Recenzja książki "Czas cudów" na blogu Na ostrzu książki

Czas cudów

Na blogu "Na ostrzu książki" prowadzonym przez Marię Akidę ukazała się recenzja książki "Czas cudów" Catalina Doriana Florescu.

Urodziłem się w kraju, w którym zdrowie towarzyszy było priorytetem. Towarzyszami byli wszyscy i wszyscy byli sobie równi. Przynajmniej trochę równi. Ci, którzy nimi nie byli, nie należeli do nas. Na przykład dysydenci.

To właśnie zdrowie, a raczej jego brak z powodu rzadkiej choroby Charcot-Marie, na którą cierpiał autor powyższych słów – dziesięcioletni Alin – było powodem, a w podtekście pretekstem, wyjazdu z Rumunii do USA pod opieką ojca.

W czasie reżimu Nicolae Ceaușescu nie było to proste i łatwe.

Wymagało cudów prowadzących do upragnionej wolności. Operacja chorych nóg chłopca, możliwa do wykonania tylko poza granicami kraju, była doskonałym pretekstem, by tak naprawdę uciec z opresyjnego systemu. Poszukać miejsca lepszego do życia dla Alina i jego mamy. Z państwa, w którym powszechnie grano w szeptankę. Znali ją wszyscy dorośli w Rumunii. Jeden mówi tak cicho, jak się tylko da, drugi przestrasza się co kilka minut i szepce »pst«, »pst«. Z kraju, gdzie w domach nikt nie musiał buntować się przeciwko sobie, bo jednoczyli się przeciwko wspólnemu wrogowi klasowemu. W tym kontekście każde inne miejsce do życia było lepsze.

Okazało się jednak, że nie do końca.             

Autor, imigrant rozdarty między ojczystą Rumunią a przybraną ojczyzną Szwajcarią, historię rodziny Alina oparł częściowo na własnych doświadczeniach. Zbudował obraz ludzi szukających dla siebie bezpiecznego miejsca do życia. Migrantów, którzy w tych poszukiwaniach nie ustali po pierwszej porażce, podsumowanej przez ojca Alina słowami – Ameryka wcale nie jest lepsza niż nasz kraj, tu wariaci, tam wariaci, tylko że tutaj wszyscy noszą broń. To w momencie podjęcia drugiej próby ucieczki z Rumunii, poznałam głównych bohaterów powieści, której powodzenie zależało  od cudów, podnosząc jej napięcie płynące z niepewności powodzenia akcji.

Pokazanej oczami dziesięcioletniego, bardzo uważnego obserwatora.

Ta dziecięca perspektywa, zmieniająca się w miarę rozwoju fabuły i dorastania Alina od dziecka do czasu wchodzenia w początek dojrzewania, ukazywała rzeczywistość Rumunii lat 70. ubiegłego wieku. Opisywana na swój dziecięcy, czyli prosty sposób relacjonowania wprost. Momentami bez rozumienia chaosu dorosłych lubiących komplikować sprawy, bo jak zapewniał Alin – my, dzieci, mamy zawsze jasne myśli. Dobrze wiemy, na co chcemy wymienić model samolotu Lufthansy i jakie ryzyko ponosimy, kiedy w zeszycie obecności sfałszujemy podpis rodziców. Dorośli mają bałagan w myślach. I na dodatek myślą zerojedynkowo, bo tylko dorośli widzą czarno-biało. My, dzieci, nigdy. Dlatego nie rozumiał, co kobiece narządy płciowe mają wspólnego z zepsutą windą. Albo dlaczego fatygują Boga, kiedy coś nie działa, bo przecież Bóg nie żyje i nie może niczego popsuć. Tak piszą w naszych rewolucyjnych lekturach, tych, które skorygował Lenin.

Na styku zderzenia świata dziecięcego i dorosłego stale skrzyło takim właśnie humorem.

Nieustanne próby racjonalizacji zachowań członków rodziny, ich poglądów, decyzji i wypowiedzi prowadziły do rozbawiających wniosków i komentarzy. Na przykład włosy na twarzy są po to, żeby się golić. Dzięki Bogu, bo gdyby ich nie było, nie byłoby też żyletek do poprawiania złych stopni z dyktanda.

Jakież to było wszystko rozbrajająco proste dla Alina, ale z podtekstem dla czytelnika!

To również czuła opowieść o więzi między ojcem a synem, tłumaczącym mu świat dorosłych, a potem wprowadzającym go w tematykę seksualności. Ojcem, który dla dobra syna i żony wierzył w cuda, choć nie było to łatwe. Ojcem, w którego z kolei wierzył Alin, ufając mu i podziwiając niczym bohatera z kreskówek. Ojcem, który miał dokonać kolejnego cudu przed granicznym szlabanem, za którym zaczynała się wolność. Najpiękniejszy dar dla każdego człowieka żyjącego w opresyjnym państwie.

Zwłaszcza gdy tym człowiekiem jest własne dziecko.

Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.\

Autorka recenzji: Maria Akida

Recenzja na blogu Na ostrzu książki

Recenzja ukazała się w ramach akcji recenzenckiej organizowanej na portalu Lubimy Czytać.

Kup książkę "Czas cudów"