Krasnogruda nr 6. DAWID WARSZAWSKI: Sarajewo.

Krasnogruda nr 6. DAWID WARSZAWSKI: Sarajewo.

Choć miejsce, w którym leży Sarajewo, zamieszkiwane było od średniowiecza, na znaczeniu zyskało dopiero pod koniec XV wieku po podboju tureckim. Mimo, że oddalone od głównych szlaków handlowych, Sarajewo przekształciło się wkrótce w swojego rodzaju centrum uzdrowiskowe i kulturalne. W tym czasie miasto zaczęło się rozwijać wzdłuż rzeki i w dolinach między wzgórzami. 

Zainteresowanym Sarajewem potrzebna jest mapa, gdyż geografia stanowi w jego wypadku czynnik o pierwszorzędnym znaczeniu. Chcąc pokazać Sarajewo w ogólnym zarysie, trzeba narysować miasto otoczone górami i poprzecinane w wielu miejscach płynącą przezeń rzeką Milajcką, która tak naprawdę jest tylko dużym strumieniem.

Sarajewo było u zarania miastem w zasadzie tureckim, a co za tym idzie - muzułmańskim, ale - co należy podkreślić - równocześnie i słowiańskim. Miastem tureckim, gdyż rozbudowały je władze tureckie, muzułmańskim z racji wyznania większości jego mieszkańców w wieku XV i XVI, a też słowiańskim, gdyż muzułmanie bośniaccy byli z pochodzenia Słowianami, którzy po podboju tureckim przeszli na islam. 

Równie ważny dla zrozumienia postaci, jaką przybrał konflikt w ostatnich latach, jest przedstawienie struktury społecznej Sarajewa. Muzułmańska ludność Bośni była przede wszystkim ludnością miejską. Przejście na islam, czyli religię panującą, ułatwiało awans społeczny w społeczeństwie muzułmańskim. Bośniacy, którzy pozostawali przy wierze chrześcijańskiej (czy to katolickiej, czy prawosławnej) byli upośledzeni i dyskryminowani. W pewnym uproszczeniu można stwierdzić, że muzułmańskiemu miastu odpowiadała w zasadzie chrześcijańska wieś. To "w zasadzie" jest o tyle istotne, że system osmański był względnie tolerancyjny dla wspólnot nie-muzułmańskich, które przystawały na absolutną przewagę władzy tureckiej i opłacały specjalne podatki, pozwalając im na organizowanie życia społecznego wokół milletów, czyli gmin wyznaniowych uznawanych przez państwo osmańskie, i na znaczny stopień samorządu. Bośnia stała się wkrótce jedną z głównych prowincji imperium osmańskiego, w której dobrze było rozpoczynać karierę. Za dobitny przykład posłużyć może kariera Sokolovicia, wielkiego wezyra osmańskiego z XVI wieku. 

Przekształcenie Bośni w ważne centrum polityczne spowodowało znaczny wzrost znaczenia miast tej prowincji. Sarajewo zaczęło się rozrastać. U boku Baščaršiji, najstarszej dzielnicy, o przeważająco muzułmańskim charakterze, rozwinęły się trzy nowe dzielnice (po turecku mahalas, dzielnica, w której żyją ludzie jednego wyznania): katolicka, żydowska i prawosławna. 

Struktura miasta odzwierciedla dość dokładnie strukturę imperium osmańskiego. Cztery mahale współistniały obok siebie, każda rozrastała się w kierunku wzgórz przez budowę nowych domów. Niemniej jednak istniała i przestrzeń wspólna dla wszystkich społeczności wyznaniowych zamieszkałych w mieście, zlokalizowana w głównej mierze wokół rynku. W mieście kupieckim, jakim było wówczas Sarajewo, rynek stanowił par excellence miejsce spotkań i powiązań mieszkańców czterech mahali. W sferze prywatnej Bośniacy żyli oddzieleni wyznaniem w osobnych dzielnicach, natomiast w sferze publicznej, w administracji i handlu, istniała tendencja do wchodzenia we wzajemne związki. Być może najbardziej charakterystyczną cechą dzielnicy Baščaršija jest to, że była jednym z rzadkich miejsc w Europie - trudno byłoby znaleźć inny przykład, gdzie na terenie niespełna jednego kilometra kwadratowego mieścił się meczet, synagoga, kościół katolicki i cerkiew prawosławna. Chodzi tu o ważny i konkretny dowód zaufania i wzajemnej tolerancji tych wspólnot. 

