Szlabany wokół Bałkanów, Marek Radziwon, "Gazeta Wyborcza" 20.03.2006

Szlabany wokół Bałkanów, Marek Radziwon, "Gazeta Wyborcza" 20.03.2006

"Casus Brema" to opowieść o kraju, który "szarpał się w chaosie rozpadu niby obłąkany w kaftanie bezpieczeństwa" 

Powieść Dragana Velikicia to w dużej mierze zabawa z konwencją. Zdarzenia nieustannie się załamują albo mieszają z wyobrażeniami bohaterów, czasem nawet owe sny i pragnienia bohaterów stają się ważniejsze niż same zdarzenia. Mnóstwo tu domniemań, kto, jak, kiedy i z kim mógłby się spotkać, co mogło się wydarzyć, lecz się nie wydarzyło, a co się wydarzyło, chociaż nie powinno, bo było tylko zrządzeniem ślepego przypadku.

Ale ten chwyt będący próbą podważenia samej formy powieściowej ma też sens szerszy. Dziełem przypadku jest całe życie bohaterów prozy Velikicia. Ktoś wylądował w Berlinie, ktoś inny u wybrzeży Ameryki, a ktoś w Belgradzie, spokojnej stolicy królestwa Jugosławii. Pierwsi musieli uciekać już w latach 30., drudzy nigdzie więcej uciekać nie musieli, mogli spokojnie bankrutować i bogacić się od nowa, ostatni, chociaż nie ruszali się z miejsca, z czasem orientowali się, że są mieszkańcami jakichś nowych państw, których granice gwałtownie się zmieniały. 

"Casus Brema" jest powolną historią Ivana Bazarova, rocznik 1941, którego dziadek, odeski emigrant, zarabiał na życie strojeniem fortepianów. Sam Ivan po trzech latach nauki rzucił studia, obijał się po szatniach teatrów i restauracji, by wreszcie nająć się do pracy w recepcji jednego z hoteli belgradzkich. Po wielu latach jednostajnej egzystencji Ivan dożywa "śmierci suwerena, co było powodem ponurych przypuszczeń w związku z przyszłością kraju". Domyślamy się przełomu lat 80. i 90. 

Z czasem w hotelu pojawiało się coraz mniej cudzoziemców, coraz częściej za to rodziły się niepokojące pytania, czy zamknięcie pobliskiej cukierni albo zakładu fotograficznego nie jest przypadkiem znakiem nadciągającej katastrofy? Wreszcie, kiedy umarła Theodora, matka Ivana, ten sprzedał dom, rzucił pracę w hotelu i oddał się kontemplowaniu przeszłości, szukaniu niejasnych śladów - na przykład w bratnim mieście Budapeszcie - które mogli zostawić jego przodkowie, ale wtedy wokół jego kraju już wyrosły szlabany. 

W "Casus Brema" jest pełno pozrywanych i tkanych na nowo epizodów, postaci drugoplanowych, detali, które pozornie dla całości nie mają znaczenia, a które okazują się w efekcie najważniejszymi bohaterami powieści. Chociaż wszyscy są rzuceni w "szamotaninę narodów", to jednak najważniejsze są właśnie ich indywidualne losy - historie kolejnych małżeństw niejakiego Emila Kohota, szkolnych miłości Ivana - albo drobne przedmioty, którym nadawali magiczne znaczenie - blaszane pudełko po norymberskich pierniczkach, w którym Ivan trzymał niewielkie karteczki z imionami swoich dawnych miłości, albo stara książeczka z Karlsbadu początku XX wieku pt. "Obserwacje z pensjonatu Brema". 

Jedną z takich najważniejszych symbolicznych postaci książki jest właśnie Emil Kohot, motorniczy tramwajowy, który przed laty mieszkał we wszystkich stolicach regionu - w Pradze, Budapeszcie, Wiedniu i wreszcie w Belgradzie. Żył "na południu pewnego kraju, który wkrótce się rozpadł, i miejsce rodzinne Emila Kohota stało się północą innego kraju, który także się rozpadł". Wszystko dlatego, że "szyny, po których Emil Kohot się poruszał, znajdowały się na podatnej na wstrząsy ziemi, gdzie przewroty, wojny i rewolucje są zwyczajną sytuacją historyczną". 

Dla Kohota Bałkany zawsze były stałą częścią kultury europejskiej, a Belgrad, przynajmniej do pewnego czasu, miastem takim samym jak Wiedeń, Budapeszt lub Praga. Do czasu, kiedy wokół jego kraju nie wyrosły szlabany. 


Marek Radziwon, "Gazeta Wyborcza" 20.03.2006

Dragan Velikić, Casus Brema, Sejny 2005, Pogranicze.