Relacja z marcowego spotkania z Ruth Gruber w Warszawie

Relacja z marcowego spotkania z Ruth Gruber w Warszawie

Autentyczne coś

Okładka książki Ruth Gruber według projektu Krzysztofa Czyżewskiego wykorzystuje czarno-białe rysunki wnętrza synagogi. Ich autorem jest Andrzej Strumiłło. Wnętrze synagogi jest niemal puste, tylko jeden mężczyzna stoi pomiędzy dwoma pasami przypominającymi szyny. Wiodą one w głąb świątyni. "Te szyny prowadzą do Birkenau – mówi Ruth Gruber. – Zaś rysunek na tylnej okładce ukazuje postać wewnątrz synagogi, na końcu szyn, zwróconą twarzą do nas”. Rysunki są „nagie”, ukazują wyjałowioną przestrzeń bożnicy. „Obrazy na okładkach zachęcają nas do zastanowienia i interakcji. Co się stanie z tą przestrzenią żydowską? Jak zostanie zagospodarowana? Co to za synagoga?" – tak rozpoczęła opowieść o swojej książce autorka podczas spotkania w synagodze Nożyków w Warszawie. Znakomity kontekst, by rozważać znaczenie publikacji o tym, co się dzieje dzisiaj z żydowską kulturą w Europie.




Dziennikarsko-antropologiczna relacja z „wirtualnego świata żydowskiej kultury”. Ruth Gruber, Żydówka i Amerykanka zarazem, ale i Europejka (choć urodzona w Filadelfii, od ponad dwudziestu lat mieszka we Włoszech), opisuje rozmaite sposoby zagospodarowywania „przestrzeni żydowskiej” – analizuje między innymi boom na muzykę klezmerską (graną często przez nie-Żydów), festiwale muzyki żydowskiej, wystawy muzealne poświęcone Żydom, różne funkcje, jakie pełni turystyka do miejsc związanych z Zagładą. 

Podczas warszawskiego spotkania w ulewny marcowy wieczór autorka zauważyła, że do krajów, gdzie 

moda na kulturę żydowską 

rozwija się najszybciej, należą Niemcy i Polska. W każdym wypadku zjawisko "wirtualnej kultury żydowskiej" skłania do zastanowienia. Dlaczego rozwija się ona w Polsce, w kraju, w którym dzisiaj mieszka zaledwie garstka Żydów? Przecież gdy przed wojną istniała tu olbrzymia populacja żydowska, ich kultura takiego zainteresowania nie wzbudzała. A w Niemczech owa fascynacja w dużej mierze wynika z poczucia winy za zbrodnie poprzednich pokoleń, pełni rolę swoistej terapii. 
„To, co nazywam wirtualnym żydostwem, ma wielkie zasługi dla odrodzenia faktycznych społeczności żydowskich w Polsce i Europie – mówiła w synagodze Nożyków Gruber. – Ale są też i strony ujemne. 

Niektórzy traktują Żydów jak obiekty muzealne. 

Nie rozumieją, że Żydzi to żywi ludzie. Czasem mam wrażenie, że bardziej kochają tych Żydów, którzy nie istnieją. Motywy tak silnego współczesnego zainteresowania kulturą żydowską są przeróżne: zwykła ciekawość, szczera atencja, ale i niestety nekrofilia". 

Obserwacja Gruber koresponduje z literackim zapisem nieprzystawalności żydowskiego życia i jego artystycznych i pseudoartystycznych reprezentacji, w których często traktowane jest ono jak bezładny zbiór skamielin. W innej książce wydanej przez "Pogranicze", Parku niepotrzebnych Żydow, Grigorij Kanowicz ukazuje scenę, w której Rosjanin Szarkin tłumaczy parze Żydów, dlaczego w ocalałej po wojnie synagodze zrobiono piekarnię. Tymczasowo - zapewnia Szarkin, dopóki w planie pięcioletnim nie wybuduje się większej liczby budynkow. "Pod koniec pięciolatki, z Bożą pomocą, opuszczą synagogę i przekażą ją muzeum regionalnemu. Zdaniem Szarkina takie muzeum jest bardzo potrzebne. Niechaj ludzie zwiedzają muzeum i zapoznają się z życiem Żydow tego miasteczka w przeszłości dalszej i bliższej. 
- To dobry pomysł - powiedział Icchak. - Szkoda tylko, że w gablotach nie będzie można obejrzeć Żydow".

Zarzuca się, że kultura opierająca się na symbolach i elementach kultury żydowskiej, ale tworzona przez nie-Żydów, jest nieautentyczna. To intrygujące podejście, ale wynika z błędnego mniemania, że obserwujemy odrodzenie kultury żydowskiej, takiej, która istniała na przykład w Europie przed wojną.

