Czesław Miłosz na Suwalszczyźnie w dwudziestoleciu międzywojennym

W marcowym numerze paryskiej „Kultury” w 1990 r. Czesław Miłosz opublikował wiersz pod tytułem Powrót. W jego pierwszych wersach przywołane zostały składniki krajobrazu: „linie polodowcowych pagórków”, „owalne misy jezior”, park z alejami. Wprost zostaje powiedziane także, że jest to krajobraz rozpoznawalny przez autora, co więcej, owe cechy krajobrazu określają miejsce, do którego wybrał się „w starości”. Jest to więc literacki zapis nie wyimaginowanego, lecz rzeczywistego powrotu i realnego doświadczenia poety.
Wgląd w kalendarz podróży Czesława Miłosza przed datą powstania tego utworu i opisana w nim topografia przestrzeni (a także dalsza „fabuła” wiersza) pozwalają doszukiwać się źródła powstania tego utworu na Suwalszczyźnie, a ściślej – Sejneńszczyźnie i w położonym nad jeziorem Hołny krasnogrudzkim dworze.

Autor Ocalenia przybył na Suwalszczyznę 22 września 1989 r., zatrzymując się w zespole poklasztornym w Wigrach. Przebywał do 25 września, odwiedzając Suwałki, Sejny, Puńsk i przede wszystkim Krasnogrudę, czyli miejsca,
„po których błądziła moja wczesna młodość”, jak napisał w cytowanym wierszu. Był to pierwszy przyjazd poety na ziemię suwalską po ponad pięćdziesięciu latach. „Rozpoznałem zapachy – pisał – przedzierałem się gąszczem tam gdzie kiedyś był park (...), stanąłem nad wodą”. To, co poeta zobaczył, wyzwoliło obrazy z pamięci, „niepojętą identyczność, niepojęte oddzielenie”.

Aleksander Miłosz, ojciec Czesława Miłosza, rozpoczął pracę w Suwałkach 1 grudnia 1926 r. na stanowisku kierownika powiatowego Zarządu Drogowego. Można przypuszczać (bo pewność wyklucza brak dowodów w postaci chociażby księgi meldunkowej), że do miasta nad Czarną Hańczą Aleksander i Weronika Miłoszowie przybyli (z Wilna) najpóźniej w listopadzie tego samego roku. Zamieszkali, wraz z młodszym synem Andrzejem, w budynku przy ulicy Marii Konopnickiej 7, wcześniej – Ogrodowej 16 (obecnie księdza Kazimierza Hamerszmita 9), w sąsiedztwie Gimnazjum Żeńskiego im. Marii Konopnickiej. „Mieszkanie nasze – wspominał Andrzej Miłosz – było ładne, czteropokojowe, na pierwszym piętrze. Brakowało w nim wejścia »kuchennego«, więc ojciec zaprojektował dobudowanie drewnianych schodów od strony podwórza. Tych schodów teraz nie ma”.
Aleksander Miłosz podczas dziewięciu lat zamieszkiwania w Suwałkach zaznaczył wyraźnie swoją obecność w życiu miasta i był osobą znaną. Oprócz pracy kierownika Zarządu Drogowego od czerwca 1931 r., objął ważne stanowisko w Starostwie Powiatowym. W „Kurierze Ziemi Suwalskiej” (nr 174) z 28 czerwca informowano: „Architektem suwalskim został kierownik Zarządu Drogowego inż. Miłosz i obie funkcje jednocześnie będzie pełnić”. Na tym dodatkowym stanowisku nie pozostał długo, bo według komunikatu zamieszczonego w „Dzień Dobry Ziemi Suwalskiej” (1932, nr 6), „przekazał w lutym 1932 r. [tę] funkcję Władysławowi Muzolfowi”. Aleksander Miłosz uczestniczył w realizacji w mieście budów prowadzonych w latach trzydziestych. Przewodniczył, na przykład, Komitetowi Budowy Lotniska koło Suwałk, którego otwarcie nastąpiło 16 lipca 1934 r. (prace prowadzone przez stu ludzi rozpoczęto w 1933 r.). Powołany też został w 1933 r. przez prezydenta miasta, Franciszka Hołotkę, do komisji nadzorującej zakończenie ciągnącej się od 1925 r. budowy gmachu nowoczesnych szkół powszechnych przy ulicy Tadeusza Kościuszki (obecnie Szkoła Podstawowa nr 2 im. Aleksandry Piłsudskiej i Gimnazjum nr 1). W listopadzie 1934 r. uczestniczył w spotkaniu przedstawicieli władz miasta (prezydenta Franciszka Hołotki) i powiatu (Morawskiego i architekta powiatowego Władysława Muzolfa) oraz suwalskich działaczy Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego (Edwina Żene i Karola Jaroszyńskiego) ze znanym krajoznawcą Mieczysławem Orłowiczem, który wizytował powiat suwalski w celu – jak informowano w „Tygodniku Suwalskim” (1934, nr 2 z 18 listopada) – „zbadania możliwości turystycznych i jej rozwoju, a turystyki wodnej w szczególności”. Można na tej podstawie wnioskować, że ceniony był za swoją wiedzę i fachowość. Dobitnie o tym świadczy i to, że 11 listopada 1934 r. otrzymał Srebrny Krzyż Zasługi („Tygodnik Suwalski” 1934, nr 2).
Aleksander Miłosz należał do ludzi światłych i energicznych, o dużej kulturze osobistej. Tak też postrzegał swego ojca Czesław Miłosz. W liście z 20 grudnia 1930 r., pisanym z Suwałk do Jarosława Iwaszkiewicza, stwierdzał: „Mój ojciec [to] ogromna energia zarazem, zapał do pracy fachowej (jest inżynierem). Zna całą Europę, Syberię od Gór Ałtajskich do wysp na Oceanie Lodowatym, był w Brazylii, posiada pięć języków (...) i chodzi do resursy. (...) Kiedyś pisał. Jest jeszcze zeszyt z wierszami o tajgach”.
Uczestnictwo w życiu publicznym nie dość atrakcyjnego miasta z pewnością nie zaspokajało ambicji wykształconego inżyniera. Stąd też w cytowanej charakterystyce ojca z „suwalskiego” okresu, dokonanej w przywołanym liście przez Czesława Miłosza, znalazła się i następująca uwaga: „Z tym wszystkim siedzi na parszywej prowincji”, i wyznanie: „Kocham ojca i sprawia mi to przykrość, bo widzę, że czuje się źle. Chce wyjechać do Angoli; oby mu się poszczęściło”; i wynurzenie: „Z ojcem schodzimy się na terenie rozmów
o podróżach. Rozumiemy się doskonale”. „Mój ojciec, zawsze romantyczny podróżnik” – napisze syn o swoim ojcu w Roku myśliwego. Po wielu latach, w Innym abecadle spuentuje tę charakterystykę: „A przecież niemało się napodróżowałem. Częściowo z mojej woli, ale przeważnie wskutek okoliczności, które mnie po świecie nosiły. Już jako uczeń szkoły średniej w Wilnie próbowałem porządkować obrazy wojny i rewolucji w Rosji, poza tym wszystko było przyszłością i obietnicą nie do ogarnięcia. Ileż emocji, złych i dobrych, miałem zużyć, żeby być kolejno we Francji, Italii, Szwajcarii, Belgii, Holandii, Danii, Szwecji – nie umiem nawet wyliczyć, a jeszcze Ameryka Północna i Środkowa. Spełniłem więc z nadwyżką marzenia mego ojca podróżnika, chociaż wbrew romantycznej chęci, nie udało mi się występować wobec siebie w roli kolekcjonera miejsc i krajów, bo zanadto mnie przytłaczały tzw. sprawy życiowe. Zresztą to, co jeszcze w początku dwudziestego wieku mogło uchodzić za egzotyczne, w miarę upływu lat zmieniło się w powszechnie znane, zgodnie z epoką przybierającego ruchu.
Moi przodkowie rzadko przekraczali granice ich kiejdańskiego powiatu, żeby odwiedzić któreś z naszych miast, Wilno albo Rygę, ale mój ojciec, jeszcze przed Krasnojarskiem, przywiózł ze swojej bałtyckiej podróży coś z Europy roku 1910, i oglądając album o Holandii, wpatrywałem się w kanały Amsterdamu. Jak też w jego zdjęcie, z roku 1913, na pokładzie statku Nansena u ujścia Jeniseju.
W moim dzieciństwie niewiele było fotografii, i wyobrażenia obcych krajów karmiły się rysunkiem albo drzeworytem, na przykład ilustracjami do książek Juliusza Verne’a i Mayne’a Reida. Ale już zaczynało się kino.
Wiele miast, wiele krajów, i żadnych nawyków kosmopolity, przeciwnie, nieśmiałość prowincjusza. Osiedliwszy się w jakimś mieście, nie lubiłem wychodzić poza swoją dzielnicę i musiałem mieć przed oczami co dzień te same widoki. Wyrażała się w tym obawa przed rozmienieniem na drobne, przed utratą centrum, czy duchowego domu. Określiłbym to zresztą trochę inaczej. Całe życie układamy swoje własne mitologie i te z wczesnej fazy trwają najsilniej. Im dalej w przestrzeni mnie zaniosło (a Kalifornia chyba dostatecznie daleko), tym bardziej szukałem więzi z sobą dawnym, tym z Szetejń i Wilna. Tak tłumaczy się moje przywiązanie do polskiego języka. Wygląda to ładnie, patriotycznie, ale w istocie zamykałem się w swojej twierdzy i podnosiłem zwodzone mosty – niech naokoło oni sobie szaleją. Potrzeba uznania, a któż jej nie ma, nie była dostatecznie silna, żeby mnie stamtąd wywabić i skłonić do pisania po angielsku. Do czego innego czułem się powołany”.


