Krasnogruda nr 13. CHAIM GRADE: Dzień żebraków. Przeł. Magdalena Ruta.

Krasnogruda nr 13. CHAIM GRADE: Dzień żebraków. Przeł. Magdalena Ruta.

CHAIM GRADE 

Opowiadania 

fragmenty z książki Soboty mojej matki (Der mames szabosim, Chicago 1955). 

Dzień żebraków 
W poniedziałkowy poranek miesiąca nisan zaczyna nagle pachnieć wiatrem, który przywodzi na pamięć zapach Elulu, chmur i cmentarza. 

Dzisiaj jest dzień żebraków. 

Alterke Handlarz Gęsiną burzy się już zawczasu. Gdy tylko dostrzega pierwszego biedaka, który nadchodzi z dołu ulicy Jatkowej, staje w bramie, by przyjrzeć się dowcipnisiowi. 

- Kumo, żebracy idą - mówi do mojej mamy. - Jakby im było mało z okazji Postu Gedaliego i wigilii Jom Kipur na cmentarzu na Zarzeczu, przychodzą nawet tutaj. I to kiedy? Akurat w przededniu Pesach, gdy wszyscy czekają na zmiłowanie.

- Przecież oni nie mogą żyć cały rok z jałmużny zebranej w wigilię Jom Kipur - odpowiada mama, wystawiając towar. Wkrótce jednak żałuje, że od samego rana wdaje się w rozmowę z Alterke Handlarzem Gęsiną. Ten człowiek gotów jest kłócić się już od świtu. 

- Patrz, jak się nad nimi użala. Każdy z tych włóczęgów ma węzełek, a w nim ukryte skarby. 

(...) 

Alterke Handlarz Gęsiną przesłania dłonią oczy, by lepiej widzieć, i spogląda w dal, jak kapitan statku obserwujący niebo, na którym pojawia się mała chmurka - zapowiedź groźnej burzy. 

- Piekło nadchodzi! - krzyczy. - Rasputin ze swoimi siedmioma żonami! 

Hackel Sprzedawca Żywności, który ledwo uszedł z rąk karawany żebraków, otwiera szeroko drzwi, by przewietrzyć swój sklep z odoru, jaki pozostawili po sobie biedacy - chce, aby mogli wejść klienci. Słysząc alarm podniesiony przez Alterke Handlarza Gęsiną, wzdryga się: 

- Żydzi, zamykajcie sklepy. Pogrom! 

Podobnie jak Rasputin, syberyjski chłop, który zrobił karierę na carskim dworze i rozkochał w sobie najpiękniejsze księżniczki, tak też jeden z wileńskich żebraków pozyskał serca siedmiu żebraczek. Miasto przezwało go Rasputinem, inni wołają na niego nawet Cesarz. 

Rasputin rozstawia siedem swoich żon na rogach bogatych ulic, a już one nie przepuszczą nikomu. Wystarczy ich jedno spojrzenie na przechodnia, aby wiedziały, ile pieniędzy ma w swojej torbie, choćby wyglądał niepozornie i był odziany w szmaty. Mówi się, że gdy dorwą jakiegoś dygnitarza, gabego z towarzystwa dobroczynnego lub jednego z przełożonych gminy, to oskubią go do cna. A gdy się stawia i nie wzrusza ich prośbami, żebraczki napadają na niego jak wilczyce: 

- Krwiopijco, oddaj nam miliony, które przysyła dla nas Ameryka! 

Gdy taki czcigodny Żyd spostrzega, że całe miasto zaczyna mu się przyglądać jak złodziejowi lub sprzedawcy fałszywych brylantów, próbuje wykupić się z rąk kobiet: 

- Bierzcie wszystko, co posiadam, ale puście mnie żywego. 

Na uliczkach wokół rzeźni pojawiają się rzadko. Cóż mogą tutaj zarobić? Dlatego przypuszczenie wysnute przez Alterke wydaje się słuszne: 

- Zdaje się, że miały dzisiaj zły dzień, skoro zbłądziły aż tutaj. 

Na ulicy Rudnickiej powstało już wielkie zamieszanie. Trzy żebraczki plądrują sklep. Dwie obskakują przechodnia w miękkim aksamitnym kapeluszu, z parasolem w dłoniach, a dwie pozostałe oblegają jakąś damę z pakunkami. 

- Paniusiu, dajcie coś - pochlipuje jedna. 

- Paniusiu, pomóżcie! - lamentuje druga. 

- Dajecie pieniądze, czy nie? - krzyczy trzecia morderczym głosem leśnego zbója, który napadł na drodze kupca, przykładając mu nóż do gardła. 

- Nikt nie odpowiada! - czwarta wydaje z siebie jęk jak skazaniec, który ujrzał przed sobą szubienicę. 

