Wywiad z Agnieszką Arnold dla Radia ZET o realizacji filmu pt:"SĄSIEDZI"

Wywiad z Agnieszką Arnold dla Radia ZET o realizacji filmu pt:"SĄSIEDZI"

Monika Olejnik: Ile trwała praca nad filmem? 

Agnieszka Arnold:
Nad filmem Sąsiedzi dwa lata, ale nad całym problemem cztery.

Monika Olejnik: Jaka jest prawda o Jedwabnem w pani filmie? 

Agnieszka Arnold:
Zobaczycie państwo sami. W swoim filmie starałam się zarejestrować ludzką pamięć. Ja nie rekonstruuję wydarzeń, nie zajmuję się spojrzeniem historycznym, udziałem słów czy brakiem ich udziału, mnie interesuje ludzka pamięć, zarówno ludzka pamięć ofiar, jak i ludzka pamięć Polaków. 

Monika Olejnik:
Jaka jest ta ludzka pamięć? Bo jest pamięć żydowska, która mówi, że to zrobili Polacy, i jest pamięć niemiecka, która mówi, że to Niemcy zrobili. 

Agnieszka Arnold:
Myślę, że ta pamięć z Wąsosza, z Radziłowa i z Jedwabnego jest jednak bardzo bolesna, bardzo tragiczna i wskazuje na udział Polaków. Zresztą, powtarzam, ja nie rekonstruuję. Mnie najbardziej interesowało, skąd wzięła się gotowość do popełnienia zbrodni, bo cokolwiek byśmy powiedzieli na temat inspiracji niemieckiej, to jeszcze oprócz tego ten szatański plan Niemców musiał się udać i się udał, dlatego że wśród Polaków była gotowość. 

Monika Olejnik:
Czy to była gotowość wojenna, czy to była gotowość przedwojenna, skąd się w ogóle wziął antysemityzm w Jedwabnem? 

Agnieszka Arnold:
Antysemityzm w Jedwabnem wziął się stąd, skąd brał się wszędzie od wielu setek lat. 

Monika Olejnik:
Ale tam była szczególna gotowość do tego, żeby dokonać tak strasznego mordu. 

Agnieszka Arnold:
Wie pani, trudno mi powiedzieć, że tam była szczególna gotowość do tak strasznego mordu, choć oczywiście przed wojną był tam bardzo silny antysemityzm. To są tereny prawicowe, i to w najgorszym tego słowa znaczeniu. To społeczeństwo prawie faszyzowało przed wojną, a przy tym panowały tam szczególne warunki ekonomiczne 

Monika Olejnik:
Czy tam też Żydzi kolaborowali z NKWD? 

Agnieszka Arnold:
Proszę pani, co to znaczy 

Monika Olejnik:
Przed wojną były getta ławkowe, o których się zapomina. 

Agnieszka Arnold:
To nie dotyczy tego obszaru. Ale wie pani, tam byli ludzie innej kategorii. To, co towarzyszyło stosunkowi Polaków do Żydów, to była nieustająca pogarda. I raptem ten pogardzany rządził mną czy udawał, że rządzi. Być może był narzędziem w ręce okupanta, ale przecież Polacy też byli milicjantami sowieckimi, o czym się zapomina. Tu dochodzi też do pewnego nadużycia polegającego na tym, że zapomina się o tym, iż w czasie okupacji sowieckiej Żydom, którzy zajmowali się handlem, którzy zajmowali się rzemiosłem, zostały odebrane warsztaty pracy. Zamiast sklepów były kooperatywy, a przecież Żydzi nie mieli ziemi, więc, na miłość boską, z czego mieli żyć? Pracowali jako ekspedienci, jako magazynierzy dalej w tych swoich sklepach. Przecież we młynie, który został zabrany, pracownikami byli jego właściciele. Ta sytuacja się potem powtórzyła po wojnie wtedy też w fabrykach pracowali właściciele, byli zwykłymi robotnikami. I o tym się zapomina. 

Monika Olejnik:
Rozmawiała pani z ludźmi z rodzinami pomordowanych i z rodzinami tych, którzy mordowali. Czy ciężko pani było z nimi rozmawiać, czy łatwo z panią rozmawiali? 

Agnieszka Arnold:
Myślę, że ci ludzie mają potrzebę rozmawiania i to był ostatni moment na rozmowę, bo są to już bardzo starzy ludzie. Obserwowałam, ponieważ tam jeżdżę od czterech lat, jak pod wpływem dyskusji społecznej w prasie, w radio itd. zaczął się zmieniać stosunek tych ludzi może nie do własnej pamięci, ale w każdym razie do sposobu mówienia na ten temat. Oczywiście ta dyskusja była nieunikniona, ale mechanizmy takiego zaciemniania, rozmydlania sprawy, które dają się zauważyć w całej tej dyskusji, spowodowały o czym ostatnio pisała Anna Bikont w ?Gazecie? że teraz ci ludzie jakby się uczą od prasy, więc właściwie rozmowa nie ma sensu. 

Monika Olejnik:
A jak pani patrzy na spór między autorem książki Sąsiedzi zresztą pan Jan Tomasz Gross z pani filmu zaczerpnął tytuł Sąsiedzi a Tomaszem Strzemboszem? 

Agnieszka Arnold:
Ja, aczkolwiek wiem o tym sporze, w ogóle nie chcę czytać na ten temat. Proszę pani, ja przez te cztery lata byłam zbyt blisko tej potwornej tragedii, pozwalam sobie użyć sformułowania 

Monika Olejnik:
Przez cały czas mówiło się o tej tragedii w Jedwabnem, ale po cichu, a pani spowodowała to, że zaczęto głośno mówić. 