Widać to w sposób najbardziej uderzający na przykładzie Żydów. W chrześcijańskiej Europie żydowscy przybysze byli na ogół odseparowani od reszty mieszkańców, wyrzuceni poza granice miasta, czasem nawet odgrodzeni ze względu na własne bezpieczeństwo. Sarajewscy Żydzi nie bali się najwidoczniej postawić swej synagogi między głównym meczetem a głównym kościołem katolickim; wydawało im się to wręcz rzeczą naturalną. Jeśli uświadomić sobie, że te cztery świątynie zlokalizowane są przy głównym rynku, gdzie odbywał się targ, widać wyraźnie jak doszło do tego, że cztery wyznania (gdyż mówienie o narodowościach odnośnie tego czasu byłoby nie na miejscu) potrafiły zapewnić sobie harmonijne współżycie. Wygnani w 1492 roku z Hiszpanii Żydzi sefaradyjscy napłynęli masowo do Sarajewa, gdzie zostali nie tyle wpuszczeni, co powitani przez Sułtana, który uznał, że hiszpański król oszalał pozbawiając się tak znakomitych fachowców. Sarajewo wybrali nie tylko ze względu na handlowy charakter miasta, ale i na jego najwidoczniej już długą tradycję współistnienia różnych wspólnot wyznaniowych. 

Taki rozwój Sarajewa trwał do połowy XIX wieku i, za wyjątkiem gwałtownego stłumienia buntów chłopskich, jego historię cechuje imponująca tolerancja. 

W 1878 roku na mocy traktatu berlińskiego Sarajewo przeszło pod panowanie austriackie i to mimo, że Bośnia była oficjalnie częścią imperium osmańskiego. Zarządzając miastem Austriacy przyczynili się do rozbu-dowy miasta i do jego dalszego przekształcenia. Miasto podzielone na cztery mahale zaczynało już w tym czasie wspinać się na wzgórza i rozwijało się też wzdłuż rzeki Miljacki. Austriacy postawili wiele ważnych budynków publicznych na brzegach rzeki, w których pompatyczność, charakterystyczna dla architektury austriackiej tej epoki, łączyła się z tym, co architekci wiedeńscy uznawali za styl wschodnioeuropejski. Stworzyli również prawdziwe centrum miejskie wyposażone w imponujące budynki publiczne, wznoszące się wzdłuż przyszłej alei marszałka Tito i rozbudowali nową dzielnicę Marindvor. 

Panowanie austriackie przyniosło poważne zmiany charakteru zabudowy miejskiej. Do ich przybycia mieszkańcy Sarajewa z czterech mahali zamieszkiwali domy w stylu osmańskim, oddzielone od ulicy wysokim murem a otwarte na wzgórza i przyrodę. Dynamikę ówczesnej zabudowy, łączącej z jednej strony otwarcie na zewnątrz z ogrodzeniem się od ulicy z drugiej, najtrafniej opisał Dževad Karahasan, intelektualista z Sarajewa, w książce Sarajewska sevdalinka1. Otwarcie domu od tyłu nie wymagało stawiania od tej strony muru, bowiem w budownictwie tej epoki mur chronił jedynie prywatność rodziny a nie jej bezpieczeństwo. Ten typ zabudowy nie był typowy dla miast osmańskich, ale raczej dla małych miast XVIII i XIX wieku i trwał do przybycia Austriaków, którzy wprowadzili architekturę typu środkowoeuropejskiego - wielkie piętrowe budynki, które wykluczały możliwość utrzymania tego typu odgrodzenia od ulicy. 

