Zaiste, granice są wszędzie, ale żadnej bariery nie do przebycia w zasięgu wzroku

Zaiste, granice są wszędzie, ale żadnej bariery nie do przebycia w zasięgu wzroku

Polskie miasteczko Sejny, położone blisko granic z Litwą i Białorusią, zawsze było bogate w różne kultury. W przeważającej mierze żydowskie przed drugą wojną światową, Sejny łączą w sobie wpływy polskie, litewskie, białoruskie i cygańskie. Współcześnie ta różnorodność przeżywa swój kolejny rozkwit, a wzorcowym tego przykładem jest współistnienie kultur przedstawione w spektaklu "Kroniki Sejneńskie", wystawianym obecnie na deskach teatru La Mama jako część festiwalu "Wielogłosowa Pieśń Pogranicza", odbywającego się w East Village i poprzez serię różnych wydarzeń umożliwiającego poznanie tego regionu.

Festiwal prezentuje działalność Fundacji Pogranicze, zespołu z Polski założonego przez poetę, eseistę i działacza społecznego Krzysztofa Czyżewskiego. Wziąwszy sobie do serca gorzką lekcję wyniesioną z konfliktów etnicznych w byłej Jugosławii, Mr. Czyżewski podjął pracę nad wzmacnianiem tolerancji poprzez działania artystyczne, z którymi był obecny w takich krajach jak Bośnia, Armenia czy Indonezja.

"Kroniki Sejneńskie", których autorem scenariusza i reżyserem jest Bożena Szroeder, oparte są na opowieściach sprzed drugiej wojny światowej, zasłyszanych od mieszkańców Sejn. Spektakl jest grany głównie przez nastoletnich aktorów, mówiących i śpiewających w językach polskim, litewskim, jidisz i rosyjskim (napisy w języku angielskim są wyświetlane na ekranie z tyłu sceny). Członkowie grupy – wszyscy będący mieszkańcami Sejn – otaczają małą glinianą miniaturę miasteczka, po czym indywidualnie wychodzą do przodu by opowiedzieć legendę, albo wskrzesić anegdotę z małomiasteczkowego życia, albo też wyśpiewać ludową pieśń. Widzowie śledzą przebieg litewskiego wesela, wsłuchują się w dramatyczną historię o żydowskiej dziewczynie Racheli i jej narzeczonym, a za chwilę zostają ukojeni polską kołysanką.

Świat Europy Wschodniej znalazł tu swój autentyczny wyraz, a aktorzy o twarzach promieniujących świeżością są niemal całkowicie pewni siebie i ujmujący, zwłaszcza w końcowej scenie spektaklu, w której przedostają się do widowni i bezpośrednio opowiadają pojedynczym widzom swoje historie w języku angielskim. Ten trwający godzinę spektakl jest skromnym i przejmującym wyrazem respektu dla współistnienia kultur, odczynionym przez zespół, którego sile nie sposób się oprzeć. To pokorny tryumf, lecz sprawa w imię której został osiągnięty zawsze warta jest podjęcia walki.

Andy Webster, New York Times, 17 kwietnia 2008

http://theater2.nytimes.com/2008/04/17/theater/reviews/17sejn.html?ref=theater