Krasnogruda nr 7. JAN WIERZBICKI: Bośnia Ivo Andrica.

Krasnogruda nr 7. JAN WIERZBICKI: Bośnia Ivo Andrica.

Bośnia Ivo Andricia* 

Generacja młodych patriotów z roku 1914, zapaleńców, którzy stworzyli Jugosławię, zapaleńców mieszających się do polityki i parzących sobie przy tym ręce, zmuszona została do krytycznego przemyślenia spraw narodowych. I Andrić i Krleža szukać będą w historii przyczyn bałkańskiego zacofania, dzikości obyczajów, politycznej i kulturalnej "nędzy" Bośni i Chorwacji. Krležę bezkompromisowa, zaciekła i gwałtowna krytyka doprowadzi szybko do komunizmu. Andrić, pozbawiony temperamentu politycznego, przeżywać będzie te sprawy bardziej prywatnie, ale w rezultacie dotrze do podobnych wniosków. Nie posiadając takiego jak Krleža zacięcia teoretycznego wyrazi swoje poglądy w sposób mniej precyzyjny, w znacznej mierze przy pomocy kategorii metafizycznych. Koncepcję dziejów Bośni będzie jednak w swoich utworach formułował wciąż na nowo i stopniowo będzie dochodził do coraz bardziej wyrazistego jej przedstawienia. Najdobitniejszą pod tym względem wymowę ma napisany po drugiej wojnie światowej List z roku 1920

List z roku 1920 jest najcięższym oskarżeniem, jakie wypowiedział Andrić pod adresem swojego kraju. Oskarżycielem jest wprawdzie nie sam pisarz, lecz bohater opowiadania. Andrić nie utożsamia się z doktorem Lewenfeldem, dyskretnie zaznacza swoją "inność", odrębność w stosunku do szlachetnego kosmopolity. To jednak nie podważa w niczym sensu wywodów Lewenfelda o Bośni. Bo narrator opowiadania nie komentuje listu, który otrzymał od swojego znajomego z młodości. Nie zbija przedstawionych w liście racji opuszczenia Bośni na zawsze. Sam może postąpiłby inaczej, dziwi się trochę panicznej ucieczce doktora Lewenfelda. Nie odważyłby się na taką ostrość sformułowań. Nie chce jednak i nie może powiedzieć, że oskarżenie zawarte w liście jest nieprawdziwe. Przeciwnie, rozumie ważność postawionych zarzutów, zgadza się z gwałtownym, uczuciowym tonem oceny. 

Doktor Lewenfeld wychował się w Bośni. Syn cudzoziemców nie czuł się obcy w tym kraju. Nie miał innej ojczyzny. A jednak Bośnię opuszcza. Wyjeżdża stamtąd w momencie, kiedy powstała Jugosławia, kiedy wśród patriotów rodziły się nadzieje na rozwiązanie trudnych problemów tego zacofanego i rozdartego wewnętrznymi konfliktami kraju. On wszakże nie widzi możliwości rozwikłania splotu bośniackch sprzeczności. Jest przerażony, Bośnię nazywa "ziemią nienawiści i strachu". I choć sądzi, że strach i nienawiść istnieją wszędzie, ucieka, bo - jak mówi - szuka miejsca, gdzie mógłby żyć i pracować. W kraju, gdzie spędził dzieciństwo i młodość takiego miejsca nie znalazł. 

Po latach narrator dowiaduje się, że jego dawny przyjaciel ma praktykę lekarską na przedmieściach Paryża i znany jest jako ofiarny lekarz-społecznik. Potem przychodzi wiadomość o śmierci doktora Lewenfelda: jako ochotnik uczestniczył w hiszpańskiej wojnie domowej i zginął gdzieś w Aragonii podczas faszystowskiego nalotu na republikański szpital, w którym pracował. 

Można dostrzec wyraźny osobisty motyw napisania Listu z roku 1920: 

Ten kto w Sarajewie spędza w łóżku bezsenne chwile, może usłyszeć głosy sarajewskiej nocy. Ciężko, lecz pewnie wybił drugą nad ranem zegar w kościele katolickim. Minęła więcej niż jedna minuta (dokładnie siedemdziesiąt pięć sekund - liczyłem) i dopiero wtedy dał się słyszeć trochę słabszy, ale przenikliwy dźwięk zegara cerkwi prawosławnej, on także wybił swoją drugą nad ranem. W chwilę potem ozwała się ochrypłym przytłumionym głosem sa-hat-kula z Meczetu Bejów i wybiła godzinę jedenastą - upiorną turecką godzinę, trzymając się dziwnej rachuby dalekich, obcych krajów. Żydzi nie mają swojego zegara, niebiosa raczą wiedzieć, która godzina u nich wybiła, która będzie wedle zwyczaju sefardyjskiego, a która wedle aszkenazyjskiego. W tej nocy, gdy wszystko dokoła milczy uciszone, w tym wyliczeniu godzin głuchej pory nocnej tkwi różnica dzieląca ludzi zrównanych snem. Gdy się obudzą, będą się cieszyć i smucić, ucztować i pościć według czterech różnych, powaśnionych z sobą kalendarzy i wszystkie swoje prośby i modlitwy słać będą do jednego nieba w czterech odmiennych językach liturgicznych. A ta różnica czasem widoczna i otwarta, czasem ukryta i zdradziecka, zawsze podobna jest do nienawiści; ta różnica jest często nienawiścią samą. 