W okresie „suwalskim” Miłoszowie podróżowali najczęściej do oddalonej o około czterdzieści kilometrów Krasnogrudy (Krasnohrudy). Było to tym łatwiejsze, że z racji pełnionej funkcji, Aleksander Miłosz (dysponując najpierw motocyklem z przyczepką, następnie samochodem) bardzo często jeździł w teren, nadzorując budowy i modernizacje dróg. Andrzej Miłosz wspominał, że „jeżeli dojechało się z ojcem do Sejn, to już koniecznie wypadało zajrzeć do Krasnogrudy. We dworze zawsze było pełno gości. Ciotka Nina [Janina z Kunatów Niementowska] zapraszała: »Do Krasnogrudki – napić się wódki«”.
Do Krasnogrudy „uciekał” też z Suwałk Czesław Miłosz, bądź odwożony przez ojca samochodem, bądź udając się tam przysłaną po niego z dworu bryczką:

Jechać bryczką o zmierzchu. Miękkie koleiny.
Droga mija gospodarstwo w dolince nad jeziorem.
Dachy przytulone do siebie, na łące płótno.
Sieci schną rozpięte, dym idzie z komina.

Tym topograficznym opisem rozpoczyna się utwór Bryczką o zmierzchu, będący reminiscencją jednego z takich właśnie przejazdów Miłosza na trasie Suwałki–Krasnogruda w 1930 r. Ale ten krajobraz i zamieszkujący w nim ludzie wiodą podróżującego do rozważań o powołaniu sztukmistrza i sensie twórczości:

Jaka cisza. Kto oni? Zbawieni? Potępieni?
Siadają do wieczerzy pod palmą świętych pańskich.
A Tomasz z Akwinu nie ustając pisze w swojej celi
O nich, pewnie za karę, był nadto anielski.
Może i ja za karę. Chciałem przed Jasnością,
Przed Majestatem, skłonić się, nic więcej.
A tu nic tylko ludzie, ich zwyczaje, domy,
Bezbronna rodzina, rok na kalendarzu.


Te dwie poetyckie strofy dopełnia poeta fragmentem dyskursywnym: „Skąd chata nad jeziorem i razem Tomasz z Akwinu? Ten miał powiedzieć przed śmiercią: »Wszystko, co napisałem, wydaje mi się słomą«. Co należy rozumieć jako wyrzeczenie się olbrzymiej budowli żmudnie układanej z sylogizmów, dlatego że jest ona zanadto ludzka, czyli jest mgłą, nicością, kiedy oglądamy się na nią wstecz, stojąc w obliczu ostatecznej rzeczy, już niemal przed najwyższym tronem. Ale kto wie, czy wolno nam wyrzekać się doraźnych, nietrwałych form w imię absolutnego pragnienia. W młodości nie spodziewałem się, że będę tak zafascynowany ludźmi, ich codziennym istnieniem w czasie, dniem, rokiem, który tutaj nie wróży nic dobrego nadjeziornej chacie” (...).
I takie są „krasnogrudzkie” wiersze Czesława Miłosza, gdziekolwiek zostały napisane; występuje w nich przenikanie wątków autobiograficznych i wartości uniwersalnych, losu jednostkowego z wydarzeniami historycznymi, współczesności z tradycją. A profetyczna wizja w tym konkretnym utworze sprawdziła się – za kilka lat „nic dobrego” nie stało się w nadjeziornej chacie! Podczas drugiej wojny światowej, w 1940 r., Kunatowie, Lipscy, Miłoszowie zostali zmuszeni do opuszczenia Krasnogrudy na zawsze.