Marindvor było prawdopodobnie pierwszą dzielnicą mieszkalną Sarajewa zasiedlaną jako dzielnica wieloetniczna. Jednak wieloetniczność na wzór austriacki była nie do pogodzenia z dotychczas obowiązującymi zasadami oddzielenia i utrzymywania różnic między społecznościami wyznaniowymi. Dla Austriaków wieloetniczność miała się mieścić w ramach cesarstwa austro-węgierskiego; jej wyrazem miało być powszechne użycie języka niemieckiego i przyjęcie europejskiego sposobu życia. W takim rozumieniu wieloetniczności przynależność religijna miała się ograniczać do sfery prywatności i znajdować swój wyraz w czterech ścianach domu. Zakładano, że wraz z przekroczeniem jego progu, każdy, niezależnie od wyznania, zachowa się jak człowiek normalny, czyli dziewiętnastowieczny wiedeńczyk. Nie było to łatwe dla mieszkańców Sarajewa nawykłych odnosić się do siebie nawzajem przez pryzmat określonej społeczności wyznaniowej. Niemniej jednak tygiel etniczny i towarzysząca mu szansa awansu społecznego i politycznego okazały się atrakcyjne dla młodych, za wyjątkiem muzułmanów, którzy w pierwszych dwudziestu latach panowania austriackiego byli dyskryminowani i traktowani jak obywatele drugiej kategorii. Austriacki model asymilacji okazał się atrakcyjny również dla Żydów. Pod administracją austro-węgierską Sarajewo otworzyło się na nowoczesność i mimo, że dawne mahale nadal istniały i pełniły swoją rolę, powstał alternatywny model życia w mieście. Był to model austriacki, czyli środkowoeuropejski, prywatnej tożsamości wyznaniowej i rodzinnej oraz publicznej asymilacji. Austriacy popierali katolików i częściowo Żydów kosztem Muzułmanów. Oficjalna wersja tej polityki głosiła, że wejście do Europy wymaga edukacji ludności muzułmańskiej, edukacji, która uczyni z niej ludzi kulturalnych w dziewiętnastowiecznym pojęciu tego słowa. Muzułmanie zareagowali na to wycofaniem się, a następnie w wielu wypadkach emigracją. Była to pierwsza fala emigracji bośniackiej do Turcji; wyjechało wówczas 250 tysięcy osób, których potomkowie żyją dziś w Turcji. Warto zanotować, że w czasie wojny w Bośni Turcy bośniackiego pochodzenia zorganizowali się, by domagać się bardziej aktywnej interwencji swego kraju w swojej dawnej ojczyźnie. 

Na przełomie wieków Muzułmanie bośniaccy, dostosowawszy się do nowych praw i obyczajów, zaczęli się organizować, najpierw z myślą o wywalczeniu gwarancji autonomii religijnej, a następnie możliwości religijnego kształcenia dzieci. Te koncesje wywalczyli, choć nie bez oporów. W 1914 roku zamordowanie arcyksięcia Ferdynanda przez Gavrilo Principa w Sarajewie dało początek pierwszej wojnie światowej. Morderstwo, wynik dotychczas nie rozszyfrowanego a rozległego spisku zawiązanego w Serbii, przyniosło jako bezpośredni skutek pogrom Serbów podżegany przez urzędników austriackich, a dokonany rękoma części mieszkańców. Był to pierwszy poważny przykład konfliktu międzyetnicznego w samym Sarajewie, następne miały mieć miejsce dopiero w czasie drugiej wojny światowej. 

W 1919 roku Sarajewo wraz z resztą Bośni weszło w skład nowego królestwa Słowenów, Chorwatów i Serbów, zwanego Królestwem Jugosławii. Mimo, że oficjalna historiografia jugosłowiańska opisuje przyłączenie Bośni, podobnie jak Chorwacji, jako wyzwolenie tych ziem, to było ono odebrane, zwłaszcza w Bośni, jako obca okupacja. Był to początek bitwy o panowanie nad Bośnią. Serbowie twierdzili że Bośniaccy Muzułmanie są nawróconymi Słowianami pochodzenia serbskiego, drudzy, że chorwackiego. Zarówno Serbom, jak i Chorwatom wydawało się rzeczą normalną, by Bośniacy wrócili do katolickiej bądź prawosławnej wiary swych przodków. Innymi słowy, by stali się na nowo Serbami lub Chorwatami. Przywiązanie muzułmanów bośniackich do islamu wydawało się dowodzić istnienia spisku tureckiego wymierzonego przeciwko nowemu państwu jugosłowiańskiemu. Ówczesny serbski przywódca Zoltan Pavlic oświadczył w 1917 roku, że w dniu, w którym armia przejdzie Drinę, czyli rzekę dzielącą Bośnię od Jugosławii, zwolennicy Turków dostaną 24 godziny na to, by nawrócić się na wiarę przodków, uciec lub zostać zabitym. Tak się rzeczywiście w wielu regionach Bośni stało. Początek Nowej Jugosławii w Bośni stanął więc raczej pod złym znakiem. Samo Sarajewo zostało oszczędzone, większość konfliktów miała miejsce na wsi, ale zgodnie ze świadectwem brytyjskiej pisarki Rebecci West, która odwiedziła Sarajewo w latach trzydziestych, sprawiało ono wrażenie miasta pokonanego, w którym większość muzułmańska usiłowała żyć ze spuszczoną głową pod nowym reżimem, który, co było widoczne, zaledwie tolerował jej istnienie. Niemniej jednak okres międzywojenny był czasem rozwoju miasta, które rozrosło się poza Marindvor i rozbudowywało na wzgórzach. Wraz z industralizacją, wkraczającą do Sarajewa podobnie jak do całej Jugosławii, napływała do miasta ludność ze wsi. Okres ten nie pozostawił po sobie żadnego większego projektu architektonicznego, a Sarajewo mało się zmieniło w stosunku do swego wyglądu sprzed 1918 roku. Integracja nowo przybyłych dokonywała się nie w systemie dawnych mahali, które już w tym okresie nie spełniały swej roli, a w nowych miejskich strukturach kulturalnych. Nie sprawdzał się już model asymilacji austro-węgierskiej, skoro przyjmowanie tamtejszych mód i obyczajów stało się w przedwojennej Jugosławii, budowanej w opozycji do Austro-Węgier, synonimem austropatriotyzmu. Nie sprawdzał się już więc żaden z wcześniejszych modeli asymilacji. Napływająca do miasta młodzież wiejska, czyli głównie serbska, poszukująca w nim pracy i wykształcenia nie znajdowała dla siebie miejsca ani w Sarajewie tureckim, ani austro-węgierskim i żyła w opozycji do Sarajewa i na jego marginesie, wiedząc, że miasto jej nie zaakceptuje i nie wiedząc jak sobie z tym poradzić. Uruchomiło to bombę z opóźnionym zapłonem, która prawdopodobnie i tak prędzej czy później by wybuchła, gdyby nie druga wojna światowa. 