Cztery różne rachunki czasu, kalendarze, liturgie. Prawosławni Serbowie, katolicy Chorwaci, mała grupka Żydów. Ta też niejednolita. Większość stanowią zasiedziali już w Bośni sefardyjscy uchodźcy z Hiszpanii, mniejszość - przypadkowi późniejsi przybysze aszkenazyjscy z Europy Środkowej (jednym z nich jest i Max Lewenfeld). Wreszcie dawni panowie tego kraju, bośniaccy Muzułmanie, niegdyś bzwzględni zwierzchnicy chrześcijańskiej "raji", później języczek u wagi w sporach politycznych o Bośnię. Niektórzy z nich, zależnie od koniunktury, przechodzili to na serbską, to na chorwacką stronę. W czasach panowania austriackiego w Bośni właśnie część ludności muzułmańskiej stanowiła społeczne oparcie dla rządów, którym przeciwni byli zarówno Serbowie, jak Chorwaci. Dzisiaj (tak było już i przed wojną) bośniaccy Muzułmanie nie uważają się ani za Serbów, ani za Chorwatów, podając w rubryce narodowość wyznaniowe określenie "Muzułmanin", czasami od nazwy obcej państwowości "Jugosłowianin", czasami "Turek". Z Turkami łączy ich religia oraz pewne cechy obyczajowości i kultury. W istocie bośniaccy Muzułmanie są Słowianami i mówią tym samym językiem, co Serbowie i Chorwaci. Ich uprzywilejowana pozycja w dawnym państwie tureckim sprawiła, że długo jeszcze po wycofaniu się Turcji z Bośni zachował się wśród nich rodzaj patriotyzmu tureckiego. Dopiero po drugiej wojnie światowej kształtuje się patriotyzm jugosłowiański wśród bośniackich Muzułmanów. Nie przyjmując innej przynależności narodowościowej są oni w pewnym sensie "najprawdziwszymi" Jugosłowianami. 

Ten istotny kocioł narodowości, religii, obyczajowości, zadawnionych uprzedzeń wzajemnych, antagonizmów politycznych, przeciwstawnych dążeń wśród ludzi tej samej w większości rasy i tego samego języka w połączeniu z zacofaniem kraju, z barabarzyństwem i dzikością pokutującą w obyczajach od średniowiecza, od najazdu tureckiego i czasów samowoli muzułmańskich feudałów - wszystko to jest źródłem owej nienawiści, przed którą ucieka doktor Lewenfeld. Jego list to socjalna i psychologiczna analiza tego zjawiska. Bo doktor Lewenfeld, choć z pochodzenia (syn żydowskiego lekarza i włosko-austriacko-francuskiej szlachcianki) i późniejszego losu jest kosmopolitą, urodzony w Bośni, czuje się takim samym patriotą tego kraju jak Andrić: 

Bośnia to cudna ziemia, zajmująca, niezwykła, tak od strony przyrody, jak i od strony ludzi, którzy ją zamieszkują. I jak pod ziemią znajdują się skarby rud rozmaitych, tak i Bośniak niewątpliwie kryje w sobie olbrzymie wartości moralne, rzadziej spotykane u jego współobywateli w innych krajach Jugusławii. Ale widzisz, istnieje coś, co Bośniacy, a przynajmniej ludzie tego pokroju, powinni dostrzec i nigdy tego z oczu nie tracić. Bośnia to ziemia nienawiści i strachu. 

Nienawiść i strach żyją w ukryciu w podświadomości Bośniaków, nieskłonnych do ich spostrzeżenia i uznania. Tym trudniej bronić się przed nimi. I nigdy nie wiadomo, kiedy mogą wybuchnąć jako siła gwałtowna i niszcząca. Bo w Bośni i Hercegowinie jest więcej ludzi gotowych pod działaniem nieświadomej nienawiści zabić lub być zabitym z różnych powodów i pod różnymi pozorami niż w innych, większych obszarem i zaludnieniem słowiańskich i niesłowiańskich krajach. 

