Nowojorska kronika

Nowojorska kronika

Życie wplata nam w codzienność

niecodzienne niespodzianki. Miało być w kwietniowej kronice o nowych emocjach wokół starego musicalu South Pacific Rogersa i Hammersteina. Klasyk z 1949 roku znalazł dzisiaj, dzięki udanej inscenizacji pod kierunkiem Bartletta Shera niespodziewany rezonans. Przywołuje skomplikowany nastrój nostalgii, pogodnej przebojowości i smętnej zadumy Dostarcza ponadto satysfakcji obserwowania.jak dosłownie na naszych oczach rodzi się nowy gwiazdor Broadwayu, z sympatycznie polskimi powiązaniami. Paulo Szot. którego elegancka gra i potężny glos podnosi rangę przedstawienia, jest polskiego pochodzenia a dotarł do Nowego Jorku poprzez Brazylię (South Pacific, premiera 3 kwietnia kwietnia, Vivian Beaumont Theater, Lincoln Center).

Ale musi być o czymś innym. Bowiem w zdumiewający sposób skrzyżowały się dwa odległe sobie światy. Na Broadwayu wyśpiewują o swych kłopotach i marzeniach artyści latino- z korzeniami w Republice Dominikańskiej, w Portoryko i na Kubie. Na dole miasta, w La MaMa, siedzibie przyjaznej od przeszło trzech dekad polskim artystom, gospodarza - niestety króciutko -goście z Sejn. Zespól bardzo młodych artystów, pracujących pod kierunkiem Bożeny Szroeder, przywiózł do Nowego Jorku koncert-poemat o losach ludzi z pogranicza Polski. Litwy i Białorusi.

Wszystko w tych dwóch przedstawieniach powinno być niby odmienne, tak jak odmienny jest świat wzgórz na górnym Manhattanie, w cieniu mostu Waszyngtona, od świata sennego, prowincjonalnego miasteczka. ukuć nawet łatwe porównania, że polscy młodzi śpiewają łagodnie i serdecznie, a nowojorscy ostro, w mocnych rytmach. Albo że nowojorczycy od przeszłości chcą się odciąć, marzenia plasując w lepszej przyszłości. Sejneńczycy zaś oglądają się wstecz, piękno widząc w utraconym lepszym świecie.

Tak wiele różni nowojorskie i sejneńskie kroniki, a jednak

łączy je nastrój autentyczności i podobny apel. Choć w różnych idiomach, choć szeptem i z zadumą w jednym przypadku, a hałaśliwie i z fajerwerkami w drugim, to mówią o tym samym: że nie trzeba się bać sąsiada. Miłość może przekroczyć bariery koloru skóry czy klasy. Trzeba marzyć. Z porażki można się zaśmiać. Po pożarze dom łatwiej obudować wspólnie z innymi. Pomagać warto. Czasem ktoś, kto bardzo tego potrzebuje, wygra los na loterii. a wygraną potrafi podzielić się z jeszcze bardziej potrzebującym.

Naiwnie? - Tak. Nieważne. Oba przedstawienia przygotowane zostały głównie przez młodych ludzi. Śpiewają oni o potrzebie wiary w lepsze z taką pasją i przekonaniem, ze w ario słuchać Warto słuchać nawet, a może szczególnie tym z nas. którzy w los na loterii dawno przestali wierzyć, a dobrym intencjom wolą przyglądać się z podejrzliwością. Czasem należy się po prostu cieszyć: coś dobrego udało się dobrze zrobić.

O musicalu Lina-Manucla Mirandy już pisałam, kiedy grany był na off-broadwayowskiej scenie (Przegląd Polski, 25 maja 2007). Odnotowuje więc teraz jego tryumfalne wejście na Broadway. Tym bardziej zwycięskie, że musical ochronił się od znaczących przeróbek i zmian personalnych. Z wyjątkiem osoby odpowiedzialnej za oświetlenie oraz jednego aktora w mniejszej roli został przeniesiony w tym samym, pełnym składzie, zachowując w uznaniu sukces wcześniejszego wspólnego wysiłku. (In The Heights. premiera 9 marca, Richard Rodgers Theatre, 226W46 St).

Mówiąc o gościach z Sejn

chciałabym znaleźć słowa, które oddadzą prostotę przedstawienia, lecz i jego bogactwo. "Kroniki Sejneńskie" stanowią tylko cześć szerszej działalności Fundacji Pogranicze. Dzieci i nastolatki z Sejn przeprowadzają wywiady ze starymi mieszkańcami, uczą się słów dawnych pieśni żydowskich i litewskich, polskich kołysanek, cygańskich powiedzonek, białoruskich modlitw. Zbierają fragmenty zapomnianej przeszłości ze świata wielu kultur, gromadząc je jak cenne skarby. Z okruchów słów. z kolorowych szkiełek wspomnień, z tęsknoty za czymś niewidocznym, a przeczuwanym - budują opowieść o przemijaniu i pamięci.

