"Prawda starowieku" Stanisława Vincenza, Joanna Tokarska-Bakir, Gazeta Wyborcza, 18.04.2003

"Prawda starowieku" Stanisława Vincenza, Joanna Tokarska-Bakir, Gazeta Wyborcza, 18.04.2003

Powrót wielkiej sagi: Fundacja Pogranicze wznawia wieloksiąg Na wysokiej połoninie. Ukazał się już pierwszy tom dzieła Stanisława Vincenza Prawda starowieku

Prawda starowieku opublikowana została w roku 1936. Kolejne tomy wyszły dopiero po wojnie, a pierwsze wydanie krajowe (ocenzurowane) - pośmiertnie (PAX 1979-1982). Z wyjątkiem wiernego Mariana Kistera, właściciela warszawskiej oficyny "Rój", który autora "po platońsku" niechętnego pismu namówił na druk książki, Vincenz na ogół nie miał szczęścia do wydawców. Stąd niewielki - poza grupą wtajemniczonych - rozgłos jego dzieła. Po wojnie w przeniesionym do Nowego Jorku wydawnictwie Marian Kister sfinansował też angielski przekład fragmentówNa wysokiej połoninie.

Publikacja Prawdy starowieku, pierwszego tomu sagi Vincenza Na wysokiej połoninie, była wydarzeniem artystycznym dwudziestolecia międzywojennego. Dzieło porównywano z fińskąKalewalą, a Vincenza z Homerem. Początkowa recepcja sagi skłaniała się ku dosłowności - rozumiano je jako barwny fresk z przeszłości Huculszczyzny, ignorowano jego warstwę filozoficzno-metaforyczną. Zwrócił na nią uwagę wybitny polski etnograf Jan Stanisław Bystroń, który w recenzji w Wiadomościach Literackich z roku 1937 pisał: "Ponad Huculszczyzną pojętą jako temat badań etnograficznych, unosi się artystyczna wizja Huculszczyzny, która nigdy nie istniała, tworząca samoistny, barwny i ciekawy świat". W świecie tym, w obrazie górskiej przyrody, co "wyzieleni", "przytuli a ukołysze każdy żywot", ucieleśniał się Vincenzowski ideał sąsiedzkiej wspólnoty Polaków, Żydów i Ukraińców wtopionych we wspólny krajobraz, o którym Vincenz pisał, że stanowi więcej niż krew. "Przeto każdy z nas nad Czarną Rzeką, liść czy ptak, gad czy człowiek, owca lub orzeł, dalekosiężnymi oczyma przenikany i grzany, siedzi tymczasem w zieleni i ufa. Bądź takim, jaki jesteś, jakim cię Bóg stworzył, a nie rób nam wstydu".

Wieloksiąg Na wysokiej połoninie można czytać jako genealogiczną sielankę, coś na kształt Pana Tadeusza, można ją czytać nostalgicznie, jak się czyta Dolinę Issy Miłosza, ale można też czytać inaczej. Gdyby dzisiejszego czytelnika za pomocą bliższych mu obrazów zachęcać do lektury Vincenza, można by to zrobić z jednej strony przez odwołanie się do Tolkiena i wizji Pagórka, od której zaczyna się Władca pierścieni, z drugiej zaś strony - do Boskiej komedii Dantego. Na wysokiej połoninie nie byłoby wówczas zastygłym obrazem utraconego huculskiego raju, ale, by użyć określenia Czesława Miłosza, ową "drugą przestrzenią", w obrębie której wszystko, co podzielił ziemski czas, powraca, spojone wiecznym współistnieniem. Bo, jak pisze Michaił Bachtin, "jedynie poza czasem może odsłonić się prawdziwy sens tego, co było, co jest i co będzie; czas bowiem, który rozdzielał, nie jest czymś naprawdę rzeczywistym ani nadającym rzeczom ich prawdziwy sens".

Joanna Tokarska-Bakir, "Gazeta Wyborcza", 17.04.2003

Stanisław Vincenz, Na wysokiej połoninie. Prawda starowieku. Sejny 2002, Pogranicze.