Zdanie o bośniackim instynkcie zabijania jest najcięższym punktem oskarżenia wygłaszanego przez doktora Lewenfelda. W Andriciowej koncepcji tragedii jego ojczyzny ma znaczenie jak najbardziej zasadnicze. Od legendarnego Mustafy Madžara po współczesnych ustaszowskich siepaczy ciągnie się w historii Bośni szereg morderców, gwałtowników i okrutników, zabijających ludzi bez poważniejszej przyczyny, z łatwością, bezkarnie. Terror i okrucieństwo, przywiezione przez dzikich tureckich najeźdźców w XV wieku, odnawiają się wciąż, aż po czasy pierwszej i drugiej wojny światowej. A jako reakcja na bezkarne bestialstwa Turków, janczarów i muzułmańskich bośniackich bejów, na bezwzględne ich panowanie nad chrześcijańską "rają", czy nawet na cywilizowane rządy austro-węgierskie rodzi się znów tak samo mało liczący się z życiem ludzkim, tak samo bezwzględny i terrorystyczny opór bośniackiego ludu. Ludowi "hajducy", bohaterowie antytureckich powstań, szlachetni, ideowi zamachowcy dokonywać będą obrachunku ze swoimi przeciwnikami właśnie przez zabójstwo, przez fizyczne unicestwienie. Oskarżenie doktora Lewenfelda dotyczy ich również. Bohaterstwo, najszczytniejsze ideały tak samo jak zło i ciemne instynkty mogą być bowiem źródłem nienawiści: (...) można o Bośni powiedzieć, że mało jest krajów tak twardej wiary, takiej tężyzny, takiej siły charakteru, tkliwości i żaru miłosnego, takiej głębi uczuć, przywiązań i niewzruszonej wierności, takiej żądzy prawdy. Ale pod tym wszystkim kryją się w nieprzejrzanej głębi nawałnice nienawiści, istne huragany spętanych, stłoczonych furii, które czekają tylko na swoją chwilę. Stosunek waszych ukochań do waszych nienawiści jest taki, jak waszych niebotycznych gór do tysiąc razy większych i cięższych, choć niewidzialnych pokładów geologicznych, na których spoczywają. Przeznaczeniem waszym jest życie na głębokich złożach materiałów wybuchowych, zapalających się od czasu do czasu od iskier własnych ukochań i własnej płomiennej, okrutnej uczuciowości. Kto wie, czy nie jest waszym największym nieszczęściem, że nawet nie domyślacie się, ile fanatyzmu tkwi w waszych przywiązaniach i uniesieniach, tradycjach i bogobojności. (...) Występki rodzą wszędzie na świecie nienawiść, gdyż zużywają, a nie tworzą, niszczą, a nie budują, ale w krajach takich jak Bośnia cnoty również są przyczyną wrogości. Wasi asceci ze swego wyrzeczenia się świata nie czerpią miłości, lecz pogardę dla rozpustników; trzeźwi nienawidzą pijaków, a pijacy gotowi są mordować każdego, kto im wpadnie pod rękę. Ci, którzy wierzą i kochają, są śmiertelnymi wrogami inaczej niż oni wierzących i kochających. I niestety lwią część ich wiary i miłości pochłania nienawiść. (Największą ilość złych i ponurych twarzy można spotkać koło świątyń, klasztorów i innych miejsc kultu). Ci, którzy uciskają i wyzyskują gospodarczo słabszych, robią to z taką wściekłością, że ucisk staje się sto razy cięższym i wstrętniejszym. Wyzyskiwani zaś marzą wprawdzie o sprawiedliwości i wyrównaniu krzywd, ale jako o wybuchu zemsty. A gdyby ta zemsta objawiła się w postaci przez nich upragnionej, musiałaby być tak potężna, że zmiotłaby z powierzchni ziemi i ofiarę, i znienawidzonego krzywdziciela. (...) Ojczyznę swoją kochacie, gorąco kochacie, ale na trzy lub cztery rozmaite sposoby, wykluczające się nawzajem, nawzajem sobie śmiertelnie wrogie i często stające do walki. 

Nie znajdziemy gdzie indziej u Andricia krytyki tak gwałtownej, jak te fragmenty listu doktora Lewenfelda. Wydaje się, że wpłynął na to także moment, w którym powstało opowiadanie. List z roku 1920 wydrukowany na początku roku 1946, zaraz po wojnie, był reakcją Andricia na strach i nienawiść czasu okupacji. 

Koszmar masowych rzezi i nieludzkiego okrucieństwa w Jugosławii tym był straszniejszy, że zbrodnie wojenne tylko w części były dziełem niemieckich hitlerowców. Największe straty ludzkie i moralne spowodowały zadawnione konflikty wewnęrzne. Nie było jeszcze bodaj w dziejach Jugosławii tak ogromnego wybuchu narodowych nienawiści, jak ten w latach wojny. Nie hitlerowcy, lecz rodzimi faszyści kierowali masowymi akcjami likwidacyjnymi. Z bośniackich i hercegowińskich mętów wywodzili się najgorsi, najbardziej okrutni siepacze faszystowskiego ruchu ustaszów. 

W Liście z roku 1920 druga wojna światowa nie jest nawet wspomniana. Trudno jednak nie dostrzec w tym utworze Andricia perspektywy roku 1945. Pisarz umyślnie kojarzy w historii doktora Lewenfelda "bośniacki strach i nienawiść" z faszyzmem. Podreślone jest to w zdaniu zamykającym opowiadanie: Taki był koniec człowieka, który uciekł przed nienawiścią. 

Lewenfelda zabili faszyści w Hiszpanii jeszcze przed wybuchem drugiej wojny światowej, przed rozpętaniem się owej nawałnicy nienawiści, którą utajoną dostrzegł w Bośni bohater opowiadania dwadzieścia lat przedtem. Charakterystyczny to zabieg Andricia - dla szerszego spojrzenia, dla historycznego uogólnienia cofa się w przeszłość, zjawiska teraźniejszości tłumaczy odwołując się do czasów dawnych. Właśnie dzięki temu ocena lat wojny (pośrednia przecież) jest w tym opowiadaniu bardziej "Andriciowska", a zarazem pełniejsza i bardziej przekonywająca niż w nowelach "okupacyjnych", takich jak Zeko czy Bar "Titanic". List z roku 1920 ma zwielokrotnioną jakby wymowę: wypowiedziane w nim oskarżenie dotyczy zarówno Bośni i jej przeszłości, jak nienawiści i przemocy w każdym kraju, jak wreszcie niedawnych krwawych wydarzeń okresu okupacji. Wszystkie te trzy płaszczyzny oskarżenia są dla Andricia ważne, chociaż na plan pierwszy wysuwa pisarz właśnie problematykę bośniacką i historyczną. W swojej ojczyźnie bowiem widzi największe nasilenie międzyludzkich konfliktów. Bośnia to bolesny kompleks Andricia. Nawet wtedy, kiedy podejmuje problematykę ogólnoludzką, uważa za jedynie uczciwe poszukiwanie rozwiązań na terenie swojego kraju. Wynika to zresztą w prosty sposób z logiki twórczości Andricia, całkowicie niemal temu poświęconej. Spraw faszyzmu, hitlerowskiej okupacji, zbrodni wojenych popełnianych przez obcych i swoich też nie chce traktować w oderwaniu od ich historycznej motywacji. Doświadczenia wojenne pogłębiają tylko spojrzenie pisarza na przeszłość ojczyzny, wzmacniają ostrość jego krytyki, ale nie zmieniają jej kierunku. List z roku 1920 jest w istocie przecież rozwinięciem już gdzie indziej wyrażonych poglądów. 

