Wschodnioeuropejski Rashomon, Wojciech Orliński, "Gazeta Wyborcza" 24.04.2007

Wschodnioeuropejski Rashomon, Wojciech Orliński, "Gazeta Wyborcza" 24.04.2007

Co zachwyca Amerykanina w naszej części Europy? Unikalny eksperyment stworzenia "tygla narodów" na dobre dwa stulecia przed podobną próbą w Ameryce Północnej.

Profesor Timothy Snyder z Uniwersytetu Yale to człowiek rozmiłowany w historii Polski. W odróżnieniu od Normana Daviesa, który stara się pisać książki o naszej historii, przyjmując nasz punkt widzenia, Snyder spogląda na nas z perspektywy Amerykanina. 

Jako Walijczyk Davies instynktownie rozumie wszystkie dramaty i paradoksy związane z nacjonalizmem społeczności zagrożonych przez potężnych sąsiadów, silniejszych kulturowo i politycznie. Snyder zaś spogląda na nas oczami mieszkańca kraju, który z hasła o "tyglu narodów" uczynił swoje nieformalne motto.

Jego książka jest opisem unikalnego eksperymentu stworzenia takiego tygla w Europie Środkowo-Wschodniej, na dobre dwa stulecia przed taką próbą w Ameryce Północnej. Snyder opisuje ten eksperyment z uznaniem, akcentując fakt, który my rzadko dostrzegamy, ale który widać z perspektywy USA. 

Aż do początku XX wieku większość mieszkańców dawnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów odczuwała przynależność do większej wspólnoty niedeterminowanej przez język, jakim mówili na co dzień. Józef Piłsudski określał siebie jako "Litwina", nawet gdy jego federalistyczna polityka poniosła całkowite fiasko i każdy musiał jednoznacznie opowiedzieć się po stronie Warszawy lub Kowna. To drugie wybrał w końcu jego bliski przyjaciel i współpracownik Michał Roemer. 

Z polskiego punktu widzenia Roemer, który od 1920 roku działał już w polityce litewskiej jako Mykolas Roemeris, był zdrajcą - tak jak etykietkę zdrajcy polskiej sprawy przypisujemy Andrzejowi Szeptyckiemu, greckokatolickiemu metropolicie Kijowa, postaci symbolizującej ukraińskie dążenia niepodległościowe. Jego rodzeni bracia są jednak z kolei ikonami polskiej niepodległości - Stanisław Szeptycki był polskim generałem, który zajął dla nas Katowice, innych za Polskę zamęczyli Sowieci i hitlerowcy. 

Zamiast wyszukiwać renegatów i patriotów, Snyder przyjmuje narrację kojarzącą się z "Rashomonem" Kurosawy - filmem, w którym to samo zdarzenie widziane oczami trojga ludzi jawi się całkiem inaczej. Dzieje czterech współczesnych narodów, które wyłoniły się z państwa ustanowionego Unią Lubelską, śledzi aż do lat ostatnich - w kolejnych rozdziałach przyjmując punkt widzenia każdego z nich. 

Choć tamto państwo nazywano Rzeczpospolitą Obojga Narodów, narody mamy dzisiaj cztery. Do spuścizny po Wielkim Księstwie Litewskim przyznają się tak Litwini, jak Białorusini. Pogoń ("Pahonia") jest do dzisiaj herbem niepodległej Litwy i niepodległościowego ruchu na Białorusi. Czwartym narodem są Ukraińcy, których nierównoprawne traktowanie stało się jedną z najważniejszych przyczyn upadku państwa zawiązanego przez Unię Lubelską. 

Piątą opowieścią obecną w tej książce jest historia Żydów na ziemiach Rzeczypospolitej. Nie da się jej doprowadzić do współczesności, bo brutalnie przerwał ją Holocaust - ale nie można jej pominąć. Pisząc o Wilnie, Snyder opisuje roszczenia polskie, litewskie, a nawet białoruskie do tego miasta (Wilno było stolicą krótkotrwałej republiki litewsko-białoruskiej proklamowanej w 1919 r.) - ale jednocześnie przypomina, że ogromną rolę w tym mieście odgrywali właśnie Żydzi, stanowiący w 1914 roku ok. 40 proc. mieszkańców. 

