Krasnogruda nr 6. ZDRAVKO MALIĆ.

Krasnogruda nr 6. ZDRAVKO MALIĆ.

Cała dla mnie Bośnia 

Śni mi się, że wędruję po Bośni wzdłuż i wszerz, z kosturem w ręku. I z tego elizejskiego błądzenia nie wracam. Ubośniony na zawsze. Ucieniony. Przez sen poniesiony. 

Śnię, że mnie synowa boszczalukiem obdarowała. Zawiniętym w płat płótna, to jest w boszczę, darem, jaki panna młoda może dać rodzicom pana młodego. 

Weź to, tatko, powiada, i niech ci posłuży w drodze. 

Za wszystko, czym jestem. Za mój dom - czardak ni to na niebie, ni na ziemi. Za mój zgubny smutek, na który nigdzie nie ma lekarstwa. Za moją gorycz.

A w boszczaluku - jedna zmiana bielizny, ręką matczyną wetknięte jabłko (skądże ty, mamo?) i cała dla mnie Bośnia: 

Ze wszystkimi drogami i dróżkami, ze wszystkimi wodami i łąkami, ze wszystkimi górami i pagórkami, ze wszystkimi polanami i wąwozami, ze wszystkimi pieśniami, rozmowami i milczeniem, z dziećmi, z młodzieżą i starszyzną, ze wszystkimi radościami i smutkami, nadziejami i spodziewaniami, ze wszystkimi narodami i wiarami, ze wszystkimi miastami, mieścinami, wsiami i przysiółkami, ze wszystkimi mahalami wokół meczetów i czarszijami wokół targów, i z sarajewską Baszczarsziją, z każdą ulicą, uliczką i ślepym zaułkiem, ze wszystkimi meczetami i kościołami, z każdym domem (także z tamtym na górze, nad Nemilą, przed którym całą noc pali się latarnia rozpraszając ciemność), z każdym podwórzem - avliją i z każdym obejściem, ze wszystkimi pastwiskami (na Vranicy, na Vlasziciu, na Zvijeździe, na Borii, na Romaniji i Glasincu, na Czemernem, na Grmeczu, na Kozarze, na Motajicy, na Majevicy), z każdą krową, owcą, koniem, psem, wilkiem, z każdym niedźwiedziem, z każdym zającem, borsukiem i jeżem, z każdą łasicą i lisicą, z każdym mrowiskiem i ulem, z każdą kurą, kogutem, z każdą gęsią i kaczką, i kozą, z każdą myszą (polną, domową, spiżarnianą), ze wszystkimi kotami, domowymi i podwórzowymi, z każdą wroną, kawką i sroką, z sikorką i wilgą, z każdym szpakiem, kosem i wróbelkiem, z jastrzębiem i jaskółką, z gołębiem i turkawką, z wysokim skowronkiem, z każdym zielem, z każdym pierwiosnkiem, z każdym rojnikiem, z każdą kiścią bzu, z każdym krzewem różanym, z każdym astrem, z każdą grządką, z każdą w ogródku piwonią i z każdym ogródkiem (od Kostajnicy do Fojnicy i od Zenicy do Srebrenicy), z każdym źdźbłem trawy, z każdym kłosem, z każdą kolbą kukurydzy, z każdym drzewem, ze wszystkimi polami uprawnymi i wszystkimi sadami, zwłaszcza śliwkowymi, z każdym kamieniem, z każdą grudą ziemi, z każdą porą, z każdą pogodą i niepogodą, z każdą chmurą i czystym niebem, z każdym wietrzykiem i każdym wichrem, z każdym pluskiem potoku, z każdym szmerem źródła, z każdym brzęczeniem pszczoły, z każdym górskim echem, ze słońcem na dziennym niebie, z księżycem na niebie nocnym, z pociągiem dudniącym w wąwozie rzeki Bośni, tam koło Vranduka, z wysoką Vrhbośnią i Dolnym Krajem, z każdym podróżnym, z każdym gospodarzem, z każdą matką i babką, ze wszystkimi domownikami, ze wszystkimi wnukami, z żywymi i umarłymi, z każdym grobem i każdą kolebką. 

Takim mnie synowa boszczalukiem obdarowała. Zobacz sam, powiada, co robić i dokąd pójść. 