Krytyczną ocenę Bośni wkłada Andrić w usta cudzoziemców. Daville i Des Fossés z Konsulów, Polak z fragmentu Wieczorne chwile (prawdopodobnie część przygotowywanej obecnie powieści), tureccy dostojnicy są, każdy w inny sposób, przerażeni zacofaniem i beznadziejnością życia w tym kraju. Ich sądy jednakże, właśnie dlatego, że są wypowiadane przez obcych, traktujących Bośnię jako miejsce wygnania, osamotnionych bezradnych, nie mają waloru oceny obiektywnej. Jeden Des Fossés, dziwiętnastowieczny entuzjasta nauki, stara się naprawdę zrozumieć otaczających go ludzi i ich ojczyznę. 

Racjom cudzoziemców przeciwstawia Andrić ponadto punkt widzenia Bośniaków. I to też osłabia nieco wymowę przeprowadzonej krytyki. Przybysze są przerażeni Bośnią, nie znajdują w niej miejsca do życia, tubylcy zamieszkują ją od wieków i właśnie w niezmienności warunków, w zachowaniu starych form bytowania widzą gwarancję bezpieczeństwa i znośnej egzystencji. Ich konserwatyzm łączy się z wschodnim fatalizmem, przekonaniem, że daremne jest dążenie do jakichkolwiek zmian, że wszystko prędzej czy później wróci do ustalonego porządku. Bośniacki fatalizm udziela sią samemu pisarzowi i on, trochę inaczej wprawdzie niż jego bohaterowie, wątpi w skuteczność ludzkiego działania. U Andricia jednak, autora Mostów i Goyi, zwątpienie dotyczy raczej możliwości osiągnięcia natychmiastowych efektów. Bo Andrić wierzy przecież w postęp i uznaje potrzebę twórczego ludzkiego działania. Przedstawiając w sposób fatalistyczny niezmienność Bośni chce tylko pokazać, jak opornym materiałem dla przemian jest jego zastygła w bezruchu ojczyzna. 

Fatalistycznie potraktowana niezmienność Bośni jest tematem jednej z nowel Andricia i ramą kompozycyjną jego największej powieści. W opowiadaniu Rzavski bregovi (Góry Rzawskie, czyt. r-zawskie) przyroda zrzuca z siebie z łatwością ślady wszelkiej działalności człowieka, przywracając górom ich pierwotny, prastary wygląd. Góry Rzawskie, napisane w latach dwudziestych, noszą wyraźne piętno ówczesnej arcypesymistycznej filozofii Andricia, fatalizm łączy sią z niewiarą w celowość ludzkiego życia. Inaczej jest z Konsulami ich cesarskich mości. Tutaj fatalizm wyrażony przez mentora bośniackiej starszyzny na początku i na końcu powieści pełni funkcję przede wszystkim artystyczną. Kiedy Hamdi-bej przed ostatecznym wyjazdem konsulów mówi o nieuchronnym powrocie starego porządku rzeczy, daje swoją wypowiedzią niejako cudzysłów zamykający groteskowy i dziwny epizod ich pobytu w Bośni. Wyjeżdżają oto ci śmieszni, przekonani o swojej ważności, gorączkowo zajęci bezcelową działalnością ludzie. Bośnia nie przyjęła ich, daremny był ich cały pobyt, teraz wszystko wraca do dawnego spokoju. 

Hamdi-bej nie wyraża jednakże przekonania samego Andricia. Tak samo nie akceptuje pisarz w pełni poglądów przybyszów. Cudzoziemcy ujęci zostali w ironiczny cudzysłów, tubylcy poddani racjonalej analizie. Prawda o Bośni nie jest jednoznaczna i dopiero przez zestawienie stanowisk zachodniej cywilizacji i orientalnego fatalizmu Bośniaków dochodzi Andrić do konkluzji. Do konkluzji nie wypowiedzianej wprost i niełatwej do odczytania. Bo pozornie rację mają i jedni, i drudzy. Przybysze użalają się i krytykują prymitywne warunki bośniackie. Miejscowi zaś obawiają się wszelkiej zmiany, bo ta może przynieść trudniejsze i cięższe życie, może stać się przyczyną nieszczęścia. Sam Andrić czuje się zarazem tubylcem i obcym, przyjmuje oba punkty wdzenia, i co najważniejsze, oba są mu intymnie bliskie. Jego rozrzucone w różnych utworach wywody o Bośni można by streścić w ten mniej więcej sposób: 

Bośnia jest pięknym krajem, dobrze wyposażonym przez przyrodę, ma naturalne podstawy dla bogatej cywilizacji harmonijnie wtopionej w niezwykły górzysty krajobraz. Ale przyroda panuje tutaj nad człowiekiem, a ten nie próbuje wyzwolić się z jej władzy. Przeciwnie, robi wszystko, żeby ten stan zachować. Kraj jest odcięty od świata, zagubiony w górach i lasach, nie ma dróg. Osady ludzkie jakby umyślnie unikały szlaków komunikacyjnych, bo z zewnątrz mogą się spodziewać tylko ucisku, terroru i zniszczenia. Nieliczne drogi Bośniacy zostawiają na łaskę i niełaskę przyrody, sami czasem pomagają jej w unicestwianiu najmniejszych prób połączenia ze światem. Gospodarka (mowa oczywiście o Bośni wczorajszej, bo tej dotyczą wywody Andricia) zaskorupiała w stadium średniowiecznym. W miastach mieszkają muzułmańscy bejowie, kupcy i rzemieślnicy, w podmiejskich osadach katolicy rzemieślnicy (z takiej rodziny wywodził się właśnie Andrić), na przedmieściach żydowska biedota. Na wsi żyją prawosławni i katoliccy chłopi, zależni od muzułmańskich feudalnych panów, którzy raz w roku przyjeżdżają zabierać swoją część zbiorów. Wymiana ogranicza się do drobnotowarowego obrotu między "czarsziją" - tak nazywa się dzielnica handlowa miasta - a niebogatą w środki płatnicze wsią. Szlaki handlowe omijają Bośnię, od siedemnastego wieku peryferyjną prowincję Turcji, zamkniętą ścisłym kordonem granicznym. 