Podczas drugiej wojny światowej Sarajewo stało się sceną niezwykle krwawych walk między żołnierzami co najmniej pięciu armii: dwóch okupacyjnych - niemieckiej i włoskiej, które różniły się co do swych celów politycznych i wspierały różne strony wojny jugosłowiańskiej oraz armii serbskich czetników zmierzających do ustanowienia etnicznie czystej Wielkiej Serbii i chorwackich Ustaszów, którzy dążyli od Serbów do oczyszczonej etnicznie Wielkiej Chorwacji i mieli znacznie szersze pole manewru, gdyż reprezentowali władze okupacyjne, podczas gdy Serbowie reprezentowali podziemie, wreszcie partyzancką armię Tito. Dla Sarajewa najdonioślejszym skutkiem wojny stała się deportacja i eksterminacja dużej części jego żydowskiej ludności. Dla wielu Sarajewian los Żydów pozostaje po dziś dzień tajemnicą, gdyż społeczność żydowska nie była stroną konfliktów jakie dzieliły sarajewskie wspólnoty etniczno-wyznaniowe. Od początku napięć etnicznych w mieście uznawano ich za grupę neutralną i mieszkańcom trudno było zrozumieć, że wojsko chce deportować i mordować grupę sarajewian, która nikomu nie wchodzi w paradę. Jedną z konsekwencji było ukrywanie Żydów przez wielu sarajewian. Jest to jedna z niewielu dobrych rzeczy jakie można powiedzieć o tamtej wojnie. Nikt o tym w swoim czasie nie mówił, gdyż do niedawna Sarajewianie, którzy ratowali Żydów, nie wiedzieli, że można się chlubić tym, że pomaga się sąsiadom w potrzebie. Z drugiej zaś strony większość Sarajewa, a przede wszystkim muzułmanie, chcąc sobie zapewnić obronę przeciwko czetnikom i partyzantom, przyłączyła się do ustaszów. Przyciągała ich również ideologia chorwacka, głosząca, że Muzułmanie bośniaccy są elitą Chorwacji, najczystszą częścią rasy chorwackiej. Nie mogło to pozostać bez wpływu na ludność od tak dawna już dyskryminowaną i uciskaną. 

Od roku 1945, wraz z nastaniem Jugosławii radzieckiej, Sarajewowi zaproponowany został nowy model współżycia międzyetnicznego. W odróżnieniu od czasów osmańskich, które charakteryzowało podtrzymywanie różnic między wspólnotami, nie było już akceptacji dla idei zróżnicowania, traktowanego jako czynnik wzbogacający miasto. Nie chodziło też, w odróżnieniu od czasów austriackich, o przyjęcie narzuconego z zewnątrz modelu rozwoju. Zarazem jednak nie pozwolono by sami mieszkańcy dopracowali się właściwego rozwiązania. Idea Jugosławii, która odgrywała kluczową rolę w ideologii titoizmu, kładła nacisk na to co wspólne dla wszystkich Jugosłowian. Wydawała się o tyle pociągająca dla Jugosławii, a szczególnie dla Bośni, że nie wymagała poświęcenia jej własnej tożsamości. Wystarczyło przyjąć, że istnieje ideologia, która wykracza poza nią i zgłosić do niej akces. Ideologia jugosłowiańska wnosząca idee braterstwa i jedności jugosłowiańskiej zapewniała praktyczne rozwiązanie problemu przesiedleń ludności z okresu drugiej wojny światowej. Wychodzono z założenia, że zbrodniarze wojenni, powinni zostać osądzeni, że ludzie zostali oszukani przez swych przywódców, a od tej pory mogli już puścić przeszłość w zapomnienie, gdyż nie musieli już być Serbami, Chorwatami czy Muzułmanami a mogli być Jugosłowianami. Zatem nic już nie miało ich podzielić. W kraju tak dotkniętym przez wojnę jak Bośnia, model ten okazał się niezwykle atrakcyjny i należy stwierdzić, że funkcjonował on względnie dobrze przez następnych 45 lat. Dotyczy to zwłaszcza Sarajewa, gdzie dzięki niemu różnorodne grupy etniczne zamieszkujące miasto uzyskały wspólną tożsamość, czyli alternatywę wobec groźby potencjalnych konfliktów. 