Jesienią 1926 r. do Suwałk przyjechało troje z czworga Miłoszów. Czesław, urodzony 30 czerwca 1911 r., pozostał w Wilnie. Miał lat szesnaście i uczęszczał do I Państwowego Gimnazjum Męskiego im. Króla Zygmunta Augusta (od 1921 r., był więc w szóstej klasie). „Nie chciałem wynosić się z Wilna. Doszliśmy do wniosku, że powinienem chodzić do tego samego gimnazjum, bo to dobre gimnazjum, a nie wiadomo, jakie byłoby w Suwałkach”. To zadecydowało, że Wilna nie opuścił. Do rodziców, do Suwałk, przyjeżdżał na święta i w dni wolne od nauki. Potem coraz częściej Suwałki stawały się jedynie przystankiem – przesiadką przed wakacyjnym celem podróży – Krasnogrudą. Czasami młodzieniec w ogóle omijał Suwałki, wysiadając na peronie w Augustowie, skąd podstawiony przez Władysława Lipskiego samochód wiózł go przez Puszczę Augustowską do dworu nad jeziorem Hołny: „Matko wspomnienia, kochanie kochania. Od autobusu wiózł go Władek dokartem, a nikt tam nie zastanowił się, że nazwa znaczy tyle co dog-cart. Szosa wyboista i zupełnie pusta, na wietrznej, bezdrzewnej wyżynie, w dole po prawej nieduże jezioro, dalej przesmyk: tu osiadłe w zielonych polach oko wody, tam szeroka migotliwa przestrzeń między pagórkami z głazem narzutowym i jałowcem. Biała plamka perkoza pośrodku łuszczącego się blasku. Skręcili na lewo drogą gruntową, tam gdzie widać jeszcze jedno jezioro, i w dolince u jego końca przejechali wioskę, a za nią znów pod górę w las sosny i jedliny z poszyciem leszczyn, i lasem prawie do samego domu”. (Osobny zeszyt. Gwiazda Piołun).
Z Wilna do Suwałk podróżowało się pociągiem:
„W nocnym pociągu, zupełnie pustym, hałasującym przez pola, przez lasy, młody człowiek, ja dawny, niepojęcie ze mną tożsamy, podkurcza nogi na twardej ławce, bo zimno w wagonie, i drzemiąc słyszy klask przejazdów, echo mostów, takty przęseł, gwizd lokomotywy. Budzi się, przeciera oczy i widzi nad przelatującymi kostrubami sosen granatowy obszar, w którym jarzy się, nisko, jedna krwawa gwiazda”. (Ibidem).
Odległość koleją z Wilna do Suwałk wynosiła 261 kilometrów (Wilno–Grodno – 157 km i Grodno–Suwałki – 104 km). Podróż trwała jednak długo, z uciążliwą przesiadką w Grodnie. W ciągu doby na tej trasie kursowały dwa pociągi: poranny i nocny. W rozkładach jazdy pociągów z 1927 r. i 1936 r. podane są następujące godziny odjazdów i przyjazdów: w roku 1927: Wilno 8.20 – Grodno 12.09; Grodno 19.44 – Suwałki 22.58 oraz Wilno 22.35 – Grodno 1.28; Grodno 6.00 – Suwałki 9.45. W roku 1936: Wilno 17.15 – Grodno 20.05; Grodno 21.03 – Suwałki 23.54 oraz Wilno 23.00 – Grodno 1.42 Grodno 4.55 –Suwałki 7.17.
Nie mniej uciążliwa była droga powrotna: w roku 1927: Suwałki 4.15 – Grodno 7.24; Grodno 15.51 – Wilno 19.30 oraz Suwałki 19.10 – Grodno 22.50; Grodno 3.52 – Wilno 7.45. W roku 1936: Suwałki 8.45 – Grodno 11.05; Grodno 14.15 – Wilno 17.20 oraz Suwałki 20.40 – Grodno 23.50; Grodno 4.15 – Wilno 7.05.
W sezonach letnich (od maja) uruchamiano bezpośrednie połączenie Suwałki–Wilno. Z Suwałk pociąg odjeżdzał o godzinie 6.00 i do celu podróży docierał o godzinie 11.35. Z Wilna natomiast wyruszał o godzinie 17.00 i w Suwałkach był o godzinie 23.47.
Pewne daty niektórych przyjazdów i pobytów Czesława Miłosza w Su-wałkach i na Suwalszczyźnie można ustalić na podstawie listów począt-kującego wówczas poety, pisanych z miasta nad Czarną Hańczą do znanego już wówczas pisarza, Jarosława Iwaszkiewicza.
W zakończeniu pierwszego listu, wysłanego do J. Iwaszkiewicza z Wilna 30 listopada 1930 r., Czesław Miłosz informował, że po 15 grudnia odpowiedź należy nadesłać na adres: Suwałki, Konopnickiej 16 [winno być 7, gdyż 16 to poprzednia ulica Ogrodowa]. Tak rzeczywiście było, bo następny list do Iwaszkiewicza napisał już Miłosz w Suwałkach 20 grudnia. Z rodzicami i bratem spędził święta i sylwestra. 2 stycznia 1931 r. pisał do Iwaszkiewicza: „Parę dni chorowałem na grypę. Sylwestra spędziłem drzemiąc. Nie mam wcale znajomych w Suwałkach i nie znoszę tego miasteczka. Właśnie »indolencja polska« prowincji nuży strasznie i nie czuje się, czy ma się lat dziewiętnaście czy sześćdziesiąt. Trudno, tęskni się zawsze do przeciwnego brzegu i ja, tkwiący po uszy w atmosferze umarłego Wilna, muszę marzyć o ruchu wielkomiejskim, o hałaśliwem tle dla cichych przeżywań”.
W Suwałkach Miłosz przebywał do końca stycznia. Powrócił na początku kwietnia, skąd donosił Iwaszkiewiczowi: „Trzeci kwietnia, śniegi jeszcze nie stopniały, dzwonią sanki – Suwałki”. Po paru dniach powrócił do Wilna, by ponownie jeszcze dwukrotnie być w kwietniu w Suwałkach: od 15 do 20 i 31 dnia miesiąca.
Pewny ślad jeszcze jednego pobytu Czesława Miłosza w Suwałkach w 1931 r. pochodzi z 1 lipca. W liście wysłanym tego dnia stąd do Iwaszkiewicza pisał: „Wczoraj wieczorem [30 czerwca] przyjechałem z Wilna (...)”. Pobyt trwał zaledwie parę dni, bo już 5 lipca Miłosz wyruszył z Wilna wraz ze Stefanem Jędrychowskim i Stefanem Zagórskim na słynną, niepozbawioną dramatycznych przygód, wyprawę do Paryża, opisaną w Rodzinnej Europie.
W 1932 r. na pewno Czesław Miłosz spędził u rodziców Wielkanoc 27–28 marca. Świadczy o tym list z 30 marca do poety i krytyka Władysława Sebyły (1902–1941). Miłosz rozpoczął go od słów: „Sterczę w Suwałkach, które mają wiele ponętnych stron. Święta, pijaństwo i pogrzeby ze strażacką pompą (pogrzeb jest tu ewenementem, który skupia całą socjetę, jest to rozrywka kulturalna mniej więcej zastępująca teatr)”. Nadawca tym sarkastycznym zdaniem, oddającym atmosferę życia prowincjonalnego miasta, nawiązywał do głośnego wówczas w Suwałkach wydarzenia. Otóż 26 marca zmarł znany suwalczanin Edward Lipiński (ur. 1881), lekarz miejski i szkolny oraz prezes suwalskiej Ochotniczej Straży Ogniowej. Uroczystości pogrzebowe trwały dwa dni (29 i 30 marca) i rzeczywiście zorganizowano je ze „strażacką pompą”.
Dalsza treść listu do Władysława Sebyły wskazuje, że Czesław Miłosz tym razem do Suwałk przyjechał z Warszawy, gdzie wtedy studiował i gdzie starał się nawiązać kontakty literackie. W cytowanym liście informuje adresata o zakupieniu w stolicy pisma „Zet” (autor Pieśni szczurołapa drukował w nim swoje utwory) i o chęci zamieszczenia w tym czasopiśmie dwóch swoich wierszy: Opowieści i Dysku, które do tego listu dołączył, z prośbą o „zajęcie się” nimi.