Przechodzień rozkłada parasol, aby obronić się przed nawałnicą, po czym ucieka. Również dama z pakunkami biegnie zasapana. Żebraczki posyłają za nimi "błogosławieństwa". 

- Patrz, jak trzepie rękami, oby tak nim trzepało na dziewięć łokci w górę! 

- Patrz na te pakunki, które niesie, oby i ją nosili po kawałku! 

Bogate gospodynie, które leniwie snują się wokół swoich domów cały ranek i dopiero w południe wyruszają na zakupy, nic nie wiedzą o burzy, szalejącej na ulicy. Stoją spokojnie w jatce Alterki i rozmawiają jak gdyby nigdy nic z Lizą. Sam Alterke stoi w bramie, szeroko rozstawiwszy nogi, nieporuszony jak skała: nie wpuści tych włóczęgów do gęsiarni. Jeżeli wedrą się na nasze podwórko, gospodynie rozpierzchną się jak przestraszone gęsi. Stoi Alterke na straży, aż jego krótki, pofałdowany kark poczerwieniał i natężył się z gniewu. Aby uspokoić się nieco, zaczepia moją mamę: 

- Nie martwcie się, Wele, będzie jeszcze gorzej. Dzisiaj, w poniedziałek, jest dzień żebraków. Ale Bóg dał nam jeszcze piątek, dzień "arystokracji" - podupadłych gospodarzy i garbusów. Wilno słynie na cały świat Gaonem Wileńskim i wileńskimi żebrakami. 

Alterke nie kończy, gwałtownie przesuwa się ku krawędzi bramy i zagradza drogę komuś, kto niepostrzeżenie chce się wślizgnąć na podwórko. 

Stanął przed nim sam Rasputin. 

Cwany żebrak poczuł, że znajdzie tłusty kąsek pośród bogatych gospodyń w gęsiarni. Wystarczyło jedno spojrzenie, by zrozumiał, że Alterke Handlarz Gęsiną strzeże wejścia. Chciał się zakraść do bramy, jak wrogi żołnierz zakrada się do oblężonej twierdzy, gdy zasną jej straże. Alterke zauważył go jednak wcześniej i udaremnił jego plany. 

W Alterce wrze, lecz przemawia do żebraka tak grzecznie, tak wytwornie, jak Liza, jego żona, kiedy rozmawia ze swoimi klientkami po rosyjsku: 

- Widzę, że pani zabłądziła. Czy mogę się dowiedzieć, kogo pani szuka? 

Jak świat światem, nikt jeszcze nie odmówił Rasputinowi jałmużny. Gdy nie pomagają już żadne jego sztuczki, marszczy czoło, tak, że powieki same się wywijają, krwistoczerwone od zapalenia spojówek. Przechodnia ogarnia wtedy taka odraza, że pozwala się oskubać do ostatniego grosza. 

Rasputin, widząc że nie wyminie Alterke Handlarza Gęsiną, przygląda mu się małymi szparkami oczu i postanawia... wojna. 

Ulica wstrzymuje oddech, każdy niecierpliwie czeka na ten pojedynek. 

Rasputin poprawia na szyi szalik zawiązany na wiele supełków, jakby każda z jego siedmiu żon zrobiła jeden supeł, by się nie przeziębił. Potem odkaszlnąwszy, skacze ku Alterce na czubkach palców tak zwinnie i miękko, jak demon na kurzych łapkach. Zgina mocno kolana, aby niski Alterke Handlarz Gęsiną mógł jak pan spojrzeć z góry na niego, żebraka, po czym wyciąga dłoń: 

- Dajcie jałmużnę! 

Alterke zagląda w dłoń, obserwuje linie szczęścia wyrzeźbione na ręce żebraka, ziewa i pyta, jakby nie słyszał: 

- Czego chcesz, żebym tu napluł? 

Żebrak, który zdążył już zrobić żałosną minę, wywijając chore powieki, aby wywołać obrzydzenie w Alterce Handlarzu Gęsiną, cofa się nagle i pyta niezwykle zdziwiony: 

- Kto, ja? 

- A z kim rozmawiam, z wileńskim rabinem? - Alterke Handlarz Gęsiną wzrusza ramionami. - Czego chcesz? 

- Parchu! - rozbrzmiewa na całej uliczce okrzyk żebraka. - Chamidło! Do kogo mówisz "ty"? 

Alterke osłupiał, tego się nie spodziewał. Rasputinowi można napluć w twarz, najwyżej powie, że pada deszcz, a tu nagle bije się pięścią w piersi: 

- Wiesz, z kim rozmawiasz? Wiesz, kim jestem? 

