Krasnogruda nr 7. DRAGO JANČAR: Telewizja, czyli ględzenie o pluralizmie kulturowym.

Krasnogruda nr 7. DRAGO JANČAR: Telewizja, czyli ględzenie o pluralizmie kulturowym.

Jeśli rzeczywiście istnieje coś nowego w tak zwanym okresie przejściowym, to jest to z pewnością niemożliwy do powstrzymania "zalew" telewizji. Gdybyśmy chcieli sparafrazować Adamia, dziewiętnastowiecznego pisarza amerykańskiego, z pochodzenia Słoweńca, musielibyśmy powiedzieć, że zaraz za rolnictwem najważniejszym przemysłem Słowenii jest przemysł telewizji. Aż trudno uwierzyć, że dwumilionowa Słowenia ma od niedawna cztery stacje telewizyjne. Poza publiczną z trzema programami (dwa z Lublany i jeden, dwujęzyczny, słoweńskowłoski z Kopru), poza niektórymi lokalnymi stacjami, są jeszcze trzy nowe telewizje komercyjne. Mówi się, że jedna została powołana do życia za sprawą kapitału amerykańskiego, druga watykańskiego, a trzecia - byłych komunistów. Gdyby więc nadal istniało siedem dużych księgarń w Lublanie - czymże to jest wobec mnogości kanałów telewizyjnych, współzawodniczących, z rzadkimi wyjątkami, jedynie w tym, który będzie nadawał program gorszy i głupszy?

Gwałtowny rozwój myślenia technicznego przyniósł proste sposoby i przenoszenia wiedzy i informacji. Wiele rozsądnych osób było przekonanych, że fakt ten sam z siebie zmienia ludzi i społeczeństwo. Nie zdarzyło się jednak nic innego ponad to, że - zamiast gazet, zamiast kilkudniowego opóźnienia - sprowadzają do naszych domów ruiny i trupy z różnych miejsc świata jeszcze tego samego wieczoru albo kilka godzin po wydarzeniu. Krwawe dramaty w Rumunii, Związku Radzieckim i byłej Jugosławii pod koniec stulecia tylko potwierdzają jego nonsensowny, jałowy bieg. Po ideach, które przekształciły się w swoje niszczące przeciwieństwo, postęp technologiczny był dla nich wielką nadzieją tego wieku. Jego najbardziej rozpowszechniony i owocny rezultat ­ telewizja - wzbudził ogromne oczekiwania: wzrośnie moralna odpowiedzialność, społeczeństwa staną się bardziej uwrażliwione na kwestię praw człowieka, wzrośnie poczucie społecznej solidarności. Nie potrzeba już wielkich idei i ruchów, teraz mamy informatykę: różne koncepcje będą szybciej krążyły, zwiększy się zainteresowanie bardziej subtelnymi sprawami - etyką, sztuką, literaturą, filozofią...Na początku stulecia mamy myślenie i sztukę, na końcu technikę i politykę. Na początku bogatą różnorodność, na końcu coraz większą jednakowość. Jednolitość i jednakowość, o której śnili ideolodzy, pojawiła się inaczej niż mógł to sobie ktokolwiek wyobrazić. Nie zdołali jej zrealizować ani narodowi socjaliści, ani komunistyczne systemy, przyniosła ją technologia, a zwłaszcza media. Ideologia zaś, która poprzez swoją totalność próbuje ujarzmić historię (co się jej może na krótką metę udaje) i różnorodność życia (w czym nigdy nie osiąga sukcesu), jest najwyraźniej sprawą mijającego czasu. Nadchodzący czas postmoderny, tempo, w jakim żyjemy, przekształca swoim rytmem każdą prawdę w złudzenie. Dzisiejsza, postmodernistyczna prawda historii atakuje nas przez telewizję informacjami, domaga się nieustannego oblężenia albo przynajmniej sztywnego przemarszu przywódców państwowych po czerwonych chodnikach lotniska, w obecności stojących na baczność żołnierzy, przy dźwięku hymnów i salw, zadowala się komunikatami spoza zamkniętych drzwi. Czas postmoderny, zaślepiony nowym niepokojem, chce stworzyć obłąkańczą, technologiczną i produkcyjną wspólnotę "ujednoliconych" ludzi, którzy wszystko to, i sami siebie, coraz mniej rozumieją. Telewizja wcale nie umożliwiła większej różnorodności, lecz przez koncentrację idei i koncentrację informacji różnorodność tę zawęziła do wąskiej szparki świata. Przez nią, przez tę szparkę, wydobywają się technologiczne nowości, polityczne płycizny i powtórki z masowej rozrywki. Pod koniec stulecia media i zniewoleni przez nie ludzie sprowadzają życie do efektownej produkcji powierzchownych sensów. Jeśli na początku wieku naprawdę istniał pluralizm kulturowy, a właśnie Europa Środkowa była na to dowodem, to pod koniec wieku mamy do czynienia z monokulturą najmniejszego wspólnego mianownika. W kategoriach paradoksu trzeba potraktować fakt, że media nie przyniosły więcej kulturowej różnorodności, lecz bezgraniczne ujednolicenie. Nie przyniosły pluralizmu kulturowego, o którym tylko się gada i gada, wprost przeciwnie - globalną wioskę zamieniły w monotonną krainę monokultury... "Multikulti" jest bowiem jeszcze jednym pustym sloganem, już od kilku lat funkcjonującym w europejskim krwiobiegu, o którym się truje i ględzi na sympozjach i spotkaniach polityków, który służy jako przykrywka dla paneuropejskiej głupoty i braku kultury. Kulturalny, a więc twórczy lub przynajmniej ciekawy wszystkiego człowiek, zgodnie z definicją, jest człowiekiem zorientowanym pluralistycznie. Kultura, jeśli rzeczywiście jest kulturą, nigdy nie ma charakteru monokultury. Monokultura to problem dla agronomów, a nie dla twórców. Tymczasem telewizja nie jest kulturalna, nawet nie zamierza nią być. Słowenia wraz ze swoim szaleństwem telewizyjnym okresu przejściowego jest całkiem dobrym tego przykładem. 