W 1932 r. dłużej (półtora miesiąca!) przebywał Miłosz u rodziców podczas wakacji. W liście do Iwaszkiewicza z 12 lipca pisał: „Przyjechawszy do Suwałk 30 maja »stanąłem« przed komisją poborową. Dostałem kategorię A bez zastrzeżeń, przydział do pułku kawalerii”. „Nigdy nie służyłem w wojsku. Najpierw miałem studenckie odroczenie, następnie nie uznano mnie godnego i przeniesiono do kategorii nadliczbowych ze stopniem strzelca z cenzusem. W tej kategorii umieszczano zwykle politycznie podejrzanych, jeżeli, jak też się zdarzało, nie brano ich specjalnie do wojska, żeby wpoić im zdrowe morale”.
Z zawartej w liście Miłosza informacji wypływa istotny wniosek – skoro tutaj został wezwany do stawienia się na komisję poborową, to znaczy, że w Suwałkach był na pobyt stały zameldowany! W Wilnie Miłosz mieszkał na stancjach, następnie, jako student, w pokojach sublokatorskich.
W cytowanym liście z 1932 r. znajdują się też inne bardzo interesujące wiadomości dotyczące tego letniego pobytu. Czesław Miłosz pisał:
„W czerwcu przeważnie czytałem i pisałem tkwiąc w Suwałkach. Napisałem sporo artykułów, tłumaczyłem bajki Oskara Miłosza i bawiłem się czytaniem prasy o bolszewikach wileńskich, wśród których wymieniono też mnie z nazwiska. W rezultacie tego pisarstwa sflaczałem na amen, co w po-łączeniu z moją warszawską flakowatością [rok akademicki 1931/1932 poeta spędził na Uniwersytecie Warszawskim, ale rozczarowany poziomem studiów i stolicą, także niezaliczeniem egzaminu z teorii prawa, wrócił na Uniwersytet Wileński] dawało smutny obraz. Pewnego więc dnia, rzuciłem wszystkie książki won i wyjechałem nad jezioro Wigry do schroniska na wypoczynek. Kilka tygodni, w ciągu których nie wyłaziłem prawie z wody, przywróciło mi formę. Obecnie brzuch przyrósł do kręgosłupa i czuję się znakomicie”.
W dalszej części listu powraca do tego wypadu nad wodę: „Jezioro Wigry b[ardzo] piękne; ok[oło] 20 km długości – więc jest dużo miejsca do wypraw. Atmosfera schroniska turystycznego bardzo przyjemna. Różni sympatyczni ludzie i kulturalni zahaczają o Wigry, przeważnie z wycieczkami kajakowymi”.
I jeszcze jedna obserwacja: „Niedziele są zabawne: jeżdżą wtedy łódki pełne niedzielnych spacerowiczów z okolicznych miasteczek. Łódki mają egzotyczne nazwy, np. »Emanuel«, »Lewtodora spacerna« (autentyczne). Czasem pijemy wódkę szmuglowaną z Prus, zwaną »hindenburgiem« albo samogonką”.
Miłosz korzystał ze schroniska w Starym Folwarku, wybudowanego przez Suwalski Oddział Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego, które otwarto 29 września 1929 r., nazwanego imieniem Kazimierza Kulwiecia, inicjatora budowy. Budynek schroniska, którego gospodarzem jest Oddział Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego w Suwałkach, nadal istnieje.
Nie ma świadectw pobytu Miłosza w Suwałkach w 1933 r. Z 1934 r. zaś pochodzi tylko jedno, ale na swój sposób niezwykłe i cenne. Jest nim wpis z 10 października w repertorium na rok 1934 suwalskiego notariusza Bolesława Monikowskiego, opatrzony własnoręcznym podpisem Czesława Miłosza. Jest to jedyny autograf poety w suwalskich zbiorach archiwalnych. W jednej z rubryk księgi widnieje ponadto jednoznaczna informacja: „Czesław Miłosz z Suwałk”, co może również świadczyć o suwalskim zameldowaniu poety.
Wpis dotyczy poświadczenia odpisu z oryginału dokumentu wydanego Miłoszowi 30 sierpnia 1934 r. przez Prezydium Rady Ministrów. Może chodzi tu więc o jakiś druk związany z mającym wkrótce nastąpić jesiennym wyjazdem Miłosza (był już magistrem prawa) do artystycznej stolicy świata, Paryża, na roczne stypendium Funduszu Kultury Narodowej?
W 1935 r. rodzice Miłosza opuścili Suwałki. Nastąpiło to jesienią, bowiem jeszcze we wrześniu poeta wysłał do Iwaszkiewicza list, opatrzony w lewym górnym rogu informacją: „Suwałki, Konopnickiej 7”. Musiał być to pobyt krótki, poetę ciągnęło do Krasnogrudy, gdyż nie ma żadnej wzmianki o mieście w dalszej części tego listu.
Z korespondencji Czesława Miłosza do Jarosława Iwaszkiewicza dowia-dujemy się o ówczesnych lekturach początkującego poety. W liście z 20 grudnia 1930 r. pisał: „Czytam teraz Ames religieues Brémonda – dość nudne – i usiłuję tłumaczyć Verlaine’a”; z 3 kwietnia 1931 r. – „Siedzę w Conradzie i smakuję”; z 12 lipca 1932 r. – „tłumaczyłem bajki Oskara Miłosza”. Brak jest natomiast w „suwalskich” listach informacji o pisaniu wierszy.
Henri Brémond (1865–1933) to francuski teoretyk, krytyk i historyk literatury, który zajmował się głównie problemami religijnymi w literaturze, autor m.in. Literackiej historii uczuć religijnych we Francji; członek Akademii Francuskiej, skłaniał się ku irracjonalizmowi i był rzecznikiem hasła „poezji czystej”.
Miłosz analizował jego teorię „czystej poezji” w szkicu pt. Granice sztuki (St. I. Witkiewicz z perspektywy wojennych przemian) z 1943 r., którego pierwodruk ukazał się w londyńskim miesięczniku „Nowa Polska” Antoniego Słonimskiego w 1946 r., przedruk zaś w: Stanisław Ignacy Witkiewicz – człowiek i twórca. Księga pamiątkowa, red. T. Kotarbiński i J.E. Promiński, Warszawa 1957.
Bardzo natomiast ważną postacią w biografii poetyckiej autora Ziemi Urlo jest Oskar Władysław Miłosz (1877–1939), pisarz francuski, potomek bardzo zamożnej rodziny ziemiańskiej z terenów Wielkiego Księstwa Litewskiego, pochodzący z tak zwanej czerejskiej gałęzi rodu Miłoszów. Miłoszowie czerejscy (od dóbr Czereja na Białorusi) wywodzą się także z Serbin koło Kowna na Litwie. Prapradziad Oskara Miłosza jest pochowany na tym samym cmentarzu w Wędziagole, gdzie spoczywa dziadek Czesława Miłosza, Artur Miłosz.