Według spisu ludności z 1991 roku Sarajewo liczyło już około 22 proc. Jugosłowian, czyli osób, które wolały się określić jako Jugosłowianie a nie Muzułmanie, Chorwaci czy Serbowie. Muzułmanie zostali uznani jako osobna narodowość w ostatniej konstytucji jugosłowiańskiej z 1974 roku. W młodszych pokoleniach udział małżeństw mieszanych sięgnął 45 proc. Sarajewo jest jednym z miejsc byłej Jugosławii w której jugosłowiański model integracji odniósł największy sukces. I mimo, że po gorzkich doświadczeniach ostatnich lat i utożsamienia Jugosławii tylko z dwiema z jej sześciu republik - Serbią i Czarnogórą - słowo Jugosławia nie cieszy się już oficjalnie wzięciem, to prywatnie wiele osób przyznaje się do tego, co Chorwaci nazywają z pogardą "jugonostalgią". Model ten nie był zatem jedynie oficjalną fasadą, nie był tylko pozorem na użytek władz. Był akceptowany, a nawet bliski wielu ludziom. Do tej pory nie znam przynależności etnicznej wielu ze swych sarajewskich przyjaciół. Nie podali mi jej, a ja nie widziałem powodu, by się o nią dopytywać. Wraz z wybuchem wojny w Bośni model integracji jugosłowiańskiej był skazany na porażkę, mimo a może właśnie z powodu jego sukcesu. Pierwszym obiektem ataku był właśnie wyjściowy model jugosłowiański, według którego "możemy żyć razem". Hasłem przywódców Serbów bośniackich, neoczetników Karadzicia i Mladicia, stało się: "nie możemy żyć razem". Odmowa współistnienia stanowiła wyjściowy aksjomat i pierwszy czynnik konfliktu. Założeniem neoczetników było, jak to wielokrotnie wykładał Karadzić, że walka nie toczy się o zyski terytorialne, a o podział Bośni. Gdyż według Karadzicia, historia już udowodniła, że "nie możemy żyć razem". A ponieważ było dokładnie na odwrót i Bośniacy potrafili razem żyć, z tym większą zaciekłością niszczono dowody możliwości wspólnego istnienia. W 1991 roku, gdy wybuchła wojna w Chorwacji, Bośniacy, chcąc uniknąć przeniesienia tamtejszego konfliktu do siebie, dbali o zachowanie jak najdalej idącej ostrożności wobec swych serbskich sąsiadów. 

Rząd bośniacki zgodził się na wycofanie jednostek wojska jugosłowiańskiego z Chorwacji na terytorium bośniackie; chcąc uspokoić Serbów prezydent bośniacki rozbroił samoobronę terytorialną by widzieli, że nic im ze strony Bośniaków nie grozi. Izetbegovic powtarzał, że "nie będzie wojny w Bośni, gdyż aby walczyć muszą być dwie strony" a "my walczyć nie będziemy". Sarajewscy przyjaciele opowiadali mi, że kiedy zobaczyli w telewizji wybuch walk w wieloetnicznej dzielnicy Gorbavica uznali, że tamtejsi mieszkańcy zwariowali. Tak, jakby Gorbavica leżała na księżycu a nie o cztery kilometry od ich własnej dzielnicy Ciglana. Czy trzeba dodawać, że w niecały miesiąc potem ich dom został zbombardowany? Pierwsza nieudana próba przejęcia władzy w Sarajewie przez serbskich nacjonalistów miała miejsce 4 kwietnia 1992 roku w trakcie wiecu pod hasłem "chcemy żyć razem", kiedy zbrojna gwardia przywódcy Serbskiej Partii Demokratycznej Karadzica zaatakowała uczestników i została pokonana przez tłum. W tym okresie, czyli w marcu-kwietniu 1992 roku Sarajewo pozostawało ostatnią legendą, ostatnim bastionem wieloetnicznej Bośni. Władze bośniackie kontrolowały nadal większą część miasta, choć od kwietnia 1992 roku linia frontu ustabilizowała się mniej więcej wokół Sarajewa. Rząd bośniacki utrzymywał stałą kontrolę nad Bastasią. Z najważniejszych dzielnic Sarajewa jedynie Garbavica została przejęta przez Serbów. Niemniej jednak Sarajewo zostało odcięte od reszty kraju i pozostało enklawą. Od momentu przejęcia kontroli nad lotniskiem przez Serbów miasto zostało objęte całkowitą blokadą. Z resztą świata połączone już było jedynie tunelem pod lotniskiem. Do niedawna nie było innego dostępu do Sarajewa. Tak więc Sarajewo stało się miastem frontowym. 