I tak mi się śni, że wędruję po Bośni. Aby spokój znaleźć. Ukojenie. Miejsce spoczynku. Dom wieczny. 

Lato 1994 


Zaduszki 

Taki mały kraik Bośnia, a tyle zamętu. 

Jedyne wyjście. Naprzeciw. Od bana Boricia* do dziś. W nicość. 

Na każdego rycerza dwa wrone konie. Jeden, nie osiodłany, prowadzony za uzdę. Obydwa skradzione. Pod wytartym kożuchem, w pasie, parę złotników i garść banowców**. Bez wartości. I tak od noclegu do noclegu. Koniowi owies, junakowi młoda gospodyni.. I tak od Kreszeva i Sutjeski do Vranduka i Maglaja. Potem na Blagaj lub Derventę. I do przeprawy. Na drugi brzeg. Jeszcze tylko odwiązać tratwę, poderżnąć gardło przewoźnikowi. I każdy w swoją stronę, na koniu wronym. 

Pustą drogą, przez Bośnię splądrowaną. Szalony junak na rumaku ze zmierzwioną sierścią. Kożuch obrócił na drugą stronę. Uzbroił się w sękaty kij. Rozśpiewał się na całe gardło. Wrony płoszy, strachy rozgania. 

Biada krajowi, który nie ma Bośni. Nie, biada Bośni, którą ma kto inny. 

Naprawdę przez nią pozdychamy, przez Bośnię przeklętą. 

Cicha rzeka Bośni brzegi rwie. 

Puste drogi, pusta Bośnia. Karczmy pajęczyną zasnute. 

Nie ma targu - czarsziji nad Baszczarsziję, nie ma brzegu nad ten na Benbaszy***. 

Jednemu tłuste mięso, drugiemu siła męska, i zobaczymy, kto dłużej wytrwa. 

Sarajewianin jest i nie jest Bośniakiem. 

"Uciekły do was, żeby uciec, a nie żebyście je pomordowali". 

Jestem, który nie ma. 

Nasz grób w Dolcu zarósł chwastem, wąż na nim zrzucił skórę. Mama mówiła, a ona tam z ojcem spoczywa, że wąż przynosi domowi szczęście. Gdyby mnie zobaczyła takiego smutnego, pewnie by powiedziała: "Nie martw się, dziecko, niech tam. On też jest żywą istotą". 

Kobieta mówi: Wypędzili nas z domu. Krzyczą: "Uciekajcie!" Pobiegliśmy. Zaczęli strzelać. Pokładliśmy się na drodze. Córka pyta: "Co robić, mamo?" I wtedy ją zabili. 

Pogrobowcy. Wszyscy jesteśmy pogrobowcami. 

W Zagrzebiu, październik 1994 - marzec 1996 

* Borić - pierwszy znany ban bośniacki, XII wiek. 
** Banovac - dawny pieniądz chorwacki. 
*** Benbasza - sztuczne jezioro, miejsce spacerowe nad Miljacką, na przedmieściu Sarajewa 


W domu, którego już nie ma 

I znów jestem w Dolcu nad Laszvą, siedzę za stołem, przy niskim oknie, w domu Toncziki; odwiedziłem właśnie mały cmentarz na zboczu, za kościołem, gdzie leżą moi zmarli: pradziad Martin, dziadek i babcia, ojciec i mama, i stryj Marko ze swoją Danicą, w otoczeniu znajomych i tych, co wyjechali w świat, a potem, po śmierci, wrócili do domu. Całe podziemno-nadziemne sąsiedztwo. 

Siedzę tak za stołem, którego już nie ma, z moją Toncziką, której już nie ma, a która mówi: "Zaparzę teraz kawę, a ty mi opowiesz wszystko po kolei". 

Siedzę tak przy niskim oknie, rozsuwam białą jak hostia firaneczkę i spoj-rzeniem wspinam się powoli na wysoką górę, oświetloną zachodzącym słońcem. W domu, którego już nie ma.Tylko ten bliski cmentarz. Tylko ta wysoka góra. Tylko to nad górą ojczyste niebo.

Przełożyła DANUTA CIRLIĆ-STRASZYŃSKA

Krasnogruda nr 6, Sejny 1997, Pogranicze.