Agnieszka Arnold:
Ta tragedia istniała w codziennej świadomości jedwabian i istnieje w codziennej świadomości wąsoczan, radziłowian, przypuszczam, że tykocinian, w Wiźnie jest to samo ludzie doskonale to pamiętają i natychmiast zaczynają mówić. Myślę, że to, iż ci ludzie przez tyle lat nie mogli rozmawiać na ten temat, spowodowało te wszystkie straszliwe racjonalizacje tej zbrodni. I jak powiedziałam już pani na początku, wydaje mi się, że to był ostatni dzwonek. 

Monika Olejnik:
Co panią zainspirowało do zrobienia tego filmu, do rozmowy z tymi ludźmi? 

Agnieszka Arnold:
Na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych znalazłam kartkę z relacją Szmula Wasersztajna. Ponieważ w ogóle głównym nurtem mojej pracy jest Holocaust, przygotowując się do dokumentacji do innego filmu, znalazłam tę relację. Pierwszy raz przeczytałam coś takiego i nie znalazłam do tego żadnego odniesienia w żadnej pracy historycznej, absolutnie w niczym, ani po stronie polskich historyków, ani żydowskich, w ogóle nigdzie na świecie, więc usiłowałam to sprawdzić. To mnie męczyło siedem lat, ale ponieważ jestem reżyserem, to czekałam na moment, kiedy będę mogła tego użyć w filmie. I kiedy w 1997 roku program 1 telewizji zamówił u mnie film o stosunkach polsko-żydowskich, to wówczas od razu pojechałam zweryfikować te relacje Szmula Wasersztajna, pojechałam do Jedwabnego. 

Monika Olejnik:
A czy ludzie, którzy dokonali tej zbrodni, dzieci ludzi, którzy dokonali tej zbrodni, mają wyrzuty sumienia? 

Agnieszka Arnold:
Proszę pani, aczkolwiek teraz to jest zakrzyczane, to ja myślę, że straszne. Ci, którzy umierają, spośród zbrodniarzy, ludzi uwikłanych w tę zbrodnię, krzyczą, wzywają po imieniu, po nazwisku ludzi, których zamordowali, proszą o przebaczenie. Wszyscy oni mają wyrzuty sumienia. 

Monika Olejnik:
Są też tacy, którzy zadają pytania 

Agnieszka Arnold:
Ja ani nie liczę tych ludzi w stodole, ani jak już powiedziałam przedtem nie interesuje mnie, czy i w jakim stopniu spowodował to udział Niemców. To mordowanie odbywało się w sieniach, studniach, ogrodach. To domordowywanie, szukanie po polach, po łąkach, odbywało się w różnych miejscach. 

Monika Olejnik:
Nie wiem, czy pani czytała reportaż w ?Naszym Dzienniku?, zdaje się wczoraj tam było takie jedno zdanie, które mi utkwiło w pamięci. Jedna z pań opowiada 

Agnieszka Arnold:
Nie czytałam i nie chcę. 


Monika Olejnik:
I to jest tak, że kiedy się czyta reportaż w ?Gazecie Wyborczej? i czyta się reportaż w ?Naszym Dzienniku?, to się widzi dwie różne opcje. W ?Naszym Dzienniku? to Niemcy zrobili, nie Polacy, Polacy nie brali w tym udziału. 

Agnieszka Arnold:
Myślę, że wszystko się wyjaśni, wszystko się okaże. Zresztą mam nadzieję, że historycy sięgną do tak zwanego tomu aleksandryjskiego, gdzie są raporty dzienne, do tego tomu, który zawiera raporty od maja 1941 roku do sierpnia 1941 roku tam, myślę, znajdą odpowiedź. Tego tomu nie ma w Niemczech, jest w Stanach Zjednoczonych i w Polsce. 

Monika Olejnik:
A pani sięgnęła do notatek biskupa łomżyńskiego Łukomskiego. Co było w tych notatkach?

Agnieszka Arnold:
Sięgnęłam przede wszystkim, i to było dla mnie wystarczające, do kroniki parafialnej, traktującej o wydarzeniach w Jedwabnem. Część wojenna została z niej wydarta. Nie wiem, może ze względów bezpieczeństwa. Ale to, co było przed wojną, jest wystarczające

Monika Olejnik:
A co było w tych notatkach? 

Agnieszka Arnold:
Dowiecie się państwo z filmu. 

Monika Olejnik:
Dowiemy się dzisiaj o godzinie 21.35 w telewizji publicznej, w programie 2. Jeszcze na koniec chciałam się od pani dowiedzieć, czy zbierając te materiały, wiedziała pani, że ta sprawa wywoła taki szok w Polsce i że dojdzie do takiej dyskusji i do liczenia, kto jest właściwie winien, ile osób pomordowano? 

Agnieszka Arnold:
Proszę pani, ja o sprawie Jedwabnego powiedziałam w filmie emitowanym w ubiegłym roku, w rocznicę powstania w getcie. Nie było żadnej recenzji, nie było żadnej notatki na temat tej sekwencji jedwabieńskiej. Dopiero właściwie ten krzyk, ta książka-krzyk Jana Tomasza Grossa uruchomiła to. 

Monika Olejnik:
Był też taki krzyk w 1996 roku, był list w ?New York Timesie? też go nikt nie zauważył. To też był krzyk i też była mowa o Jedwabnem.

Więcej szukaj w zbiorach CDKP