Była to jedna z najdziwniejszych linii frontu w dziejach współczesnych wojen, skoro armia, która przez trzy i pół roku bombardowała Sarajewo, zabijając, według szacunków rządu bośniackiego, 10.500 osób twierdziła, że robi to w imieniu Serbów bośniackich, podczas gdy 40 tysięcy z 218.000 mieszkańców miasta było Serbami. Ci ostatni ukrywali się w Sarajewie i nie czuli się w żadnej mierze by ich reprezentantem był wojowniczy i nacjonalistyczny Karadzić z gronem swych popleczników. Zastępcą naczelnego dowódcy sił bośniackich był Serb. Niemało też było Serbów w bośniackiej administracji. Co ważniejsze, sarajewska cerkiew prawosławna pozostała otwarta przez całe oblężenie. Nie trzeba wyjaśniać, że mało który z Serbów do niej uczęszczał. Ci ostatni, nie czując się pewnie, nie chcieli, by widziano ich w cerkwi, która niemniej jednak pozostawała otwarta. Co bardziej zaskakujące, mimo że w Sarajewie doszło do szeregu zabójstw Serbów, również z przesłanek nacjonalistycznych, nie doszło jednak do żadnego pogromu lub czystki, gdy tymczasem oddziały Karadzicia zdobywając Garbavicę urządziły tam pierwszą czystkę etniczną. Serbowie zmusili Muzułmanów do opuszczenia dzielnicy, a Chorwatom dali do wyboru odejście z Muzułmanami lub wstąpienie w szeregi serbskich sił bośniackich, by udowodnić, że i oni potrafią być porządnymi obywatelami. Jeden z moich przyjaciół z Garbavicy wykorzystał tę sposobność by przekroczyć linię frontu i uciec. Znajomy Chorwat zamieszkały w Sarajewie mówił mi, że Serbowie z prowincji nie mogli zrozumieć, jak mając możliwość zostania Serbem można wybierać degradujący status Muzułmanina. Mieszkańcy serbskiej dzielnicy Sarajewa mieli, jak się wydaje, dziwne uczucie, że znajdują się w najbezpieczniejszej części miasta. Choć i ona była sporadycznie bombardowana przez siły rządowe, trudno było to porównywać z trzy i pół letnią masakrą, jakiej doznała reszta Sarajewa. Paradoksem sytuacji, w jakiej żyli było to, że występująca rzekomo w ich obronie armia zabijała ich sąsiadów i znajomych. Sama armia serbska składała się nie z serbskich mieszkańców Sarajewa, ale z Serbów z prowincji, a też w dużym stopniu spoza Bośni (np. Czarnogóry). Brutalność ataków, ostrzał typowo cywilnych celów, takich jak Biblioteka Narodowa, poczta, Instytut Studiów Orientalnych, uniwersytet tłumaczy się, zdaniem Bogdana Bogdanovicia, wyjątkowo przenikliwego komentatora kulturowej strony konfliktu bośnia-ckiego, jako próba przekreślenia Sarajewa, będącego ucieleśnieniem pewnej idei. Dlatego też opisując atak na Sarajewo, Bogdanović użył terminu miastobójstwo. Uważam za bardzo trafną uwagę Bogdanovicia, że dla serbskich chłopów Sarajewo było odrażającym miejscem, w którym dochodzi do pomieszania narodowości, do zbękarcenia i niedopuszczalnego melanżu, którego owocem jest coś niejasnego, o zmiennej tożsamości, nie będące ani chorwackie, ani muzułmańskie, ani serbskie, coś, na czym nie można polegać, że zachowa się normalnie, czyli że stanie po stronie "naszych" przeciwko "tamtym". Instytucje, w których rodzi się ideologia stojąca za tym zbękarceniem, czyli uniwersytety, biblioteki, muzea budzą agresję chłopa, mieszkańca czystej etnicznie wsi. Uczelnie i muzea musiały zostać zburzone, bo tu złożone były dowody na to, że można żyć razem. Nic tak nie uderza jak systematyczne ataki na te instytucje. Niedługo przed rozpoczęciem wojny, w marcu 1992 roku na murze gmachu poczty sarajewskiej ktoś napisał wytłuszczonymi literami cyrylicą: "Tu jest Serbia", a następnego dnia ktoś inny odpisał alfabetem łacińskim: "Mylisz się kretynie, tu jest poczta". I w pewnym sensie o to w tej wojnie chodzi. 