Interesy trzech najważniejszych grup wyznaniowych są sprzeczne. Tym bardziej że podziały wyznaniowe pokrywają się w niejednym z podziałami społecznymi. Każda z tych grup ma swoje tradycje, swoje ideały, kultywowane od średniowiecza jeszcze. Muzułmanie wspominają okres świetności Turcji, okres walk z "niewiernymi", czasy, kiedy niejeden bośniacki bej posiadał ogromne włości na Węgrzech. Uważają siebie za niepodzielnych panów kraju i nie dopuszczają do jakiegokolwiek uszczuplenia swoich przywilejów, buntują się, kiedy w Turcji zaczyna się myśleć o unowocześnieniu. Bośnia jest jedną z najbardziej konserwatywnych prowincji dawnego mocarstwa i dziwiętnastowieczne przemiany tureckiego państwa tutaj spotykają się z największym oporem. Trzeba wysyłać coraz to surowszych wezyrów, coraz więcej wojska, żeby wprowadzić sprawną administrację i regularną służbę wojskową. To pierwsze nie udaje sią właściwie nigdy. Kiedy Turcja w 1878 r. musi opuścić Bośnię, zostawia ją w stanie kompletnego rozprzężenia wewnętrznego, ogarniętą przez jeszcze jeden, ostatni bunt bośniackich Muzułmanów, rozpaczliwie broniących dawnej uprzywilejowanej pozycji. 

Prawosławni Serbowie też mają tradycję dawnej świetności - jest to tradycja średniowiecznego państwa serbskiego kultywowana przez pieśń ludową. Właśnie poezja ludowa znana każdemu chłopcu, każdemu dziecku na wsi podtrzymuje ich nadzieję na mający przyjść kiedyś czas "zemsty za Kosowo" - generalnej rozprawy z ciemiężycielami. A nienawiść do Turków i Muzułmanów podsyca jeszcze religia i ucisk feudalny. Serbowie jednak także boją się przemian, nieufni są wobec wszelkich przejawów cywilizacji, bo obawiają się pogorszenia swojego losu. Jedyną nadzieję pokładają w prawosławiu, w Serbii, w Rosji. Są materiałem zapalnym, oni to pod koniec panowania otomańskiego wzniecają antytureckie powstania, oni przysporzą wielu kłopotów następnemu zaborcy - Austrii. 

Podobnie ostoję w religii znajdują bośniaccy katolicy, których duchowym przywódcą jest doskonale zorganizowany zakon franciszkański (świecki kler nie miał prawa wstępu do Bośni). Bardziej bierni niż Serbowie, w okresie panowania tureckiego sporo nadziei łączyli z katolicką Austrią. Po zajęciu Bośni przez wojska Franciszka Józefa, rozczarowani do nowych rządów zaczynają szukać rozwiązań w sojuszu z Serbami, w walce o przyszłą Jugosławię. 

Tak Chorwaci, jak Serbowie w znacznej swojej większości przez cały okres turecki i częściowo później są jednakże przede wszystkim zastraszoną, sterroryzowaną przez samowolnych bejów i wezyrów chrześcijańską "rają", masą bierną i nie myślącą o jakimkolwiek oporze. Właśnie bierność jest podstawowym sposobem ich obrony przed uciskiem i terrorem. Rzadko spodziewając się czegoś lepszego, starają się tylko nie pogorszyć swojego losu. 

Konserwatywny fatalizm, bierne podtrzymywanie zastałych form życia jest więc właściwe tak dla powolnych i leniwych bejów, jak dla chrześcijańskiej "raji". Jakby nikt w tym kraju, poza młodzieńczymi marzycielami, nie wierzył, że świat może się zmienić na lepsze. A do ciężkiego życia w Bośni twardzi chłopi i muzułmańscy potomkowie dawnych wojowników byli przyzwyczajeni. 

Tak wyglądał kraj opisywany przez Andricia i sytuacja, jaka panowała tam w latach niewoli tureckiej i częściowo później austriackiej. Andricia bowiem nie interesują czasy wcześniejsze - bośniackie średniowiecze, część historii tego kraju również niełatwa i zawiła. Jego utwory dotyczą głównie okresu od XVI do XIX w. I w tym okresie szuka pisarz przyczyn tragedii swojej ojczyzny. O wiekach dawniejszych pisze tylko wyjątkowo. Są jednak krytycy, którzy w sposób niezbyt zresztą jasny, próbują u Andricia odkryć jeszcze starsze, średniowieczne dziedzictwo. Chodzi im o trudną dziś do uchwycenia tradycję bośniackiej sekty bogomiłów. 

