Sokrat Janowicz - Kultura regionu, region w kulturze

Sokrat Janowicz - Kultura regionu, region w kulturze

Wychodząc z uniwersalnej definicji kultury jako niekoniecznej aktywności ludzkiej, trzeba najpierw zauważyć, że czym innym jest kultura regionu, a zupełnie czymś  innym bywa region w kulturze. Stosunkowo najłatwiejszym jest samo bycie w kulturze, ponieważ wymaga to tylko predyspozycji asymilacyjnych, wzmocnionych potencjałem cywilizacyjnym. Takimi regionami są wielkomiasta z podmiejskimi okolami. Zamieszkujący je twórczy element z reguły reprodukuje wartości ogólnonarodowe lub ogólnopaństwowe, nie znajdując korzeni żywiących niepowtarzalną oryginalność. Szczególnie uwidocznia się to w unifikacji języka literackiego, który to ze swej natury jest wszak językiem sztucznym, nienaturalnym. Dotyczy to także ubożenia psyche człowieka miejskiego.

Region w kulturze, to nic innego jak konsument gotowizny. W zasadzie nie dorównujący oferowanym mu poziomom życia kulturalnego. Stąd bierze się prowincjonalizm.

Jednakowoż region w kulturze jest niezbędnym etapem prowadzącym ewentualnie do zaistnienia kultury regionu właśnie. Więc najpierw kultura w ogóle, potem natomiast tożsamość własna. Z tym trochę jak z nauką pisania i czytania przed przystąpieniem do pisania wierszy…

Na kulturę regionu, na jej świadomość, składa się wiele czynników, lecz głównie odrębny los historyczny. Obserwujemy to na przykładzie fascynacji Podhalem czy zauroczenia Kaszubami; budzi się Śląsk.

Czy Podlasie w dzisiejszym pojęciu ma jakieś szanse na wyrazistą osobowość? Ależ jak najbardziej! Zacznijmy od tego, że w słojach jego przeszłości, choćby tej historycznie znanej, znajdujemy cały przekrój dziejów Europy wręcz. Jesteśmy najpóźniejszym obszarem barbarzyńskiej jej części, chrystianizowanej i slawizowanej dopiero w średniowieczu, właściwie w schyłek owego okresu. Ślady tego są żywe do dziś, chociażby w postaci rozległego pasa puszcz – od Białowieskiej do północno-pruskich, stanowiących monumentalną pozostałość pogranicza nie tylko europejsko – barbarzyńskiego, lecz także łacińsko – bizantyjskiego. Na takim styku różnych światów istnieje głęboka warstwa nakładającego się na siebie podłoża kulturowo – cywilizacyjnego, co dzisiaj uwidocznia się jedynie w powierzchniowej specyfice gospodarczo – rolniczej czy w nieczytelnych nam nazwach własnych miejscowości i uroczysk ( często odbałtyjskich czy odruskich ).Ale to tylko sławetny czubek góry lodowej.

Zwraca uwagę pozorny paradoks historyczny, dotyczący omawianego areału. Przede wszystkim przesuwania się na ten obszar pojęcia Podlasia, pierwotnie ukształtowanego na Zabużu, za zakolem wielkiej rzeki w kierunku starych siedzib plemiennych Lechitów ( czyli „ pod Lasze „). Wędrówka tej nazwy na północny wschód pozostaje w oczywistym związku z polską przynależnością państwową tego terytorium, poczynając od przedziwnego „rękawa” kongresowego Królestwa Polskiego, doliną Niemna ku Kownu. To zachodni fragment wczesnośredniowiecznej Jaćwieży, która załamała się pod ciosami sąsiadów i uległa kolonizacji słowiańskiej, na ogół żywiołowej. Stąd nader gęsto występujące akcenty pojaćwieskie, zarówno w  kulturze duchowej jak i materialnej ( słownictwo, obyczaje popogańskie, sposób gospodarowania).

Zastanawiając się nad oryginalnością regionu podlaskiego należy stale pamiętać o jego dziejowym uformowaniu się. Specyfikę każdego regionu, zresztą, a więc jego osobowość, tworzy przeszłość, nigdy zaś „zachcianki poetów”. Jeśli o fizjonomii kulturowej i biologicznej ludzi naszych gór zadecydowała wołoska ekspansja pasterska, a przywiślańska Małopolska wyrosła na poceltyckim substracie, także rasowym, to główny komponent podlasiactwa ciągle widoczny jest „gołym okiem”: wieloetniczność z czytelną domieszką bałtyjską. Prawdą jest, że stopniowo wygładza to cywilizacyjny i państwowy polonizm, ale nigdy nie będzie on w stanie pokryć monolitem całą popękaną płaszczyznę; nie pozwoli mu na to działanie praw odśrodkowych. Z pewnością nie jest czymś przypadkowym zrodzenie się właśnie tutaj nowoczesnego ruchu narodowego Litwinów (Sejny, Tylża), takoż Białorusinów ( środowisko unickiego monasteru w Supraślu). Nie obeszło się bez pojawienia się  z tych stron wybitnych działaczy polskich (Kościuszko, Traugutt). Dotykamy zatem uniwersalnej cechy utalentowania, wzbudzanego dzięki kontrastowi, krzyżówce. Można się zadziwić, dlaczego idea języka międzynarodowego ( esperanto) wydała swe pierwsze pędy w miasteczkowym wówczas Białymstoku, zamiast  w którejś z metropolii świata, np. Nowym Jorku, niechby w Warszawie.