O to, czy istotna jest flaga, jaka powiewa nad gmachem, narodowość urzędnika, który w nim siedzi, a zatem paszport, jaki trzeba mieć, żeby wejść na pocztę, czy też przeciwnie - możliwość wysłania z niej, na przykład, miłosnego listu do Australii. W tej wojnie przegrywa poczta jako poczta a wraz z nią pewna wizja Sarajewa. Jak bowiem powiedział bośnia-cki prezydent Izetbegovic - Sarajewo było właśnie tym wszystkim, czym Europa chce zostać, czyli miastem wieloetnicznym i tolerancyjnym, w którym można było zachować własną tożsamość etniczną a zarazem uczestniczyć w życiu publicznym, intelektualnym, religijnym, gospodarczym. W początku wojny sarajewianie wierzyli święcie, że Europa, mniejsza o zawartość tego słowa, przyjdzie im z pomocą, skoro broniąc Sarajewa bronili wartości, na jakich się ona opiera, i skoro walczyli z programem "Nie możemy żyć razem", który jest nie do pogodzenia z wartościami europejskimi. Pamiętam wrażenie schizofrenii, jakie odniosłem w czasie mojej pierwszej wizyty w Sarajewie w sierpniu 1992 roku. Podobnie jak każdy obserwator z zewnątrz widziałem, że wojna jest przegrana. Sarajewo było okrążone, bombardowane, oczywiste było, że żaden kraj w Europie nie szykuje się do jego obrony. Tymczasem mieszkańcy Sarajewa mimo ostrzału nie tracili uśmiechu i pogody ducha pewni, że nie minie kilka tygodni a doczekają się interwencji. Te ich ówczesne nastawienie bardzo mi wówczas w mojej pracy zawodowej pomogło. Pokazywano mi wszystko, co było do pokazania: zniszczoną bibliotekę, kostnicę, opustoszałe domy, gdyż mieszkańcy sądzili, że świat nie interweniuje, ponieważ nie wie lub wie zbyt mało o tym, co się tu dzieje, czyli że potrzebni są dziennikarze by nieść posłanie, co miało załatwić sprawę. 

W czasie późniejszych wizyt przyjaciele pytali mnie czy lubię wyprawy na safari. I muszę przyznać, że był to komentarz trafny ze względu na naszą niezdolność zatrzymania wojny. Było zatem coś z pornografii i podglądactwa w tym obserwowaniu oblężenia przez dziennikarzy zabiegających o lepszy reportaż czy lepsze zdjęcia. Sarajewo, pokonane przez oblegających, zostało też pokonane przez samych oblężonych. Od początku konfliktu miasto opuściło co najmniej sto tysięcy mieszkańców. Wyjechali przede wszystkim inteligenci, przedstawiciele wolnych zawodów, młodzież, ludzie wykształceni. Typ ludzi, który sprawia, że miasto żyje, najbardziej dynamiczni i aktywni, mający największe szanse na integrację w nowym miejscu pobytu. Ich miejsce zajęli uchodźcy z centralnej Bośni, nie przyzwyczajeni do życia w mieście i patrzący na nie z tą samą podejrzliwością, co zwolennicy Karadzicia. Pod ich wpływem doszło do głębokiej transformacji charakteru miasta. Widok muzułmańskich furmanek, niegdyś tu nie widzianych, stał się codzienny. To nie mieszkańcy Sarajewa przeszli na islam, ale do miasta przybyli tradycyjni muzułmańscy chłopi. Ponadto islamska dobroczynność dla Sarajewian przeznaczona była dla Muzułmanów. Żeby dostać mąkę w punkcie rozdawnictwa, kobieta musiała najpierw zasłonić twarz. Miasto zmieniło się z zewnątrz i od wewnątrz. W tożsamości bośniackiej pojawił się nurt fundamentalizmu i integryzmu, którego nie było przed wojną. Trudno się temu dziwić. Jeśli przez trzy i pół roku strzela się do ludzi nazywając ich Muzułmanami, muszą się nimi stać. Przed wojną, jak tłumaczył mi przyjaciel z Sarajewa, Serbowie nie chodzili do cerkwi a Muzułmanie do meczetu. Dziś jedni i drudzy chodzą do swych świątyń, gdyż wytłumaczono im, że to właśnie się liczy. Nie idą tam z radości by świętować wspólnego Boga, ale aby pokazać innym do czego należą, a od czego się odcinają. 