Alterke ma ochotę rzucić Rasputinem jak kupą kurzych flaków, ale nie chce dać satysfakcji swoim sąsiadom, którzy stoją wokół bramy i niecierpliwie czekają na skandal. "Mały to dla mnie zaszczyt bić się z żebrakiem" - myśli Alterke. Próbuje zatuszować całą sprawę dowcipem, kpiąc dobrodusznie z Rasputina. 

- Skąd mam wiedzieć, z kim rozmawiam? Powiedz mi zatem, kim jesteś? 

- Kim jestem? - pyta Rasputin i przez chwilę milczy, jakby w żaden sposób nie mógł sobie przypomnieć, kim jest. - Kim jestem? Ty chamie! Kim bym nie był, nie pozwolę, byś mnie tykał. 

Gdy w Alterce wzbiera gniew, może rozerwać człowieka na strzępy, lecz nie chce się narażać na pośmiewisko. Przychodzi mu do głowy, że Rasputin odegrał przed nim tę scenę, by dostać jałmużnę. Wyjmuje monetę i mówi z pogardą: 

- Po co wyczyniasz te swoje psie sztuczki? Bierz, co ci dają i zabieraj się stąd! 

- Idź do ziemi razem z twoimi pieniędzmi! - krzyczy Rasputin jeszcze głośniej. 

W tej samej chwili z sąsiednich uliczek przylatuje siedem żebraczek - spoconych, z potarganymi włosami, o głodnym spojrzeniu. Dostrzegają Alterke Handlarza Gęsiną z monetą na wyciągniętej dłoni. Rzucają się ku niemu jak stado czarnych kruków, jak oszalałe wiedźmy: 

- Dajcie jałmużnę! 

- Nie brać! - krzyczy rozkazującym tonem Rasputin. 

Kobiety rozglądają się przerażone i zdumione. Dostrzegają grupę ludzi z jednej strony, Alterke Handlarza Gęsiną w bramie z drugiej, a w środku - dumny, wyprostowany - stoi ich mąż i władca. Żebraczki otwierają usta i już płynie potok przekleństw. 

- Cisza! - rozkazuje Rasputin. - Nie będziemy żebrać na tej śmierdzącej ulicy. Idziemy. 

Kobiety milkną jak owieczki, poprawiają sobie włosy i chustki na głowach, i posłusznie odchodzą jedna za drugą. Ostatni idzie Rasputin z wysoko uniesioną głową, nie patrząc na nikogo z tłumu ciekawskich. 

Alterke Handlarz Gęsiną stoi jak przykuty do miejsca. Nie pobiegnie przecież z zaciśniętymi pięściami za żebrakiem, a z kolei na to, by odejść z bramy przegranym, nie pozwala mu jego duma. Na szczęście z pomocą przychodzi żona. Była cały czas zajęta obsługiwaniem swoich klientek w gęślarni, nie słyszała, co się dzieje na zewnątrz. 

- Alter! - jej głos dochodzi z podwórka. - Alter, gdzie jesteś? 

- O co chodzi, Lize? - specjalnie krzyczy głośno, aby ulica usłyszała, że ktoś go woła. Spogląda lekceważąco na swoich sąsiadów i pokazuje palcem w stronę, w którą odeszły żebraczki: 

- Jesteście warte jedna drugiej! - śmieje się wszystkim na złość i wchodzi na podwórko. 

Sklepikarze, którzy do tej pory milczeli z obawy, by Alterke nie rozprawił się z nimi, okazują jawną satysfakcję, gdy tylko znika. 

- Wszędzie wtyka swój nos, ale nikt nie chce mieć do czynienia z jego niewyparzoną gębą. Tym razem przeszedł samego siebie. Aj, ale Rasputin mu dołożył! Dobrze zrobił! 

- Rasputinowi można rzucić w twarz zdechłego kota, a nie obrazi się, dlaczego więc tym razem tak się wkurzył? 

- Rasputin jest przyzwyczajony do tego, że przegania się go jak natrętną muchę, nie chcąc dać jałmużny. Ale tym razem widział, że Alterke drażni się z nim. Uraziło to jego dumę. Przecież jest cesarzem żebraków! 

Hackel Sprzedawca Żywności wzdycha głęboko i mówi, wznosząc oczy ku niebu: 

- Oby tak Rasputin zabronił wszystkim biedakom żebrania na naszej ulicy, jak zabronił swoim żonom! 

Mama nie miesza się do rozmowy. Siedzi przy swoich koszykach i myśli: "Żebrak też człowiek i gdy ktoś go zawstydzi, może się wkurzyć". 

Nagle spostrzega, że dzień minął, a ona dzisiaj prawie nic nie zarobiła. Zaczyna nawoływać klientów: 

- Jabłka winne, jabłka winne! Butelki wina, butelki wina... 

Przełożyła Magdalena Ruta

Krasnogruda nr 13, Sejny 2001, Pogranicze.