Oskar Miłosz kształcił się i mieszkał od 1889 r. w Paryżu. Czesław Miłosz poznał go już podczas pierwszego pobytu w stolicy Francji w 1931 r. Odtąd trwała między nimi korespondencja; spotkali się także w Paryżu po raz drugi w 1934 r. „Spotkanie z Oskarem Miłoszem – stwierdzał Andrzej Zawada – miało dla autora Poematu o czasie zastygłym decydujące znaczenie. Ten mówiący biegle po polsku autor francuski, honorowy reprezentant niepodległej Litwy we Francji, metafizyk i kabalista, naprowadził początkującego poetę na ślad Emanuela Swedenborga, czyli głęboki ślad związków estetyki i metafizyki. Możliwe, że na odkrycie tej jedności był Czesław Miłosz wstępnie przygotowany przez otrzymaną w Szetejniach, a później rozwiniętą w podwileńskiej Raudonce zdolność postrzegania natury. A także przez gimnazjalną naukę historii Kościoła i podstawy teologii. Rozmowy z Oskarem Miłoszem i postępujące za nimi lektury uczyniły z tamtych zaczątków mocny wątek całej późniejszej twórczości poety znad Niewiaży”. Czesław Miłosz zajmował się twórczością literacką i filozoficzną kuzyna od swojej młodości (już w Trzech zimach opublikował wiersz „przekład z Oskara Miłosza” Symfonia listopadowa) aż po wydanie w 1993 r. tłumaczeń jego wierszy pod tytułem Storge (Wydawnictwo Znak, Kraków ). Najpełniej swój stosunek do mistrza wyraził w wielowątkowym utworze Czeladnik, w tomie Druga przestrzeń (Wydawnictwo Znak, Kraków 2002).
Wymienieni w listach z Suwałk inni autorzy czytanych wówczas przez Miłosza książek to oczywiście znakomity pisarz angielski polskiego pocho-dzenia Joseph Conrad (właśc. Teodor Józef Korzeniowski; 1857–1924) oraz jeden z głównych twórców symbolizmu, poeta francuski, Paul Valéry (1844–1896).
Niewiele wiadomo o wyprawach Czesława Miłosza poza Suwałki. W listach wspomina tylko o dłuższym pobycie nad jeziorem Wigry. Można przypuszczać, znając zamiłowanie młodzieńca do kąpieli, że wypadów nad okoliczne jeziora było więcej. O jednym z nich, do Becejł, wspomina Janusz Kronicz-Krippendorf, opisując wywrotkę łodzi na jeziorze Szelment Mały, którą płynęli Czesław Miłosz z kolegą, co przyjęte zostało przez zgromadzonych na brzegu letników salwą śmiechu.
Czesław Miłosz napomyka też o sporadycznych wyjazdach z Suwałk na drugą stronę granicy, do Prus Wschodnich, w towarzystwie ojca. „Przejeżdżało się granicę i człowiek znajdował się zupełnie w innym wymiarze – mówił o tych zapewne jednodniowych wycieczkach w rozmowach z Aleksandrem Fiutem. – Drogi asfaltowe natychmiast skoro się przekroczyło granicę, oberże, gospody zamiast karczem, gdzie siedzieli wieśniacy, farmerzy, ale wszystko to dobrze odżywione, świetnie ubrane, palące cygara, pijące koniak”.
Niewiele wiadomo również o suwalskich kontaktach towarzyskich wileńskiego studenta z rówieśnikami. Z tego, jak w tym okresie swojego życia postrzegał siebie autor Trzech zim oraz jak postrzegał „prowincję”, wolno wnioskować, że takich kontaktów nie nawiązywał. W Suwałkach miały miejsce odwiedziny kolegów z Akademickiego Klubu Włóczęgów, do którego Miłosz należał. „Bardzo utkwiły mi w pamięci – wspominał Wacław Korabiewicz, założyciel i jeden z najbardziej aktywnych członków klubu – nasze odwiedziny u Miłosza w Suwałkach, gdzie mieszkali wtedy jego rodzice. Organizowaliśmy wyjazdy z występami [grupa wystawiała wówczas widowisko ludowe Zabijanie bazyliszka] na prowincję. Kiedy znaleźliśmy się w Suwałkach, postanowiliśmy odwiedzić Czesława, który chorował wtedy na grypę. Wstał z łóżka, na piżamę wciągnął kożuch i częstował nas wyśmienitą nalewką. Nie oszczędzał jej, a że nadzwyczajnie nam smakowała, wizyta się nieco przedłużyła. Byliśmy zalani w pestkę, kiedy doszliśmy do wniosku, że jednak trzeba jechać, bo następnego dnia czekają nas występy w Białymstoku. Okazało się potem, że Kazik Hałaburda zostawił u Miłosza teczkę z materiałami i trzeba było wszystko odtwarzać z pamięci. A z kondycją tego dnia nie było najlepiej”.
Jedyną osobą z Suwałk, której nazwisko wymienia Czesław Miłosz w korespondencji z Jarosławem Iwaszkiewiczem, jest niejaki Ulrich. Pisał o nim tylko tyle, że podczas pierwszej wojny światowej był żołnierzem niemieckiej piechoty i walczył pod Verdun. O tych walkach napisał dziennik („Być może do jego [dziennika] ułożenia przyczyniła się międzynarodowa sława książki Remarque’a Na Zachodzie bez zmian. Dzieło Ulricha, jak to wówczas oceniłem, było lepsze, bardziej w swojej dokładności przeraźliwe, ale żaden z wydawców go nie chciał, a mój głos przecie by się nie liczył. O ile wiem, nigdy nie zostało wydane”.), którego maszynopis dał studentowi do przeczytania. Najprawdopodobniej Czesław Miłosz poznał Ulricha podczas pobytu w Suwałkach w kwietniu 1931 r. Adam Ulrich był instruktorem melioracyjnym przy Wydziale Powiatowym w Suwałkach i na pewno znał się z Aleksandrem Miłoszem.
Lektura dziennika wywarła na Miłoszu duże wrażenie, hasło „Ulrich” bowiem pojawiło się w ułożonym przez poetę po prawie siedemdziesięciu latach Innym abecadle i stało się pretekstem do uogólniającej refleksji. „Wojna pozycyjna – pisał Miłosz – czyli tak zwana wojna okopów, porażała jej uczestników bezsilnością człowieka wobec losu, bo przecie absurd wzajemnego mordowania się przy pomocy karabinów maszynowych, artylerii i czołgów był dla nich i chyba dla ich dowódców oczywisty. Nikt nie mógł tego przerwać, bo równałoby się to przyznaniu do przegranej. Ta siła losu upodabniała pierwszą wojnę światową do wojny trojańskiej. Kruchość ludzkiego ciała wobec metalu i masowość śmierci przygotowywały dalszy ciąg okropności dwudziestego wieku, skoro po takim widowisku nic już nie mogło dziwić. Wojna okopów powinna była położyć kres złudzeniom postępu i humanitaryzmu właściwym wiekowi dziewiętnastemu. Czy położyła, to pytanie”. „Międzywojenne dwudziestolecie – snuł swoją refleksję poeta – które mnie uformowało, wydaje mi się dość enigmatyczne. Bo przecie euforia, hymniczna pochwała Życia, którą oddychał sam początek wieku, a która sprawiła, że tłumy wielkich stolic rykami radości witały wybuch wojny, nie minęła, jak by należało oczekiwać, od razu. Sztuka i literatura dalej eksperymentowały, euforycznie i optymistycznie. Czy znaczy to, że te rodzaje działalności ludzkiej mają mało wspólnego z rzeczywistością? Może. Akurat kiedy mordowano się pod Verdun, młody Julian Tuwim wygłaszał odczyt o Walcie Whitmanie, a wkrótce pisał:

