybrałem niezależność (s. 193). Może adekwatniejsze w tym kontekście byłoby porównanie Lubonji z Orhanem Pamukiem, tureckim pisarzem, który od 15 lat broni praw człowieka w swoim kraju, otwarcie mówiąc na przykład o rzezi Ormian, co systematycznie naraża go na ataki nacjonalistów (którzy ostatnio wytoczyli mu proces za obrazę tureckości). W tym wypadku należałoby jednak odwrócić kolejność i mówić o Pamuku jako tureckim Lubonji raczej, co samo w sobie już stanowi osobliwy przypis do wspólnych dziejów obu państw. 

Trochę więcej odwagi 

Książka "Albania - wolność zagrożona" daje się czytać co najmniej na dwóch poziomach. Po pierwsze, jest to świetny przewodnik po historii najnowszej tego kraju, rzecz zaopatrzona w kalendarium wydarzeń z lat 1990-2002, noty osobowe ważniejszych postaci oraz skróty nazw partii i organizacji. Taki rodzaj lektury uświadamia, że transformacja, jaką znamy z lokalnego i ościennych przykładów, była w istocie procesem umiarkowanym i dość przejrzystym. Drzyjmy więc szaty z umiarem. Po drugie natomiast, w przypadku książki Fundacji Pogranicze mamy do czynienia z "donosami z rzeczywistości", które wyszły spod pióra przenikliwego intelektualisty. Jego odważne sądy nie tylko odnoszą się do sytuacji albańskiej, ale dają także do myślenia wszystkim uczestnikom współczesnych przemian politycznych, społecznych, kulturowych i etnicznych w całej Europie. I gdyby nie było to jawnie sentymentalne, tekst niniejszy można by spuentować stwierdzeniem, że matka Lubonji ma na imię Liri, co po albańsku znaczy "wolność". Unikając jednak tej łatwej pokusy, zakończę informacją, że ostatnio Lubonja wszedł w konflikt ze swoim bliskim przyjacielem Edim Ramą, burmistrzem Tirany. Rama, wybrany przez internautów na najlepszego burmistrza na świecie, podpadł mu za kontynuowanie architektonicznego dewastowania miasta: zniszczenie jego orientalnego centrum i zamianę parków, skwerów oraz ogródków jordanowskich w kwartały zajęte przez anonimowe wysokościowce. Jeśli zawierzymy temu bojownikowi wolnego ducha, i w tym wypadku chodzi o to - jak pisał sam Lubonja we wstępniaku do pierwszego numeru swojej "Përpjekja" - by wyzwolić w sercach i umysłach Albańczyków skłonność do myślenia, miłość i współczucie, niepokój o kulturę jako całość, a także trochę więcej odwagi w szerzeniu ideałów (s. 34). Czy wiele takich głosów wokół nas? 

Waldemar Kuligowski 
"Czas Kultury" 2/2006 

(1) S. Zizek, Przekleństwo fantazji, przeł. A. Chmielowski, Wrocław 2001, s. 3. 
(2) Świat jest w porządku. Z Andrzejem Stasiukiem rozmawiają Katarzyna Janowska i Piotr Mucharski, "Gazeta Wyborcza" 4-5.02.2006, s. 21. 
(3) M. Jędrysik, Prawo gór, prawo krwi, "Gazeta Wyborcza"11.12.1998. 
(4) I. Kadaré, Akta sprawy H., przeł. A. Laurent, Poznań 1994, s. 82. 
(5) I. Kadaré, Krew za krew, przeł. A. Mencwel, Warszawa 1988, s. 19. 
(6) F. Lubonja, Albania - wolność zagrożona. Wybór publicystyki z lat 1991-2002, przeł. D.Horodyska, wstęp K. gebert, Pogranicze, Sejny 2005, ss. 455.

Fatos Lubonja , Albania - wolność zagrożona, Sejny 2005, Fundacja Pogranicze.