Dilemma. Mobilna Akademia Dialogu w Użhorodzie - dzień 5

Dilemma w Użhorodzie / dzień 5 / 12.05.2024

Ostatnim odcinkiem naszej wspólnej drogi jest powrót. Dilemma ląduje dzisiaj w Erewaniu, Tbilisi, Nowym Jorku, dojeżdża do Kijowa, Bratysławy, Krakowa, część z nas jest dalej w drodze, układa myśli w ruchu, część dojeżdża do domów, w których na nowo trzeba się znaleźć.

To wszystko są różne powroty i pewnie nie kończą się wraz z końcem przestrzennej podróży, będą dalej pracować, przenosząc nasze spotkanie w odmienne światy i rzeczywistości. Ostatniego dnia wyjeżdżaliśmy z Użhorodu, w kierunku miejsca z całym kontekstem jego krainy, jechaliśmy do zamku Palanka, twierdzy z XIV wieku, gdzie przestrzeń, o której tyle myśleliśmy, stawała się czasem i odwrotnie. Nagle zobaczyliśmy Zakarpacie w rozciągłości i z dystansu, na szerokiej panoramie biegły pola wulkaniczne, dachy Mukaczewa, cerkiewne szczyty daleko odbijały światło, gdzieś na końcu rosły mgliste piętra. Widok z góry rozmazywał się, gdy jechaliśmy w głąb, na gościnę we wsi Niżne Selishche i Kwyst. Spotykaliśmy ideę w działaniu, to, co małe, zmieniało świat, a parametry, skale i proporcje traciły stare punkty przyłożenia. Petro Prygar, jako chłopiec uczył się w Szwajcarii sztuki robienia serów, wrócił na rodzinne Zakarpacie, by założyć małą, lokalną produkcję rzemieśliniczą, która na nowo odkryła miejsce, jej naturę, tradycję, a to wszystko w bliskości z ludźmi, w zgodzie z otoczeniem, przyszłością, ekologią. Malutka księgarnia i sklep z produktami lokalnej kooperatywy, sąsiadują tam z budynkami, które służą wewnętrznym uchodźcom w Ukrainie za schronienie. Ta niezwykła organizacja, wspólnotowa energia i praktyka, pozwoliły zorganizować przestrzeń dla osób uciekających ze wchodnich terenów kraju, niektórzy pozostają na dłużej, niektórzy tylko na chwilę, ale każdy z tych ludzi znajduje materialne schronienie wraz z miejscem w społeczności tego małego świata. Chwilę przed zmrokiem, gdy wychodziliśmy z malutkiego archiwum fabryki sera, dobiegały do nas dźwięki zakarpackiej muzyki, na akordeonie i bębnie grali lokalni muzykanci, a melodie przekształcały się w taniec, później śpiew, w końcu wspólną wymianę myśli. To aż dziwne, że jedno spotkanie może pomieścić tyle różnych, skrajnych emocji, przebiegających obok siebie, naprzeciw, w środku. Podobnie ten dzień, chociaż nierealnie zielony, spokojny i bezpieczny, nie jest opowieścią o wyspie, której nie dotyka zło wojny. Muzyka pożegnalnej biesiady wpadała i wpadała przez drzwi, gdy rozmowy o sytuacji frontu, wyzwalanych i okupowanych na nowo wsiach w głębi Ukrainy, cięły powietrze na zewnątrz. I znowu dźwiękowa opowieść Raphaela Rogińskiego pozwoliła na to wszystko znaleźć miejsce, słuchaliśmy w skupionej ciszy pieśni Morza Czarnego, w tej malutkiej właściwie grupie, w malutkim świecie. Słuchaliśmy chyba jako jedno ciało, o czym mówiła poetka z Charkowa Ivanka Skyba-Yakubova. W tej jedności wrócimy z innymi granicami wyobraźni, tej o wojnie i tej o nowej Europie, przyszłości. Spotkaliśmy życie, które płynie z miejsca, istnieje mimo wszystko. Chociaż każdego dnia ginie na nowo, musi układać gdzieś światło w ciemności.