Wilno pojawia się w książce Snydera wielokrotnie, bo to miasto dobrze ilustruje paradoksy nacjonalizmów. Gdy Stalin zajął je w roku 1939, wielkie nadzieje wiązali z tym białoruscy komuniści i litewscy nacjonaliści. 20 lat wcześniej Wilno było stolicą republiki litewsko-białoruskiej, a komunistyczna propaganda w okupowanym mieście posługiwała się językiem białoruskim - w Wilnie roku 1939 znacznie bardziej popularnym od litewskiego. Stalin zdecydował jednak przekazać Wilno Litwie (wtedy jeszcze formalnie niepodległej). Białoruskich komunistów deportowało NKWD. A Snyder cytuje relacje Litwinów rozczarowanych tym, co przyniosło zajęcie "historycznej stolicy": "Zamiast wymarzonej królewny z bajek patrzyła na nich nieznajoma, obca, mówiąca cudzym językiem ulica". Zresztą rok później litewscy przywódcy powtórzyli los Białorusinów, gdy Stalin uznał, że niepodległa Litwa nie jest mu już potrzebna. 

W XX wieku dzieje narodów dawnej Rzeczypospolitej zależały od kaprysów Stalina i Hitlera arbitralnie wyznaczających granice i skazujących całe grupy etniczne na zagładę lub przesiedlenie. Skuteczność polityki prowadzonej przez każdy z czterech narodów zależała więc od zręczności w lawirowaniu między totalitarnymi mocarstwami. 

Z polskiego punktu widzenia polityka nacjonalistów litewskich, którym bliżej było zawsze do Stalina czy Hitlera niż do polskiego sąsiada (z którym Litwa formalnie pozostawała w stanie wojny przez całe dwudziestolecie międzywojenne), zdawała się zdradziecko samobójcza. Doprowadziła ich w końcu do statusu republiki radzieckiej, podczas gdy my w PRL byliśmy jednak o jeden krok bliżej wolności. 

Taka jest nasza wersja, ale w książce Snydera znajdziemy tę samą historię pokazaną z litewskiego punktu widzenia - gdzie jawi się ona z kolei jako skrajnie cyniczny pragmatyzm. Inne wybory przyjęte w roku 1920 czy 1939 najprawdopodobniej doprowadziłyby do tego, że dziś na mapie nie byłoby niepodległej Litwy, paradoksalnie łatwiej bowiem było litewskiej tożsamości przetrwać w ZSRR, niż oprzeć się polonizacji. 

Książka Snydera burzy wiele politycznych stereotypów - nie mieliśmy dotąd na naszym rynku publikacji tak ciekawie pokazujących np. litewski punkt widzenia na trwającą na Wileńszczyźnie pod niemiecką okupacją polsko-litewską wojnę domową czy też ukraińską narrację o rzezi na Wołyniu i akcji "Wisła". 

Z wielkim uznaniem Snyder pisze o polityce zagranicznej Trzeciej Rzeczypospolitej. Program wypracowany przez "Kulturę" paryską udało się skutecznie wcielić w życie dzięki polityce szefa MSZ Krzysztofa Skubiszewskiego. Dając przykład sąsiadom, Polska prowadziła politykę dobrej woli, na którą, to prawda, nie zawsze znajdowała odpowiedź po drugiej stronie granicy. Jednak ta polityka przyniosła dobre skutki - mimo ogromnych rachunków krzywd w XX wieku na linii Polska - Ukraina i Polska - Litwa nie ma dziś żadnych zaognionych kwestii, które wciąż wracają choćby w czworokącie Słowacja - Węgry - Rumunia - Ukraina, nie mówiąc już o dawnej Jugosławii. 

Jej wartość widać zaś najciekawiej tam, gdzie poniosła jedyną porażkę - w przypadku Białorusi. Jedynego partnera gotowego podjąć współpracę z Polską w duchu programu "Kultury" paryskiej mieliśmy w demokratycznych siłach przelotnie rządzących Białorusią w latach 1992-95. Późniejsza polityka Łukaszenki polegała na zawróceniu kraju z prozachodniej orientacji przyjętej przez Litwę i Ukrainę. Tym samym okazało się, że dla krajów powstałych z dawnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów droga do demokratycznej wspólnoty europejskiej prowadzi przez przyjazną współpracę w duchu, jaki zaproponowała Polska natychmiast po odzyskaniu niepodległości. Alternatywą jest dyktatura szukająca oparcia w Rosji. 


Ostatni rozdział Snyder zatytułował "Powrót do Europy". Gdy pisał swoją książkę pięć lat temu, nie mógł jeszcze wiedzieć, jak niespodziewaną puentę do jego opowieści napisze samo życie - zgaduję, że na wieść o przyznaniu Polsce i Ukrainie Euro 2012 duchy Jerzego Giedroycia i Józefa Piłsudskiego otworzyły w zaświatach szampana. 

Wojciech Orliński "Gazeta Wyborcza" 24.04.2007

Timothy Snyder, Rekonstrukcja narodów, Polska, Ukraina, Litwa, Białoruś 1596-1999, przeł. Magda Pietrzak-Merta, Wydawnictwo Pogranicze, Sejny 2006.