W ubiegłym roku bliski współpracownik przywódcy bośniackich Muzułmanów Ibrahim Spahić powiedział w wywiadzie, że w jego pojęciu małżeństwo mieszane gorsze jest od śmierci. Został bardzo jasno zrozumiany, a ludzie z małżeństw mieszanych zaczęli myśleć o opuszczeniu miasta, które już nie było takim, jakiego bronili. 

Chciałbym zakończyć myślą o Sarajewie mieście-granicy, które przegrało wojnę skoro, tak jak tego chciała za wszelką cenę międzynarodowa społeczność, Bośnia została podzielona na trzy państwa wreszcie czyste etnicznie. Sarajewo, zjednoczone lub nie, nie będzie już tym miastem, w obronie którego stanęli jego mieszkańcy w 1992 roku. Karadzić, który chce podziału Sarajewa, rozmawiał z byłym ambasadorem amerykańskim Warrenem Zimmermanem o wybudowaniu muru na podobieństwo berlińskiego, który by podzielił miasto. Taki mur tworzy już linia frontu i tam gdzie do marca 1996 roku linie frontu łączyły się na rzece Miljacce, na moście, który nosił naturalnie nazwę Mostu Braterstwa i Jedności znajdował się z jednej strony posterunek Serbów bośniackich, z drugiej posterunek rządowej armii bośniackiej. Sam most pilnowany był przez siły ONZ. Mimo, że zamiast muru jest rzeka, pełni on tę samą rolę, co dawny Checkpoint Charlie i budzi podobne odczucia. Ale zakładając, że Karadzić nie zdoła spełnić swych zamiarów i że niepodzielone Sarajewo stanie się stolicą "muzułmańskiego państwa bośniackiego", jaka przyszłość czeka zamieszkujących je 20 tysięcy Serbów? Nie walczyli o miasto, w którym będą obywatelami drugiej kategorii, a przecież miasto ma być muzułmańskie, nie chcą też przejść na drugą stronę, bo nie bili się o wizję państwa serbskiego prezentowaną przez Karadzicia. 

Nie przyjmie ich też wspólnota europejska, która stosuje twardą politykę nieudzielania Bośniakom wiz by uniknąć napływu uchodźców. Gdzie podzieją się ci przyjaciele, którzy nie podawali mi wtedy swej tożsamości etnicznej? Czy będą zmuszeni zadeklarować, że po rozpatrzeniu własnej genealogii zdecydowali, że ta lub owa część ich dziedzictwa wieloetnicznego jest ważniejsza od innej i że wobec tego po zastanowieniu się zdecydowali, że zostaną Muzułmanami, Serbami czy Chorwatami? Jakiś zasadniczy czynnik naszej tożsamości europejskiej został pokonany w Sarajewie. Nie wykluczone, że Sarajewo stanie się miastem, które określa dekadę, tak jak był nim w latach 30. - Madryt, 40. - Berlin, symbol horroru Reichu a następnie podziału miasta, w 50. Budapeszt, w 60. Praga, w 80. (70. lata nie mają swego miasta-symbolu) Warszawa i Nikozja. Mówiłem o entuzjazmie dla Europy, który sprawiał, że moi przyjaciele sarajewscy mówili latem 1992 roku o zwycięstwie, które nie miało nigdy nastąpić. Jeśli ktoś ośmieli się dziś z nimi mówić o Europie, odpowiedzą mu zapewne to, co i mnie: ""Nie wymieniaj przy mnie tego słowa: Europa jest tam na wzgórzach i strzela do mnie". 

Tak wyglądała sytuacja w sierpniu 1995 roku, kiedy tekst ten powstawał. Dziś mogę tylko potwierdzić pesymistyczne prognozy sprzed roku. Sarajewo zostało wprawdzie, na mocy porozumień z Dayton, zjednoczone pod suwerennością rządu bośniackiego, ale osiemdziesiąt tysięcy mieszkańców serbskiej jego części wolało uciec, niż dostać się pod władzę dotychczasowych przeciwników. Ich domy zajęli Muzułmanie, wygnani przez Serbów z innych części Bośni. Etniczny podział kraju dopełnia się. A poczta naprawdę przegrała wojnę. 

Przypisy: 
1 Dževad Karahasan: Sarajewska sevdalinka. Przeł. Danuta Cirlić--Straszyńska i Joanna Pomorska. Sejny 1995

Krasnogruda nr 6, Sejny 1997, Pogranicze.