Ale przecież nie było jednej kultury żydowskiej, wystarczy przypomnieć chociażby o tradycjonalistach przywiązanych do judaizmu i o asymilujących się Żydach. Oczywiście jedni i drudzy tworzyli żydowską kulturę. A współczesne „wirtualne żydostwo” nie ma nic wspólnego ani z jednymi, ani z drugimi. Chociażby dlatego, że tworzone jest przez artystów i animatorów kultury najczęściej o nieżydowskim pochodzeniu. To zupełnie nowa forma, jak zawsze w dziejach kultur. 
Mamy do czynienia nawet nie ze stopniową czy radykalną przemianą kultur żydowskich, choć bez wątpienia "wyobrażone żydostwo" pośrednio wpływa na mało liczebne społeczności żydowskie w Polsce i innych krajach Europy. Jak słusznie podsumowuje Ruth Gruber, to "nie autentyczna kultura żydowska, ale autentyczne coś. To, co nazywałam w książce "kulturowymi produktami żydowskimi” (Jewish cultural products), to są rzeczy same w sobie, nowa jakość, nie-żydowska, choć kulturą żydowską się inspirująca".

I tak właśnie należy na to zjawisko patrzeć, absolutnie nie utożsamiać go z tym, co się dzieje na co dzień w żydowskich społecznościach. Ruth Gruber powiedziała mi: „Kiedy mówię o „wirtualnym świecie żydowskim”, to jest to bardzo rzeczywiste zjawisko, ale nie jest tak naprawdę żydowskie. Ludzie przybywają do Polski, do Krakowa, widzą festiwal kultury żydowskiej, nowe kafejki i mówią: „To jest fantastyczne – w Polsce następuje odrodzenie kultury żydowskiej". A przecież

kafejki i festiwal nie są odrodzeniem kultury żydowskiej w Polsce 

Odrodzeniem żydowskiej społeczności jest ulica Twarda tu, w Warszawie, synagoga, żydowska szkoła. W Krakowie zaś mamy do czynienia z odrodzeniem zainteresowania kulturą żydowską”. 

Kultura nie zna słowa „autentyczny” czy „nieautentyczny”. Zjawiska trzeba po prostu rozumieć w ich własnych kontekstach, każde z nich jest w pewnym sensie „autentyczne”, no bo po prostu jest.

Najbardziej podobały mi się dwie opowieści Ruth Gruber, którymi podzieliła się z warszawską publicznością (wśród słuchaczy byli członkowie warszawskiej gminy żydowskiej, w siedzibie której odbywało się spotkanie z autorką. Niektórzy z nich to serdeczni przyjaciele pisarki od dwudziestu pięciu lat). 
Pierwsza o tym, jak po raz pierwszy spotkała trzech polskich Żydów we wtedy jeszcze zniszczonej synagodze Nożyków. Było to w sierpniu 1980 roku, tuż po podpisaniu „porozumień sierpniowych”. Gruber była korespondentką United Press International i nie zajmowała się tematami żydowskimi, ale polityką. Relacjonowała obrady Solidarności z rządem. Choć nie jest osobą religijną, w Jom Kippur zawsze pości i wybiera się do synagogi. „Znalazłam synagogę Nożyków, była w okropnym stanie, z sufitów odpadała farba. Ujrzałam około dwudziestu pięciu starszych osób, trzy, cztery osoby w moim wieku i kilkoro dzieci biegających dookoła i robiących hałas. Starsi próbowali je uciszyć. Pomyślałam: "Niepotrzebnie, głosy dzieci ożywiają to miejsce". Podeszły do mnie trzy osoby i zapytały, kim jestem. Gdy wyjaśniłam, zakrzyknęli z entuzjazmem:

Więc jesteś prawdziwą Żydówką! 

Wróć do nas i naucz nas, co mamy robić. Całe życie byłaś Żydówką, a my się dopiero uczymy". Sama tego nie wiedziałam, bo nie jestem tradycyjną osobą, ale wróciłam i często wracam. Odtąd jesteśmy razem". 
Druga opowieść też była o tożsamości żydowskiej i sile tradycji, nawet jeśli niepielęgnowanej. W miejscowości Morre, w której mieszka Ruth Gruber, kilkanaście lat temu zamieszkiwały po sąsiedzku cztery rodziny żydowskie. "To była największa żydowska społeczność w tamtym rejonie – śmieje się pisarka. – Jeden z domów należał do siostry Kostka [Konstantego Geberta – BH]. Każdego piątkowego wieczoru, w szabas, spotykaliśmy się w innym domu. Moja matka nie zapalała świec szabasowych od pięćdziesięciu lat. Kostek za to był bardzo gorliwy. Jak oni wspaniale się rozumieli! A moja matka zachowywała się tak, jakby ten rytuał odprawiała regularnie...".

 

I jeszcze jedno mi się podoba. To, że w Stanach Zjednoczonych Żydzi nie są zmuszani do określania się albo jako Amerykanie, albo jako Żydzi. Są jednymi i drugimi jednocześnie. Tymczasem w Polsce, jak zauważył Stanisław Krajewski (członek władz gminy żydowskiej, prowadzący warszawskie spotkanie z pisarką), zazwyczaj mówi się o Żydach versus Polakach, jakby obie tożsamości się wykluczały. Chciałoby się, aby kiedyś „polscy Żydzi” lub „Żydzi-Polacy” weszło do Polskiego Słownika Wyrazów Zwyczajnych. 

tekst, fotografie: Bartosz Hlebowicz