Lecz i Przechodniom ma być wolno żyć!
Starzec olbrzymi rzekł im: Camerado!


Iluż tych przechodniów ubranych w mundury padło we Francji, jednak wkrótce poeci pisali ody olimpijskie, sławiące szczęście sprawnego ciała, a malarze (Matisse!) oddawali się rozkoszom czystego koloru”.
„Początek nastrojów katastroficznych w Europie – konkludował poeta – umieszcza się słusznie w roku 1930. Patrząc w 1931 na wzgórza po francuskiej stronie Renu, pokryte jakby winnicami, a to były krzyże, myślałem o Ulrichu. Chyba jednak rządziło mną w pierwszym rzędzie ogólne przesuwanie się literatury i sztuki ku ciemnym barwom i niejasnym przeczuciom katastrofy. Tak się stało, że polegli w pierwszej wojnie zostali jakby wydziedziczeni, tj. przyspieszenie wypadków w latach trzydziestych nie zostawiło dość czasu i uwagi na ich cierpienia, nie wiadomo przez kogo zawinione”.

Zespół dworsko-parkowy w Krasnogrudzie położony jest na zachodnim brzegu jeziora Hołny w północno-wschodniej części gminy Sejny. W naj-bliższym sąsiedztwie zespołu znajdują się grunta orne wsi Krasnogruda (od południa i zachodu), las (od północy) i jezioro Hołny (od wschodu). Ogólna powierzchnia siedliska wynosi 5,5 hektara. Dwór znajduje się w centralnej części, na koronie skarpy opadającej w kierunku wschodnim i południowym.
Pierwsza wzmianka o folwarku Krasnyhrud (pierwotna nazwa Kras-nogrudy) pochodzi z 1676 r. Krasnogruda jako oddzielna własność wyodrębniła się w rezultacie rozpadu dóbr Sztabinki na początku drugiej połowy XVII w.
Dzieje Krasnogrudy jako dworu i własności ziemskiej w okresie od końca XVIII w. do drugiej wojny światowej wiążą się ściśle z historią dwóch rodzin ziemiańskich: Eysymontów i Kunatów. Krasnogrudę nabyli od Ryszarda Eysymonta 23 listopada 1853 r. Teofil i Joanna z Bohdanowiczów Kunatowie, których ślub odbył się w 1846 r. właśnie w tym dworze.
Majątek składał się w 1854 r. z folwarków Krasnogruda i Wereszczeńszczyzna oraz wsi: Dworczysko, Gawieniańce, Maciejowizna, Sztabinki i Żegary. Ogółem powierzchnia gruntów dworskich i wiejskich obejmowała 131 włók i 10 morgów miary nowopolskiej, tj. 2285 ha.
W majątku było dużo lasów (769 ha); sporą powierzchnię (183 ha) zajmowały wody. Główny folwark Krasnogruda liczył 302 ha gruntów ornych i łąk.
Dwór w Krasnogrudzie, który datowany jest na koniec XVII w., został opisany w 1854 r. następująco: „Dom mieszkalny dworski z drzewa zbudowany, gontami kryty, długości arszynów 33, a szerokości arszynów 18; przed frontem znajduje się ganek na czterech słupach wsparty, wchodząc do domu korytarzem głównym, rozdzielającym dom na dwie połowy, po lewej stronie znajduje się przedpokój, z tego wchodzi się do salonu mającego drzwi półszklanne, na ogród wychodzące, z salonu wchodzi się do pokoju sypialnego, obszernego, a stamtąd do dwóch małych pokoików. Prawa strona składa się z obszernego pokoju jadalnego i dwóch pokoi; nadto z korytarza prowadzą drzwi oddzielne do spiżarni i do garderoby. Z tyłu domu, od strony ogrodu, korytarz zakończony jest sienkami na czterech słupach murowanych zbudowanemi. Dom opisany jest w dobrym stanie, przyzwoicie i wygodnie urządzony”. Po przeliczeniu arszynów na metry wymiary dworu wynosiły: szerokość – 13 m, a długość – 23,5 m.
W skład założenia dworskiego wchodziły ponadto następujące budynki: dom mieszkalny i kancelaria wójta gminy Krasnogruda (wójtem gminy dominialnej był z urzędu właściciel majątku, który zatrudniał swego zastępcę), dom dla czeladzi, w którym znajdowała się „kuchnia angielska, z kompletną maszynerią” oraz drugi dom czeladny mieszczący „wędliniarnię”. Pod tymi domami znajdowały się piwnice. Ponadto „dalej w podwórzu” stały stajnie i wozownie, trzy obory, dwie stodoły, szopa do „umieszczenia młockarni” oraz browar. Budynki były drewniane i kryte słomą.
Kuchnia dworska znajdowała się więc w oddzielnym budynku czeladnym. Opis z 1854 r. niestety nie podaje żadnych szczegółów na temat tej „kompletnej maszynerii” kuchennej.
Po stronie południowej dworu leżał „ogród fruktowy”, tj. sad, w którym rosło piętnaście grusz, dwadzieścia jabłoni oraz kilkadziesiąt młodych drzewek owocowych. Poinformowano, że sad jest „w ogólności opuszczony. Znajdują się w takowym klomby z lipiny (...) i leszczyny, a między temi mnóstwo drzew zdziczałych wiśniowych i śliwkowych”.
Nie wspomniano o parku dworskim, którego resztki w postaci starodrzewu dotrwały do naszych czasów. Park był zapewne urządzony już po 1854 r.
W latach pięćdziesiątych urodzili się we dworze krasnogrudzkim oraz zostali ochrzczeni w kościele parafialnym w Berżnikach dwaj synowie Teofila i Joanny Kunatów: Bronisław w 1855 r. i Zygmunt w 1858 r. Bronisław Kunat od 1884 r. był hipotecznym właścicielem majątku Krasnogrudy. Zygmunt Kunat ożenił się natomiast ze wspomnianą Józefą Syruć i osiadł w Szetejniach. Jego brat przed 1888 r. zawarł związek małżeński z Florentyną Grzegorzewską, pochodzącą z ziemiańskiej rodziny z powiatu piotrkowskiego. W małżeństwie tym urodziły się córki: Gabriela w 1888 r. w Warszawie oraz Janina w 1898 r. w Krasnogrudzie.
Kunatowie z Krasnogrudy należeli do zamożnych rodzin ziemiańskich. Ze wspomnień Czesława Miłosza wyłania się obraz dostatniego domu w okresie przed pierwszą wojną światową; częste były wyjazdy Florentyny Kunat z córkami do Biarritz, Paryża i Wenecji. Na początku wojny – 6 sierpnia 1915 r. Gabriela Kunat wzięła ślub z inżynierem Władysławem Lipskim, synem Juliana Wiktora i Zofii Felicji z Roszkowskich. Ślub odbył się w kościele św. Ducha w Wilnie, jeszcze przed opuszczeniem miasta przez armię i władze rosyjskie. Lipski określony jest w metryce ślubu jako praporszczyk (chorąży).
Bronisław Kunat zmarł 23 października 1922 r. w Krasnogrudzie. Spadek przypadł córkom Gabrieli Lipskiej i Janinie Niementowskiej. Według danych z 1935 r., właścicielem hipotecznym Krasnogrudy była Gabriela Lipska.
Na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych majątki ziemiańskie przeży-wały duże trudności finansowe spowodowane obciążeniem podatkowym i spadkiem dochodów z produkcji rolnej. Siostry Lipska i Niementowska prowadziły we dworze pensjonat letniskowy, przede wszystkim w celu podreperowania budżetu majątku. Do pensjonatu zjeżdżała inteligencja warszawska.
W okresie międzywojennym dwór posiadał przybudówkę od strony ogrodu, która nadawała mu kształt litery L. W przewodniku Pojezierze Augustowsko-Suwalskie... z 1937 r. tak opisano jego wnętrze: „Wewnątrz jadalnia
o belkowanym suficie. Portrety rodzinne pędzla L. Janowskiej z lat 1910–1912. Kolekcja książek ze zbiorów Stanisława Kunata (koniec XVIII w.) oraz jego portret (sztych ryty w Paryżu 1832 r.). Kolekcja sztychów królów polskich (ze zbioru Lessera). Sztych kardynała Jana Lipskiego (1690–1736), biskupa krakowskiego”. W przewodniku ponadto informowano: „W parku – jesiony i lipy 300-letnie. We dworze pokoje na 20 osób. Na pisemne zamówienie (poczta Sejny) wysyła się samochód do stacji Augustów. Obok dworu 132 ha lasu (świerk, sosna). Na polu olbrzymi głaz granitowy”.

Ustalenie dokładnych dat pobytów Czesława Miłosza w majątku Kunatów nad jeziorem Hołny jest trudne. Dać wiarę należy poecie, który kilkakrotnie stwierdzał: „Ja jeździłem w ciągu wszystkich moich lat szkolnych i uni-wersyteckich na wakacje do Krasnogrudy, majątku na samej granicy litewskiej, za Sejnami”. Ale wyrazistość Krasnogrudy jako przestrzeni realnej w biografii autora Trzech zim, jak i symbolicznej w świecie przedstawionym w jego twórczości, domaga się – na ile jest to możliwe – ukonkretnienia tej wypowiedzi na podstawie rozrzuconych ułamków wspomnień, korespondencji, wierszy.
Z ustaleń dokonanych wraz z Andrzejem Miłoszem wynika, iż po raz pierwszy jego brat odwiedził swoich krewnych w Krasnogrudzie latem 1927 r. Miał więc wówczas szesnaście lat i był w przedostatniej klasie gimnazjum. Aleksander i Weronika Miłoszowie, mieszkając już w Suwałkach, wybrali się wówczas wraz z synami na odpoczynek nad jezioro Gaładuś, gdzie zatrzymali się u gospodarzy Elżbiety i Piotra Dapkiewiczów w Żegarach. Do dworu stąd było niedaleko, więc ciotki Kunatówny odwiedzano, tym chętniej, że stosunki między rodzinami były bardzo dobre.
O następnym datowanym pobycie wiadomo już ze wspomnień Czesława Miłosza. Nastąpił on latem 1930 r., po pierwszym roku studiów. Student przygotowywał się wówczas na wsi do poprawki z egzaminu z prawa rzymskiego u profesora Bossowskiego. „Kułem przez całe lato – to było w Krasnogrudzie – do tej poprawki, a jednocześnie tak dużo pływałem w jeziorze Hołny, że dostałem bardzo silnej anginy i jakichś szmerów w sercu. To był okres moich wielkich, niesłychanych wyczynów. Ciągle, w zimną pogodę itd. No, a pływałem z powodu nieszczęśliwej miłości”. Potwierdził to także w rozmowie z Renatą Gorczyńską: „Wstąpiłem na uniwersytet w roku 1929, to był pierwszy rok prawa 1929/30. Zdałem egzamin, ale obciąłem się z prawa rzymskiego i musiałem składać poprawkę w jesieni; latem wkuwałem się do tego egzaminu. I tak dużo pływałem, że dostałem anginy, jakiejś komplikacji z sercem”.
Bezcennym świadectwem pobytów Czesława Miłosza w Krasnogrudzie w latach trzydziestych są listy początkującego wówczas poety wysyłane z Krasnogrudy do mistrza młodości, Jarosława Iwaszkiewicza. 12 września 1931 r. pisał do autora Dionizji: „Od paru tygodni siedzę na wsi, zbieram rydze i czytam Puszkina”; zaś 15 kwietnia 1934 r. – „Krasnohruda – pola gołe. Kiedy pisałeś, że u Was [w Kopenhadze, gdzie J. Iwaszkiewicz pracował w ambasadzie polskiej] deszcz leje, tutaj na jeziorach stał jeszcze gruby lód”. Do tego pobytu nawiązuje w następnym liście pisanym trzy dni później, już z Wilna: „Na wsi wałkoniłem się, czytałem Puszkina, napisałem jeden wiersz i było mi strasznie dobrze”. Ten wiersz to być może Wieczorem wiatr, pod którym widnieje podpis „Krasnogruda 1934”?
Jesienią 1934 r. (w listopadzie?) Miłosz wyjechał na prawie roczne stypendium do Paryża, skąd powrócił pod koniec lata następnego roku i udał się do kuzynostwa nad jezioro Hołny. 13 września 1935 r. informował Iwaszkiewicza: „Tymczasem jestem w Krasnohrudzie; rydzów dużo, są i borowiki, dobrze tu i cicho”, by dopełnić tę wiadomość w następnym liście z 27 września: „Co jeszcze mam Ci do powiedzenia? Cisza, ataki jakieś przeszły. Czekam. Wiatr w Krasnohrudzie. (...) Wiatr teraz tutaj. Suwalszczyzna to ponury zakątek kraju. »Za siódmym śniegiem, gdzie gną się jesiony« – jak kiedyś pisałem. Napisałem taki wiersz, trochę z myślą o Pieterze Breughelu”.