Przedstawienie rozpoczyna gwiazdka na niebie, nawoływanie latarnika-stróża i nocna przyśpiewka. Kończą je te same słowa kołysanki: Połóż się, połóż, i wstań pomodliwszy się do Boga - jak dobre czary. W magicznym kręgu wyznaczonym śpiewem słowa aktorów-śpiewaków przywołują nieobecnych: śliczną Rachelę, w której zakochał się szalony Szerko. Młodą parę szykującą się do zaślubin. Tłum dziadów kościelnych domagających się jałmużny. Rusinów idących wieczorem do "bajni", a rano do kościoła...

Opowieści są same w sobie ciekawe, ale jeszcze ciekawsze jest Jak składają się wielowarstwowo. Czas przeszły splata się z teraźniejszym. Głosy dzieci nadają słowom starych ludzi nowe życie. W opowieści o przeprowadzaniu pół wieku temu stada gęsi przez granicę słychać człapanie ptactwa i ciszę padającego śniegu, dumę tamtego dzieciaka z udanej przeprawy i uśmiech wspominającego, który dziwi się własnym wspomnieniom i temu, że ktoś się o nie pyta.

W książeczce Ścieżka Pogranicza

Krzysztof Czyżewski notuje: "Strzelisty most w Stańczykach niedaleko Sejn pozostał zagubionym w lesie przęsłem traktu starej cywilizacji. Martwy, donikąd. Już-nie-ścieżka.

Bo ścieżka biegnie, przeciera zarastanie.

Potrzebuje żywych stóp, oczu w każdym calu ciała, wahania przed krokiem w nieznane".

Sejneńskie dzieci odszukują zarośnięte ścieżki w okolicach swojego miasteczka. Przecierają zapomniane szlaki. Te działania jednak znaczą więcej niż składanie hołdu pamięci. Ich opowieść o życiu kiedyś mówi także o nich samych teraz: o ich ciekawości drugiego człowieka. Przyświadczają temu cierpliwą pracą, by dokładnie wylepić spadziste dachy domów, kościelne wieże, bramy synagogi. Wytyczyć uliczki i place miasteczka. Wyznaczyć mapę, gdzie sprawy niewidzialne i uczucia nabierają kształtu.

W ciszy i skupieniu, siedząc na ławkach w La MaMa pochylamy się z uwagą, by nie uronić słowa z ich historii o świecie, którego już nie ma, a i pewnie którego w tak niewinnym kształcie, jak go teraz widzą, nigdy nie było. Lecz dzieci śpiewają dalej. Czynią małe cuda. Odnajdują ścieżki także między Sejnami i Nowym Jorkiem. Ludzie nam jeszcze przed chwilą nieznani stają się rzeczywiści i swojscy. Polskie słowa łączą się harmonijnie z litewskimi. Modlitwy chasydów z westchnieniem starowierców.

Ciekawość dzieci budzi naszą własną, a więc i otwarcie: na drugiego człowieka. Tego "Innego", niepodobnego do nas w obyczajach, mówiącego nie naszym językiem, modlącego się do nie naszego Boga. Pięknie zgrane głosy przypominają o możliwości wzajemnego zrozumienia. Ten "Inny" nie jest wcale taki obcy. W strachu, w bólu i w nadziei, jest taki sam jak ty.

Nad naszym miastem przeleciał anioł.

Bezmiar wysiłku i współpracy wielu ludzi jest konieczny, by doprowadzić taką wizytę do celu. szczególnie gdy trzeba ją organizować w surowych limitach wąskiego budżetu na cele kultury. Cieszy więc wiadomość,że Ellcn Stcwart. kierownik La MaMa, otrzymuje wyrazy oficjalnego uznania: 20 kwietnia zostaje jej wręczona Nagroda im. Stanisława Ignacego Witkiewicza za wkład w propagowanie polskiego teatru.

Chcę jeszcze dodać podziękowania dla wszystkich, których praca za kulisami,często niewdzięczna i żmudna, stwarza nam szansę, by poznać zespoły jak Teatr Sejneński. Składam je symbolicznie na ręce Agaty Grendy z Instytutu Kultury Polskiej, za podejmowanie wyzwań w rodzaju Festiwalu Pogranicze, organizowanego z rozmachem i wizją.

Niełatwa to sprawa zdobyć uwagę Nowego Jorku. Oby sejneńskim gościom to się udało. Obyśmy ich dobrze przyjęli - licznie obecni na sali. Słuchając ich przypowieści z ciekawością i życzliwie. 

Grażyna Drabik, Przegląd Polski, Dodatek Kultutralny nowego dziennika, 18 kwietnia 2008