Region w kulturze ma się nieźle, a nawet dobrze, jeśli wziąć pod uwagę mizerię demograficzną oraz cywilizacyjną. Białostockie uczelnie z rozmachem produkują przyszłych bezrobotnych wyższym wykształceniem. Planom powołania opery wojewódzkiej nie przeszkadza domniemanie, że będzie to super – prowincjonalna placówka na wzór teatru dramatycznego, bowiem o randze takowej decyduje akurat utalentowanie kadry. Kiedyś miejscowe  władze wymyśliły sobie utworzenie znakomitego Białostockiego Oddziału Związku  Literatów Polskich, oferując chętnym z głębi Polski mieszkania i nienudne etaty; owszem, skorzystało kilku z t.zw .trzeciego garnituru. Grzechem w dziedzinie kulturotwórczości na Podlasiu jest analfabetyzm osób sprawujących władze, których nie stać na coś więcej aniżeli  na działania analogiczne t.j. przejmowanie wzorców z innych regionów kraju. Stąd mamy całkiem zadowalającą pozycję w kulturze jako takiej i całkiem słabą właśnie kulturę regionu. Mieszkając w głębokim terenie, widzę co się dzieje – wójta gminy w ogóle nie interesuje kultura jako taka, wyznaję on urzędniczą zasadę nicnierobienia czyli minimalizacji ryzyka jego etatowi. Istniejący zespół chóralny ciągle śpiewa legionowe „Maszerują strzelcy…”, nie przejawiając najmniejszego zainteresowania tutejszym folklorem.

Parę inteligentów, zafascynowanych przeszłością okolicy nie spotyka się z żadnym poparciem miejscowych kacyków, których nic a nic nie obchodzi budowanie patriotyzmu lokalnego, niwelowania kompleksu niższości. Nikt się nie martwi tym, że białostockie przeistacza się w swoiste zagłębie emigrantów ( wójt gminy Krynki czuję się dumny z faktu, że w miasteczku już prawie nie ma młodzieży, szkoła gwałtownie kurczy się, wszystko co młode umyka na Zachód; samorządowcom przestaję grozić rywalizacja, krzepnie nepotyzm, marazm umysłowy).

Istnieje jeszcze jeden powód mojego czarnowidztwa: szybka degradacja gospodarcza Podlasia, które aktualnie stanowi niewiele ponad jednoprocentowy margines w budżecie państwa. Nie mamy wpływu na tę postępującą „afrykanizację”- niegdyś wcale zamożnego regionu z gęstą siecią zakładów przemysłowych. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że winne temu są nie tylko obiektywnie działające mechanizmy ekonomiczne mnożące wielomilionowe bezrobocie. Dopatruję się banalnej głupoty, niekompetencji nowowładzy, charakteryzującej się amatorszczyzną, czymś w rodzaju bolszewickiego chciejstwa.

Kultura jest funkcją gospodarki (funkcją chleba). Zarazem gospodarka jest funkcją kultury. Nie znajdujemy narodów bogatych, ale niekulturalnych i vice versa. Dlatego dźwigać w górę kulturę Podlasia nie da się w oderwaniu od warunków materialnych. Więc da się zrobić jedynie to, na co pozwoli brutalna rzeczywistość. Wcale nie uważam, że mało, nawet pod władzą dumnych z nieczytania książek (biblioteki przestały być świątyniami wiedzy, a uniwersytety w tym „wyścigu szczurów” stały się wytwórniami dyplomów).

Na dobry początek potrzebny jest raport o potencjalnych zasobach kulturotwórczych, takich zasobach, które stanowią o oryginalności kulturowej,niepowtarzalności. Działania zaś analogiczne do krajowych przyjdą same, pod ciśnieniem wymogów biurokratycznych.

W zbliżającej się do nas epoce informatycznej, kiedy praca przestaje być wyłącznym sensem życia ludzkiego, są mnogie przykłady zachodnie, także polskie, na rozwój materialny miejscowości  i okolic z nagle odkrytych walorów turystycznych. Jednakowoż walory te zawsze zasadzają się na osobowości regionu ( góry, morze, jeziora, parki archeologiczne, wartości lecznicze, etc.). U nas takim przykładem jest dawno dokonana promocja Puszczy Białowieskiej. Atrakcją mogą stać się Bagna Biebrzańskie, grodziska jaćwieskie, kontakt z pierwotnym lasem, uroczyskiem pogranicza etnicznego, i tede. Aż dziw bierze, że do dziś nie bardzo wiemy, co posiadamy. Głównie dlatego, że nikogo to nie obchodzi; inicjatywy trzymają się na wyjątkowych przypadkach, na improwizacji. „Co komu do łba strzeli!”. Brak pokoleniowego planu promocji Podlasia, a to, co się robi, przypomina polowanie na granty.

Tekst pochodzi z książki "Warto zapytać o kulturę" (2005).