Recenzja książki "Zamieszkiwanie pamięci" na portalu sztukater.pl

"Zamieszkiwanie pamięci" Joanna Ugniewska

Najnowsza książka Joanny Ugniewskiej zrecenzowana została na portalu sztukater.

Joanna Ugniewska jest italianistką i tłumaczką literatury. Literatura europejska jest jej bliska, albo ją tłumaczyła, albo też o niej pisała, o dziełach i twórcach, którzy wyjątkowo utrwalili się w jej pamięci, wywołali silne emocje, skłonili do rozważań. Tymi refleksjami podzieliła się później z czytelnikami w esejach, które opublikowano najpierw w „Zeszytach Literackich, w „Przeglądzie Politycznym” i w „Tygodniku Powszechnym”. Teraz zaś mamy je wszystkie razem, wydane jak zawsze starannie i z piękną okładką przez Pogranicze w godnej polecenia serii Meridian.

       Kto zatem i dlaczego właśnie on znalazł dla siebie kącik w pamięci Joanny Ugniewskiej? Spora tu rozmaitość, jest w czym wybierać. Bo nawet jeśli wspólnym mianownikiem dla pisarzy pozostaje element wygnania z rodzinnego kraju, to już stosunek do owej „przymusowej” emigracji jest tutaj bardzo różny, jak też i ich łączność z przeszłością, to, czy kraj, który musieli opuścić uczynili swoją Heimatliteratur, czy też nie. Czy wyjazd oznaczał dla nich poszerzenie przestrzeni wolności i głębszy oddech, zanurzenie w nowej, ekscytującej rzeczywistości, czy też głównie tęsknotę i samotność. Często też przywiązanie do określonego terytorium, świadomie odrzucone, przechodzi w przywiązanie do języka, który staje się schronieniem i pocieszeniem dla twórcy. Pisarz musi być wolny, mieć prawo zarówno do mówienia, jak i do milczenia. Bez tego pozostaje kaleki niczym ptak, któremu podcięto skrzydła.

        Autorka zderza też z sobą różne podejścia do upływu czasu, do pamięci, która według jednych przywraca moc zdarzeniom, zdaniem innych zaś nieuchronnie je wypacza, przeinacza i nieświadomie zafałszowuje – „Nie ma okularów dla zmęczonej pamięci.”

       Dla mnie, wielbicielki Sandora Maraiego, szczególnie bliskie stały się fragmenty jemu właśnie przez Joannę Ugniewską poświęcone. Jeszcze raz zetknęłam się ze znanym mi już dobrze z Dzienników pisarza Neapolem, tym rajskim ogrodem Posillipo, wybranym na miejsce wygnania.

       Po wznowieniu kontrowersyjnego i niesamowicie erudycyjnego „Kaputt”, Curzio Malaparte odżył w naszej czytelniczej pamięci, a jego dyskusyjna, niejednoznaczna postawa znów znalazła się w polu zainteresowania. Autorka przedstawia recepcję twórczości, ale i osoby Malapartego, co jest ze wszech miar interesujące, gdyż owo postrzeganie rozkłada się na skali plus-minus po jej obu krańcach. Albo mitoman, lawirant i twórca kiczowatej grafomanii, albo też elastyczny wizjoner o wielkim kunszcie słowa. Po przeczytaniu „Kaputt” myślę, że owej erudycji, mistrzostwa w żywiołowym, nasyconym barwami opowiadaniu historii nie da się mu odmówić, choć kategorię reportażu mocno przy tym poszerzył, dodając sporo konfabulacji, co dla wielu jego następców stało się wzorem do naśladowania. Trzeba o tych innowacjach, czy jak niektórzy wolą, uchybieniach, pamiętać podczas lektury „Kaputt”, ale nic nie jest w stanie odebrać nam niesamowitej frajdy zagłębienia się w tę wartką opowieść.

       Jeden z esejów został poświęcony legendarnej Wenecji, miastu-mitowi, ogranemu na tysiące sposobów, a jednak skrywającemu nadal pewne tajemnice. Oglądamy je przez pryzmat literatury, bo jakże mogłoby być inaczej, oczami Tomasza Manna, Johna Ruskina, Josifa Brodskiego, Predraga Matvejevicia czy Henry`ego Jamesa. „Czy jest więc Wenecja tylko projekcją naszych wyobrażeń, snem, z którego się budzimy, czy ma rację Pessoa, pisząc, że „nie ma dla nas innego pejzażu niż ten, którym sami jesteśmy (przeł. K. Lipszyc), lub Borges, gdy mówi o malarzu malującym krajobrazy i spostrzegającym, ze przedstawił jedynie własną twarz.”

Joanna Ugniewska dzieli się z nami swoimi refleksjami dotyczącymi Rzymu, na ile jego literackie odwzorowania, ich tłumaczenie, wpłynęły na jej osobiste postrzeganie Wiecznego Miasta, zmieniły percepcję, wzbogaciły ją. Henry James czy raczej Muratow, Stendhal, a może Mario Praz?

       Ważnym twórcą, którego dzięki pracy nad tłumaczeniem autorka dobrze zrozumiała i przeszczepiła na nasz grunt jest Claudio Magris, wcześniej zupełnie mi nieznany, ale już „ustawiony” w kolejce do zaznajomienia się. Skoro jego eseje i powieści zrobiły takie wrażenie w świecie literatury, z pewnością warto poświęcić mu swój czas. A że mowa będzie o Trieście i diasporze żydowskiej, o pamięci, w której pozostała niemiecko-żydowska symbioza, jakiej już przecież dawno nie ma, czyli obszarze pozostającym w centrum moich zainteresowań, to radość na spotkanie z Magrisem jest tym większa.

       Książkę kończą trzy teksty poświęcone autorom bliskim Joannie Ugniewskiej, którzy odeszli stosunkowo niedawno. To Antonio Tabucchi, Umberto Eco i Predrag Matvejević. I znów temat dla mnie do nadrobienia: Tabucchi i Matvejević. Tak to właśnie się dzieje. Lektura jednej książki wyznacza nam kolejne czytelnicze plany, horyzonty się poszerzają, kwestii do rozważenia przybywa, a my, bezradni, rozkładamy ręce pytając, czemu doba ma zaledwie 24 godziny, czemu inne obowiązki odrywają nas od czytania i w końcu, czemu wciąż wydawane są nowe książki, skoro mamy jeszcze tyle zaległości. No cóż, wszystko sprowadza się do mądrego wyboru, umiejętności dokonania selekcji, gdyż wszystkiego przeczytać żadną miarą się nie da, a i nie ma też takiej potrzeby. Nie mam jednak wątpliwości, że warto poznać tych, którzy zamieszkują w pamięci Joanny Ugniewskiej i prowokują ją do pisania tak zajmujących esejów.

Czytaj recenzję na portalu sztukater.pl