Już w średniowieczu znalazła się Bośnia na granicy między Wschodem a Zachodem (co, jak uważa Andrić, jest najważniejszą przyczyną bośniackiej - i jugosłowiańskiej - narodowej tragedii w przeszłości). Znajdowała się w sferze sprzecznych interesów średniowiecznego państwa serbskiego, pozostającego pod cywilizacyjnym wpływem Bizancjum i chorwackiego, należącego do kręgu kultury zachodniej. Dzielona przez te dwa państwa, najeżdżana przez północnego sąsiada - Węgry, Bośnia stworzyła jednak w tym okresie własną państwowość. Na terenie, na którym zwalczały się wzajemnie katolicyzm i prawosławie, znalazła azyl sekta mająca swój początek w Małej Azji i promieniująca potem swoim oddziaływaniem na całą Europę południową - bogomili. O bośniackich bogomiłach wiemy mało. Prześladowani gdzie indziej na Bałkanach, w Bośni ostali się przez parę wieków, stając się z antyfeudalnej herezji oficjalną niemal religią państwową. Pozostały po nich arcyciekawe, tajemnicze kamienie nagrobkowe i ... bardzo mało wiadomości. Bośniacki, bogomilski Kościół dał okazję do organizowania przez papieża i Węgrów wypraw krzyżowych, już w średniowieczu była więc Bośnia niszczona ogniem i mieczem. W czasie najazdu tureckiego bogomili znikają zupełnie. Są nawet domniemania, że oni właśnie byli tą częścią miejscowej ludności, która z najmniejszymi oporami przyjęła islam. 

Turcy zrobili początkowo z Bośni główną bazę wojennych pochodów na Europę. Później, w miarę cofania się tureckiej potęgi, kraj ten staje się potęgą graniczną. Skupiają się tutaj wszelkie niespokojne duchy i awanturnicy z całej Turcji. Przygotowania wojenne, gwałty, rabunki od wieku XVI po XVIII są przekleństwem ludności i stałym hamulcem rozwoju. Od wieku XVIII zaczyna się okres stagnacji - z Bośni do Turcji jest daleko, z resztą świata muzułmańscy bejowie nie chcą utrzymywać żadnych kontaktów. 

Jedyny możliwy rozwój kulturalny - to rozwój w obrębie kultury orientalnej, tureckiej. Muzułmańskie meczety i szkoły religijne, nieliczne, lecz piękne mosty wznoszone przez wezyrów - to cały dorobek tych czasów. Ludzi uczonych, światłych nie ma prawie w ogóle, chrześcijańska "raja" poza kościołem nie ma żadnych instytucji kulturalnych. Długi okres wojen pozostawił wyraźne ślady w obyczajowości. Tu są źródła bośniackiej nienawiści, o której pisał doktor Lewenfeld. Tradycje dawnych janczarów - bezwzględnych i okrutnych żołnierzy sułtana - żywe są wśród części ludności muzułmańskiej. A wśród uciskanych chrześcijan pragnienie odwetu też prowadzi do krwawych, hajduckich rozpraw z Turkami. Muzułmański fanatyzm religijny budzi utajony fanatyzm chrześcijan. Trudne dla całej Bośni okresy - powstanie w Serbii na początku XIX wieku, wkroczenie wojsk austriackich w 1878 roku, lata I i II wojny światowej doprowadzają do gwałtownego spiętrzenia konfliktów i obrachunków między "czterema wiarami". 

Odczytując tak z historii Bośni przyczyny jej zacofania cywilizacyjnego i obyczajowego Andrić nie jest równie gwałtownym oskarżycielem jak jego bohater doktor Lewenfeld. Raczej tłumaczy i objaśnia, niż atakuje. Można by powiedzieć, że Andrić-Bośniak stara się Andriciowi-samotnikowi, "cudzoziemcowi" dowieść, że nie trzeba rzucać gwałtownych oskarżeń pod adresem ludzi, świata, uwikłanej w tragiczne konflikty ojczyzny. A za rzecz najważniejszą uznaje tolerancję, konieczność rozumienia innych. Tolerancja to niemal naczelna idea całego dzieła pisarza. W ostatnim okresie twórczości dał temu piękny wyraz w nowelach o bracie Piotrze, w Przeklętym podwórzu przede wszystkim. Stąd też owe dążenia do coraz spokojniejszej, zrównoważonej, obiektywnej narracji. 

Na granicy dwu cywilizacji, w obliczu potężnych fanatyzmów o tolerancji trzeba myśleć jako o sprawie najważniejszej. Trudno jest pogodzić dwa bardzo różne światy i próba ich pojednania może się skończyć tragicznie, tak jak w przypadku doktora Cologni z Konsulów i Ciamilla z Przeklętego podwórza. Trzeba cierpliwości, spokoju, niepoddawania się instynktom. O to walczy Andrić uparcie i dlatego można, choć z pozoru takie określenia do niego nie pasują, nazwać go pisarzem-bojownikiem. 

Są w Moście na Drinie i innych utworach Andricia akcenty patriotyczne, wydawałoby się - wręcz antytureckie. Nic by w tym nie było dziwnego, bo przecież właśnie turecka niewola była główną przyczyną "bośniackiej biedy". Patrioci jugosłowiańscy przez wieki kultywowali wrogość wobec Turcji i nie można oskarżać autora Konsulów o uleganie takim nastrojom. Ale ton antyturecki pojawia się u Andricia rzadko i to tylko wtedy, kiedy odzwierciedla powszechne uczucia. Pisarz sam zafascynowany jest Wschodem i orientalnym nalotem w obyczajowości Bośniaków. Atakując prymitywizm i zdziczenie potrafi Andrić dostrzec walory duchowe Muzułmanów. Przywiązany jest do wszelkich bośniackich tradycji. Tragiczna postać muzułmańskiego fanatyka, stróża pamięci o dawnej Bośni - Ali-Hodży, cieszy się równie wielką sympatią autora, co postacie z ludu, czy przedstawiciele tak przez niego ulubionych franciszkanów. 