Daina

Za siódmym śniegiem, gdzie gną się jesiony
I śladem lis jeziorne biele tnie –
Włos ukochanej na rdzę przetopiony
Powlekał ściany metalowej mgle.
Wszystko, jak w bystrym pędzie okrętów
Upłynąć chciało za las i brzegi gór –
Więc już samotni, ze światłem zdmuchniętym
Słyszeli krwi ogłuszający nurt.

Tylko jej oczy, obyczajem sowy,
Pod skrą jego szyi cofały się wstecz,
A język, liżąc puch na węzłach głowy,
Spełniał bezładnie niewstrzymaną rzecz.

Jakby naprawdę pomóc komu zdołał
Na chciwość mózgu ten cielesny prąd,
Przelatywali nad ziemią aniołem,
Co miał dwie głowy, czworo nóg i rąk.

A może jednak zabrakło im skrzydeł,
Dlatego rankiem w którejś wiosce spadł.
Cichnie w pościeli. Przez okno patrzą, widzą:
Czerwone pnie. Topory. Dym idzie z chat.

1934

Motyw wiatru często pojawia się w korespondencji i we wspomnieniach Miłosza. Nawet w 1987 r. zanotował pod datą 16 listopada na kartach Roku myśliwego: „Dziki i zimny, nawet latem, wiatr (... właściwy całej Suwalszczyźnie”. Wiatr ten, dodawał nieco żartobliwie, „psuł mi Litwę zaciszną nad dolinami swojskich rzek”.
W Krasnogrudzie Czesław Miłosz pisał wiersze. Tu powstały między innymi Ptaki (1935), Wieczorem wiatr (1934), które poeta zamieścił w tomie Trzy zimy (1936). Swojej kuzynce Gabrieli Lipskiej zadedykował Pieśń. W kilku utworach z tego zbioru nietrudno doszukać się krasnogrudzkich realiów. Jak ważna jest to książka w dorobku Miłosza świadczy chociażby opinia Jana Błońskiego: „Czytane dzisiaj Trzy zimy zdają się zapowiadać całą twórczość Miłosza poety”.
Krasnogrudzkie utwory zajmują w tym zbiorze miejsce szczególne. Ptaki otwierają tom. Ten wiersz, stwierdzał Artur Międzyrzecki, to „próba stylu i konspekt przyszłych tematów: w katastroficznym pejzażu krasnogrudzkiego wiersza sprzed półwiecza nabiera pierwszych kształtów Miłoszowskie pragnienie, by wizyjno-symboliczne rejestry, profetyczną wzniosłość, metafizyczną nostalgię i złożoną refleksję nad życiem i losem – te trudne próby, samotność, zamknięte gorycze – wyrazić w uporządkowanym dyskursie i w elementarnych słowach możliwie kolokwialnej wypowiedzi: Czym jestem, czym ja jestem i czym oni są?” „Samo już pytanie – pisał Międzyrzecki – należy do wielkich wątków rozwijających się przez dziesięciolecia w późniejszych wierszach Miłosza i w przebiegu jego myśli...”
Na drugim miejscu w Trzech zimach autor umieścił Pieśń, dedykowaną Gabrieli Kunat. Wiersz ten, zdaniem Krzysztofa Dybciaka, „stanowi świadectwo początków wielkiej twórczości, jako jeden z najwcześniejszych utworów pierwszego dojrzałego tomu, akceptowanego w pełni przez autora i wysoko cenionego przez historyków literatury”.
Wiersz Wieczorem wiatr, historyk literatury Kazimierz Wyka zaliczył do „trwałego dorobku liryki polskiej”.
W Krasnogrudzie student Miłosz na pewno czytał. We dworze znajdowała się, jak napisano w przewodniku Pojezierze Augustowsko-Suwalskie... z 1937 r., „kolekcja książek ze zbiorów St[anisława] Kunata”. „W odległej od Sejn o dziesięć kilometrów Krasnogrudzie oglądałem tomy biblioteki Stanisława Kunatta” – napisał po wielu latach poeta w Innym abecadle, pod hasłem Stanisław Kunatt. Zacna to była postać, z wielką atencją wspominana w rodzinie (jego portret – sztych – ryty w Paryżu w 1832 r. znajdował się również w krasnogrudzkim dworze). Stąd zapewne znalazła swoje miejsce wśród bohaterów Biografii suwalskich.
Stanisław Kunat urodził się w 1799 r. w folwarku Michaliszki na Suwalszczyźnie, w powiecie mariampolskim. Maturę uzyskał w 1817 r.
w liceum w Sejnach. Studiował prawo na Uniwersytecie Warszawskim, następnie w latach 1820–1823 ekonomię i filozofię w Berlinie i Paryżu. Uczestniczył w powstaniu listopadowym. Po jego upadku udał się na emigrację do Francji, gdzie związał się z ugrupowaniem księcia Adama Jerzego Czartoryskiego. Brał czynny udział w życiu polskiego uchodźstwa. Zmarł
w Paryżu 15 maja 1866 r.


Jego młodszy brat, Teofil (urodzony w 1802 r. również w Michaliszkach), na stałe osiadł na Suwalszczyźnie jako ziemianin; w 1853 r. kupił Krasnogrudę, stając się pierwszym ze strony Kunatów jej właścicielem i... pradziadkiem Czesława Miłosza. Ze związku bowiem jego młodszego syna Zygmunta (ur. 1858 r. w Krasnogrudzie) z Józefą Syruć urodziła się matka noblisty, Weronika.
Starszy brat Zygmunta, Bronisław (1855–1922), który urodził się i zmarł w Krasnogrudzie, pochowany jest na cmentarzu katolickim w Sejnach, obok swojej żony Florentyny z Grzegorzewskich (zm. 1 maja 1940 r.). Z tego związku narodziły się dziedziczki Krasnogrudy, dwie przewijające się we wspomnieniach (i twórczości) Czesława Miłosza kuzynki (nazywane ciotkami): Gabriela (Ela) i Janina (Nina).
„Tyle suchej informacji – kwitował jedno z krasnogrudzkich wspomnień noblista – którą ze sobą wszędzie niesiemy, choć cywilizacja zdaje się coraz mniej sprzyjać pamięci o mglistych sprawach plemiennych”.
Do najbliższych osób poznanych przez Czesława Miłosza w Krasnogrudzie należała rodzina Kotarbińskich z Warszawy, która często korzystała z dworku--pensjonatu. Szczególnie serdeczne kontakty utrzymywał poeta z Mieczysławem Kotarbińskim (1890–1943), malarzem, grafikiem i dekoratorem wnętrz, od 1923 r. do wybuchu wojny profesorem warszawskiej Szkoły Sztuk Pięknych. Dzięki jego protekcji Miłosz otrzymał z Funduszu Kultury Narodowej roczne stypendium na pobyt we Francji, dokąd wyjechał jesienią 1934 r. „Byłem niespełna rok – wspominał – i był to rok dla mnie bardzo ważny ze względu na częste spotkania ze starym Miłoszem [Oskarem]”. Mieczysław Kotarbiński – pisał Czesław Miłosz w Abecadle... – „był jasną postacią i cokolwiek robił, było, twierdzę, po stronie dobra, co prawda jeśli po tej stronie umieścić jeszcze wierną służbę sztuce. Moje uczucie wobec niego określiłbym nie jako wdzięczność, ale czułość. (...) Palce czarne od nikotyny, uniesienia jakby wstydzące się siebie i zachwyty sztuką. Mieczyk chciał pomagać bliźnim, też Żydom. Za to osadzony na Pawiaku i rozstrzelany w 1943 r.”