Obniżają się wszystkie progi, znikają elity. Między gustem elitarnym a gustem większości oczywiście istnieją jeszcze dzisiaj różnice, nie ma co do tego wątpliwości. Tak zawsze było i będzie. Problem jednak polega na tym, że jednocześnie, wraz z chęcią podobania się, natychmiastowego efektu, przystosowania się do masowego gustu, granica płytkiej, powierzchownej monokultury przesuwa się ku górze, że podnosi się poziom tej wody. Obecnie coraz więcej elitarnych intelektualistów zajmuje się całkowicie nieistniejącymi problemami. Każdy trywializm natychmiast opadają zastępy analityków, psychologów, uczonych, i stosując wobec niego uczone sofizmaty, wyciągają z niego epokowe wnioski. 

Bogactwo życia i jego szalonej różnorodności, które na początku stulecia szerzy w książkach literatura, pod koniec wieku zostaje zredukowane do jednolitych fal wysyłanych przez media i wędrujących przez kontynent horyzontalnie. Oczywiście: Ziemia stała się płaska... 

Płaska stała się już wówczas, gdy za myślicielami zaczęli świat porządkować polityczni prostacy, aż wreszcie do końca wzięli go w swoje ręce. A potem ogołocili. I zdewaluowali do cna każdą ideę. Z ludźmi wizji zawsze były problemy, zawsze byli zbyt aktywni. Ludzie czynu, ludzie wizji, którzy dzisiaj wskazują nam nowy kierunek, kierunek technologicznego postępu i jego cudów, co sprawi, że świat stanie się idealny, są ulepieni z tej samej gliny, co wczorajsi ideolodzy. 

Na ideologicznych ruinach pod koniec stulecia mogła więc pojawić się nowa kultura: telewizyjna informatyka, triumf politycznych pragmatyków, którzy co minutę mają do dyspozycji całą globalną wioskę, kondensaty wartości artystycznych, przemysł rozrywkowy. 

Świat, co ledwie jeszcze istnieje, świat, co powstaje już nie z siebie, nie z myślenia o sobie, nie z obserwacji samego siebie - tak jak to było na początku wieku w literaturze i filozofii - lecz świat, co naśladuje telewizję, co chce żyć jak swoja własna, skondensowana kopia powstająca z pseudorealności. Jakiż to zwrot! Niegdyś artystyczna pseudorealność (aż po abstrakcję) rodziła się z rzeczywistości, obecnie - nowa, mimetyczna rzeczywistość rodzi się z pseudorealności mydlanej opery... 

Oczywiście w tej chwili już dawno przekroczyliśmy krąg pytań związanych z kwestią tak zwanego okresu przejściowego i wraz ze Steinerem będziemy musieli zastanowić się nad wspólnymi dla nas kwestiami, skądkolwiek byśmy przychodzili i dokądkolwiek byśmy podążali. 


Przełożyła Joanna Pomorska

Krasnogruda nr 7, Sejny 1997, Pogranicze.