Andrić czuły jest na koloryt swojej ojczyzny. W bośniackiej przeszłości interesują go przecież nie tylko tragiczne konflikty. Przemieszanie wyznań, ras, obyczajów dało w rezultacie świat barwny i ciekawy, o ogromnym bogactwie typów ludzkich. Andrić z rozmiłowaniem czerpie z tego skarbca. Tureccy wezyrzy, wojownicy, bejowie, mali muzułmańscy kupcy i rzemieślnicy, franciszkanie i ich wierni, najróżniejsze typy serbskich chłopów - oto najpobieżniejsze przedstawienie repertuaru postaci opowiadań, Mostu na Drinie, Konsulów, Panny. A są to postacie o subtelnym rysunku psychologicznym, szczególne, niepowtarzalne. Pisarskim "konikiem" Andricia jest właśnie wynajdywanie typów ludzkich, anegdot, w których przejawia się indywidualność człowieka. Lubi podkreślać, że bardzo wcześnie zaczął patrzeć na świat wokół siebie jako materiał do swoich utworów. Jego pracy literackiej towarzyszy od lat praca szperacza, uważnego czytelnika źródeł archiwalnych, franciszkańskich zapisków, zbieracza ustnych opowieści. Jego bośniacki epos - to rezultat długoletniej pracy i zamiłowania całego życia. 

Andriciowska Bośnia jest zatem światem realnym widzianym oczami historyka-erudyty, Bośniaka - wrażliwego obserwatora otoczenia, patrioty badającego przeszłość dla potrzeb teraźniejszości, czy wreszcie zamiłowanego opowiadacza anegdot o ludziach i ich duchowych perypetiach. Jest jednak zarazem symbolicznym "ciemnym światem", "piekłem ludzkiego życia", "przeklętym" miejscem zesłania, osamotnienia, sceną, na której rozgrywa sią wieczna tragedia losu człowieka. Oba te plany są dla Andricia równie ważne i - nierozdzielne. W różnych okresach twórczości różnie będą rozłożone akcenty, sprawy egzystencjalne ustępować będą anegdocie czy analizie socjologicznej lub odwrotnie, nigdy jednak żaden z tych planów nie znika zupełnie.

Krasnogruda nr 7, Sejny 1997, Pogranicze.

* Obszerny fragment rozdziału pt. Bośnia z książki Jana Wierzbickiego Ivo Andrić. Warszawa 1965. 
Bibliografia twórczości Jana Wierzbickiego 

Książki 
Ivo Andrić. Warszawa 1965. 
Miroslav Krleža. Warszawa 1975. 
Miroslav Krleža. Zagreb 1980. 
Pożegnanie z Jugosławią. Szkice i portrety literackie. Warszawa 1992. 
Z dziejów chorwacko-polskich stosunków literackich w XIX wieku. Praca doktorska. Uniwersytet Warszawski, maszynopis. 