Jesienią 1935 r., jak można sądzić, Czesław Miłosz był w Krasnogrudzie po raz ostatni przed wybuchem wojny. Rodzice już nie mieszkali w Suwałkach, a poeta wkrótce rozpoczął pierwszą pracę zawodową w Polskim Radiu w Wilnie. Po latach, w rozmowach z Aleksandrem Fiutem, tak oceniał ten okres swojego życia: „Uważam lata moje, od powrotu z Paryża do wybuchu wojny, latami zagubienia. Takiego zagubienia, że właściwie gdyby nie wybuch wojny to nie wiem, czy wydostałbym się z tego zawęźlenia i impasu. Przy czym, mam wrażenie, że to szło ku gorszemu. Bo kiedy jeszcze byłem w Wilnie po powrocie z Paryża – trzydziesty piąty, trzydziesty szósty rok – to jeszcze jako tako.
W trzydziestym szóstym napisałem wiersz Powolna rzeka i tam już narasta dość silny kryzys. (...). Oczywiście, to się łączy z rozmaitymi sprawami i osobistymi w moim życiu, o których tutaj nie mogę mówić; (...) nie umiem odpowiedzieć na szereg pytań, które sobie zadaję, dotyczących tego właśnie okresu”.

Tak pięknej wiosny jak ta już od dawna
nie miał podróżny świata. Krwią cykuty
wód przestrzeń mu się wydała rozległa,
a flota żagli, która w mroku biegła,
ostatnim drgnieniem jakiejś czystej nuty.
Widział na piaskach rzucone postacie
pod światłem planet lecących ze stropu,
a kiedy milkła fala, cicho było,
z piany szedł zapach jodu? heliotropu?
Na wydmach Maria śpiewali, Maryja,
rękę zbroczoną składając na siodło,
nie wiedział, czy to jest to nowe godło,
które ma zbawiać, chociaż dziś zabija.
Po trzykroć winno się obrócić koło
ludzkich zaślepień, zanim ja bez lęku
spojrzę na władzę, śpiącą w moim ręku,
na wiosnę, niebo i morza, i ziemie.
Po trzykroć muszą zwyciężyć kłamliwi,
zanim się prawda wielka nie ożywi
i staną w blasku jakiejś jednej chwili
wiosna i niebo, i morza, i ziemie.


Analizując wiersz Powolna rzeka, którego końcowy fragment został tu przywołany, Jan Błoński konstatował: „Wiersz zaczął się w triumfalnym poranku. Gaśnie w przedwieczornym mroku, w którym nawet żagle na jeziorze zdają się ostatnim drgnieniem jakiejś czystej nuty. Zmierzch i znikająca »czystość« niosą oczywiste znaczenia symboliczne. Zwątpienie wtrąca w fantasmagorię: jezioro zmienia się w morze, gwiazdy w apokaliptyczny deszcz planet. Przestrzeń ziemska zostaje jakby zastąpiona kosmiczną... Dlatego mówi teraz bezosobowy głos, nazywając bohatera gościem na ziemi, podróżnym świata. Potem dopiero odzywa się – po raz pierwszy! – poetyckie ego, składając wyznanie pokory i eschatologicznej nadziei:

Po trzykroć muszą zwyciężyć kłamliwi,

Przypomina się Apokalipsa: blask wielkiej chwili oznaczać może tylko koniec czasu i powszechne odrodzenie, o które prosi poeta”.

W 1937 r., po kilkutygodniowej wyprawie do Włoch, Czesław Miłosz wyjechał z Wilna do Warszawy i został zatrudniony w centralnej rozgłośni Polskiego Radia, z którą związany był aż do wybuchu drugiej wojny światowej. Brak jest świadectw, by w tym czasie podejmował wyprawy ze stolicy na daleką i wietrzną Suwalszczyznę.
Czesław Miłosz w rozmowach z Aleksandrem Fiutem określał Krasnogrudę „miejscem bardzo wielu sprzecznych przeżyć”. Podczas pobytu na Suwalszczyźnie jesienią 1989 r., pytany o wrażenia z odwiedzin w Krasnogrudzie, poeta odpowiadał niezmiennie: „Nie chciałbym dotykać tych wrażeń”. Niemniej zaraz po wyjeździe stąd uchylił rąbka krasnogrudzkiej tajemnicy w przypomnianym na początku wierszu Powrót, w którym „nie zaparł się siebie, nieszczęsnego młodzika”.
Wiersz ten, jak i inne utwory poety z suwalsko-sejneńskimi wątkami, w których przywoływał młodzieńcze doznania i przeżycia, zapisały się na „moment wieczny” w pamięci. Jakkolwiek ambiwalentny by był bowiem stosunek Czesława Miłosza do Suwalszczyzny – wydaje się pewne, że w biografii poety kraina „wietrznych wyżyn, jezior i świerkowych lasów” pozostaje czasem wyniesionym. Wiersz Powrót kończy się następującymi wersetami:

Jakoś przebrnąłem, dużo we mnie wdzięczności, bo nie byłem poddany
próbom nad moje siły, a jednak dalej myślę, że dusza ludzka należy
do anty-świata.

Który jest prawdziwy, tak jak ten tutaj jest prawdziwy, i straszny,
i śmieszny, i bezsensowny.

Trudziłem się i wybierałem jego przeciwieństwo: naturę doskonałą,
wyniesioną ponad chaos i przemijanie, ogród niezmienny po drugiej
stronie czasu.


Źródła cytatów: książki Czesława Miłosza: Abecadło Miłosza, Kraków 1997; Inne abecadło, Kraków 1998, Rok myśliwego, Kraków 1991; Wiersze, t. 1–4, Kraków 2004; Czesława Miłosza autoportret przekorny: rozmowy przeprowadził Aleksander Fiut, Kraków 1994; Czesław Miłosz, Trzy zimy: glosy o wierszach, red. R. Gorczyńska i P. Kłoczowski, Londyn 1987; J. Szumski, Stanisław Kunatt, (w:) Biografie suwalskie. red. M. Pawłowska, Suwałki 1997; A. Zawada, Miłosz, Wrocław 1996; materiały z „Jaćwieży” 2001, nr 14, poświęconej Czesławowi Miłoszowi; Listy Czesława Miłosza do Jarosława Iwaszkiewicza ze zbiorów Instytutu Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk w Warszawie za zgodą nadawcy; List Czesława Miłosza do Władysława Sebyły ze zbiorów Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie. W opisie dziejów Krasno-grudy wykorzystałem ustalenia Jerzego Szumskiego: Krasnogruda, „Jaćwież” 2001, nr 14.

Dziękuję bardzo Andrzejowi Matusiewiczowi, Małgorzacie Pawłowskiej, Tadeuszowi Radziwonowiczowi. Niektóre fakty pomógł mi ustalić Andrzej Miłosz.