Artykuły 
Funkcija pripovjedača i priče u andrićevoj prozi. Umjetnost riječi [Zagreb], 1962, nr 1-2. 
Kraszewski w Chorwacji. Pamiętnik Słowiański. 1964. T. 13 s.139-152. 
Księgi narodu i pielgrzymstwa polskiego w ruchu ilirskim. Pamiętnik Słowiański 1964. T. 13 s.49-95. 
Vrazovi soneti i Mickiewicz. Umjetnost riječi [Zagreb] 1967 nr 4 s.323-342. 
Romantyzm chorwacki a literatura polska. Z polskich studiów slawistycznych. Seria 3: Nauka o literaturze. Warszawa 1968 s.21-32. 
Mirosław Krleža - Juraj Križanic. Pamiętnik Słowiański. 1969. T. 19 s.27-42. 
Vrazove balade i povjestice prema Mickiewiczevoj poeziji (Uz pitanje romantizma u hrvatskoj knijževnosti). Umjetnost riječi [Zagreb] 1969 nr 4 s.273-287. 
Književnost ililirizma u odnosu prema zapadnoslavenskim književnostima . W: Hrvatska književnost prema evropskim književnostima. Zagreb 1970 s.121-133. 
Opozycja: kultura - życie w twórczości Krležy. Miesięcznik Literacki 1972 nr 6 s.56-64. 
W kręgu źródeł i znaczeń motywu Golgoty w twórczości Miroslava Krležy. W: Studia Instytutu Filologii Słowiańskiej UW poświęcone 7 Międzynarodowemu Zjazdowi Slawistów w Warszawie. Warszawa 1973 s.159-178.
Probliema romantizma w chorwatskoj litieraturie. W: Romantizm w sławianskich litieraturach. Moskwa 1973 s.219-230. 
Miroslava Krležy świat ideologii. Literatura na świecie 1975 nr 6 s.74-85. 
Polski i chorwacki postmodernizm. Paralela. W:Tradycja i nowatorstwo w literaturach słowiańskich XX wieku. Warszawa 1976. 
Programy i manifesty serbskiej awangardy (1918-1925). W: Z problemów współczesnych języków i literatur słowiańskich. Warszawa 1976 s.109-130. 
Jedan comparistički pristup Krležinu djelu. Croatica 1976 nr 7-8 s.187-197. 
Dyskusje literackie jugosłowiańskiej lewicy 1933-34. Literatura na świecie 1977 nr 2 s.340-349. 
O samopoczuciu literatury na świecie. Literatura na świecie 1977 nr 28. 
Savremena književnost kao naučni problem. W: Naučni sastanak u Vukove dane. Beograd 1977 s.529-537. 
Razmišljanje o književnoistorijskom procesu u XX veku. Književna reč [Beograd] 1978 nr 100. 
Uwagi na temat historii literatury najnowszej. Przegląd Humanistyczny 1978 nr 6 s.55-65. 
Svjetlokruzi saznanja i mračna trvdoglava stvarnost. Miroslav Krleža prema evropskom kontekstu. Dijalog [Sarajewo] 1977 nr 4 s.93-113. Przedruk w: Hrvatska književnost u evropskom kontekstu. Zagreb 1978 s.581-598. 
Revolucionarno opredjeljenje i pitanje umjetničkog izbora. Naše teme 1978 s. 2032-2043. 
Misaoni subjekt u marionetskom kazalištu svijeta. Savremenik [Beograd] 1978 nr 12 s.515-531. 
Elem bajevi ili prema romanu. Forum [Zagreb] 1978 nr 12 s.912-930. 
O terminološkim nedaćama i o jednoj književnoj situaciji. Književna reč [Beograd] 1980 nr 151; przedruk w języku niemieckim w specjalnym międzynarodowym numerze tego pisma. 
La poéme de Milan Dedinac Javna ptica dans le mouvement surréaliste serbe. W: Les cahiers de Varsovie: Le surréalisme et son rayonnement. Warszawa 1980 s.81-95. 
Melancholijna wędrówka Milosa Crnjanskiego. Literatura na świecie 1980 nr 9 s.66-75. 
Ekspresjonizm w Jugosławii. Literatura na świecie 1980 nr 9 s.128-137. 
Književnost danas - 1980. Književna reč [Beograd] 1980 [czerwiec]. 
Putevi soznavanja sveta u Andrićevoj prozi. W: Delo Ivo Andrića u kontekstu evropske književnosti i kulture. Beograd 1981 s.149-164. 
Zapadnoslovenske i južnoslavenske književnosti XX veka. Književna reč 1982 nr 205. 
Co nam mogą powiedzieć "mniejsze" narody słowiańskie .W: Jak być w Polsce filologiem obcym. Warszawa 1984 s.165-176. [Na prawach rękopisu]. 
Melanholicne sobe. Delo [Beograd] 1984 nr 3 s.3-15. 
Da li je Crnjanski veliki pisac? W: Književna istorija. Beograd 1985. 
Problem żarnovske odnejenosti Andrićevih pripovedaka. W: Naučni sastanak u Vukove dane. Beograd 1986. 
Problem peryferyjności w literaturze polskiej i innych literaturach słowiańskich w XIX i XX wieku. W: Literatura polska a literatury słowiańskie. Red. J. Manguszewski i J. Wierzbicki. Warszawa 1986 s.25-32. 
Serbska proza. Literatura na świecie 1988 nr 1 s.233-257. 
Ivo Andrić - perspektywy percepcji. W: Ivo Andrić w dziesiątą rocznicę śmierci: materiały z konferencji. Warszawa 1988 s.107-117. 
Literacka Jugosławia czyli o sposobach istnienia literatur narodowych. W: Polonoslavica varsoviensia. Literackie i folklorystyczne sondaże. Red. J. Manguszewski. Warszawa, 1989, s. 103-136. 
Vinaverove poetike - pitanje književne ideologije i pesničkog stvaranja, W: Književno delo Stanislava Vinavera. Red. Gojko Tesić. Beograd, 1990, s. 73-82. 
"Razgovor o književnosti" kao kategorija recepcije i pitanja književnopovijesnogo procesa. Republika [Zagreb] 1990 nr 12, 1991 nr 1. 
Wielki Tin. The Brigde, 1991, nr 1-2 s. 265-291. 
Lata dwudzieste, lata trzydzieste... Studia o literaturach i folklorze Słowian dedykowane Józefowi Manguszewskiemu. Warszawa 1991, s. 207-216. 
O Jugosławii - spokojnie. Zrośnięte losy, zrośnięte narody. Polityka, 1991, nr 1, s.8-12. 
Bliźniacze dusze - Serbowie i Chorwaci. Europa 1991, nr 1, s.133-147. 
Plac wolności w Vukovarze. Tygodnik Powszechny, 1991, nr 50, s.7. 
O Serbach. Społeczeństwo Otwarte 1991, nr 12, s. 3-7. 
O Chorwatach. Społeczeństwo Otwarte, 1992 nr 1. 
Europa Miroslava Krležy. W: Kategoria Europy w literaturach słowiańskich. Red. T. Dąbek-Wirgowa. 

Leksykony, skrypty, podręczniki 
Jan Wierzbicki, Uglješa Radnović, Józef Chlabicz: Mały słownik serbsko-chorwacko-polski i polsko-serbsko-chorwacki. Wyd. 1. Warszawa 1966. 
Słownik pisarzy południowo i zachodniosłowiańskich. Pod red. J. Manguszewskiego. Warszawa 1973. [Autor wielu haseł]. 
Joanna Rapacka, Jan Wierzbicki: Poezja serbska i chorwacka XIX i XX wieku. Wybór tekstów do ćwiczeń. Warszawa 1981 s.261. 

Jan Wierzbicki zajmował się przekładami książek, m.in. Ivo Andricia, Miroslava Krležy, Sretena Maricia, do których opracowywał wstępy i posłowia. Był autorem wielu haseł w leksykonach i encyklopediach wydawanych przez Wiedzę Powszechną i Państwowe Wydawnictwo Naukowe (zwłaszcza w Przewodniku Encyklopedycznym Literatura Polska). 
Pisał recenzje i omówienia przekładów z literatur jugosłowiańskich do czasopism naukowych i literackich (m.in. dwadzieścia lat współpracował z "Rocznikiem Literackim").